Zagluszanie, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MAREK BIE�KOWSKIZAG�USZANIETower Press 2000Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000Zej�ciew moim pokoju nie ma wspomnie�spali�em je kt�rej� dr��cej nocy w ma�ym piecyku w�glowymwypar�em si� ich wtedymy�la�em �e tylko na kilka dni mo�e tygodninie wiedzia�em �e b�dzie to ostateczne po�egnaniea mimo to m�j pok�j jestcho� okna s� starannie zas�oni�tea drzwi zosta�y wyj�te z zawias�wodk�d powiedziano mi�e za nimi czai si� strachnie chcia�emjednak on pozosta�przychodzi nieraz i opiera si� na owdowia�ych framugachchowam si� wtedy pod ��ko lub s�ucham og�upiaj�cej muzykiczasem za� id� wyrzyga� si� do �azienki znajomego poetylecz przedtem szeroko otwieram oknabo przecie� zapachmo�na go wys�a� do ekspertyzy wyci�gn�� wnioskimo�e by� dowodemkiedy� w m�cz�cym �nie ujrza�em m�j pok�j na sali operacyjnejby� pe�en krwi i le�a� nieruchomo pod narkoz�a faceci o nieodgadnionych wyrazach masekw skupieniu grzebali w jego wn�trzui wtedy bardzo si� ba�em o niego cho� przecie�przeklinali�my si� nieraza nast�pnego dnia gdy tylko wsta�em z ��kapog�adzi�em z czu�o�ci� jego szorstkie policzki i d�ugosiedzia�em na pod�odze u�miechaj�c si� do niego przyja�niewiedzia�em ju� jednak wtedy �e on mnie te� kiedy� opu�ciZ cyklu �Zag�uszanie�Iulice miasta o tej porze s� ju� z regu�y pustewi�c sk�d si� tu wzi��e� z t� trwog� poprzedzaj�c� ka�dy tw�j kroksk�d ten bieg jakby ucieczkaa mo�e to tylko pogo� za tramwajemw kt�rym nagle ty i ta dziewczynamy�lisz to mo�e by� ka�dy z nich lub ka�daa jednak wy jacy� tam o tej porzejednakowo dla siebie pi�kni i by� mo�e nienawidz�cy si�wysiadacie na r�nych przystankach w r�nych domachk�adziecie si� do ��ek w kt�rych nie czekaj�wasze kobiety wasi m�czy�nizm�czeni t� noc� tym biegiem odp�ywacie ju� od siebiew sny kt�re dla innych s� jaw�nad ranem za� nigdy nie wieszco by�o snem a co jaw� tej nocyi to ju� jeste� tylko tyIImo�e ju� spa�e� a mo�e w�a�nie wyszed�e� z domu ipowiedzia�e� tam na rogu ulicygdy oni przychodz� do mojego pokoju czuj� si� takjak .gdyby kto� czyta� moje listya przecie� nie ma tutaj nic twojegozamykaj�c drzwi tej koperty nie zostawiasz nawet podpisui czasem podgl�dasz t� pustk�kt�r� rozbija tylko maszyna do pisaniab��kaj�ca si� po biurku jak jesienna mucharozrzucaj�c ukradkiem pozbawione ju� warto�ci s�owajak to si� sta�o pytasz wracaj�c�e nie wyszed�em nigdy poza te �ciany kt�re s� ulicami i drzewamiwierszem i mi�o�ci�jak to si� sta�o progiem mo�liwo�ciIIIgdy zapomnia�e� ba� si� nieobecno�ci tych kt�rzy ci� rozumieliczy pozosta�o w tobie puste miejsce po tym strachuczy te� zacz��e� ba� si� tych kt�rym ju� tylko si� podobasza mo�e nie oczekuj�c �adnej z zapowiedzianych wizytnagle zadajesz sobie pytaniedlaczego powoli i niezauwa�alnie zmieni�y si� ulice i domyo kt�rych my�la�e� �e s� twoimi przyjaci�mia teraz przechodz�c obok nich uwa�asz by nie napotka�nienawistnego spojrzenia okieni czy chcia�e� tego wszystkiego stoj�c tak po�rodku pokojuoparty o lamp� pochylaj�c� g�ow� z wieczornym zm�czeniemjak to wyt�umaczysz �e obrastasz w s�owa staj�ce si� twoj�bezludn� wysp� na kt�rej z trwog� oczekujesz nadchodz�cegoz ka�dej strony ratunkuco ci� tu tak trzymawi�c tylko wiatr i deszcz nie pozwalaj� wyj�� w t� noca przecie� niedawno u nieznanej poetki przeczyta�e�c� mo�e by� pi�kniejszego od z�ej pogodywi�c coIVwydarty nagle z ramionkt�rych ciep�o znasz tylko z list�wo�lepiony dalekim b�yskiem �renicnie zrywasz si� i nie krzyczysznapi�ty i opancerzony okrutn� stal� porankaotwierasz szeroko a� do b�lu oknoby znale�� za nim najprawdziwsz� obecno��to nic stanie si� terazjeszcze mo�esz zasun�� szar� krat� firankispokojnie przeprowadzi� inwentarz fundamentalnychzasad nienaruszonych nadzieijeszcze czysty i jakby niewinny wr�ci�do serdecznej matki snu przygarniaj�cej ci�tkliwie do piersiVnie potrzebujesz nawet zamyka� oczuani t�umaczy� si� nadprzyrodzon� si��to takie prostezmienia si� tylko miejsca i twarzenie jest to przecie� istotneznane gesty te same s�owa (to jest najsmutniejsze)nawet �zy je�eli b�d�sp�yn� po dawno wy��obionych bruzdachdalej te� nic nie zale�y od ciebiemo�esz zosta� przyjacielem lub wrogiemstajesz si� jednym i drugimi ju� nie martwisz si� o reszt�zgarniasz j� do kosza na �miecijak niedoko�czony listmo�e tylko zdziwisz si� �emimo wszystko wci�� jeszcze �yjeszi od nowa do melodii pisanej przez krokiunosz�cego ci� bezwiednie spaceru zanuciszzawsze t� sam� piosenk�* * *dla A.twoja �mier� czyha na ciebie wsz�dzieczasem w nocy jak we �nielub inaczejowini�ta w zielone sukno�ci�ni�ta sk�rzanym pasemnios�ca ze sob� zapach s�o�caodzianego kawa�kiem �elazatwoja �mier� niezgrabna jak apollinaire'owskicie� uk�adaj�cy si� do snu na pi�trowym ��kuona przycicha gdy piszesz listyi nienawidzisz naszej beztroski czekaj�cejna poci�g kusz�cy zapachem dom�w i wakacjitu te� jest twoja �mier�sk�adaj�ca larwygdy w cieniu pokojowej kanapyjak pod li��mi roz�o�ystej palmy p�czniejemyjadem sytego popo�udniato twoja �mier� goszcz�ca po�r�d nas* * *�ycie tak naprawd� zaczyna si� o zmierzchuciemno�� jest klarowna i pe�na drogowskaz�wu�atwiaj�cych szybki marsznocne polowanie nie jest tylko przywilejem�ywi�cych si� mrokiem zwierz�tja te� potrafi� sprosta� zdobyczy skrytejprzed przyzwyczajonym do jasno�ci dnia wzrokiemto nie jest �adne misteriumnie odprawiam o tej porze tajemnych praktykpozwalam rozwiewa� si� swoim w�osomw rozpi�t� kurtk� �api� uliczne �mieci i dymz dalekich komin�wto s� moi jedyni rozm�wcyprzynosz� najskrytsze tajemnicezamkni�tych przede mn� dom�w* * *po latach jeste� ty i pok�jkt�ry nigdy nie stanie si� tob�wi�c obydwaj r�wnie �miesznipostawicie si� by� mo�e kiedy�w szeregu rozstrzeliwanychza nieudane zamachy na w�asne z�udzeniajednak na razie w tym pokojupo�r�d d�oni nieustannie �cieraj�cychwciskaj�cy si� wsz�dzie py� godzinjeste� zbyt zm�czonyby podj�� pr�b� bohaterskich gest�wmog�cych oznacza� �e chcesz zacz�� co� od nowacho�by na tak kr�tki momentjak dwa kroki mi�dzy drzwiami a nieznanym* * *nie wiadomo dlaczego chcieli�my ju� mie� poza sob�to miastow kt�rym urodzili�my siebie przy kawiarnianym stolikustaj�cym si� nagle naszym dworcem i poci�giemto wszystko jest poza namia teraz nicwi�c po c� listymieli�my je pali� jakby ich w og�le nie by�olecz gdy naprawd� nie przychodz�siadamy nad pustymi kartkaminie maj�c odwagi rzuci� si� razem z nimi w ogie�i rysujemy plany odleg�ych miastpo kt�rych chodzimy bez celua potem z butelk� wina wchodzimy do nieznanych dom�wby pij�c podawa� sobie usta jak przy poca�unkachs� to w istocie nasze ostatnie poca�unki* * *wiecz�r i trzy papierosyto krajobraz mojej samotno�cisen d�ugim j�zykiem oblizujeostatnie kartki ksi��ki a cienienieznajomych kobiet przelewaj� si� wok�nuc�c zas�yszan� piosenk�to dym w��czy si� leniwiepos�uchajcie jego krok�wtak st�pa deszcz gdy si� nudzilub przypadkowy przechodzie�poszukuj�cy jasnego oknana zagubionej w ciemno�ci ulicy* * *nie martw si� gdy nie przychodz�na um�wione spotkaniaprzecie� nie zapomnia�emlecz czasem gdy �pimynoc przechadzaj�ca si� w skrzypi�cych butachprzeszukuje kieszenie naszych ubra�z okruch�wprzypadkowych skrawk�wskleja �ycie przebijaj�ce si� z trudemprzez mg�� poranka w .kt�rej my saminie potrafimy si� ju� odnale��i nic tu nie pomo�ewygl�danie z najwi�kszego nawet oknaprzecie� to znaszdlatego nie martw si� gdy obojenie przychodzimy na um�wione spotkania* * *gdy ulica zamyka z ulg� przekrwione oczy okienwal�c si� ci�ko w nocne legowiskoprzychodzi cisza podaj�c mi siln� d�o�i rozpoczynamy w�dr�wk� w znaneod dzieci�stwa powietrze gdzie papierossmakuje lepiej ni� kobieta a niepewnekroki �apczywych oddech�w odbijaj� si�od mojego cia�a b�d�cego wielkim b�bnemprzekazuj�cym w �wiat urywane sygna�y krwikt�rej nie potrafi� zacisn�� w d�oniPrzek�adniaczasem jest tak �e d�ugomnie nie mamoje cia�o wkr�cone w trybynieuleczalnej choroby przenosi si�w godziny nie notowane na tarczach zegar�wodmierzam wtedy czas linijk� samotno�cig�odnytropi�c nieuchwytn� zwierzyn� krok�wsprzymierzam si� ze zdradliwym drogowskazem cieniato tak jak gdybym pi� w g��bokiej jamie nocya nad ranem odpiera� mordercze ataki snuw takich chwilach przesz�o�� i przysz�o��sprzedaj� si� w podrz�dnym burdelua m�j dom unosi si� razem ze mn�poszukuj�c nowego miejsca ujawnienia* * *skrz�tnie ukryte przed siatk�szpieguj�cych wszystko po�udnik�w i r�wnole�nik�wlecz przecie� tu na tym �wieciejest pa�stwo w kt�rym podobno jeszcze nikt nie umar�cho� mieszka�cy tej cudownej krainywci�� s�ysz� dzwony wymawiaj�ce najwyra�niejznane a� nadto dobrze s�owo�mier�w tej sytuacji jedynie wtajemniczeni i wykoleje�cy(bo ci zdarzaj� si� wsz�dzie)widz� nieustaj�ce kondukty pr�bnych pogrzeb�wprzeci�gaj�ce przez ulice nie�miertelnych miast i wsia czasem przy w�dce uda im si� pos�ysze�gorzkie s�owa grabarzy wyrzekaj�cych na ci�arswych niespe�nionych obowi�zk�wnikomu jednak nie uda�o si� zobaczy� prezydentarzucaj�cego z absolutnie czystym sumieniemgrud� ziemi w otwart� �renic� trumnypierwszego kt�ry zw�tpi�* * *w tym mie�cie nazwanym od pewnego czasu umownymzobaczy�em jak stary portier przed szacownym gmachemszamerowa� li��mi swoj� liberi� mrucz�c pod nosemjeste� poet� nierzeczywistego �wiata kt�ry skry� si� gdzie�w ��ku lub pod fotelem nie maj�c odwagi zbli�y� si� do oknaza kt�rym ot cho�by zmieniaj� si� pory rokui w�a�nie wtedy objawi� mi si� pok�jpe�en paj�k�w wy�a��cych z gniazd elektrycznej siecioplataj�cych g�ow� m�czyznyrozp�ywaj�cego si� w bieli �cianya jednak tak realnegojak ��ko kt�re nagle unios�o si� by zrzuci� mnie ze swego... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl