Zbrodnicza Intryga- Brendan Mary(1), Różne e- booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mary Brendan
Zbrodnicza
intryga
Rozdział pierwszy
- Có¿ za niezwykły zbieg okolicznoœci!
William Pemberton z właœciw¹ sobie dystynkcj¹ uniósł
głowê, zaskoczony kwaœnym tonem zazwyczaj łagodnej
mał¿onki. Spojrzenie niebieskich oczu znad pêkatego kieliszka
brandy napotkało drugie spojrzenie ostre niczym odłamek szkła.
Trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo ¿ona niemal
natychmiast wbiła wzrok w jakiœ punkt za jego ramieniem.
- Jest tu twoja dobra przyjaciółka, Williamie. No, no, kto
by siê spodziewał, ¿e mamy tak wielu wspólnych znajomych?
Lady Bingham sprawia wra¿enie rozczarowanej. .. Ach,
zauwa¿yła ciê, co wyraŸnie poprawiło jej humor.
- June...-William westchn¹ł.
June Pemberton posłała mê¿owi promienny uœmiech.
- Tym razem nie bêdê wam przeszkadzaæ w snuciu
sentymentalnych wspomnieñ, obiecujê. Właœnie zamierzałam
poszukaæ swoich sióstr - oznajmiła, po czym zaczêła zbieraæ siê
do odejœcia. Tak mocno zacisnêła palce na spódnicy w kolorze
koœci słoniowej, ¿e delikatny jedwab omal siê nie rozdarł.
- Mam doœæ tych niekoñcz¹cych siê insynuacji -
oœwiadczył ostrym tonem William i przeszył ¿onê groŸnym
spojrzeniem błêkitnych oczu. Nietypowym dla siebie władczym
gestem poło¿ył dłoñ na jej odsłoniêtym gładkim ramieniu. -
Oskar¿ mnie albo skoñcz z tym raz na zawsze!
- Oskar¿yæ ciê? O co, b¹dŸ łaskaw wyjaœniæ? -
odpowiedziała pytaniem June.
Policzki zabarwił jej rumieniec. Nie powinna była daæ po
sobie poznaæ, ¿e wytworna brunetka, która właœnie pojawiła siê
w sali balowej Cleggów, do tego stopnia działa jej na nerwy. W
tym tygodniu trzy razy brali udział w towarzyskich imprezach.
Trzykrotnie efektowna wdowa, lady Constance Bingham,
przybyła wkrótce po nich. Naturalnie przy ka¿dej z tych okazji
2
udało jej siê w pewnym momencie przyprzeæ Williama do muru
i uci¹æ sobie z nim dłu¿sz¹ przyjacielsk¹ pogawêdkê o dawnych
czasach, kiedy to byli sobie bliscy. June miała powody do
zmartwienia, bo, jak siê ostatnio dowiedziała, kiedyœ
rzeczywiœcie byli sobie bliscy. I to bardzo.
Przez kilka miesiêcy Constance Bingham ograniczała
zainteresowanie Williamem do powłóczystych spojrzeñ, kiedy
ich powozy mijały siê na popołudniowych przeja¿d¿kach, albo
do zalotnych zerkniêæ, gdy natykali siê na siebie w magazynach.
Na pocz¹tku William kwitował œmiechem ka¿d¹ wypowiedzian¹
kpi¹cym tonem uwagê ¿ony, która nieodmiennie przy takich
okazjach gratulowała mu uroku osobistego. Z czasem w
podobnych okolicznoœciach popadał w zadumê, wreszcie
mruczał pod nosem, ¿e coœ jej siê przywidziało. Przypomniał
jej, ¿e w towarzystwie uchodzi za nudziarza. Jeœli June chce
zobaczyæ prawdziwych galantów, zawsze mo¿e liczyæ na swoich
szwagrów, mawiał z cierpkim uœmiechem, za którym tak
przepadała. Pocz¹tkowo odczuwała pewnego rodzaju dumê z
tego, ¿e jej William zwraca na siebie uwagê tak ustosunkowanej
damy, nale¿¹cej do najwy¿szych sfer.
Tak było ponad miesi¹c temu. Zainteresowanie lady
Bingham osob¹ Williama stało siê z czasem na tyle natarczywe,
¿e zostało zauwa¿one przez osoby postronne, które nie
omieszkały robiæ uwag na ten temat. Naturalnie nie w obecnoœci
June, ale ona doskonale zdawała sobie sprawê z tego, ¿e kiedy
wchodzi do któregoœ z wytwornie urz¹dzonych salonów,
rozmowy niekiedy cichn¹.
Lady Bingham flirtowała z jej mê¿em coraz bezczelniej do
tego stopnia, ¿e June niedawno zaczêła siê zastanawiaæ, czy
przypadkiem nie jest niewidzialna. Nie rzuciła jednak wyzwania
tej kobiecie w obawie, ¿e rozpłacze siê z wœciekłoœci i wystawi
na poœmiewisko. Lady Bingham wszem i wobec dawała do
zrozumienia, ¿e uwa¿a ¿onê swego dawnego ukochanego za
kogoœ bez znaczenia, a to było doprawdy irytuj¹ce. June,
rozpamiêtuj¹c to zachowanie rywalki, powiedziała z przek¹sem:
3
- Czy to nie dziwne, ¿e na ka¿dym przyjêciu, na którym
jesteœmy, pojawia siê lady Bingham? Mam potraktowaæ to jako
zbieg okolicznoœci? Uwierzyæ, ¿e tylko dobre maniery skłoniły
ciê do towarzyszenia jej na taras, kiedy uskar¿ała siê, ¿e jej
słabo?
- Na litoœæ bosk¹! - wykrzykn¹ł William tak gwałtownie,
¿e para stoj¹ca nieopodal zerknêła z ukosa na jego œci¹gniête
rysy. - Zdaje siê, ¿e w swoim czasie wyjaœniłem ten incydent -
dorzucił, tym razem ledwie otwieraj¹c usta. - Lady Bingham
powiedziała,, ¿e zrobiło jej siê słabo, i poprosiła, bym wyszedł z
ni¹ na œwie¿e powietrze. Wolałabyœ, ¿ebym zachował siê jak
gbur i czekał, a¿ zemdleje u moich stóp?
Bursztynowe oczy June rozjarzyły siê jak u tygrysicy, ale jej
głos był słodki niczym miód.
- Ale¿ nie, mój panie. Wolałabym raczej, ¿ebyœ poradził
jej skorzystanie z soli trzeŸwi¹cych albo, co byłoby jeszcze
lepsze, zasugerował powrót do domu. Tak czy inaczej,
cokolwiek zrobiłeœ, by przywróciæ j¹ do ¿ycia, z pewnoœci¹
zadziałało. Kiedy ponownie zjawiliœcie siê razem w salonie,
była czerwona na twarzy i wprost promieniała. Zdaje siê, ¿e tego
właœnie słowa u¿yła twoja matka, która nie omieszkała zwróciæ
mojej uwagi na was oboje.
William przymkn¹ł oczy i cicho zakl¹ł.
- Powinienem był siê domyœliæ, ¿e moja matka maczała w
tym palce. Co za du¿o, to niezdrowo. Wychodzimy. Mam doœæ.-
- Obawiam siê, ¿e jest na to za póŸno. - ¯ona spojrzała nad
jego barczystymi ramionami. - Id¹ tu twoi rodzice, w dodatku z
lady Bingham. - Zamaszyœcie otworzyła ozdobn¹ torebkê,
wyci¹gnêła z niej chłodn¹ metalow¹ buteleczkê i wcisnêła
mê¿owi do rêki. - Proszê bardzo! WeŸ moje sole trzeŸwi¹ce. Nie
krêpuj siê. Zaproponuj je swojej wielbicielce, jak tylko zacznie
mdleæ z zachwytu na twój widok. To powinno zapobiec waszej
wycieczce na taras i tym samym nara¿eniu jej na zapalenie płuc.
Ta szmatka, któr¹ ma na sobie, jest wrêcz nieprzyzwoita, a ju¿
4
na pewno nie ochroni jej przed wieczornym chłodem. - Po tych
słowach June odwróciła siê i odeszła.
William patrzył, jak faluje kremowa suknia ¿ony. June
oddalała siê pospiesznie. Kaskada loków o niespotykanym
miodowym kolorze, okrywaj¹cych nagie toczone ramiona, lœniła
w œwietle œwiec, podsycaj¹c jego niezaspokojone po¿¹danie.
Westchn¹ł cicho i zmusił siê do odwrócenia po¿¹dliwego
wzroku.
Nie zadaj¹c sobie trudu sprawdzenia, czy osoby, o których
mówiła June, rzeczywiœcie s¹ blisko, ruszył w przeciwnym
kierunku, demonstruj¹c rzadki u niego brak uprzejmoœci.
Dzisiejszego wieczoru nie czuł siê na siłach znosiæ ostentacyjnej
serdecznoœci matki, a tym bardziej kokieterii lady Bingham.
Zdawał sobie sprawê, ¿e jeœli pozostanie na miejscu, czeka go
jedno i drugie. Spokojna pogawêdka z ojcem byłaby mile
widziana, ale mówi siê trudno. Skrzywił siê z niezadowoleniem,
dopił brandy i zacz¹ł torowaæ sobie drogê przez tłum w nadziei,
¿e spotka znajomego, z którym da siê nieobowi¹zuj¹co
pogawêdziæ.
Id¹c, myœlał intensywnie. Dzisiejszego wieczoru nie miał
ochoty wychodziæ z domu, zupełnie jakby przeczuwał, ¿e mo¿e
dojœæ do sytuacji tego rodzaju. Niestety, June nie dała siê
namówiæ na wieczór we dwoje. Z udawan¹ wesołoœci¹ oparła
siê jego uwodzicielskiej sile przekonywania i nalegała na
przyjœcie tutaj.
Od paru tygodni oboje zdawali sobie sprawê, ¿e scysja
miêdzy nimi o osobliwe zainteresowanie lady Bingham jego
osob¹ jest tylko kwesti¹ czasu. Ustawiczne napiêcie m¹ciło ich
mał¿eñsk¹ harmoniê, co Ÿle działało na spokojnego zazwyczaj
Williama.
Przyznawał w duchu, ¿e podejrzenia ¿ony nie s¹
bezpodstawne. Dok¹dkolwiek siê udali, pojawiała siê tam
Constance, która natychmiast przypuszczała na niego atak.
Wiedział te¿, ¿e odk¹d stali siê obiektem plotek, pocz¹tkowe
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl