Zagle w tarczy, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LESŁAW FURMAGAŻAGLEW TARCZY3Tower Press 2000Copyright by Tower Press, Gdańsk 20004O totemowisku, Wojtku krokodylui zbyt pewnych... pewniakachDęby na wzgórzu tworzyły otwarty ku niebu wachlarz, za nimi był powietrzny wir, dalejpanowała cisza. Łodzie wpadajšc tam, łopotały żaglami i stawały nagle jak cišgniętecuglamikonie. To było trudne miejsce. Potem uderzał szkwał. Wirował, kręcił się, uciekał odbrzeguna wielkie jezioro. Niejeden w tej zatoce wywrócił jacht lub długo stał bez ruchu zobwisłymżaglem, czekajšc na wiatr, który był wszędzie tylko nie tam.Jacek mocno trzymał szot, sznur wrzynał mu się w dłoń. Przechylona na burtę łód cięławodę jakby z utajonš pasjš.Uważaj, tu wywraca mruknšł Wojtek, kręcšc się między burtami z zamiaremprzebalastowaniaw nagłym przechyle. Jacek umiechnšł się. Czuł podmuch, który drżał na żaglu.Mały figiel pišł się ostrym bajdewindem na krawędzi owej ciszy za dębami. Dalejjezioroprzez szerokš taflę pomarszczonej wody aż do majaczšcej na drugim brzegu trzcinybyłopewne, wystarczyło trzymać wiatr w żaglu i rumpel w dłoni, by łód leciała niemal naskrzydłachtam, gdzie prowadził jš sternik.I co Vasco? zapytał Wojtek.Nic, przejdziemy mruknšł Jacek.Ja nie o tym.Nie? A o czym?Rejs na Canary mamy pewny.Prawie pewny umiechnšł się sternik.Chwilę panowało milczenie, żagiel drgnšł wolnym likiem.Jacek patrzył na jego krawęd jak kto, kto nie da się oszukać, wybrał szot i płótnozesztywniałopod naciskiem szkwału.No mruknšł Wojtek.Widzisz, tu jeszcze jest wiatr a parę metrów dalej już nie ma.A na Canary popłyniemy! nie dawał za wygranš Wojtek. Jestemy pewniaki.Pewniaki!powtórzył. Lepszych nie ma podniecił się wyranie. Jacek znowu wybrał luz nabloczku, tym razem nie pomogło, żagiel miał się, płótno łopotało. Niespodziewanie szotzesztywniał,rozległ się trzask, łód poleciała głęboko na burtę bioršc wodę w nagłym przechyle.Jacek przebalastował w ostatniej chwili.Wiesz jakie pewniaki sš najgorsze? powiedział powoli.No? wycišgnšł szyję Wojtek.Zbyt pewne... zbyt pewne pewniaki sš najgorsze. Zważ to sobie Krokodylu.E tam, od nas lepszych nie ma, sam wiesz. Wygralimy trening, wygramy regaty iCanarynasze upierał się Wojtek. Powiew przyszedł mocny, fala stukała o dno, miecz furczał,łód leciała bardzo lekko.Dęby na wzgórzu zostały daleko. Sternik zrobił zwrot przez sztag, łód przechyliła się ipłynęła w kierunku pomostu. Tu i tam majaczyło jeszcze kilka kolorowych żagli,wszystkiezmierzały tam, gdzie Jacek z Wojtkiem. Na obozowym maszcie powiewał sygnałwzywajšcyzałogi do powrotu. Z dala widać było chłopców cumujšcych łodzie do pław. Zbliżał sięobiad,5przedpołudniowy trening był skończony. Jedna tylko łód z bliniaczym jak Jackowyżaglemoznaczonym trzema stykajšcymi się na kształt koniczynki kołami zdšżała wyranie naprzecięciekursu powracajšcych do bazy Jacka i Wojtka.To Maciek z Lidkš powiedział przysłaniajšc oczy Wojtek.Jacek spojrzał w tamtš stronę, pucił na chwilę ster, poprawił rozrzucone wiatrem włosyi zfasonem przekrzywił żeglarskš czapeczkę na głowie. Kumpel przesunšł się na burtę,łódwyostrzyła. Sternik szybko sprowadził jš na kurs.Jak będziesz się mizdrzyć, to wywrócisz zauważył od niechcenia Wojtek.Co znaczy mizdrzyć? podskoczył Jacek.Sam wiesz, wszyscy mówiš.Co mówiš!? poczerwieniał sternik.W tej chwili ,,figiel lecšcy z drugiej strony jeziora wykonał brawurowo zwrot przez rufę iznalazł się tuż przy burcie łodzi zmierzajšcej do pomostu.Ahoj Vasco! krzyknšł sternik z jachtu, którego załogę, oprócz kapitana, stanowiładziewczyna o jasnych włosach.Czego pajacujesz? odezwał się Jacek. Figiel takich zwrotów nie lubi.Powiedzieć ci kawał jak stšd do Jokohamy? wychylił się przez burtę tamten.Jaki kawał?Duży!Jeli musisz, to mów.Murzyni przyjeżdżajš!Jacy Murzyni?Czarni!Gdzie?Na obóz!A gdzie dowcip w tym kawale? wzruszył ramionami Jacek, nazywany przez kolegówVasco.Jest dowcip.Nie widzę.Taki dowcip, że to prawda. Jacek popatrzył na załogę drugiego ,,figla nieco uważniej.Serio, prawda Vasco umiechnęła się dziewczyna.Łodzie żeglowały teraz obok siebie burta w burtę.Komendant był w Gdańsku ze ledziem. ledzia prosili do jakiej firmy murzyńskiej apotem do afrykańskiego konsulatu. Musiał przyrzec, że zrobi miejsce dla tych czarnych iżezajmie się nimi, żeby nas dogonili. Też majš zrobić żeglarzy. Heca jak olimpiada, co?Lidka, on nie buja? Jacek zwrócił się do dziewczyny niczym do autorytetu.Z rękš na sercu Vasco powiedziała Lidka, kładšc dłoń na ratunkowej kamizelce,któršmiała na kostiumie kšpielowym.On wierzy tylko babom wtršcił się Wojtek.Ty balastuj, tyłek twój potrzebny, nie dowcip. Z dowcipem jeste za ciężki na figlaprzycišł mu Vasco. Obie załogi wybuchnęły głonym miechem, ale Jackowi wydawałosię,że słyszy tylko miech Lidki, który brzmiał jak złote dzwoneczki. Bardzo lubił ten jejmiechi teraz patrzył na dziewczynę zamiast na żagiel, który gwałtownie przeleciał nadkokpitem zburty na burtę.Z pomostu wydeptana cieżka wiodła do obozu, który rozpocierał się na zboczusporegowzniesienia. Namioty stały w dwóch rzędach, a przed każdym ustawiony był totemwiadczšcyo dowcipie i kunszcie zdobniczym zamieszkujšcych płócienny domek żeglarzy. Byławięcomiornica wyczarowana z korzeni starej sosny, z oczami w postaci kamienibłyszczšcych jak6żywe, było koło sterowe ze sternikiem-robotem, którego głowę wachtowy obracał cogodzina,wraz z wybijanš przez dzwon szklankš, za przemierzajšcym swš drogę wokół obozusłońcem,był pień, topór i cięta głowa żeglarza, który zdradził żagle i przesiadł się na łódmotorowš.Totemy wymylił led, który miał różne talenty, był mistrzem w pływaniu kraulem iwiosłowaniuna bšczku, opłynšł też już chyba wszystkie morza i lšdy na wiecie. A cztery paryokularów, które nosił w specjalnej skórzanej torbie i wkładał na nos w zależnoci odpotrzeby,zawdzięczał podobno nieżno-lodowym górom Antarktydy, na które patrzšc przez dwalata z bardzo bliska, stracił dobry wzrok od ich jasnoci w słońcu. Kiedy był rybakiem,morskiejego szlaki nie były zwyczajne. Tam pływał, gdzie było trudno, sporo więc życia spędziłblisko północnego, a potem południowego bieguna, na morzach surowych, złych, gdziefale,góry lodowe i mrok były jednym wiatem dokoła. Sporo czasu pracował w Afryce... ażlosprzygonił go tu, w krainę tak pięknš, że aż zbliżonš do raju. Jeziora leżały w głębinachdolin,dokoła nich za piętrzyły się zbocza gór, na których stadami pasły się owce, zieleńlasów byłasoczysta a woda w jeziorach kryształowa i nawet w jej głębi można było zobaczyć jak popiaszczystym dnie pełzajš raki. Gdy chłopcy przyjechali na obóz i po raz pierwszy poszlidowioski, kto spytał ich, czy w tym roku też jest Pan Marcin.Nie wiecie kto to Marcin? To go chyba nie ma. Fajny chłop, pływa jak mors, kapitan,rybak,słabo widzi, dlatego zamiast być na statku, teraz bawi się z dziećmi. Był tu w zeszłymroku, znamy go dobrze.Człowiek, który to powiedział, poszedł na przystanek PKS a oni wracali do obozu igłówkowali...Doszli do wniosku, o kogo chodzi, bo instruktorów mieli tylko trzech i łatwo byłozmiarkować, który z nich mógł być marynarzem. Przyszli do obozu i pucili parę z ust osprawie. Wieć szybko rozniosła się między namiotami. Do Walka przybiegł RysiekPrasa,który w szkole redagował gazetkę i pani często czego mu nie pozwalała publikowaćnazywajšcto po prostu wygłupem. Prasa lubił sensacje i raz napisał artykuł o wężu morskim wWile, innym razem o komecie i zbliżajšcym się według niego końcu wiata. TerazRysieknastawił uszu na wiadomoć o sensacyjnej przeszłoci instruktora manewrówki.Powiadasz, że ten led był na Antarktydzie? dopytywał się mrużšc oko, cozapowiadałojaki nowy jego dowcip.Jaki led?Nie chwytasz jaki? Ten, o którym mowa, rybak. Ryby łapał całe życie i słabo widzi, toznaczy led, jasne chyba, no nie?To led słabo widzi?Pewnie, że słabo. W wodzie w ogóle słabo widać i dlatego ryby maję tę linię bocznš,niekapujesz zoologii.I tak instruktor przedmiotu manewrowanie łodziš żaglowš zyskał w pierwszymobozowymturnusie tego lata miano led, które przylgnęło doń mocno, jak bywa z wszelkimiprzezwiskaminadanymi bez większego sensu. Zaraz też okazało się, że led ma bombowe pomysły.Pierwszym były zioła, których nie lubiły komary. led wyprowadził je ze wszystkichnamiotów.Zioła zbierał w lesie, dosypywał do nich tajemniczego proszku i palił ledwo tlšcymsię ogniem. Dym był zielonkawy, raczej pachniał i nie gryzł w oczy, a gdy opadł, znamiotówuciekało całe drobne draństwo, które było niemiłe ani w nocy na przecieradle, ani wkubku zpozostawionš na chwilę kawš. Uciekały komary, mrówki, muchy, skorki, nawet polnekoniki.Potem pan Marcin wymylił totemy. Pierwszy zrobił sam. Był to włanie sternik wspartydrewnianymi rękami na wielkim szturwale wykonanym z wygiętych na beczcewierkowychżerdzi. Szturwał nawet z niewielkiej odległoci prezentował się jak prawdziwy. Głowasternikaosadzona na ruchomej szyi obracała się i zawsze miała być zwrócona ku słońcu.Konkursogłoszony na następne totemy poczštkowo szedł opornie. Gdy jednakwszechuzdolniony RysiekPrasa powiedział przy ognisku, że sternik owszem, ale nie za bardzo i że on robiwiększe7dziwolšgi, wybuchła burza i Rych został zobowišzany, aby pokazał co umie, jeżeli tegowyzwania nie chce na czworakach odszczekać. Prasa... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl