Zabojcza pamiec, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KEN FOLLETT urodził się w 1949 roku w Cardiff. Po ukończeniu studiów filozoficznych na University College w Londynie podjšł pracę jako reporter w małej walijskiej gazecie. Publikował powieci sensacyjne pod pseudonimem. Jedenasta z kolei - "Igła" (1978) - przyniosła mu wiatowš sławę. Kolejne tytuły w dorobku Folletta, m.in. "Klucz do "Rebeki"" (1980), "Na skrzydłach orłów" (1983), "Filary Ziemi" (1989), "Uciekinier" (1995), "Trzeci bliniak" (1996), "Zabójcza pamięć" (2000), "Kryptonim "Kawki"" (2001) oraz najnowszy thriller szpiegowski "Lot Ćmy" (2002), utrwaliły jego pozycję jako twórcy bestsellerów i przysporzyły mu miliony czytelników na całym wiecie. Twórczoć pisarza była wielokrotnie adaptowana przez twórców filmowych. Oprócz "Igły", na ekran kinowy przeniesiono "Wejć między lwy", a na podstawie "Klucza do "Rebeki"", "Na skrzydłach orłów" i "Trzeciego bliniaka" powstały miniseriale telewizyjne.W serii LITERKA m.in.:James Clavell: KRÓL SZCZURÓWHarlan Coben: NIE MÓW NIKOMU, BEZ POŻEGNANIA, BEZ SKRUPUŁÓWJackie Collins: ŻONY Z HOLLYWOOD II: NOWE POKOLENIELiza Dalby: GeJSZA, OPOWIEĆ MURASAKIKen Follett: ZABÓJCZA PAMIĘĆ, KRYPTONIM "KAWKI"Frederick Forsyth: WETERANArthur Golden: WYZNANIA GEJSZYJean-Christophe Grange: PURPUROWE RZEKIDenis Guedj: TWIERDZENIE PAPUGIJoseph Heller: PARAGRAF 22, CO SIĘ STAŁO, OSTATNI ROZDZIAŁ, CZYLI PARAGRAF 22 BISWei Hui: SZANGHAJSKA KOCHANKAStephen King: ZIELONA MILA, CZTERY PORY ROKU, SKLEPIK Z MARZENIAMI, BEZSENNOĆ, Królowa Noor, AUTOBIOGRAFIALatifa: UKRADZIONA TWARZRichard Mason: WIAT SUZIE WONGLan McEwan: POKUTA, NIEWINNIAnchee Min: CZERWONA AZALIA, DZIKI IMBIR, CESARZOWA ORCHIDEATony Parsons: MĘŻCZYZNA I CHŁOPIEC, MĘŻCZYZNA I ŻONA, ZA MOJE DZIECKOJames Patterson: DOM PRZY PLAŻY, FIOŁKI SĽ NIEBIESKIEAllison Pearson: NIE WIEM, JAK ONA TO ROBIMario Puzo: CZWARTY K, RODZINA BORGIÓW, GŁUPCY UMIERAJĽJean Sasson: KSIĘŻNICZKA, CÓRKI KSIĘŻNICZKI SUŁTANYKarla Schefter: AFGANKAErich Segal: NAGRODY, AKTY WIARYNicholas Sparks: NA RATUNEK, NA ZAKRĘCIE, NOCE W RODANTHERobert James Waller: CO SIĘ WYDARZYŁO W MADISON COUNTYStephen Vizinczey: W HOŁDZIE DOJRZAŁYM KOBIETOMOwen Whittaker: TATUKEN FOLLETTZABÓJCZA PAMIĘĆZ angielskiego przełożył WITOLD NOWAKOWSKISeria LITERKAWARSZAWA 2004Tytuł oryginału: CODE TO ZEROCopyright (c) Ken Follett 2000 All rights reservedCopyright (c) for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2000Copyright (c) for the Polish translation by Witold Nowakowski 2000Redakcja: Teresa KowalewskaIlustracja na okładce: Jacek KopalskiProjekt graficzny okładki i serii: Andrzej KuryłowiczWydanie przygotowane we współpracy z Wydawnictwem Albatros A. KuryłowiczISBN 83-88722-18-2Wyłšczny dystrybutor:Firma Księgarska Jacek OlesiejukKolejowa 15/17, 01-217 Warszawatel./fax (22)-631-4832, (22)-632-9155, (22)-535-0557www.olesiejuk.pl/www.oramus.plWYDAWNICTWO ALEKSANDRA I ANDRZEJ KURYŁOWICZ S.Cadres dla korespondencji: skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78Warszawa 2004Wydanie VII (III w tej edycji)Druk: Abedik S.A., PoznańZ dziejów astronautykiStart pierwszego amerykańskiego satelity kosmicznego, Explorera 1, zaplanowany został na rodę, dwudziestego dziewištego stycznia 1958 roku. Pónym wieczorem przesunięto go na dzień następny, z powodu - jak brzmiał oficjalny komunikat - "niesprzyjajšcych warunków atmosferycznych". Widzowie zgromadzeni na przylšdku Canaveral przyjęli to z dużym zdziwieniem, gdyż na Florydzie panowała wówczas piękna, słoneczna pogoda. Rzecznik wojskowy stwierdził jednak, że chodzi o gwałtowne wichry wiejšce w górnych warstwach atmosfery.Następnego dnia, z tych samych przyczyn, ponownie wstrzymano odliczanie.Rakietę odpalono ostatecznie w pištek, trzydziestego pierwszego stycznia....od chwili powołania w 1947 roku. Centralna Agencja Wywiadowcza (...) wydała miliony dolarów na szeroko zakrojony projekt poszukiwania leków i innych metod zmieniajšcych ludzi w posłuszne automaty. Pacjent - wbrew swojej woli -na dany rozkaz działał, mówił i ujawniał najskrytsze tajemnice. Takie na rozkaz potrafił o wszystkim zapomnieć.John Marks, The Search for the " Manchurian Candidate"; The CIA and Mind Control, 1979CZĘĆ PIERWSZA05:00Pocisk Jupiter C stał na wyrzutni kompleksu numer dwadziecia szeć, na przylšdku Canaveral. Dla zachowania pełnej tajemnicy osłonięty był grubym płótnem, spod którego wystawał jedynie znany wszystkim ogon międzykontynentalnej rakiety balistycznej Redstone. Reszta, schowana pod plandekš, wyglšdała zupełnie inaczej...Obudził się, przepełniony jakim nieokrelonym lękiem.Gorzej - był przerażony. Serce waliło mu jak młotem, dyszał ciężko i czuł ból mocno napiętego ciała. Przypominało to okropny koszmar, z tš różnicš, że po przebudzeniu nie odczuł żadnej ulgi. Wiedział, że zaszło co strasznego. Nie miał pojęcia, co to było.Otworzył oczy. W słabym wietle padajšcym z sšsiedniego pomieszczenia dostrzegł dziwnie znajome, choć złowieszcze kształty. Gdzie w pobliżu kapała woda.Postanowił się uspokoić. Przełknšł linę, wzišł kilka głębokich oddechów i usiłował zebrać myli. Leżał na twardej posadzce. Było mu zimno, bolały go wszystkie mięnie11i miał kaca. Mdliło go, paliło w ustach i łomotało w głowie.Usiadł i zadygotał, przejęty niewytłumaczalnym strachem. Poczuł niemiłš woń mokrej posadzki, umytej silnym rodkiem dezynfekujšcym. Zobaczył szereg umywalek.Był w miejskiej toalecie.Skrzywił się z obrzydzeniem. Spał na podłodze w męskim kiblu! Co mu się, do diabła, stało?Był w ubraniu... Miał na sobie co w rodzaju płaszcza i ciężkie buciory. Instynktownie wiedział, że to nie jego łachy. Pomału zapanował nad nerwami. Głębiej, gdzie w rodku, czaił się inny strach, mniej histeryczny, a bardziej racjonalny. Dobrze wiedział, że przydarzyło mu się co okropnego.Potrzebował wiatła.Wstał i wbił wzrok w półmrok w poszukiwaniu drzwi. Wycišgnšł przed siebie ręce, by nie wpać na jaki przedmiot, i po chwili doszedł do ciany. Sunšł jak lepiec, ostrożnie macajšc drogę. Dotknšł zimnego szkła i domylił się, że to lustro. Potem był papierowy ręcznik i jaka metalowa skrzynka. Pewnie suszarka albo co w tym rodzaju. Wreszcie natrafił na kontakt. Włšczył wiatło.Jasny blask zalał białe kafelkowe ciany, betonowš podłogę i rzšd toalet z szeroko otwartymi drzwiami. W kšcie leżała kupa łachmanów. Nie miał pojęcia, jak tu się znalazł. Wytężył umysł. Co się stało minionej nocy? Nie pamiętał.Uwiadomił sobie, że nic nie pamięta, i znowu wpadł w panikę.Zacisnšł zęby, żeby nie krzyczeć. Wczoraj... przedwczoraj... nic. Jak się nazywał? Nawet tego nie wiedział.Odwrócił się w stronę umywalek. Powyżej było duże lustro. Zobaczył w nim brudnego, obszarpanego dziada o posklejanych włosach, poczerniałej twarzy i dziko wytrzeszczonych oczach. Przyglšdał mu się przez chwilę. Wreszcie zrozumiał i odskoczył ze zdławionym okrzykiem, a dziad zrobił to samo. Patrzył na własne odbicie.12Nie potrafił już dłużej zapanować nad przerażeniem. Rozdziawił usta. - Kim jestem?! - krzyknšł drżšcym ze strachu głosem.Sterta szmat drgnęła i przetoczyła się na bok. Ujrzał czyjš głowę.- Jeste ostatniš łajzš, Luke - rozległ się niewyrany bełkot. - Lepiej się uspokój.Miał więc na imię Luke.Był wdzięczny za tę wiadomoć. Samo imię to wprawdzie niewiele, ale od czego trzeba zaczšć. Zerknšł na kompana. Jego towarzysz był omotany podartym tweedowym płaszczem, przewišzanym w pasie kawałkiem zwykłego sznurka. Miał młodš, umorusanš twarz o cwanym wyglšdzie. Przecierał oczy.- Głowa mnie boli - wymamrotał.- Kim jeste? - spytał Luke.- Pete. Twój kumpel. Nie poznajesz mnie?- Nie... - Luke przełknšł linę, żeby nie wpać w histerię. - Straciłem pamięć!- Nic dziwnego. Wczoraj sam wychlałe całš flaszkę wódki.Cud, że w ogóle nie zgłupiałe. - Pete oblizał usta. - Nic nieposmakowałem. Pieprzony burbon...To przynajmniej wyjania, dlaczego mam kaca, pomylał Luke.- Dlaczego piłem?Pete wybuchnšł uršgliwym miechem.- Jak to dlaczego? Po prostu po to, żeby się upić!Luke skrzywił się z niesmakiem. Był włóczęgš, pijakiem i sypiał w męskich szaletach.Dręczyło go pragnienie. Pochylił się nad umywalkš, odkręcił kurek z zimnš wodš i napił się prosto z kranu. Wytarł usta i znowu z obrzydzeniem popatrzył w lustro.Był już o wiele spokojniejszy. Dzikie spojrzenie gdzie zniknęło, zastšpione przez wyraz rozpaczy i niedowierzania.13Ujrzał twarz człowieka przed czterdziestkš, o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Nie nosił wšsów ani brody, jedynie kilkudniowy zarost.Przeniósł wzrok na Pete'a.- Luke... i co dalej? - zapytał. - Mam jakie nazwisko?- Luke... co tam. Nie jestem Duchem więtym!- Jak się tutaj znalazłem? Ile to trwa? Dlaczego?Pete wstał.- Pora na niadanie - stwierdził.Luke też był głodny. Nie pamiętał nawet, czy ma przy sobie pienišdze. Przeszukał kieszenie w płaszczu, marynarce i spodniach. Pusto. Nie znalazł ani centa. Nie miał portfela, nie miał nawet chustki do nosa. Żadnych poszlak.- Jestem spłukany - wymamrotał.- Żartujesz - mruknšł Pete. - Chod.Ruszył do drzwi, a Luke poszedł za nim.Przeżył następny szok, kiedy weszli do sšsiedniego, rzęsicie owietlonego pomieszczenia. Był w ogromnej wištyni, pustej i dziwnie cichej. Na marmurowej posadzce stał równy rzšd mahoniowych ławek, jakby w oczekiwaniu na upiornš kongregację. Wokół olbrzymiej sali, na kamiennych zwieńczeniach filarów, siedzieli dziwni rycerze, zbrojni we włócznie i tarcze. Strażnicy więtego miejsca. Hen, nad ich głowami, był wysoko sklepiony sufit, ozdobiony błyszczšcymi omiokštami. Luke pomylał nagle, że wpadł w ręce tajemniczej sekty, odbierajšcej ludziom pamięć.- Co to za miejsce? - spytał niemal szeptem.- ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl