Zbuntowana markiza Ashley Anne, E-BOOK
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Anne Ashley
markiza
Rozdział pierwszy
Wyglądając ze znudzeniem na ulicę przez okno salonu,
lady Carstairs dostrzegła wykwintny powóz, który przysta
nął przed domem po drugiej stronie placu. Natychmiast
się ożywiła, jednak jej uwagę przykuł nie sam ekwipaż, lecz
dama, która z niego wysiadła i zamarła na moment, obrzu
cając spojrzeniem fronton wspaniałej rezydencji.
- Wielkie nieba! - krzyknęła do córki. - Czy w rodzinie
Staplefordów ktoś umarł, Sereno? Nie przypominam sobie,
żebym ostatnio słyszała o takim smutnym zdarzeniu.
Serena uniosła głowę znad książki, którą rankiem wy
pożyczyła z biblioteki, i poprawiając okulary, skierowała
wzrok na ulicę.
- To, że dama jest w czerni, mamo, nie musi oznaczać
żałoby. Wiele pań ceni sobie stroje w tym właśnie kolorze.
Lady Carstairs często irytował prosty, zdrowy rozsądek
starszej córki, tym razem jednak postanowiła nie zaprzątać
sobie tym głowy.
- Oczywiście masz rację, a woalka może również posłu
żyć do ukrycia twarzy. - Jej oczy ożywił złośliwy błysk. -
6
I wcale się temu nie dziwię, skoro ktoś zamierza odwiedzić
tego obrzydliwego, bezdusznego markiza Wroxama!
Serena nie zdołała powstrzymać uśmiechu. Jej matka
nigdy nie pominęła okazji do wygłoszenia kąśliwej uwa
gi o wyniosłych arystokratach, którzy uparcie ignorowali
jej osobę.
- Mamo, od lat słyszę twoje utyskiwania na lorda Wro-
xama, i być może masz rację w swej krytyce, gdyż panu
je o nim powszechna opinia, że wyjątkowo zadziera nosa.
Z drugiej jednak strony muszę stwierdzić, że przy tych nie
licznych okazjach, kiedy spotykałam go na balu czy raucie,
zawsze zachowywał się nienagannie.
- Ha! - Lady Carstairs prychnęła drwiąco. - Nie bez po
wodu tak się stara. Nie chce jeszcze bardziej zbrukać swoje
go starego nazwiska. Wystarczą plotki i aura skandalu, któ
ra otoczyła go przed laty po zniknięciu żony.
- Tak, rozumiem. - Pod grzywką kręconych na loków
kach brązowych włosów, brwi Sereny zbiegły się w wyrazie
namysłu. - Z tym jednak, że ja ani przez chwilę nie wierzy
łam w te głupie pogłoski, jakoby miał ją zabić.
- A dlaczego nie, jeśli łaska? - Lady Carstairs nawet nie
próbowała kryć irytacji. - Skąd ta pewność, że nie miał nic
wspólnego z jej zniknięciem? Tak dobrze znasz markiza, że
gotowaś świadczyć o jego niewinności?
- Nie, mamo - ze zwykłym sobie spokojem odpowie
działa Serena. - Nigdy nawet z nim nie rozmawiałam po
za zdawkowymi powitaniami na proszonych przyjęciach.
Wątpię zresztą, by mnie zapamiętał, pewnie w ogóle nie
zdaje sobie sprawy z mojego istnienia. Niemniej wiele
7
o nim słyszałam i wiem, że jest inteligentny, nieskłonny
do nieprzemyślanych, głupich decyzji czy ekscentrycznych
zachowań. Zastanawiam się zatem, po cóż miałby się że
nić z lady Jennifer Audley, gdyby naprawdę tego nie prag
nął? W końcu jest niezwykle zamożny, uchodzi za jednego
z najbogatszych ludzi w kraju. Wątpię, by pieniądze odgry
wały jakąś rolę, kiedy wybierał sobie za żonę córkę zmarłe
go hrabiego Charda.
Lady Carstairs musiała się z tym rozumowaniem zgodzić.
- Sądzę, że masz trochę racji, moja droga - powiedzia
ła oględnie.
- Załóżmy jednak - kontynuowała Serena - że spowo
dował jej śmierć... No tak, ale wówczas musiałby mieć ja
kiś
ważny
powód. Pieniądze nie wchodzę w
grę, więc tylko
szalona miłość mogłaby go skłonić do takiego kroku. Gdy
by jednak nagle zapałał wielkim uczuciem do innej kobie
ty i zamierzał się z nią ożenić, z pewnością zadbałby, aby
ciało żony zostało odnalezione, bo tylko wtedy jej zgon nie
budziłby wątpliwości. A wiesz przecież, że markiza zaginę
ła bez śladu.
Tym razem milady poprzestała na skinięciu głową.
- Mamo, wiem, że łączono jego nazwisko z wieloma
pięknymi kobietami, nigdy jednak nie słyszałam, żeby
przejawił ochotę poślubienia którejkolwiek z nich. Prze
strzega także drobiazgowo zasad dobrego wychowania. Po
wszechnie wiadomo, że nie pozwala swoim kochankom za
trzymywać się we Wroxam Park, jak również nie zachęca
ich do odwiedzania miejskiej rezydencji. W jego domu da
my bez stosownej opieki nie są mile widziane, co każe mi
8
się zastanawiać - dodała, zerkając przez okno - czy kobie
ta, która właśnie sięgnęła do kołatki, zostanie przyjęta, czy
odprawiona.
Identyczną wątpliwość musiał rozstrzygnąć młody lo
kaj Thomas, który chwilę później otworzył drzwi. Wiedział
doskonale, jak jego pan odnosi się do wizyt samotnych ko
biet, nieważne, w jakim wieku by były, niemniej ta osoba
była z pewnością damą, i to dość zamożną, o czym świad
czył zarówno powóz, którym przybyła, jak i strój. Ponad
to chciała tylko pozostawić list dla jego lordowskiej mości.
Cóż złego mogłoby z tego wyniknąć?
- O co chodzi?
Głos, który rozbrzmiał nagle za jego plecami, sprawił, że
Thomas pospiesznie ustąpił na bok, z wielką ulgą cedując
ciężar decyzji na barki swego zwierzchnika.
Jedno szybkie spojrzenie wystarczyło, by przekonać wy
magającego i doświadczonego kamerdynera, że gość zasłu
guje na szacunek, jednak to spostrzeżenie nie wpłynęło na
sposób, w jaki wykonywał swe obowiązki.
- Lorda Wroxama nie ma w domu, madame - poinfor
mował grzecznie, lecz zdecydowanie. - Sugeruję zatem, by
złożyła pani wizytę jutro, kiedy się go spodziewamy, jeśli
oczywiście to pani odpowiada.
- Nie, Slocombe, to mi z pewnością nie odpowiada. -
Spokojny głos z wytwornym akcentem dziwnie zaniepokoił
służącego. - Pamiętam oczywiście, że już kiedyś odprawi
łeś mnie sprzed drzwi tego domu, zaręczam jednak, że to
się więcej nie powtórzy. Zejdź mi, proszę, z drogi!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]