Zar Cykl Rosebuds 4 - BARBARA DAWSON SMITH, Książki - romanse, Dawson Smith Barbara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Prolog
Londyn,styczeń1816r.
PoczątkowotenwieczórbyltakisamjakkaŜdyinnywstolicy.
Brand Villiers, piąty ksiąŜę Faversham, siedział wygodnie
rozparty w przeznaczonej dla specjalnych gości bawialni
ekskluzywnego burdelu ze śliczną dziewczyną na kolanach,
talią wytwornych kart w dłoni i kieliszkiem znakomitego
bordeaux pod ręką. Wielu męŜczyzn mogłoby mu
pozazdrościć. A jednak Brand odczuwał nieustającą nudę,
niezadowolenie,doktóregosamprzedsobąnawetniechciał
sięprzyznać.
śyciejestcudownejakcholeramruknął.
SirJohnGablerskrzywiłsięipodniósłwzrokznadkart.
Ocochodzi?Gablermiałpiegowatątwarzirozczochrane
jasne włosy. Trzymał w ustach cygaro. Wydawał się zbyt
młody na to, aby palić. Fular zawiązany miał tak, jakby nie
opanował jeszcze do perfekcji sztuki wiązania
skomplikowanychwęzłów.
NiemaniclepszegonaświecieniŜtrzymaniewramionach
pięknejkobietyoświadczyłBrandipogładziłokrytejedwabiem
plecy Jewel. Uśmiechnęła się i spojrzała na niego spod
półprzymkniętychpowiek.Jejciemneoczybłyszczałykusząco.
Była nową dziewczyną i Brand nie mógł się doczekać chwili,
kiedyskorzystazjejusług.MoŜewreszciezdołasiępozbyćtego
dręczącegopoczucianudy.
Jeszczeniejesttwoja.Jeszczeniewygrałeś.Gablerwymieniłdwie
karty.Kiedyspojrzałnate,któredobrał
BarbaraDawsonSmith
śar
zpuli,jegojasnoniebieskieoczyzabłysły.Ztriumfalnąminąrzucił
nastółtrzyasy.Spróbujtoprzebić,stary.Branduniósłwgórę
jednąbrew.
Całkiemnieźle.
Jewel, chodź tu! Dzisiaj będziesz naleŜała do mnie.
Gablerpokiwałnadziewczynępalcem.
Brandmocnootoczyłramieniemjejwąskątalię,adrugąręką
wyłoŜyłnapokrytyzielonymsuknemstolikcztery
króle.
Gabler aŜ otworzył oczy ze zdumienia, po czym opadł na
krzesłozminąnadąsanegodziecka.
A niech cię licho, Faversham! Powinienem był wie
dzieć, Ŝe tylko naiwniak siada z tobą do gry. Masz piekiel
neszczęście.
Brand musiał przyznać, Ŝe to prawda. Od lat znacznie
częściejwygrywałniŜprzegrywał.Odbardzomłodegowieku
doskonalił swój wrodzony talent do gry w karty i kości,
umiejętność odczytywania wyrazu twarzy przeciwnika,
kalkulowaniaszans,poleganianaswoiminstynkcie.Wiedział,
kiedy moŜe podjąć ryzyko, a kiedy lepiej spasować. Ale
powodzenie zawdzięczał nie tylko błyskotliwemu umysłowi.
Został ponadto obdarzony błogosławieństwem ktoś inny
mógłby powiedzieć, Ŝe przekleństwem nieustającego
szczęściawhazardzie.Niektórzynawetszeptalipokątach,Ŝe
zaprzedałduszędiabłu.
Nie widział powodu, Ŝeby prostować te pogłoski. JuŜ
dawnozrozumiał,Ŝeludziezawszewierząwto,wcochcą
wierzyć.
RozejrzyjsięzainnąpartnerkądołóŜkaporadziłGablerowi.Ta
ślicznotkajestmoja.Jewelwtuliłasięwniego,takŜewyczuwał
wszystkierozkosznekrągłościjejwspaniałegociała.Podosłonąstołu
wśliznęła dłoń w jego rozporek. A kiedy będziesz wychodził,
dokładniezamknijzasobądrzwi.Gablerzakląłpodnosem,odsunął
krzesło i ruszył do drzwi po błękitnym, puszystym dywanie.
Wychodząc
zgabinetu,zderzyłsięwdrzwiachzmęŜczyzną,którysiłą
wdarłsiędośrodka.
Strzechasiwiejącychkręconychwłosówotaczałaptasiątwarz
przybysza.KiedypospieszniezbliŜałsiędostołu,połysurduta
powiewałyzanimjakkruczeskrzydła.
Faversham!ChwałaBogu,Ŝecięznalazłem!
Trowbridge powitał go Brand z rozdraŜnieniem. Jeśli
sam tego nie widzisz, to pragnę zauwaŜyć, Ŝe jestem teraz
zajęty.
Wicehrabia Trowbridge obrzucił Jewel przelotnym spoj
rzeniem,alenieprzestałtrajkotać.
Muszęztobąporozmawiać.Wczteryoczy.TosprawaŜycia
iśmierci.
Dla ciebie nawet złamany paznokieć jest sprawą Ŝycia i
śmierci odparł zrezygnowany Brand i odsunął Jewel.
Postanowił go wysłuchać, wiedząc, Ŝe nawet Trowbridge
zazwyczajszanujeprawogentlemanadoprywatności.
Pospiesz się, kochanie. Jewel posłała mu pocałunek
pełnymi,obrzmiałymiwargami.Czekamnaciebie.
Ten miękki, zmysłowy głos jeszcze zwiększył narastające w
nimpodniecenie,więcBrandzrozdraŜnieniemzwróciłsięku
wicehrabiemu,gdytylkowyszlirazemdoholu.
Ocochodzi?Jeślitojedenztwoichkretyńskichpomysłów...
Nie! Przysięgam. Trowbridge wyciągnął z kieszeni
zgniecioną kartkę papieru. Ręka mu drŜała. Czytaj. To
przyszłozwieczornąpocztą.
Brand rozwinął kartkę i podszedł do stojącej na stoliku
lampy naftowej. Na białym papierze ktoś starannie wyka
ligrafowałdwasłowa:Będziesznastępny.
Spojrzałponownienaswegotowarzysza.
CóŜtojest,dodiabła?śart?
Nie.Trowbridgebyłroztrzęsiony.Toduch.
Duch?
Wicehrabia rozejrzał się po kompletnie pustym holu,
jakby obawiał się, Ŝe ktoś podgląda ich zza drzwi któregoś
zgabinetów.
11
BarbaraDawsonSmithśar
BarbaraDawsonSmith
Zar
DuchLigi.Niesłyszałeś?
Słyszałem,ŜeMellinghamzginąłwpojedynku,doktórego
niepowinnobyłodojść.Wallaceupiłsiędotegostopnia,Ŝespadł
ze schodów i skręcił kark. A Aldrich dostał ataku serca w
okolicznościach, o jakich wszyscy moŜemy tylko pomarzyć:
międzynogamidziwki.
Trowbridgetakgwałtowniepotrząsnąłgłową,Ŝezakołysała
się jego skłębiona czupryna. Nieregularne rysy przysłonił
cieńtrwogi.
Ktoś chce mnie zabić, chce zabić nas wszystkich. Jed
nego po drugim. Wszystkich pozostających jeszcze przy
ŜyciuczłonkówLigiLucyfera.
Brandaprzeszedłzimnydreszczniepokoju.Odsuwającodsiebie
złeprzeczucie,wcisnąłpismodorękiTrowbridge'a.
Przesadzasz.
Mówięci,Ŝektośczekanazewnątrz,Ŝebymniezabić.Z
okrągłymi z przeraŜenia oczami złapał Branda za klapy.
Musiszmipomócodkryć,ktotojest.Błagamcię!
Brandspojrzałnaniegozzimnąpogardą.
TotylkoŜart,nicwięcej.Ktośsięzabawiłtwoimkosztem.
Jeśliniechceszzrobićtegodlamnie,zróbtodlasiebie.Ty
moŜeszbyćnastępny,zarazpomnie.
Idź,wypijparędrinkówizapomnijotym.Jawłaśnieto
zamierzamzrobić.
Brand odwrócił się na pięcie i wrócił do gabinetu. Przez
chwilę stał przy drzwiach, pocierał palcem bliznę koło ust i
zastanawiałsięnadwłasnąobojętnością.Lataminarastaływ
nim pokłady cynizmu, przybierały powoli, jak woda, której
poziom podnosi się centymetr po centymetrze, aŜ wreszcie
człowiekodkrywa,Ŝetonieiznajwiększymtrudemwalczyo
haustczystegopowietrza.Podpowierzchniąsnułysięcienie,
aleniezadałsobietrudu,Ŝebysięimprzyjrzeć.Cienie,które
ściemniały przed dziesięcioma laty, po śmierci jego brata i
bratanka.
Tecienieokrywałycałunemjegozbrodnię...
łają sobie na ckliwe uczucia. Dawno temu przyjął postawę
lekcewaŜeniaidystansu wobectegotypu konwencjonalnych
nonsensów.Wbardzomłodymwiekudoszedłdowniosku,Ŝe
łajdackie Ŝycie jest znacznie ciekawsze i Ŝe on sam bez
najmniejszychwątpliwościnaleŜydoświataciemności.Jewel
objęłagomiękkimramieniem.
PołóŜ się przy mnie, milordzie. JuŜ zbyt długo na cie
bieczekam.
Brandwziąłjąnaręce,zaniósłnaposłanieipołoŜyłsięna
niej. Ciepło dziewczyny rozproszyło otaczające go cienie.
ZatraciłsięwerotyzmieizapomniałocałymboŜymświecie.
AŜdonastępnegoranka,kiedyusłyszałmroŜącąkrewwŜyłach
nowinę:
LordTrowbridgenieŜyje.
Głupiec!PrzecieŜonnienaleŜydoludzi,którzypozwa
BarbaraDawsonSmith
śar
Rozdział1
Jedenaście lat temu, kiedy skończyła osiemnaście lat i
miała zostać wprowadzona do towarzystwa, była zbyt
świadoma swych braków, by stawić czoło londyńskiej
socjecie.Inneszlachetnieurodzonedziewczynypowychodziłyza
mąŜipozakładaływłasnerodziny.Charlottanatomiastpozostała
wrodzicielskimdomuwDevon.
Pięćlattemu,samolubnainiedojrzała,zaczęławzdychaćdo
najlepszegoprzyjacielaBranda,MichaelaKenyona.Próbowała
zniszczyć rozwijającą się miłość Michaela do Vivien,
przyrodniejsiostryBranda.Ukradłanaszyjnikipostarałasięo
to,ŜebypodejrzeniepadłonaVivien.
Niestety,właśnieBrandodkryłjejintrygę.
Charlotta do dzisiaj kuliła się na samo wspomnienie
własnego szaleństwa i potępienia Branda. Za karę rodzina
zesłałająnapółnocYorkshire.Dziśzdawałasobiesprawę,jakŜe
tabanicjabyłajejpotrzebna.Onasamanajlepiejwiedziała,jak
bardzo dojrzała w ciągu ostatnich pięciu lat. I jak bardzo
starałasiępoprawić.
WstosunkudowszystkichpozaBrandem.
Przed dwoma dniami dostała pilną wiadomość, Ŝe babcia
odniosła obraŜenia w wypadku powozu i dochodzi do siebie
akurat w londyńskim domu Branda, jakby nie było innego
miejscanaziemi.Charlottaniemiałainnegowyjścia:musiała
przyjechaćdodomutegoczłowieka,chociaŜwjejoczachbył
ondiabłemwcielonym.
Przytuliła swego psa do wełnianego płaszcza i obrzuciła
spojrzeniemlokaja,któregokońskatwarzwyraŜałaosłupienie.
Jestem lady Charlotta Quinton wyjaśniła. Lady Enid
Quinton jest moją babcią. Zamieszkała tu na czas re
konwalescencjipowypadku.
SłuŜący oderwał załzawiony wzrok od psa i uniósł w górę
krzaczastą,siwąbrew.
Oczywiście, milady. Nie zostałem uprzedzony o pani
przyjeździe.
Niebyłosensuwysyłaćzawiadomienia,bowyjechałamzYorku
natychmiast,pootrzymaniutejwiadomości.
DiabelskanaleŜność
Londyn,
miesiącpóźniej
Przyszłam zobaczyć się z babcią wyjaśniła lokajowi lady
Charlotta Quinton. Wchodząc wpuściła do domu powiew
zimnegopowietrza.PostawiławprzedpokojukoszykzFancyi
rozpięłaskórzanypas.
Kudłaty brązowy pies wyskoczył z koszyka, pośliznął się na
marmurowej posadzce i wpadł wprost w ramiona Charlotty,
nieomal ją przewracając. Z trudem utrzymała się na
zdrętwiałych z zimna nogach, Mięśnie kompletnie jej
zesztywniały, bo ostatnie dwa dni spędziła zamknięta w
powozie z Nan, swoją potwornie gadatliwą pokojówką. Ale
wszystkie te niewygody nie miały najmniejszego znaczenia,
skorobabciazostałaranna.Charlottazniosłaby wszystko dla
ukochanej babci, była nawet gotowa wejść do siedziby
śmiertelnego wroga... Branda Villiersa, okrytego niesławą
księciaFaversham.
śołądekzacisnąłjejsięwtwardywęzeł.NigdywŜyciunie
przyszłobyjejdogłowy,Ŝepostawikiedyśstopęwholujego
londyńskiegodomu.
Szesnaście lat temu, gdy była jeszcze dzieckiem, Brand
złamał jej serce. Obdarzył ją pierwszym w jej Ŝyciu po
całunkiem po to tylko, Ŝeby zniszczyć jej romantyczne
marzenia o miłości. Uciekając przed jego szyderczym
śmiechempotknęłasię,wpadładokominkaioparzyłaprawą
rękę.Okaleczonapsychicznieifizycznie,stałasięzgorzkniała
izła.
BarbaraDawsonSmith
śar
BarbaraDawsonSmith
Zar
CzymoirodzicejuŜprzyjechali?Alboktóreśzmoichbraci
czysióstr?
Nie,panijestjedynymgościemjejwysokości.
Charlottazmarszczyłabrwi.Jejrodzinazawszebyławe
wnętrznieskłócona,alewszyscybardzokochalibabcię,więc
Charlottaspodziewałasię,ŜeprzyjadątuzDevon.Dlaczego
nieprzyjechali?
Niechpanbędzietakdobryizaprowadzimnieprostodo
ladyEnid.
Obawiamsię,ŜetoniemoŜliwe.
NiemoŜliwe? Dlaczego? Z przeraŜenia głos Charlotty
stałsięostryilodowaty.Zlakonicznejwiadomościodlady
Stokeford dowiedziała się jedynie, Ŝe babcia i jej dwie
najbliŜsze przyjaciółki zostały ranne w wypadku powozu.
Teraz wszystkie lęki, jakie narastały w niej przez ostatnie
czterdzieściosiemgodzin,odezwałysięznowąsiłą.
CzyŜbybabcia...zmarła?
Nie ma powodu do obaw ~ zawołał pospiesznie stary
lokaj na widok przeraŜenia, malującego się wyraźnie na
twarzy dziewczyny. Po prostu u ich wysokości jest teraz
lekarz.
ŚciśnięteserceCharlottyznówzaczęłobićspokojniej.
Jaksięmiewababcia?CzyzostałacięŜkoranna?
Tepytania najlepiejskierowaćdolekarza oświadczył
słuŜący.Czymogęzabraćpaniokrycie?
KiedypodszedłbliŜejiwyciągnąłdłoniewbiałychręka
wiczkach,Ŝebywziąćpłaszcz,wtulonawramionaCharlotty
Fancywarknęła.
Wszystkowporządku,kochanie,niktcięnieskrzywdzi
mruknęłaCharlotta,głaszcząckudłatyłebpsa,izwróciłasię
dolokaja:Zostanęwpłaszczu,dziękuję.Mogęzapytaćo
twojenazwisko?
North,proszępani.
Porozmawiam z doktorem, North. Proszę mnie natych
miastdoniegozaprowadzić.
Lord Faversham jest tutaj? Znów ścisnęło się jej ser
ce, tym razem z przeraŜenia. Nadzieja, Ŝe Brand pojechał
gdzieś do diabła ze swymi rozpustnymi kumplami, okaza
ła się płonna. To był przecieŜ w końcu jego dom. Charlot
ta wiedziała, Ŝe Brand gardzi nią z powodu jej dawnego
zachowania.Iwpełnitouczucieodwzajemniała.
Aletonajmniejszezmartwienie.
Jego lordowska mość właśnie wrócił do domu po zło
Ŝeniu wizyt u przyjaciół w mieście oświadczył North.
JeślipaniniezaleŜy,bymzaprowadziłjądojejpokoju...
Nie oznajmiła stanowczo Charlotta. Pokojówka
rozpakujemójbagaŜ,ajawtymczasiespotkamsięzbabcią.
MoŜepanpowiedziećksięciu,Ŝenalegałam.
North zawahał się, po czym wykonał sztywny ukłon.
Charlottadojrzałatonsuręsiwychwłosówotaczającąłysinę.
JakpanisobieŜyczy.
Poprowadził ją w górę po szerokich marmurowych
schodach. Lampa, którą trzymał w ręku rzucała drŜące
światło na proste, eleganckie dekoracje. Charlotta twardo
postanowiła nie gapić się na piękne obrazy i wspaniałe
meble. Ze względu na przyjaźń łączącą ich babcie znała
Branda przez całe Ŝycie, ale choć często odwiedzała jego
wiejskąrezydencjęwDevon,nigdydotychczasniewidziała
jegomiejskiegodomu,boniemiaławLondyniedebiutu.
Tobyła wyjątkowazłośliwośćlosu,Ŝebabciaijejdwie
przyjaciółkiucierpiaływwypadkupowozuakuratwdrodze
do stolicy. Charlotta próbowała łudzić się nadzieją, Ŝe nie
spotkaBrandadojutra.
Odgłos jej kroków zmieszał się z szuraniem stóp lokaja.
Kiedydotarlinaszczytschodówiruszyliwgłąbmrocznego
korytarza, Fancy zadrŜała, a jej ciemne oczy zabłysły w
gęstwiniebrązowegofuterka.
MoŜe wyczuwa mój niepokój, pomyślała Charlotta i po
głaskała psa. Suczka podpasła się w ciągu tych dwóch ty
godni,któreminęłyoddnia,gdyCharlottauratowałają
Przykromi,aleksiąŜęwydałrozkazy...
BarbaraDawsonSmith
Zar
Zar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]