Zaczarowane miasto, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A. E. van VogtEnchanted VillageZaczarowane miastoOdkrywcy nowych rubie�y � powtarza� gorzko Jenner w p�dz�cy tumany piasku wiatr. Powietrzny okr�t rozbi� si� na marsja�skiej pustyni, w cudowny spos�b ocala� tylko jeden cz�owiek � Bill Jenner. Reszta zgin�a. Jenner nienawidzi� siebie za to, �e rozpiera�a go duma, kiedy po raz pierwszy us�ysza� tamte s�owa: �Odkrywcy nowych rubie�y� � tak ich nazywano przed odlotem.Jednak�e w�ciek�o�� jego gas�a z ka�d� mil� przebyt�, czarna rozpacz za nie�yj�cymi przyjaci�mi zamienia�a si� powoli w cichy b�l. U�wiadamia� sobie tak�e, �e to on pope�ni� kosztuj�cy ich �ycie b��d w obliczeniach.Nie doceni� szybko�ci, z jak� lecia� okr�t przestworzy. My�la�, �e zosta�o mu do przej�cia trawersem tylko trzysta mil do skraju p�ytkiego polarnego morza, kt�re wszyscy zaobserwowali, kiedy rakieta w�lizn�a si� w atmosfer� Marsa. W rzeczywisto�ci odleg�o�� okaza�a si� znacznie wi�ksza i okr�t run�� na ziemi� umkn�wszy spod kontroli.Mija�y dni, na oko r�wnie niezliczone jak gor�ce, czerwone niesamowite ziarnka piasku wciskaj�cego si� w ka�de rozdarcie ubrania. Bill wygl�da� jak strach na wr�ble, szed� nie ko�cz�c� si� spalon� pustyni�, nie chcia� si� podda�.Nim doszed� do pasma niskich wzg�rz, zjad� ca�y zapas �ywno�ci. Z czterech pojemnik�w pozosta� mu tylko jeden, a i w tym jednym nie by�o ju� du�o wody. Bill tylko zwil�a� pop�kane usta i spuchni�ty j�zyk, kiedy �ar stawa� si� po prostu nie do zniesienia.Jenner znajdowa� si� w po�owie stoku, nim zda� sobie spraw�, �e nie jest to jedna z piaszczystych diun, kt�re od wielu dni zagradza�y mu drog�. Zatrzyma� si� i podni�s� g�ow� na do�� odleg�y wierzcho�ek. Wzdrygn�� si� troszk�; przez chwile odczuwa� ca�� beznadziejno�� tego szalonego wy�cigu do nik�d, ale mimo to zdecydowa� si� wej�� na szczyt. Po drugiej stronie, w dole, s�a�a si� dolina otoczona wzg�rzami r�wnie wysokimi albo i nawet wy�szymi ni� to, na kt�rym sta�. A w dolinie przycupn�o miasto.Bill dok�adnie widzia� drzewa i marmurowe podw�rko.Wok� placu przypominaj�cego rynek sta� dziesi�tek dom�w, przewa�nie niskich. Tylko cztery mia�y zgrabne strzeliste wie�yce, kt�re l�ni�y w s�o�cu marmurowym blaskiem.Z doliny p�yn�� cichy niski gwizd. Wznosi� si� i opada�, chwilami nikn�� zupe�nie, potem znowu si� wznosi� niemile przenikliwy. Nawet kiedy Jenner ju� bieg� w stron� miasteczka, gwizd �widrowa� mu uszy niesamowit� melodi�.Bill zeskakuj�c z g�adkich kamieni pot�uk� si� dotkliwie upad�szy na ostr� kraw�d� i potem toczy� si� przez po�ow� drogi do miasteczka. Budynki widziane z bliska nadal robi�y wra�enie nowych i czystych, ich �ciany odbija�y jaskrawo promienie s�o�ca. Wsz�dzie ros�y czerwonozielone krzaki i z�tozielone drzewa obsypane purpurowymi i czerwonymi owocami.Z nieopanowan� �ar�oczno�ci� w oczach Jenner pod szed� do najbli�szego drzewa. Widziane z bliska drzewo wygl�da�o jak wyschni�te, �amliwe dekoracje teatralne, chocia� olbrzymi czerwony owoc, jaki Jenner zerwa� z najni�szej ga��zi, by� mi�kki i soczysty.Podnosz�c go do ust przypomnia� sobie ostrze�enie udzielone za�odze rakiety w okresie przygotowawczym, aby na Marsie nie bra� nic do ust, nim nie zostanie przeprowadzona analiza. Ale ostrze�enie to nie mia�o sensu dla cz�owieka, kt�rego jedynym przyrz�dem do przeprowadzenia analizy by� jego w�asny �o��dek.Niemniej �wiadomo�� ryzyka kaza�a mu post�powa� ostro�nie. Ugryz� tylko male�ki kawa�ek owocu. Na j�zyku poczu� straszliw� gorycz, wi�c wyplu� szybko, co mia� w ustach. Ale pal�cy sok zd��y� poparzy� mu dzi�s�a. Przeszy� go okropny b�l przyprawiaj�c o md�o�ci; poczu� r�wnie� skurcz mi�ni r�k i n�g, wi�c po�o�y� si� na marmurowej ziemi, aby nie upa��. Chyba dopiero po paru godzinach wsta�, straszliwe dr�enie wreszcie ust�pi�o, odzyska� pe�n� �wiadomo�� tego, co si� doko�a niego dzieje. Spojrza� z rozpacz� na drzewo.Kiedy wszystkie skutki zatrucia ust�pi�y, Jenner odetchn��. Lekki wiatr porusza� suchymi li��mi drzewa z truj�cymi owocami. Inne drzewa podj�y delikatny szept. Jennera uderzy�o, �e w dolinie wiatr by� znacznie spokojniejszy i cichszy od wiatru na pustym.Nagle u�wiadomi� sobie, �e nie s�yszy � niskiego pulsuj�cego gwizdu, kt�ry tak nieprzyjemnie obija� mu si� poprzednio o uszy. Le�a� nieruchomo, wyt�aj�c s�uch, ale dobiega� go tylko szelest li�ci na wietrze. Przenikliwy gwizd zamilk�. Bill zastanawia� si�, czy to m�g� by� sygna� obwieszczaj�cy mieszka�com jego przybycie.Ostro�nie wsta� i r�k� obmaca� pas szukaj�c rewolweru. Nie znalaz�. Umys� mia� tak wyja�owiony ostatnimi przej�ciami, �e dopiero po chwili przypomnia� sobie, �e ju� tydzie� temu zgubi� bro�. Niespokojnie si� rozejrza�, ale nigdzie nie dostrzega� nawet �ladu �ycia organicznego. Usi�owa� opanowa� l�k. Je�li zajdzie konieczno��, b�dzie walczy� do �mierci o prawo pozostania w tym mie�cie.Poci�gn�� ma�y �yk wody z pojemnika zwil�aj�c pop�kane wargi i spuchni�ty j�zyk. Pieczo�owicie zakr�ci� pojemnik i ruszy� miedzy podw�jnym szpalerem drzew w kierunku najbli�szego budynku. Obszed� go dooko�a, chc�c si� wszystkiemu dok�adnie przyjrze�. �ukowata brama prowadzi�a do wn�trza domu, w g��bi wida� by�o g�adk� jak lustro marmurow� posadzk�.Jenner obszed� ca�e miasto utrzymuj�c bezpieczn� odleg�o�� od bram. Nie zauwa�y� �adnych �lad�w �ycia. Wreszcie stan�� na skraju marmurowej p�yty, na kt�rej sta�o miasto, i zdecydowanym krokiem zawr�ci�. �Najwy�szy czas zbada� wn�trza dom�w� � pomy�la�. Na pierwszy ogie� wybra� jeden z czterech wie�owc�w. Kiedy podszed� pod bram�, stwierdzi�, �e musi pochyli� g�ow�, aby wej�� do �rodka.To dawa�o wiele do my�lenia. Zatrzyma� si�. A wi�c s� to pomieszczenia dla istot bardzo r�ni�cych si� od ludzi.Schyli� g�ow� i z bij�cym sercem wszed� w bram�. Nerwy i mi�nie mia� napi�te jak postronki.Po paru krokach znalaz� si� w komnacie bez mebli. Tylko z jednej �ciany wystawa�y niskie marmurowe kloce �awy, przed nimi sta�y wbudowane w pod�og�, kamienne misy.W nast�pnej komnacie by�y cztery nieco pochylone marmurowe �o�a, lekko zagi�te z jednej strony. Na parterze znajdowa�y si� cztery komnaty. Z jednej bieg�a w g�r�, prawdopodobnie do komnat w wie�y, spiralna pochylnia.Jenner wola� nie chodzi� na pi�tro. Poprzednia obawa, �e stanie oko w oko z obcymi mu istotami, zamieni�a si� teraz w �miertelny lek, �e niczego i nikogo tu nie znajdzie. Bez �yj�cych istot nie ma �ywno�ci, bez �ywno�ci nie ma szans ocalenia. Jak w gor�czce zacz�� biega� z budynku do budynku, zagl�daj�c do cichych komnat, zatrzymuj�c si� tu i tam, i pokrzykuj�c chrapliwie.Wreszcie nie mia� ju� �adnych w�tpliwo�ci: by� absolutnie sam w opuszczonym mie�cie zamar�ej planety, pozbawiony �ywno�ci, pozbawiony wody, je�li nie liczy� �miesznych paru �yk�w w pojemniku. No i pozbawiony nadziei.By� tam w czwartej, najmniejszej komnacie budynku z wie��, kiedy zda� sobie spraw�, �e ju� wszystko obejrza�, ca�e miasto. W komnacie, w kt�rej sta�, by�a tylko jedna �awa wbudowana w �cian�. Jenner znu�ony po�o�y� si� na niej. Zasn�� w mgnieniu oka.Kiedy si� obudzi�, u�wiadomi� sobie dwie rzeczy, jedn� po drugiej. Przede wszystkim u�wiadomi� sobie, nim jeszcze otworzy� oczy: �e s�ycha� by�o przenikliwy gwizd, wysoki, ostry, tu� na granicy s�yszalno�ci.I po drugie: z sufitu sp�ywa�a na niego jaka� ciecz, rozrzedzona niemal w py�. Mia�a zapach, kt�rym technik Jenner tylko raz si� zach�ysn�� i szybko wylecia� z komnaty kaszl�c, z oczami pe�nymi �ez. Sk�ra twarzy zacz�a go piekielnie pali�.Wyci�gn�� z kieszeni chustk� i otar� pora�one miejsca na sk�rze r�k i twarzy.Stan�� na podw�rzu staraj�c si� poj��, co w�a�ciwie zasz�o.W mie�cie wszystko wydawa�o si� takie same, jak poprzednio.Li�cie dr�a�y w delikatnym wietrze, s�o�ce sta�o nad szczytem najwy�szego wzg�rza. Z jego po�o�enia Jenner odgad�, �e zn�w jest ranek i �e przespa� co najmniej dwana�cie godzin. Bia�e jaskrawe �wiat�o zalewa�o dolin�. Budynki, na po�y skryte przez drzewa i krzaki, odbija�y s�oneczne promienie i drga�y w gor�cym powietrzu.Jennerowi zdawa�o si�, �e jest w oazie na wielkiej pustyni. Tak, to by�a oaza, pomy�la� ponuro, ale nie przeznaczona dla istot ludzkich. Zatrute owoce upodobnia�y j� raczej do zwodnego mira�u.Wr�ci� do budynku i ostro�nie zajrza� do komnaty, w kt�rej poprzednio spa�. Po gazowym prysznicu nie by�o ju� �ladu. Czyste powietrze mia�o �wie�y aromat poranku.Przest�pi� pr�g maj�c ochot� zrobi� pr�b�. Oczami wyobra�ni widzia� legendarnego Marsjanina, kt�ry le�y na p�ycie poddaj�c si� z rozkosz� chemicznej k�pieli w gazowym pyle. Fakt, �e sk�adniki tego prysznicu by�y �miertelne, szkodliwe dla istoty ludzkiej, ostatecznie przekonywa�, �e �ycie na Marsie nie nale�a�o do gatunku humanoidalnego. Chyba jednak nie by�o w�tpliwo�ci, �e to, co lecia�o z sufitu, by�o zwyk�ym prysznicem. Mieszkaj�ce tu istoty mia�y zwyczaj k�pa� si� rano.Wszed�szy do ��azienki� Jenner ostro�nie najpierw usiad� na marmurowej p�ycie, a potem podci�gn�� nogi. Z g�adkiego sufitu trysn�� ��tawy p�yn. Jenner zerwa� si� i odbieg� par� krok�w. Prysznic sko�czy� si� r�wnie nagle jak i zacz��.Jenner zrobi� jeszcze jedn� pr�b�, aby ju� nie mie� w�tpliwo�ci, �e ma do czynienia wy��cznie z mechanicznym procesem.Spalone pragnieniem wargi Jennera rozchyli�y si� w podnieceniu. Pomy�la�: �Je�li jest jeden mechaniczny proces, s� mo�e i inne.�Zdyszany wbieg� po pochylni na pi�tro i usiad� na jednej z dwu �aw przy �cianie. Kamienna misa wype�ni�a si� natychmiast paruj�c� brej�. Jak zafascynowany patrzy� na g�st�, t�ust� potraw� � pokarm i nap�j. Przypomnia� sobie truj�cy owoc i poczu� obrzydzenie. Zmusi� si� jednak, schyli� i w�o�y� palec do misy, potem podni�s� go do ust i obliza�.Substancja nie mia�a w�a�ciwie smaku, by�a w��knista jak rozgotowana celuloza, drapa�a paskudnie w gardle. Oczy nabieg�y mu �zami, usta �ci�gn�y si� konwulsyjnie, przepona pow�drowa�a w g�r�. Wybieg� na dw�r, ale po drodze wymiotowa�.Mia� uczucie potwornego zm�czenia fizycznego i psychicznego. Znowu us�ysza� ostry gwizd.Zastanawi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl