Zelazny Roger - Mróz i Ogień, j. LITERATURA POWSZECHNA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
ROGER ZELAZNY
Mrz i Ogień
COŚ W RODZAJU EGZORCYZMU
Właśnie zdałem sobie sprawę, że będzie to mj pierwszy zbir opowiadań, odkąd w
roku 1983 opublikowany został áWariant jednorożcaÑ. Od tamtego czasu przybył mi kot
imieniem Amber i czarny pas w aikido, dostałem kolejne dwie nagrody Hugo, wypełniłem
książkami jakieś sześć metrw płek, a także nazwano na moją cześć małżoraczka
(Sclerocypris zelaznyi - dziękuję, doktorze Martens) i popełniłem ten błąd, że chełpiłem się
tym wobec Jacka C. Haldemana II, ktrego nazwiskiem, jak się okazało, nazwano tasiemca
(Hymenapolis haldemanii - zawsze trzeba uważnie dobierać prototypy swoich postaci, jako że
Jay jest częściowo Fredem Cassidym). To tyle, żeby odpowiedzieć tym z was, ktrzy pytali o
wydarzenia z mojego życia. I wciąż mieszkam na tym samym wzgrzu w Nowym Meksyku,
z tą samą cierpliwą damą, Judy, ktra teraz jest prawniczką.
Doszło do tego, że z pewną przyjemnością oczekiwałem wybierania opowiadań do
nowego zbioru i układania ich w całość, ponieważ w naszych czasach znaczy to, że trzeba
napisać wstęp. Jest to praktyka, ktrej kiedyś nienawidziłem, ale ktra, jak odkryłem,
powoduje, że myślę inaczej niż zwykle o pisarstwie, a o swoim - w szczeglności. Odkryłem,
że zaczyna mi się podobać uczucie mętnego filozofowania na temat tej działalności na
przestrzeni kilku stronogodzin co kilka lat.
W przypadku niektrych moich opowiadań postać taka jak Dilvish, Kalifriki, Mari czy
Conrad wynurza się z mroku, bierze moją uwagę jako zakładnika i czeka. Okoliczności
podsuwają wtedy pomysły, wydarzenia łączą się w całość i opowiadanie posuwa się naprzd
jak cień. Zazwyczaj takie historie to dłuższe utwory, nawet powieści. Kiedy już raz zobaczę
ich kształty, istnieją dla mnie jako duchy, dopki nie przyszpilę ich i nie przeniosę na papier.
Innym razem pomysł przychodzi pierwszy i muszę szukać postaci, ktre będą jego
motorem - tak jak to było, powiedzmy, z áNocnymi krlamiÑ, gdy każdy bohater w ciągu
mniej więcej pł godziny od pojawienia się pomysłu odpowiadał na moje myślowe
ogłoszenie áPotrzebny pracownikÑ. Takie rzeczy często zdarzają się w wypadku opowiadań.
Jest też wreszcie opowiadanie zapoczątkowane przez poruszający obraz. Ale najpierw
pozwlcie mi się zatrzymać i coś wyjaśnić.
Każdego dnia czytam trochę poezji. Myślę, że to ćwiczenie ma dla umiejętności
warsztatowych prozaika znaczenie najbliższe temu, jakie codzienne praktykowanie form tai
chi ma dla ciała. Dawno temu wolałem w poezji dosłowność i prawie absolutną logiczność.
Ustąpiłem w tej sprawie i zdołałem odnaleźć przyjemność w wierszu tylko dzięki jego
2
językowi albo obrazom, gdy natknąłem się na Dylana Thomasa. Jednak na początku działo się
to tylko od czasu do czasu i niewielu innych autorw potrafiło wywrzeć na mnie takie
wrażenie. Rilke to potrafił. A. R. Ammons potrafił, czasami. Niektre rzeczy Lorki też to
potrafiły. Ale tak naprawdę dopiero kiedy odkryłem dzieła W. S. Merwina, uświadomiłem
sobie, że mgłbym być trwale szczęśliwy dzięki samym tylko obrazom, gdyby pochodziły
one od kogoś o niezmiernie potężnej wizji i osobowości, kogoś mwiącego o wszystkim
tonem, ktry uważałem za odpowiadający niejako moim upodobaniom, gdyż przypominał mi
znowu o czyjejś obserwacji: áSłowo w obrazach, ono właśnie trzyma ucichłych wierzb
kotwice w swym poblaskuÑ. I z biegiem lat rzeczy tego rodzaju zrobiły u mnie swoje.
Łatwo daję się nabierać atrakcyjnym obrazom i istnieją opowieści albo fragmenty
książek wywodzące się z poruszającego obrazu: robot przebijający się z trzaskiem przez
cmentarz światw w áCzłowieku, ktry kochał FaioliÑ, Kat podążający w grę Missisipi jak
Anioł Śmierci, zejście Sama do Piekielnej Studni w áPanu ŚwiatłaÑ, zniszczenie Wielkiej
Maszyny w Widmowym Jacku, Czas traktowany jako superautostrada w Drogowskazach.
Spośrd tych trzech wrt do fikcji literackiej opowiadania, w ktrych ważne są
postacie, robią na mnie zwykle najpotężniejsze wrażenie pod wszystkimi względami, chociaż
utwory wywodzące się z obrazw są często obdarzone prawie magiczną mocą i ich pisanie
daje wiele radości. Rwnież wtedy, gdy poruszający obraz zostaje połączony z opowiadaniem
o postaciach albo z opowiadaniem opartym na pomyśle, najczęściej wychodzi z tego coś
dobrego.
Najczęściej - ale nie zawsze. O science fiction często mwi się, że jest to áliteratura
pomysłwÑ. Nie znaczy to jednak, że każde opowiadanie biorące początek od pomysłu jest
automatycznie jednym z doskonałych przykładw swojego gatunku, nawet kiedy u jego
podstaw leżą najnowsze poglądy naukowe. Opowiadania oparte na pomyśle mogą się
potoczyć w dowolnym kierunku, zależnie od tego, kto lub co odpowie na ogłoszenie o
poszukiwaniu pracownika. Tak naprawdę od czasu do czasu mam dziwny i nie podlegający
negocjacjom problem z pracownikami: zdarza się, że niewłaściwe postacie pojawiają się i nie
chcą odejść, organizują strajk okupacyjny na terenie zakładu, to znaczy na pomyśle. J a wiem,
że należą do innego opowiadania i że rujnują to, ktre prbują przejąć. Czy posłuchają? Nie.
To jak coś z Pirandella. Tak zapaskudzają pomysł swoją obecnością, że nikt inny nie pasuje
potem do zmienionej sytuacji. Zwykle odchodzę więc z niesmakiem i prbuję zapomnieć o
całej sprawie. Jest wiele innych pomysłw tam, skąd ten przyszedł. Komu potrzebne są
podobne utrudnienia?
Ale czasami wracają, by narzekać i drażnić...
3
Mam jeden pomysł, ktry nie chce odejść, i pomyślałem, że opowiadanie o historii,
ktrej nie mogę opowiedzieć, może być nawet zabawniejsze niż samo jej opowiadanie, jeśli
za mną nadążacie. Chcę ją zniszczyć, chcę odprawić egzorcyzmy, ktre wypędzą jej
dokuczliwe duchy.
Nie tak dawno temu przeczytałem o nowych mapach wnętrza ziemi tworzonych dzięki
wykorzystaniu pewnego rodzaju tomografii sejsmicznej. Mapy te umiejscawiały odwrcone
do gry nogami odpowiedniki ukształtowania powierzchni ziemi w jej jądrze -
antykontynenty, anty-oceany, antypasma grskie. Gdy to rozważałem, przyszła mi do głowy
myśl, że jeśli pasma grskie mogą odcisnąć w jądrze ziemi odwrcone cechy jej powierzchni,
to dlaczego sztuczny twr o wystarczających rozmiarach nie miałby zrobić tego samego?
Wielkie miasto musi mieć masę rwną masie niektrych pasm grskich. Przypuśćmy, że jest
tam na dole antyManhattan. Albo antyParyż. Albo antyLondyn. Jak można podejść do takiej
sytuacji, by wykorzystać ją w literaturze? Zwrciłem się do áLife Beyond EarthÑ Geralda
Feinberga i Ruperta Shapiro (William Morrow, 1980), zabawnej książki pełnej
hipotetycznych gatunkw pomyślanych tak, by poradziły sobie w bardzo rżnorodnych
środowiskach. Napotkałem jeden, ktry mgłbym zapożyczyć: magmoby, prawdopodobnie
żywiące się ciepłem albo wykradające środki niezbędne do przeżycia z obszarw
promieniowania. Forma życia, ktrej istnienia nie można by zbyt łatwo uzasadnić - a jednak
nacisk byłby na antygeografii jądra, ktra teraz rodziła wspaniałe obrazy wspierające pomysł.
Stwierdziłem, że mgłbym dać tym wolno poruszającym się, pływającym w magmie
stworzeniom proporcjonalnie długie okresy życia, tak by mogły obserwować poruszające się
w przyspieszonym (dla nich) tempie elementy antypowierzchni, gdy antyKartagina,
antyKonstantynopol, antyLizbona, antyHiroszima mknęłyby obok. A potem...
Ale nie byłem zadowolony z magmobw - co, jak przypuszczam, było niemądre - i
wtedy odkryłem, że nie chcą odejść. Dobrze. Miałem pomysł i kilka ładnych obrazw, coś, co
widziałem w wyobraźni jako ogniste trylobity, roznosiłoby lawę po całym tym obszarze.
(Zgoda, magmę). Chciałem odesłać je gdzieś daleko i zacząć od początku, ale nie zamierzały
mi na to pozwolić. Wiem, że zdarzyło się to w środku lipca, gdyż zanotowałem w swoim
dzienniku obecność na przedstawieniu áCosi fan tutteÑ w operze w Santa Fe 15 lipca, gdzie
wpadłem na Suzy McKee Charnas i jej męża SteveÓa. Pod wpływem strasznie silnego
impulsu chciałem powiedzieć: áSuzy, mam wspaniały pomysł, ktry możesz mieć za darmo.
Nieważne dlaczegoÑ. Ale światła już mrugały i nie było czasu. A pźniej się na nią nie
natknąłem, więc postanowiłem zatrzymać ten pomysł, na wypadek gdybym się domyślił, jak
pokonać trylobity. Nigdy mi się to nie udało i utwierdzam się w przekonaniu, że
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]