Zakaz wjazdu, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Czes�aw Bia�czy�skiZakaz wjazduRozdzia� 1 POWR�TTen dzie� dla strefy klimatu umiarkowanego zosta� zapowiedziany jako pogodny. Dopiero mi�dzy szesnast� a siedemnast� mia� przej�� rz�sisty deszcz z p�nocnego wschodu. Prognozy nie przewidywa�y w dniu dzisiejszym burzy. Mostem na zaporze Beringa sun�y jak zawsze od szarego �witu kontenerowe zaprz�gi elektrochod�w. Ranek wstawa� ch�odny, wzniecaj�c nad pi�ropuszami kamczackich gejzer�w seledynowo-pomara�czow� �un�. Niebo zdobi�y pojedyncze, k��biaste baranki. Wygl�da�y w �wietle s�o�ca stoj�cego na linii widnokr�gu jak ufarbowane, �ywe stado przemierzaj�ce w r�wnym rytmie gigantyczn� ��k� nieba.Ulice miasta nie nabra�y jeszcze �ywych barw ani nale�ytego tempa. Mieszka�cy spali zazwyczaj o tej godzinie regularnym, g��bokim snem w poczuciu bezpiecze�stwa, jakie dawa� im system ochrony przed niepo��danymi bod�cami. System ten, nazywany w skr�cie OPNB. gwarantowa� ka�demu organizmowi stosowny do pory rodzaj r�wnowagi duchowej. Wiktor Ulm mia� mimo to sen niespokojny i ci�gle zmienia� pozycj�. Inni mieszka�cy tego azjatyckiego kolosa spoczywali w mi�kkich kokonach p�l si�owych swoich pos�a�.Na ulicach trwa� ruch automat�w zaopatrzeniowych, kt�re porusza�y si� bezszelestnie mi�dzy dostawczymi furgonami a ladami sklep�w, przenosz�c dziesi�tki najrozmaitszych towar�w. Zgrabne pryzmy produkt�w b�yszcza�y w pierwszych promieniach ca�� gam� barw kolorowych opakowa�. Puszczano w ruch dzienne fontanny,kt�re budzi�y si� wraz ze wschodem s�o�ca i zamiera�y o zmierzchu Szcz�ka�y zamki bezludnych bar�w i jad�odajni, rusza�y pasy chodnik�w na wielkich arteriach, niczym nie zapowiadaj�cych jeszcze t�oku, jaki na nich zapanuje za dwie- trzy godziny. Na razie gas�y ostatnie reklamy. Miarowym, spokojnym tempem sun�y wzd�u� kraw�nik�w odkurzacze zbieraj�c w d�ugie, pr��kowane w�e �mieci i kurz. Co chwil� kt�ry� przystawa� u wylotu ulicznej spalarki opr�niaj�c swe wn�trze.Deszczowe chmury, kt�re mia�y po po�udniu zasnu� ca�y p�wysep. formowa�y si� dopiero na p�nocnym brzegu Jukonu, gdzie� u uj�cia Mackenzie w szeroki przestw�r Morza Beauforta. Tam dzie� zbudzi� si� wcze�niej. Ludzie w�a�nie ko�czyli �niadania, �egnali si� z rodzinami, m�czy�ni i kobiety coraz t�umniej pojawiali si� na ulicach miasta. Ci, kt�rzy kierowali si� w stron� czerwonych mur�w Instytutu Meteorologicznego Sterowania patrzyli na niebo inaczej ni� zwykli przechodnie. Purpurowe kopu�y instytutu wznosi�y si� nad Aklavi-kiem niczym jaka� tajemnicza warownia. Chodniki p�dzi�y z r�wnym. miarowym szumem rolek, rozwidla�y si�, p�tli�y, ��czy�y i zn�w rozdziela�y nios�c t�um jeszcze troch� senny, aczkolwiek ju� coraz bardziej rozgadany i weso�y. Dozymetry kropla po kropli usuwa�y z organizm�w resztki broluminalu, aplikuj�c coraz wi�ksze dawki adrenaliny i �agodnie pobudzaj�cych �rodk�w,Jeszcze dalej na wsch�d praca trwa�a od dobrych kilku godzin. Ludzie w ferworze swoich codziennych zaj�� odbierali holofony, przekazywali dane, �l�czeli nad projektami wymy�lonych przez siebie konstrukcji, kt�re dzisiaj nale�a�o uzupe�ni� i gdzie� tam wys�a�, rozwi�zywali problemy trudne i zawik�ane, spieszyli si�, otwierali okna biurowc�w, by odetchn�� na chwil� �wie�ym powietrzem. podziwiali pejza�e lub po prostu my�leli ju� o tym, co b�dzie po po�udniu, wieczorem czy w .nocy, wygrzewali si� nad saharyjskimi kana�ami, gapili si� w holowizj�, paplali ze znajomymi o milionie r�nych spraw, kt�re, cho� pozornie nie mia�y znaczenia, sk�ada�y si� na ca�e ich �ycie.W tym samym czasie, gdy Wiktor Ulm przeciera� zaspane oczy w swym spokojnym mieszkaniu w jednej z dzielnic Kamczacka, najdalej wysuni�ta radiolatarnia systemu s�onecznego, tak zwana Pierwsza Przednia, po�o�ona daleko poza orbit� Plutona, odebra�a dziwny sygna�. Od strony gwiazdozbioru Wolarza zbli�a� si� statek.Odebrany kod wywo�awczy natychmiast zosta� przes�any w g��b systemu s�onecznego, do Centralnej Bazy Lot�w, kt�r� zainstalowano na Trytonie. Komputer bazy skierowa� informacj� we w�a�ciwy kana� i w pokoiku dy�urnego astratora w��czy� si� dalekopis, wystukuj�c wszystkie dane dotycz�ce obiektu. Astrator Denis ko�czy� w�a�nie dy�ur i pocz�tkowo mia� zamiar pozostawi� wiadomo�� dla swojego zast�pcy, kt�ry powinien by� lada chwila nadej��. Wk�ada� w�a�nie gruby sweter i naci�gaj�c r�kawy, na wszelki wypadek rzuci� okiem na sun�c� rytmicznym stukotem dalekopisu ta�m�. Szybko przeczyta� pierwsze linijki, kt�re powtarza�y si� w ka�dym meldunku, i skierowa� wzrok na lewy g�rny r�g karty, gdzie powinien znajdowa� si� symbol obiektu. Nagle zamar�. Przybli�y� oczy do papieru, jakby staraj�c si� dok�adniej wpatrzy� w drukowane litery. Wyprostowa� si�. Stal tak chwil�, wa��c co� w my�lach, po czym ju� bez zastanowienia, zrywaj�c po drodze nie doko�czony jeszcze meldunek z wa�ka maszyny, jednym susem dopad� holofonu. Gor�czkowo wystuka� numer i czeka� wsparty d�oni� o biurko, wpatrzony w spoczywaj�cy przed nim raport. Wreszcie w��czy� si� kto� po drugiej stronie. Na ekranie zamigota�a g��wna hala kontroli lot�w, po chwili nast�pi�o zbli�enie pulpitu koordynatora, wreszcie ca�y ekran wype�ni�a twarz starszego koordynatora Palsa.� Czy co� si� sta�o? � zapyta� Pals.� Dosta�em meldunek, �e od Wolarza nadlatuje statek. Radiolatarnia PP 1 odebra�a kod. To sygna� wywo�awczy Pioniera 26...� Co? Czy pan zwariowa�?!! Pionier przyleci najwcze�niej za rok! Tak zosta�o ustalone!� Jednak komputer odebra� jego znaki wywo�awcze i okre�la przylot statku na szesnast� czasu Trytona, to jest za cztery godziny.� Niech pan to jeszcze raz sprawdzi. Je�eli dane zostan� potwierdzone, trzeba natychmiast zawiadomi� Ulma, Gastora i Pandyka. Za dziesi�� minut b�d� u pana.Ekran holofonu zgas�. Denis natychmiast wcisn�} numer kontroli komputera.Pionier nadlatywa� jednak. Pomy�ka nie mia�a miejsca. Do l�dowania pozosta�o niewiele ponad godzin� i kilka radiolatarni nades�a�o ju� dane o odebranym sygnale Pioniera. Mimo �e znajdowa� si� tak blisko, jego za�oga do tej pory nie pr�bowa�a nawi�za� bezpo�redniego kontaktu. By�o to dziwne, zwa�ywszy nawet na wyj�tkowe okoliczno�ci powrotu. Statek �eglowa� ku Trytonowi prowadzony automatycznym namiarem. Pandyk wraz z Palsem i Gastorem pozostawali w g��wnej hali kontroli lot�w. Ulm mia� przyby� lada chwila. Kiedy zadzwonili do niego, ju� nie spal. Spakowa� dopiero co rozpakowane rzeczy i pierwszym lotem strato uda� si� do portu prom�w. Na Lunie dosta� specjalny stateczek z pilotem i w�a�nie w tym momencie przecina� stref� planetoid. Pionier zbli�a� si�, towarzyszy�a temu normalna procedura. Z zewn�trz, widoczny ju� w du�ych powi�kszeniach, nie wykazywa� �adnych uszkodze�. By� to statek �redniej wielko�ci, s�u��cy do wypraw naukowo-badawczych, wyposa�ony .w pe�ny zestaw laboratori�w i komfortowe pomieszczenia dla sze�cioosobowej za�ogi. Pioniery lata�y w zasadzie jedynie na Irm�, nie mia�y wi�c uzbrojenia, poza broni� my�liwsk�, kt�rej u�ywano do polowa� na okazy irma�skiej fauny. Na pok�adzie powinno znajdowa� si� sze�� os�b, stanowi�cych normaln� obsad� ekspedycji. Z zapartym tchem obserwowano z hali lot�w smuk�y korpus mkn�cy ze stale spadaj�c� pr�dko�ci� ku Bazie. W r�wnych odst�pach czasu czer� kosmosu rozrywa�y tryskaj�ce z dziobowych dysz zielone b�yskawice hamownic. Pionier wytraca� pr�dko�� przed podej�ciem do l�dowania. Wkr�tce przej�ty przez automaty kosmoportu skierowa� si� na satelit� Neptuna i zataczaj�cp�tle z grzmotem, kt�ry zak��ca� odwieczn� niegdy� cisz� planetki, sun�� ku. bojom l�dowiska. Chwytacze zanurzy�y si� w ogie� dziobowych dysz i po chwili z rzedn�cej zawiesiny dymu i py��w wy�oni� si� b�yszcz�cy kad�ub okr�tu zastyg�y w bezruchu. Manewr zosta� zako�czony.Tarian i Pandyk poderwali si� od pulpit�w i szybkim krokiem ruszyli ku hali remontowej. Z czelu�ci, zakrytych dotychczas p�ytami, wychyn�y na powierzchni� l�dowiska d�wigi. Otoczy�y korpus rakiety rojem a�urowych konstrukcji. Uniesiono statek i bezg�o�nie wtoczono pode� transportery. Metr za metrem, powoli, z najwy�sz� precyzj� Pionier zanurza� si� w rozjarzonym wn�trzu hali. Zatrza�ni�to wrota. Statek spoczywa� ca�ym ci�arem swego cielska w korytarzu doku.� Trzeba zachowa� szczeg�lne �rodki ostro�no�ci � powiedzia� Gastor, przypatruj�c si� przez szyb� rybiej �usce statku i szczelinie wype�nionej ob�ym korpusem.� Zarz�dzam procedur� nadzwyczajn�! � rzuci� w mikrofon Pals. Z wn�trza pojazdu do tej pory nie wydoby� si� �aden d�wi�k, poza regularnie miaucz�cym sygna�em automatu pozycyjnego.Trzech technik�w w grubych kombinezonach otworzy�o drzwi luku. Pierwszy z nich ni�s� kamer�, kt�ra przekazywa�a obraz na monitor umieszczony w kopule obserwacyjnej, gdzie znajdowali si� Pals i Ulm. Gastor i Pandyk zdecydowali si� zosta� na dole. Czuwali bezpo�rednio nad przebiegiem akcji. Ostatni z technik�w zag��bi� si� w czelu�cie Pioniera. Nie doszli daleko. Znale�li Tripa na korytarzu, jakie� sto metr�w od wej�cia. Le�a� na pod�odze zwini�ty w k��bek. Strz�p cz�owieka. Szkielet odziany w kombinezon. By� jednak przytomny, tak si� przynajmniej zdawa�o, ale nie uda�o si� nawi�za� z nim kontaktu. Natychmiast przeniesiono go na sal� medyczn� i po wst�pnym zanalizowaniu danych na temat jego organizmu zaaplikowano mu pierwsz� dawk� preparatu od�ywczo-pobudzaj�cego.Technicy tymczasem szukali dalej. Przez kilka godzin przeczesywano pok�ady Pioniera 26. Centymetr po centymetrze, ka�dy zakamarek. Zbierano py� do analizy dezaktywacyjnej, szukano jakichkolwiek �lad�w pozosta�ych pi�ciu cz�onk�w za�ogi. Wytrz��ni�to z komputera blok operacyjnej pami�ci. Niestety nie zawiera� danych z okresu pobytu na Irmie. Tymi danymi dysponowa� tylko m�zg stacji badawczej, kt�ra by�a domem za�ogi w czasie jej pobytu na planecie. Technicy sprawdzali wszystkie uk�ady, sterowniczy, zasilaj�cy, energetyczny, wentylacyjny. Nie wykryli najmniejszych odchyle�. Okr�t by� pe�nosprawny. Tylko jego pasa�er przyby� wyczerpany do ostatecznych granic.Ju� wt... [ Pobierz całość w formacie PDF ]