Zeromski Stefan - Przedwiosnie, Książki, Żeromski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Stefan Żeromski
PRZEDWIOŚNIE
www.eBook.pl
Przedwiośnie
2
Panu Konradowi Czarnockiemu
w przyjaznym upominku
ofiaruje ten utwór
autor
SPIS TREŚCI
RODOWÓD
CZĘŚĆ PIERWSZA: SZKLANE DOMY
CZARUŚ DOSTAŁ BYŁ WŁAŚNIE PROMOCJĘ...
POŁOŻENIE ŻONY I SYNA BYŁO ZABEZPIECZONE
NIE TU JEDNAK BYŁY GRANICE...
GOŚCINA UDZIELONA KSIĘŻNEJ...
TAK TO CEZARY BARYKA SAM JEDEN...
INNĄ KOLEJĄ POTOCZYŁO SIĘ ŻYCIE...
OGROMNA ARBA, WÓZ DWUKOŁOWY...
SZAŃCE OBRONNE NIEGDYŚ WOSJKA ANGIELSKIEGO...
PANOWANIE TURECKIE W MIEŚCIE BAKU...
WYRUSZYLI W ZIMIE NA STATKU...
DLATEGO DO POLSKI - MÓWIŁ...
W TYM CZASIE ZBLIŻYŁ SIĘ DUCHOWO DO OJCA...
WYSOKI, CZARNY JEGOMOŚĆ...
DŁUGO WLÓKŁ SIĘ POCIĄG...
CZĘŚĆ DRUGA: NAWŁOĆ
DOTARŁSZY DO NAJRDZENNIEJSZEJ POLSKI...
GDY PIERWSZY RAZ PO PRZESZKOLENIU...
CEZARY BARYKA NIEMAŁO SIE NACHODZIŁ...
PO PRZYJEŹDZIE NA PODRZĘDNĄ STACYJKĘ...
NAZAJUTRZ, WYSPAWSZY SIĘ ZNAKOMICIE...
Stefan Żeromski
Przedwiośnie
3
PANNA WANDA OKSZYŃSKA...
OKAZAŁO SIĘ, IŻ ZDROWIE PANNY KAROLINY...
DO OBJĘCIA PRZEZ CEZAREGO BARYKĘ POSADY...
TERMIN PIKNIKU NADCIĄGAŁ Z CHYŻOŚCIĄ...
NA KILKA DNI PRZED TERMINEM ZABAWY...
WIELKI DZIEŃ SKŁADKOWEJ ZABAWY...
PO ROZKOSZACH PIKNIKU NASTAŁY DNIE...
JEDNEGO Z OSTATNICH DNI LISTOPADA...
NIKT TEGO NIE ZAUWAŻYŁ...
WAŁĘSAŁ SIĘ PO POLACH.
CEZARY POWRÓCIŁ DO SWEGO POKOJU...
NASTĘPNEGO DNIA RANKIEM...
DWA TYGODNIE SPĘDZIŁ NA CHŁODKU...
CZĘŚĆ TRZECIA: WIATR OD WSCHODU
POWRÓCIWSZY DO WARSZAWY CEZARY BARYKA...
WYCHODZĄC NA WYKŁADY I DO PROSEKTORIUM...
PAN SZYMON GAJOWIEC POZA URZĘDOWYMI...
SEKRETARZ, SŁUCHAJĄC W MILCZENIU...
W TYM CZASIE DO WSPÓLNEGO MIESZKANIA...
PEWNEGO DNIA RANO LULEK PRZYSZEDŁ...
NAZAJUTRZ O GODZNIE DZIESIĄTEJ...
IDĄC ULICAMI MIASTA...
TRZEBA JEDNAK BYŁO IŚĆ NA ROBOTĘ...
PEWNEGO DNIA, W PIERWSZEJ POŁOWIE MARCA...
BYŁ PIERWSZY DZIEŃ PRZEDWIOŚNIA.
BIOGRAM
Stefan Żeromski
Przedwiośnie
4
RODOWÓD
Nie chodzi tutaj - u kaduka! - o herb ani o szeregi przodków
podgolonych, z sarmackimi wąsami i przy karabelach - ani
wydekoltowane prababki w fiokach. Ojciec i matka - otóż i cały
rodowód, jak to jest u nas, w dziejach nowoczesnych ludzi bez
wczoraj. Z konieczności wzmianka o jednym dziadku, z musu
notatka o jednym jedynym pradziadku. Chcemy uszanować
nasyconą do pełna duchem i upodobaniem semickim awersję
ludzi nowoczesnych do obciążania sobie pamięci wiadomościami,
w którym kościele czy na jakim cmentarzu dany dziadek
spoczywa.
Otóż - ojciec nosił nazwisko Baryka, imię Seweryn, które na
rozłogach rosyjskich zbytnio nie raziło. "Siewierian Grigoriewicz
Baryka" - uchodziło wtedy, prześlizgiwało się niepostrzeżenie.
Matka była niewidoczna, samoswoja, najzwyczajniejsza Jadwiga
Dąbrowska, rodem z Siedlec. Całe prawie życie spędzając w Rosji,
w najrozmaitszych jej guberniach i powiatach, nie nauczyła się
dobrze mówić po rosyjsku, a duchem przemieszkiwała nie gdzieś
tam na Uralu czy w Baku , w Symbirsku czy zgoła w Tule, lecz
wciąż w Siedlcach. Tylko w Siedlcach - choć to jedynie z listów i
gazet wiedziała - działy się dla niej rzeczy ważne, interesujące,
godne wzruszenia, pamięci i tęsknoty. Wszystko inne, poza
mężem i synem, była to przygodna, doczesna, przelotna suma
rzeczy i zdarzeń, wzbudzająca coraz większą tęsknotę właśnie za
Siedlcami. W najpiękniejszej miejscowości - oazie naftowej
pustyni, Baku - kędyś na tak zwanym Zychu, w zatoce Półwyspu
Apszerońskiego, woniejącej od kwiatów i roślinności Południa,
gdzie przejrzyste morze szmerem napełniało cienie nadbrzeżnych
gajów, pani Barykowa nie miała zawsze nic pilniejszego do
nadmienienia jak stwierdzenie, że na Sekule był "także" bardzo
piękny staw, w Rakowcu były nadto łąki - gdzie! piękniejsze niż
Stefan Żeromski
Przedwiośnie
5
jakiekolwiek na świecie a kiedy księżyc świecił nad Muchawką i
odbijał się w stawie około młyna... Następowało nieuniknione
ślimaczenie się wpośród długotrwałego wypominania piękności
jakichś tam mokrych łąk pod Iganiami, lasku pod Stoczkiem, a
nawet szosy ku Mordom, która - żal się Boże! - także była we
wspomnieniach pełna nie tylko błota, kurzu i stałych wybojów,
lecz i uroku.
Już po raz pierwszy, wnet po ślubie, jadąc przez Moskwę pani
Barykowa (Jadwiga z Dąbrowskich) wsławiła się była pośród
polonii rosyjskiej rozmową zjamszczykiem. . Gdy bowiem powóz,
w którym siedziała, trząsł niemiłosiernie na wybojach mostowej,
strofowała kuczera siedzącego na koźle, obrzędowo i poniekąd
urzędowo wypchanego sowicie we wszystkich kierunkach: - "Co to
tutaj u was takie płoche bruki!" Powtarzała tę wymówkę raz,
drugi i trzeci, w miarę zniecierpliwienia, aż do chwili katastrofy.
Woźnica oglądał się na nią kilkakroć, z oburzeniem, a gdy jeszcze
raz powtórzyła okrzyk uskarżający się na "płoche bruki",
zatrzymał swego siwka i wrzasnął:
- "Da czto wy, barynia, w samom diele k moim briukam pristali!
Płoehije briuki, da płochije briuki! Isz babu! Płochije briuki, tak
płochije, a tiebie, baba, czto za dieło!"
Kiedy indziej, już jako małżonka dobrze sytuowanego urzędnika,
pragnąc przyczynić się w miarę możności do powodzenia i
awansów męża, zaszkodziła mu znamiennie swą niedostateczną
znajomością arkanów mowy rosyjskiej. Było to na balu
publicznym w mieście gubernialnym pod Uralem. Bal ów
zaszczycił swą obecnością miejscowy gubernator oraz jego
dorastająca córka. Pani Barykowa po przetańczeniu walca miała
szczęście znaleźć przypadkiem miejsce obok córki gubernatora,
zapragnęła zawiązać miłą rozmowę z dziedziczką poduralskiej
Stefan Żeromski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]