Zabojcze wibracje, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Powieści CLIWA CUSSLERAw Wydawnictwie AmberAFERA ŚRÓDZIEMNOMORSKAATLANTYDA ODNALEZIONABŁĘKITNE ZŁOTO łCERBERCYKLOPLODOWA PUŁAPKANA DNO NOCYODYSEJA TROJAŃSKAOGNISTY LÓDOPERACJA "HF"PODWODNI ŁOWCYPODWODNI ŁOWCY 2PODWODNY ZABÓJCAPOTOPSAHARASKARBSMOKVIXEN 03WĄŻWIR PACYFIKUWYDOBYĆ "TFTANICA"ZABÓJCZE WIBRACJEZŁOTO INKÓWZŁOTY BUDDACLIVE CUSSLERZABÓJCZE WIBRACJEPrzekład Paweł WieczorekANBERTytuł oryginału SHOCK WAVERedaktorzy seriiMAŁGORZATA CEBO-FONIOK, ZBIGNIEW FONIOKRedakcja stylistyczna ELŻBIETA GAŁECKAIlustracja na okładce ARCHIWUM WYDAWNICTWA AMBEROpracowanie graficzne okładki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBERSkład WYDAWNICTWO AMBERWydawnictwo Amber zaprasza na stronę InternetuCopyright (c) 1996 by Clive Cussler.Published by arrangement with Peter Lampack Agency, Inc.551 Fifth Avenue, Suitę 1613 New York, NY 10176-0187 USA.Illustrations by Errol Beauchamp.The Author is grateful for permission to reprint the lines from the following song:Moon River by Johnny Mercer and Henry Mancini.Copyright (c) 1961 by Famous Musie Corporation,Copyright renewed (c) 1989 by Famous Musie Corporation.For the Polish edition Copyright (c) 2003 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.ISBN 83-241-1858-6WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Królewska 27, tel. 620 40 13, 620 81 62Warszawa 2003. Wydanie IIIDruk: Finidr, s.r.o., Cesky TeśinPonowna oprawa: 2004, Cieszyńska Drukarnia WydawniczaZ wyrazami najwyższego szacunku dladoktora Nicholasa Nicholasa,doktora Jeffreya TaffetaorazRoberta FlemingaWYPRAWA "GLADIATORA"17 stycznia 1856 roku Morze TasmanaZ czterech kliprów, zbudowanych w 1854 roku w szkockim Aberdeen, jeden szczególnie się wyróżniał. "Gladiator" miał sześćdziesiąt metrów długości, dziesięć metrów szerokości i nośność 1256 ton, a jego trzy maszty wznosiły się ku niebu pod dziarskim kątem. Był jednym z najszybszych kliprów w historii, choć żeglowanie nim na wzburzonych wodach było niebezpieczne z powodu zbyt wysmukłych kształtów. Określano go czasami mianem "Ducha", ponieważ mógł płynąć przy najlżejszym podmuchu wiatru. Nigdy nie zdarzyło mu się wolne przejście z powodu unieruchomienia przez ciszę.Niestety "Gladiator" był skazany na zapomnienie.W trakcie budowy armatorzy kazali go przystosować do obsługi handlu i ruchu emigracyjnego na linii australijskiej i został jednym z niewielu kliprów, mogących tak samo dobrze wozić pasażerów jak ładunek. Wkrótce okazało się jednak, że zbyt mało kolonistów stać na opłacenie przejazdu i pływa z pustymi kabinami pierwszej i drugiej klasy, uznano więc, że znacznie lukratywniejsze będzie zdobycie kontraktów rządowych na transporty więźniów na kontynent, będący w owych czasach największym więzieniem świata."Gladiatorem" dowodził jeden z najostrzej pływających kapitanów kliprów - Charles "Kat" Scaggs. Przydomek był jak najbardziej trafny, bo choć Scaggs nie używał wobec uchylających się od pracy lub niesubordynowanych marynarzy bicza, bezlitośnie zmuszał swoich ludzi i statek do rekordowych przebiegów pomiędzy Europą a Australią. Jego brutalne metody przynosiły efekty. W czasie trzeciego rejsu powrotnego do Anglii "Gladiator" przepłynął trasę w sześćdziesiąt trzy dni. Do dziś ten rekord nie został pobity przez statek żaglowy.Scaggs ścigał się ze współczesnymi mu legendarnymi kliprami i kapitanami jak John Kendricks i jego chyży "Hercules" albo dowodzący zmodernizowanym "Jupiterem" Wilson Asher i nigdy nie przegrał. Rywalizujący9kapitanowie, ruszający z Londynu zaraz po "Gladiatorze", przybywając do portu w Sydney, niezmiennie zastawali go dawno zacumowanego.Szybkie przebiegi były zbawieniem dla więźniów, którzy musieli znosić koszmarną podróż w zatrważających męczarniach. Wiele statków potrzebowało na pokonanie trasy trzy miesiące.Zamkniętych pod pokładem skazańców traktowano jak ładunek bydła. Byli wśród nich zatwardziali kryminaliści, byli polityczni dysydenci, było jednak też wielu nieszczęśników, skazanych za kradzież sztuki ubrania czy kawałka chleba. Mężczyzn wysyłano do kolonii karnych za wszelkie przewinienia - od kradzieży kieszonkowej po morderstwo, kobiety - oddzielone grubą przegrodą - głównie za drobne kradzieże. Przez długie miesiące na morzu więźniowie byli skazani na marne drewniane koje, brak podstawowych warunków higienicznych i niewiele warte jedzenie. Jedynym luksusem były racje cukru, octu i soku cytrynowego przeciwdziałające szkorbutowi oraz portwajn poprawiający morale w nocy. Skazańców strzegł dziesięcioosobowy oddziałek Regimentu Piechoty Nowej Południowej Walii pod dowództwem porucznika Silasa Shepparda. Pod pokład praktycznie nie dopływało świeże powietrze - dochodziło jedynie przez włazy, w które wbudowano jednak grube kraty, cały czas zamknięte i solidnie zaryglowane, tak że kiedy wpływano w tropiki, w ciągu dnia nie było czym oddychać. Gdy morze się wzburzało, więźniowie cierpieli jeszcze bardziej. Nie tylko musieli gnić w całkowitej ciemności, na dodatek robiło się zimno i wilgotno, a każdy walący w kadłub grzywacz powodował, że rzucało nimi jak workami kartofli.Na przewożących więźniów statkach musiał znajdować się lekarz i "Gladiator" nie był w tym zakresie wyjątkiem. Nad ogólnym stanem zdrowia więźniów czuwał nadinspektor doktor Otis Gorman, który kiedy pozwalała na to pogoda, sprowadzał ludzi niewielkimi grupkami na pokład, by zaczerpnęli świeżego powietrza i zażyli ruchu. Kiedy dobijano do nabrzeża w Sydney, zawsze z dumą się szczycił, że nie stracił w drodze ani jednego więźnia. Gorman był litościwym człowiekiem i dbał o ludzi, których miał pod kuratelą-upuszczał krew, przecinał wrzody, leczył rany, pęcherze i biegunkę, pilnował sypania do klozetów chlorku, prania ubrań i czyszczenia pojemników na mocz. Rzadko się zdarzało, by nie dziękowano mu przy schodzeniu na ląd.Kat Scaggs zwykle nie zauważał istnienia zamkniętych pod pokładem jego statku nieszczęśników. Interesowały go jedynie rekordowe przebiegi. Jego brutalność i żelazna dyscyplina były szczodrze nagradzane przez szczęśliwych armatorów i zarówno kapitan, jak i jego statek po wsze czasy znaleźli miejsce wśród legend o kliprach australijskich.Teraz też czuł nosem nowy rekord trasy i był nieustępliwy jak mało kiedy. Pięćdziesiąt dwa dni po wypłynięciu z Londynu z ładunkiem oraz stu dziewięćdziesięcioma dwoma skazańcami, w tym dwudziestoma czterema kobietami, wyciskał z "Gladiatora" co tylko się dało i nawet przy ostrym10wietrze rzadko zbierał żagle. Jego wytrwałość została nagrodzona przepłynięciem w ciągu doby niewiarygodnych 439 mil.Scaggs wykorzystał jednak swój limit szczęścia. Za rufą zawisło na horyzoncie nieszczęście.Dzień po tym, jak "Gladiator" bezpiecznie przeszedł znajdującą się pomiędzy Tasmanią a południowym wybrzeżem Australii Cieśninę Bassa, niebo wypełniło się złowieszczymi czarnymi chmurami, morze stawało się niespokojne i znikało coraz więcej gwiazd. Scaggs nie wiedział o tym, że wkrótce zza południowo-wschodniego krańca Morza Tasmana wypadnie na statek potężny tajfun. Z powodu ich szybkości i zdecydowania Pacyfik nigdy nie obchodził się z kliprami łagodnie.Tajfun miał się okazać najstraszliwszy i najbardziej niszczycielski, jaki pamiętali mieszkańcy mórz południowych. Z każdą godziną wiatr przyspieszał. Ocean zmienił się w łańcuch wznoszących się wysoko gór, które z hukiem wypadały z ciemności i zwalały się na "Gladiatora". Scaggs zbyt się ociągał z rozkazem refowania żagli i niezwykłej siły podmuch porwał je na strzępy. Maszty pękły jak wykałaczki, a zalany wodą pokład zasłały wanty i reje. Potem, jakby chcąc posprzątać, huczące grzywacze spłukały tę plątaninę za burtę. Od rufy nadeszła dziesięciometrowa fala, uderzyła odrywając od kadłuba ster i przetoczyła się po pokładzie rozbijając mostek. Kiedy spłynęła, z pokładu zniknęły szalupy, koło sterowe, nadbudówki i kambuz. Luki były wepchnięte do środka i woda bez przeszkód wlewała się do statku.Jedna ogromna fala zmieniła cieszący oko wdzięczną linią kliper w bezradny, okaleczony wrak. Umierający kadłub zamienił się w miotaną falami kłodę, stracił sterowność i został wydany na pastwę wody. Nie mając możliwości walki z burzą, nieszczęsna załoga i więźniowie mogli jedynie bezczynnie spoglądać śmierci w twarz i czekać w przerażeniu, aż statek zanurkuje w bezlitosną głębię.Dwa tygodnie po minięciu terminu dotarcia "Gladiatora" do portu wysłano statki, aby przeczesały trasy przechodzenia kliprów przez Cieśninę Bassa i Morze Tasmana, nie udało im się jednak znaleźć najmniejszego śladu rozbitków, zwłok ani szczątków wraka. Armatorzy spisali statek na straty, firma ubezpieczeniowa wypłaciła odszkodowanie, rodziny marynarzy i skazańców opłakały odejście bliskich i z czasem pamięć o "Gladiatorze" zaczęła blaknąć.Niektóre statki mają opinię pływających trumien albo piekielnych łajb, ale znający Scaggsa i "Gladiatora" kapitanowie konkurencyjnych towarzystw niemal bez wyjątku pokręcili głowami i uznali zaginiony piękny kliper za ofiarę nadmiernej delikatności konstrukcji i agresywnego pływania Scaggsa. Dwóch ludzi, którzy niegdyś pływali na "Gladiatorze", zasugerowało wręcz, że mógł zostać zaatakowany równocześnie przez gwałtowny podmuch11wichru i wysoką falę od rufy, a suma potęg wepchnęła dziób pod wodę i posłała statek na dno.W Sali Ubezpieczeń giełdy ubezpieczeń morskich Lloyda zaginięcie "Gladiatora" zostało zapisane w księgach pomiędzy zatonięciem amerykańskiego holownika parowego a wejściem na mieliznę norweskiego kutra rybackiego.Minęły niemal trzy lata, zanim wyjaśniono tajemnicze zniknięcie.Kiedy potworny tajfun odszedł na zachód, przedziwnym, nieznanym w historii marynistyki trafem "Gladiator" w dalszym ciągu unosił... [ Pobierz całość w formacie PDF ]