Zamkniętyb świat, EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROBERT SILVERBERGZAMKNI�TY �WIAT"Przyszli�my na �wiat,by zespoli� si� z bli�nimi i z��czy�we wsp�lnocie z rodzajem ludzkim".Cyceron, De finibus, IVDla Ejler Jackobsson"Ze wszystkich stworze� cz�owiek najmniej jest zdolny do �ycia w stadzie.Sp�dzony w stado jak trzoda, rych�o niszczeje. Oddech jednostki ludzkiej jestzab�jczy dla innych ludzi".Jan Jakub Rousseau, Emil IUCIECZKA Z UTOPIIDruga trzydzie�ci. Kawa� czasu do �witu. Przystaj�c, przygl�da si� otaczaj�cymgo ciemnym, plastykowym �cianom, o metalicznym wygl�dzie i cieple po�yskuj�cegospi�u. Mocna, solidnie zaprojektowana konstrukcja. W�owe sploty niewidocznychkabli wij�ce si� wewn�trz rdzenia instalacyjnego. I ten przeogromny, czuwaj�cyumys� - dzie�o r�k ludzkich, kt�ry jednak tak �atwo by�o przechytrzy�.Michael odnajduje terminal i identyfikuje si�.- Michael Statler, numer 70411. Prosz� o przepustk� wyj�cia.- Oczywi�cie, sir. Pa�ska przepustka.Z otworu wylatuje b�yszcz�ca b��kitna bransoleta. Michael wsuwa j� na przegubd�oni i zje�d�a na d� szyboci�giem. Poziom 580, Boston. 375, San Francisco.Parter: wszyscy wysiada�.Nad wyj�ciem zapala si� czerwone �wiat�o i luk otwiera si�. Ruszaj�c przedsiebie, Michael wchodzi do s�abo o�wietlonego, d�ugiego i zimnego tunelu. Drzwi,przez kt�re przeszed�, zamykaj� si� za nim, by nie dopu�ci� do zanieczyszczenia.Chwila oczekiwania... Drugie drzwi, skrzypi�c troch�, staj� otworem.Michael nie widzi przed sob� nic pr�cz ciemno�ci; mimo toprzekracza pr�g i natrafia na schodki: siedem... osiem stopni.Schodz�c w d�, niespodziewanie potyka si� na ostatnim z nich.Wstrz�s upadku. Dalej ju� tylko ziemia, dziwnie g�bczastaust�pliwa. Ziemia. Gleba. Piach. Jest na zewn�trz. Wyszed�...IWstaje kolejny szcz�liwy dzie� 2381 roku. Poranne s�o�ce zaw�drowa�o ju� nawysoko�� pi��dziesi�ciu najwy�szych pi�ter Monady Miejskiej 116. Nied�ugo ca�awschodnia �ciana budowli zal�ni blaskiem niczym g�ad� morza o �wicie. OknoCharlesa Matterna, uaktywnione pierwszymi fotonami brzasku, odmatawia si�.M�czyzna otwiera oczy. Szcz�� bo�e, m�wi w my�lach. Jego �ona ziewa iprzeci�ga si� leniwie. Czw�rka dzieci, kt�re nie �pi� ju� od paru godzin, mo�ewreszcie oficjalnie rozpocz�� dzie�. Wstaj� i ze �piewem paraduj� dooko�asypialni.Szcz�� bo�e, szcz�� bo�e, szcz�� bo�e! Szcz�� bo�e ka�demu z nas! Szcz��Tacie, szcz�� Mamie i dzieciom! Na �wiecie ca�ym - szcz�� du�ym i ma�ymiP�odno�ci� obdarz nasiSko�czywszy, p�dz� do platformy sypialnej rodzic�w. Mattern podnosi si�, aby jeu�ciska�. O�mioletnia Indra, siedmioletni Sandor, pi�cioletni Marx i trzyletniaCleo. Ma�a liczebno�� jego stadka jest powodem ukrywanego wstydu Matterna. Czy om�czy�nie z zaledwie czw�rk� pociech mo�na powiedzie�, �e naprawd� kocha �ycie?Niestety, �ono Principessy nie wydaje ju� owoc�w. Medycy orzekli, �e nie b�dziemie� wi�cej dzieci. Bezp�odna dwudziestosiedmiolatka. Mattern zastanawia si�,czy nie powinien wzi�� drugiej kobiety. Tak bardzo chcia�by zn�w us�ysze�kwilenie noworodka. Cz�owiek musi przecie� spe�nia� powinno�� wobec boga.- Tatku, Siegmund jeszcze tu jest - oznajmia Sandor.Ch�opiec pokazuje palcem. Rzeczywi�cie: na platformie sypialnej po stroniePrincipessy, skulony naprzeciw peda�u pneumatycznego, �pi czternastoletniSiegmund Kluver. Korzystaj�c z przywileju wsp�lnoty, ch�opak odwiedzi�mieszkalni� Mattern�w par� godzin po p�nocy. Wiadomo by�o zawsze, �e Siegmundlubi starsze kobiety, ale w ci�gu kilku ostatnich miesi�cy jego upodobanieprzesz�o, zdaje si�, w trwa�y zwyczaj. M�odzian ziewa: przeszed� dzisiejszejnocy niez�y trening. Mattern tr�ca go �okciem.- Siegmund? Siegmund, pora wstawa�!Nocny go�� otwiera oczy i u�miecha si� do gospodarza. Po chwili siada, si�gaj�cpo ubranie. Nie da si� ukry�, jest ca�kiem przystojny. Mieszka na 787 pi�trze ima ju� jedno dziecko; drugie jest w�a�nie w drodze.- Przepraszam, zaspa�em - m�wi. - To przez to, �e Principessa potrafi naprawd�zm�czy�. Prawdziwa dzikuska!- Owszem, nie brakuje jej temperamentu - przyznaje Mattern.Je�li prawd� jest to, co s�ysza�, to Mamelon, �onie Siegmunda - r�wnie�. Planujespr�bowa� jej, gdy b�dzie troch� starsza. Mo�e ju� przysz�ej wiosny.Siegmund wk�ada g�ow� pod sp�ukiwacz molekularny. Teraz i Principessa wstaje.Kiwn�wszy lekko m�owi, naciska peda�. Powietrze szybko uchodzi z platformy.Kobieta zaczyna programowa� �niadanie. Wyci�gaj�c blad�, prawie przezroczyst�r�czk�, Indra w��cza ekran. �ciana wybucha �wiat�em i kolorami.- Dzie� dobry - m�wi kordialny g�os. - Je�li kto� jest ciekaw, temperatura nazewn�trz wynosi 28 stopni. W dniu dzisiejszym Monada 116 liczy ju� 881 115mieszka�c�w; o 102 wi�cej ni� wczoraj, 14 187 wi�cej ni� w pierwszym dniu roku.Szcz�� bo�e, zwalniamy tempo! Naszym s�siadom z Monady 117 przyby�o od wczoraj131, w tym czworaczki, kt�re powi�a pani Hula Jabotinsky. Szcz�liwaosiemnastoletnia mama ma teraz jedena�cioro. Prawdziwa s�u�ka bo�a, prawda? Mamysz�st� dwadzie�cia. Dok�adnie za czterdzie�ci minut do naszego miastowcaprzyb�dzie dostojny go��, socjokomputator z Piek�a, Nicanor Gortman, kt�rego�atwo rozpoznacie po charakterystycznym, karmazynowo-ultrafioletowym stroju.Doktor Gortman b�dzie go�ciem Charlesa Matterna z 799 pi�tra. Oczywi�cie wszyscyprzyjmiemy go z tak� sam� b�ogos�awienno�ci�, jak� okazujemy sobie nawzajem.Szcz�� bo�e Nicanorowi Gortmanowi! Czas na wiadomo�ci z ni�szych poziom�wmiastowca... - Dzieci, s�ysza�y�cie? - odzywa si� Principessa. - B�dziemy mie�go�cia i macie zachowywa� si� b�ogos�awiennie. Teraz chod�cie je��.Po umyciu si�, ubraniu i zjedzeniu �niadania Charles Mattern jedzie naznajduj�ce si� na tysi�cznym pi�trze l�dowisko, aby powita� Nicanora Gortmana. Wdrodze na dach budowli mija poziomy, na kt�rych mieszkaj� rodziny jegorodze�stwa. Ma trzy siostry i tylu� braci. Czworo z nich jest od niegom�odszych, dwoje - starszych. Wszystkim dobrze si� powodzi. Z jednym, niemi�ymwyj�tkiem. Jeden z braci umar� m�odo. Jeffrey... Mattern rzadko go wspomina.Przeje�d�a ju� przez kondygnacje Louisville - o�rodek w�adzy miastowca. Jeszczechwila i spotka si� z przybyszem. Gortman odwiedzi� ju� kraje tropikalne. Terazma zwizytowa� typow� monad� miejsk� strefy umiarkowanej. Mattern czuje si�zaszczycony, �e wyznaczono go oficjalnym gospodarzem spotkania. Wychodzi nal�dowisko po�o�one na samym skraju Miastowca 116. Pole si�owe odgradza go odch�oszcz�cych t� niebosi�n� wie�� wiatr�w. Po lewej stronie wida� pogr��on�jeszcze w mroku zachodni� �cian� Monady miejskiej 115. Z prawej - po�yskujewschodnia g�ad� okien Monady 117. Szcz�� bo�e Huli Jabotinsky i jej jedenastupociechom, my�li Mattern. Omiata wzrokiem inne miastowce stoj�ce w si�gaj�cym pohoryzont rz�dzie. Wysokie na trzy kilometry wie�e z superwytrzyma�ego betonu zpi�knymi, strzelistymi zako�czeniami. Przejmuj�cy widok. Szcz�� bo�e, powtarzaw my�li Mattern. Po trzykro� szcz�� bo�e!Do jego uszu dolatuje weso�y jazgot wirnik�w. Szybkolot opada na p�yt�l�dowiska. Ze �rodka wynurza si� wysoki, postawny m�czyzna w jaskrawym ubraniu.Nie ma �adnych w�tpliwo�ci, �e to podr�uj�cy a� z Piek�a socjokomputator.- Nicanor Gortman, prawda? - pyta Mattern.- Szcz�� bo�e. Czy mam przyjemno�� z Charlesem Matternem?- Szcz�� bo�e. We w�asnej osobie. Chod�my.Piek�o jest jednym z jedenastu miast na Wenus - planecie, kt�r� ludzko��przekszta�ci�a, dostosowuj�c do w�asnych potrzeb. Gortman nigdy dot�d nie by� naZiemi. Wys�awia si� powoli i flegmatycznie, a w jego g�osie nie mo�na wychwyci��adnego rytmu. Modulacj� mowy przywodzi Matternowi na my�l manier�, z jak� m�wi�mieszka�cy Miastowca 84, kt�ry zwiedzi� kiedy� podczas s�u�bowej podr�y. Czyta�prace Gortmana: solidny, dobrze uargumentowany materia�.- Bardzo podoba mi si� pa�ska "Dynamika etyki �owieckiej" - m�wi do go�cia wszyboci�gu. - Interesuj�ca. Naprawd� znakomita.- Naprawd�? - pyta wyra�nie pochlebiony Gortman.- Oczywi�cie. Staram si� czyta� na bie��co co ciekawsze wenusja�skie pisma. Totakie fascynuj�ce poznawa� obce zwyczaje. Na przyk�ad polowanie na dzikiezwierz�ta.- Na Ziemi ich nie ma, prawda?- Szcz�� bo�e, nie - odpowiada Mattern. - Nie dopu�ciliby�my do tego! Mimo to zprawdziw� pasj� poznaj� r�ne style �ycia.- Wi�c lektura moich artyku��w jest dla pana jak�� form� ucieczki?Mattern rzuca go�ciowi zdziwione spojrzenie.- Nie bardzo rozumiem.- Literatura eskapistyczna. To, co czytacie, aby �ycie na Ziemi uczyni� bardziejzno�nym.- Ale� nie. Zapewniani, �e �yje nam si� tu ca�kiem dobrze. Nie musimy szuka�ucieczki w literaturze. Periodyki z zewn�trznego �wiata przegl�dam dla rozrywki,po cz�ci r�wnie� dlatego, �eby pozna� inne punkty widzenia. Sam pan wie, jakieto przydatne w naszej pracy.Doje�d�aj� na 799 pi�tro.- Najpierw chcia�bym pokaza� panu moj� mieszkalni� -odzywa si� Mattern,wysiadaj�c z szyboci�gu. - Jeste�my w Szanghaju - pokazuje r�k�. - Tak� nazw�dali�my blokowi czterdziestu pi�ter, od 761 do 800. Ja mieszkam naprzedostatnim; u nas jest to oznak� zawodowego statusu. W ca�ej Monadzie 116mamy dwadzie�cia pi�� takich miast. Najni�ej le�y Reykjavik, najwy�sze poziomytworz� Louisville.- Sk�d si� bior� te wszystkie nazwy?- Wybieraj� je sami mieszka�cy. Szanghaj, na przyk�ad, by� kiedy� Kalkut� -tamta nazwa bardziej mi si� podoba�a -ale w siedemdziesi�tym pi�tym grupkamalkontent�w z 778 pi�tra przeg�osowa�a w referendum zmian�.- My�la�em, �e w miastowcach nie ma malkontent�w - dziwi si� Gortman.Mattern u�miecha si�.. - W tradycyjnym rozumieniu tego s�owa to szczera prawda. Pozwalamy jednak naistnienie pewnych drobnych antagonizm�w. Bez nich cz�owiek nie by�by w pe�nisob�, nieprawda�? Nawet tutaj.Id� wschodnim korytarzem w stron� domu Matterna. Jest ju� dziesi�� po si�dmej;ze wszystkich mies... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl