Zamboch - Bez litości, E-BOOKI, Nowe (h - 123)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miroslav Zamboch
z
J
ZYKA CZESKIEGO PRZEŁO

P
AWEŁ
D
OLISKI
ILUSTRACJE
D
OMINIK
B
RONIEK
Copyright © by Miroslav amboch, 2006
Copyright © for this edition by Fabryka Słów Sp. z o.o., Lublin 2006
Copyright © for translation by Paweł Doli;ski, 2006
Tytuł oryginału: Bez slitov=ni
Wydanie I
ISBN-10: 83-89011-92-1
ISBN-13: 978-83-89011-92-3
Wszelkie prawa zastrzeDone
All rights reserved
KsiEDka ani Dadna jej czG=H nie moDe byH przedrukowywana
ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana
mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub
magnetycznie, ani odczytywana w =rodkach publicznego
przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Prolog
Eliza usłyszała skrzypniGcie wahadłowych drzwi i bardziej
z przyzwyczajenia, niD liczEc na jednego ze stałych klientów, skierowała
wzrok w stronG, skEd dobiegał dIwiGk. W wej=ciu stał krGpy mGDczyzna –
przybysz z daleka, sEdzEc choHby tylko po stroju. Jego twarz ocieniało
szerokie rondo kapelusza, a długi płaszcz siGgał aD po kostki i zakrywał
pozostałe czG=ci ubioru. Pod lewE pachE mGDczyzna trzymał zrolowany koc,
z którego sterczała długa rGkoje=H miecza. W pierwszej chwili Eliza pomy=lała, De obcy jest niski
i ma na sobie jaki= rodzaj munduru z pogrubionymi epoletami, lecz gdy wszedł do =rodka,
dostrzegła swojE pomyłkG. Barczyste ramiona oraz byczy kark sprawiały, De wyglEdał na
mniejszego niD był naprawdG. Oszacowała jego wzrost na metr osiemdziesiEt z kawałkiem. Kiedy
jeszcze mogła sobie wybieraH klientów, zawsze decydowała siG na wyDszych i przystojniejszych,
bo z takimi zwykle łatwiej dochodziła do ładu. Obcy ruszył do stolika dla dwojga, blisko
kontuaru, po czym bez wahania usiadł, kładEc kapelusz przed sobE. Szybko spojrzała w tamtE
stronG. Rysy twarzy miał ostre, kanciasty podbródek i nazbyt duDy nos, a zmarszczki w kEcikach
oczu powodowały, De wyglEdał na pochmurnego. Te oczy napełniły ElizG lGkiem. Dociekliwe,
bezlito=nie zimne i wyrachowane. Intuicyjnie wyczuła, De obcy wła=nie te cechy rozwija w sobie
najbardziej. Był niebezpieczniejszy niD mGDczyIni, z którymi siG przewaDnie zadawała, poniewaD
tamci nie u=wiadamiali sobie swego okrucie;stwa, a dla tego było ono narzGdziem. ChcEc mu siG
lepiej przyjrzeH, odwróciła głowG i zaraz dotarło do niej, De przybysz to zauwaDył.
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl