Ziemia krwi , E-book PL, Romans, Jarrett Miranda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Miranda Jarrett
ZIEMIA KRWI,
ZIEMIA MIŁOŚCI
Harleqin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Istambuł • Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia
Sydney • Sztokholm • Tajpej • Tokio • Warszawa
Londyn, rok 1704
Dwadzieścia kroków do końca tureckiego ko
bierca, dwanaście wzdłuż kolorowego dywanu
i dwadzieścia z powrotem do kominka...
Kit Sparhawk starał się nie przerywać liczenia.
To najlepszy sposób zapanowania nad złością.
Była już niemal dziewiąta, blady zimowy księżyc
tkwił uwięziony w oknie salonu sir Henry'ego
Ashe'a. Obiecał bratu, że załatwi sprawę i tylko
dlatego jeszcze czekał. Przebył dla Jonathana
dziewięć tysięcy kilometrów. Podróż trwała dwa
miesiące. Kilka godzin więcej nie powinno już ro
bić dużej różnicy. To się Jonathanowi należało.
A jednak Kit nie mógł zapanować nad irytacją,
jaką budziła w nim konieczność czekania na sir
Henry'ego. Wszystko jedno, szlachcic czy nie, ten
tłusty, czerwony na twarzy łobuz, hochsztapler,
któremu trudno było zaufać, budził w nim wy
łącznie złość. Piekielny...
Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia i
z powrotem... Zacisnął zęby i próbował skupić
się na liczeniu kroków. Weksle leżały na biurku,
czekając na podpis, na złożenie którego sir Henry
dotąd nie znalazł czasu. Na wspomnienie wykrę-
tów, do jakich uciekał się ten... żeby tylko nie za
płacić pieniędzy które był winien, Kit mimowol
nie zacisnął pięści. I w koloniach nie brakowało
łajdaków, to prawda, on sam nie był bez skazy.
Ale krętactwa Amerykanów były niczym w po
równaniu z tym, z czym spotkał się w ciągu
trzech miesięcy spędzonych w Londynie.
Opadł na wyściełany jedwabiem fotel i zapa
trzył się w płomienie. Bogu niech będą dzięki, już
za dwa tygodnie znajdzie się na pokładzie i raz
na zawsze zostawi za sobą wybrzeża Anglii. Jego
myśli wybiegły naprzód do domu, do sióstr i Jo
nathana, do Plumstead.
Panującą w domu ciszę przerwał nieoczeki
wanie nabrzmiały lękiem kobiecy krzyk. Kit
w mgnieniu oka zerwał się na nogi, skoczył do
drzwi i wpadł do hallu. W ogromnym domu
znów panowała cisza. Błękitne światełko lampy
niesamowitym blaskiem oświetlało wiszące na
ścianach portrety. Zatrzymał się u stóp schodów,
usiłując złowić uchem jakiś odgłos. Nie miał po
jęcia, skąd dobiegł głos i nie wiedział, dokąd iść.
Nagle jedne z dalszych drzwi otworzyły się
z trzaskiem i do hallu wbiegła kobieta. Pędząc
na oślep, wpadła na Kita, który odruchowo chwy
cił ją w ramiona.
- Proszę się uspokoić, przy mnie nic się pani
nie stanie - powiedział łagodnie.
Przez burzę ciemnych włosów spojrzały na nie
go przerażone oczy osadzone w pięknej, choć
w tej chwili śmiertelnie bladej, twarzy. Teraz do
piero przyjrzał się jej uważniej. Dziewczyna była
bosa i nie miała na sobie niczego, poza nocną ko
szulą.
- Za... zabiłam go - wyszeptała, dysząc cięż
ko. - Leży tam jak kłoda. Matko Boska, co ja zro
biłam? Co teraz będzie?
- Ćśśś, kochanie. Nie ma się czym przejmować.
Taka kruszyna jak ty nie byłaby w stanie uśmiercić
muchy, a co dopiero dorosłego mężczyzny.
Odgarnął włosy z jej twarzy. Nie mogła mieć
więcej niż dwadzieścia lat. Zadał sobie pytanie, kim
była. Sir Henry nie miał córek, a dziewczyna, którą
trzymał w ramionach, bez wątpienia nie była lady
Frances. Nie mogła też być służącą, delikatność jej
ciała świadczyła o przyzwyczajeniu do zamożności
i wygód, a sposób w jaki mówiła, świadczył bez
wątpienia, że była osobą wykształconą.
- Ależ przysięgam panu na wszystkie święto
ści, że go zabiłam!
Nieznajomą wstrząsnął szloch. Była tak przera
żona, że wtuliła twarz w pierś Kita, jakby chcąc
ukryć się przed światem. Nie pozostało mu nic in
nego, jak objąć jej drżące plecy i przytulić. Pomimo
napięcia zarejestrował odruchowo miękkość skry
tego pod gładkim jedwabiem ciała, pełne piersi
i otaczający nieznajomą zapach lawendy. Wiedział,
że powinien zaprowadzić ją do salonu i poszukać
mężczyzny, którego podobno zamordowała, ale nie
potrafił zdobyć się na to, by wypuścić ją z ramion.
To delikatne, drżące ciało nasuwało mu myśl
o przerażonym, rannym ptaku.
Nagle dziewczyna wyswobodziła się z jego
objęć i spojrzała mu w oczy.
- Kim pan właściwie jest?
- Christopher Sparhawk, panienko, ale wszy
scy mówią na mnie Kit.
Nawet w tym niepewnym świetle, jakie rzu
cała lampka, mógł dostrzec, że jego rozmówczyni
ma rozdartą koszulę. Widocznie ktoś usiłował do
stać się do wyraźnie zarysowanych pod cienkim
jedwabiem piersi. Na szyi i ramionach dziewczy
ny widać było świeże ślady, które już zaczynały
ciemnieć, powoli przemieniając się w sińce. Kit
poczuł, jak wzbiera w nim gniew na mężczyznę,
który tak brutalnie potraktował kobietę. Najwy
raźniej musiała przyłapać jakiegoś rabusia, zło
dzieja, wkradającego się do domu przez okno. Je
go dłoń odruchowo zacisnęła się na krawędzi
długiego noża, z którym nigdy się nie rozstawał,
nawet tu w Londynie. Tymczasem dziewczyna,
zawstydzona jego dociekliwym spojrzeniem,
ściągnęła poszarpane krawędzie koszuli, usiłując
ukryć ramiona przed jego wzrokiem.
Była wyraźnie wystraszona, a jednak instynkt
podpowiadał Kitowi, że oczekuje od niego po
mocy. Powoli, tak by jej nie spłoszyć, wyciągnął
rękę i pogłaskał ją po ramieniu.
- Proszę się mnie nie bać. Niech mi pani po
wie, panienko, co się stało, a potem pójdziemy
razem do sir Henry'ego.
- Pan jest jego przyjacielem? - spytała i cof
nęła się jeszcze o krok. Znów zrobiła na nim wra
żenie przerażonego, zaszczutego zwierzątka.
- Zostań tam, gdzie stoisz! Mogłam się była do
myślić, że nie wrócił sam. Słyszałam już, że zanim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]