Zaloga, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Gene WolfeZałogaReis badał stan kadłuba bez nadziei i bez rozpaczy, gdyżjuż dawno zużył zapasy zarówno jednego, jak i drugiego.Niele dostali. W sekcji trzeciej częć płyt poszycia nalewej burcie poodłaziła z grafitowych spieków niczym czarnaskórka banana, sekcje czwarta i pišta były podziurawione wwielu miejscach. Reis zaznaczył pierwszy otwór na płaskimekranie, po czym obrócił rysunek przedstawiajšcy statek izrobił pisakiem obwódkę wokół sekcji trzeciej.MELDUJ O USZKODZENIACH - zażšdał Centkomp.Ponownie dotknšł pisakiem ekranu i jeszcze raz zakreliłniezbyt foremnš elipsę.MELDUJ O USZKODZENIACH - napis znowu błysnšł, po czymzniknšł. Reis filozoficznie wzruszył ramionami i zaznaczyłnastępnš dziurę.Trzecia okazała się znacznie większa. Przysunšł siębliżej kadłuba, aby się jej dokładnie przyjrzęć.Po powrocie do luzy zdjšł hełm i zrzucił skafander, akiedy Jan otworzyła wewnętrzne drzwi, Reis zdšżył jużpodnieć go z podłogi i przewiesić sobie przez ramię.- Marnie, co? - zapytała.Potrzšsnšł głowš.- Nawet nie tak tragicznie. Co z Hapem?Dziewczyna odwróciła wzrok.- A jak Dawson radzi sobie z automedem?- Nie mam pojęcia. Nic nam jeszcze nie powiedział.Ruszył za niš głównym korytarzem. Kiedy weszli dosterowni, Paula pochylała się nad Hapem, a Dawson nad Paulš,dotykajšc rękš jej ramienia. Oboje spojrzeli na nowoprzybyłych, Dawson za zapytał:- Kto został w tamtej częci statku?Reis pokręcił głowš.- Tak mylałem, ale nigdy nic nie wiadomo.- Żeby przeżyć, musieliby być w skafandrach - powiedziałReis. - Nikt nie zdšżył ich założyć.- My też powinnimy mieć je na sobie.Reis w milczeniu przyglšdał się Hapowi, którego spoconatwarz miała zielonożółtš barwę przywodzšcš na mylskojarzenia z niezupełnie dojrzałym, wyjętym spod kranubananem. Bananowy dzień, pomylał.- Naturalnie, nie bez przerwy - dodał Dawson. - Ale przezwiększoć czasu.- Proszę bardzo - odparł Reis. - Nie krępuj się.- Mylałem o wszystkich.Hap oddychał tak płytko, że nie sposób było dostrzecporuszeń jego klatki piersiowej.- Więc nie wydasz rozkazu?- Nie - poinformował Reis Dawsona. - Nie wydam rozkazu. Isam też nie założę skafandra, dopóki nie uznam tego zaabsolutnie konieczne. Naturalnie, ty możesz robić, na comasz ochotę.Paula otarła twarz Hapa wilgotnš chusteczkš. Reisuwiadomił sobie, że to, co wzišł za pot, mogło być wodš zchusteczki i że Hap może już wcale nie oddycha. Spróbowałniewprawnymi palcami zbadać puls rannego.- Teraz ty jeste najstarszy rangš - powiedziała do niegoPaula.Potrzšsnšł głowš.- Dopóki Hap żyje, on jest dowódcš. Co z automedem,Dawson?- Chodzi ci o szczegółowy raport? No więc, tlenu jest...- Gdyby chodziło mi o szczegóły, zwróciłbym się doCentkompu. Proszę o ogólny zarys sytuacji.Dawson wzruszył ramionami.- Leków jest pod dostatkiem, a co do funkcjiterapeutycznych... Wyglšda na to, że działajš, ale nie mamstuprocentowej pewnoci. Centkomp nie mógł mi nicpowiedzieć, bo stracił znacznš częć rdzenia.- Może uruchomić program testujšcy? - zaproponowała Jan.- Już to zrobiłem. Jak powiedziałem, wyglšda na to, żewszystko w porzšdku, ale mogę się mylić. - Dawson ponowniespojrzał na Reisa. - Więc jak, kładziemy go do automeda?Jakkolwiek by na to patrzeć, jeste jednak najstarszym rangšoficerem zdolnym do służby.- I byłoby dobrze, gdyby o tym nie zapominał - odparłReis. - Tak, kładziemy go do automeda. To dla niego jedynaszansa na przeżycie.Jan wpatrywała się w niego z trudnym do okreleniawyrazem twarzy.- Skoro jednak i tak wszyscy umrzemy...- Nie umrzemy - przerwał jej stanowczym tonem. - Zpewnociš uda nam się naprawić przynajmniej dwa silniki, amoże nawet trzy, jeli wykorzystamy częci z tychnajbardziej uszkodzonych. W wyniku trafienia stracilimysporo na szybkoci, ale mylę, że najdalej w cišgu tygodniauruchomimy to, co nie zostało zniszczone, a jak tylko Ekompprzekona się, że żyjemy, z pewnociš wyrazi zgodę nawysłanie ekipy ratunkowej. - Reis miał nadzieję, że mówi zeznacznie większym przekonaniem od tego, jakie czuł. - Jestwięc oczywiste, że powinnimy czym prędzej ruszyć jej naspotkanie, z powrotem w kierunku Słońca. A teraz wsadmywreszcie Hapa do automeda, zanim umrze.Jaki czas potem Dawson wykorzystał chwilę, kiedy znalazłsię z Reisem na osobnoci.- Miałe rację - powiedział. - Jeżeli chcemy na nowouruchomić statek, będziemy potrzebowali każdej pary ršk.Chcesz, żebym zajšł się łšcznociš?Reis pokręcił głowš. Najpierw silniki, łšcznoć potem, amoże nawet wcale. Kiedy statek ożyje, będzie mnóstwo czasuna wysyłanie depesz, tymczasem za żadna, nawet najbardziejrozpaczliwa, nie mogła przyczynić się do poprawy ichsytuacji.Leżšc w kokonie, Reis wsłuchiwał się w cichy szmerpowietrza przeciskajšcego się przez kratkę wentylatora. Narazie udało im się osišgnšć tyle, że statek znowu zaczšłoddychać. Czy to, co dostrzegł w oczach Jan, to był podziw?Odepchnšł od siebie tę myl i zbeształ się za zbytniefolgowanie wyobrani, ale jednak...Balansował na krawędzi snu.Statek oddychał. Co prawda, działał tylko jeden silnik, wdodatku zaledwie połowš mocy, ale nawet to było już co,gdyż mogli znowu posługiwać się narzędziami wymagajšcymienergii, choćby spawarkš.Polizgnšł się w kałuży oleju i gwałtownie otrzšsnšł zesnu. Wspomnienie sprzed wielu lat, kiedy uzupełniali zapasyprzy Oceanie-Zachód; upadł wtedy i rozbił sobie głowę.Wydawało mu się, że już dawno zdšżył o tym zapomnieć...Statek oddychał. Jest jak nasza matka, pomylał Reis.Jest naszš matkš: żyjemy w nim, w jego brzuchu, a kiedy onumrze, my umrzemy razem z nim. Już właciwie umarł, leczstopniowo przywracamy mu życie.Kto zastukał w pokrywę kokonu. Reis wyłšczyłzabezpieczenie i usiadł na posłaniu.- Bardzo przepraszam, ale... - wyszeptała Paula.- O co chodzi? Czy Jan...- Nic jej nie jest. Zmieniłam jš godzinę temu. Terazwypada moja wachta.- Aha. Nie wiedziałem, że zasnšłem.Nawet w jego uszach zabrzmiało to potwornie głupio.- Miałam cię obudzić, gdyby...Skinšł głowš.- Co się stało?- Hap nie żyje, kapitanie.O tym, co dzieje się w duszy Pauli wiadczyło, że jejgłos był zupełnie pozbawiony emocji. Reis spojrzał jej woczy, ale nie dostrzegł w nich ani ladu łez i doszedł downiosku, że to chyba niedobry znak.- Bardzo mi przykro - powiedział. - Może Centkomp...Paula bez słowa wskazała najbliższy ekran, na którymwidniał jaskrawozielony napis: PROCES OŻYWIANIA W TOKU.Reis wstał i podszedł do terminala.- Jak długo to trwa?- Pięć, może dziesięć minut. Miałam nadzieję...- Że nie będziesz musiała mnie budzić?- Włanie.STAN? - napisał na ekranie.ODDECH 0.00. PROCES OŻYWIANIA W TOKU.Statek oddychał, natomiast Hap nie. To dlatego Paulapowiedziała "kapitanie", pomylał Reis. Z pewnociš wszystkosprawdziła, zanim zdecydowała się zastukać w pokrywę kokonu.CZYNNOĆ MÓZGU?ALFA 0.00. BETA 0.00. DELTA 0.00 - odpowiedział Centkomp.PROCES OŻYWIANIA W TOKU.PRZERWAĆ - napisał Reis.Po wyranej zwłoce z ekranu znikła informacja o falachmózgowych, pozostał natomiast napis PROCES OŻYWIANIA W TOKU.- Centkomp nie chce zrezygnować - powiedziała Paula. -Wcišż jeszcze wierzy. Zabawne, prawda?Reis potrzšsnšł głowš.- Wcale nie. To znaczy, że nie możemy na nim polegać takbardzo, jak się do tego przyzwyczailimy. Paula... Nigdy nieporafiłem wyrażać swoich uczuć. Hap był moim najlepszymprzyjacielem.- On to samo mówił o tobie, kapitanie.- A więc nam obojgu jest bardzo przykro i oboje o tymwiemy - brnšł dalej Reis.- Kapitanie, czy mogę co wyznać?- Co osobistego? Jasne.- Bylimy małżeństwem. Na pewno wiesz, że w niektórychkociołach jeszcze udzielajš lubów. Poszlimy do jednego znich i powiedzielimy, że co prawda nie należymy dowyznawców, ale chcemy, żeby odprawiono ceremonię i możemy zato zapłacić. Spodziewałam się, że nam odmówiš, ale zgodzilisię, a Hap... Hap wtedy płakał.- Widocznie wiele dla niego znaczyła.- To wszystko, kapitanie. Po prostu chciałam, żeby ktojeszcze o tym wiedział. Dziękuję, że zechciałe mniewysłuchać.Reis podszedł do swojej szafki i wyjšł z niej skafander.W sztucznym wietle wielowarstwowy materiał lniłsrebrzycie, a Reis przypomniał sobie, że kiedy zazdrociłludziom, którzy mogli nosić takie stroje.- Nie będziesz już spał?- Nie. I tak musiałbym zmienić cię za godzinę, więc wyjdęna zewnštrz, żeby się jeszcze raz rozejrzeć. Kiedy wrócę,będziesz mogła się położyć.Paula przygryzła dolnš wargę. Dzięki mnie ma o czymmyleć, przemknęło Reisowi przez głowę. Nie zadręcza sięHapem. To dobrze.- Kapitanie... Dowódca nie pełni wacht.- Na pewno je pełni, kiedy na pokładzie jest tylko czworoludzi, w dodatku padajšcych na nos ze zmęczenia. PaniPhillips, proszę nadzorować działanie luzy.- Tak jest, kapitanie. - Kiedy wewnętrzne drzwi zamknęłysię z cichym sapnięciem, z ust Pauli wyrwało sięwestchnienie: - Boże, oddałabym wszystko, żeby tylko mieć goz powrotem!Neptun wisiał teraz w górze; wynikało z tego, że statekobraca się wokół własnej osi, co prawda tak powoli, że niesposób było tego dostrzec. Przy jednym działajšcym silnikunie mieli co marzyć o powstrzymaniu tego ruchu i w gruncierzeczy nie istniała taka potrzeba. Przycišganie było taksłabe, że w ogóle nie zwrócił na nie uwagi.Odszukał Jowisza, a potem Słońce, nie tak jasne jakJowisz albo Neptun, ale i tak janiejsze od innych gwiazd.Słońce! Ile tysięcy... Nie, ile milionów ludzi klękało,piewało hymn... [ Pobierz całość w formacie PDF ]