Zasady tajemnic, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Milena W�jtowiczZasady tajemnicDeszcz si�pi� niemi�osiernie, wal�c kanonad� kropli w okiennice gospody. Co jaki� czas rozlega�y si� grzmoty, a przez szpary mi�dzy deskami b�yska�o dzikie �wiat�o b�yskawic. Klienci spo�ywali swoje posi�ki, tocz�c rozmowy p�g�osem, jakby obawiali si�, �e burza us�yszy ich i wytropi. Przy stole w najdalszym k�cie siedzia�y dwie osoby w p�aszczach z kapturami, r�ni�ce si� od pozosta�ych przede wszystkim rozmiarami. Wi�kszo�� klient�w przypomina�a wielko�ci� bardziej m�ode dobrze wypasione byczki ni� ludzi. Dw�jka pod �cian� wygl�da�a przy nich jak wychudzone krasnoludki.Jedna z tych dw�ch os�b by�a trzynastoletnim piegowatym ch�opcem, kt�ry burcza� niezadowolony nad swoj� misk� gulaszu.- Dlaczego ja nie mog�em i�� popatrze� sobie na wojn�? Tygrys chcia� mnie zabra�. Dlaczego ja nie mog�em, a pu�ci�a� Amadeusza? Przecie� ja jestem bardziej odpowiedzialny. I wcale nie kaprysz� ani nie broj�. Ale mnie nie pu�ci�a�. Za�o�� si�, �e wiem dlaczego. Bo m�g�bym si� nabawi� militaryzmu, heroizmu albo jakiego� innego paskudnego chor�bska, a Amadeusz b�dzie tylko wyrywa� ludziom miecze i zakopywa� je pod jakim� drzewem.- To ma o wiele g��bsze psychologiczne uzasadnienie - powiedzia�a siedz�ca naprzeciw niego dziewczyna. - Ale je�li odj�� wszystkie fachowe wyra�enia, to w gruncie rzeczy masz racj�.- Wiedzia�em. Zawsze tak jest. A twierdzisz, �e ka�dy ma prawo i�� w�asn� �cie�k�.- Oczywi�cie, �e ka�dy ma takie prawo, Herbercie. Po prostu, chwilowo, ca�kiem dobrowolnie pozwoli�e�, �ebym to ja wepchn�a ci� na w�a�ciw� drog�.- Chcia�by zobaczy� t� swoj� dobr� wol�. Za�o�� si�, �e le�y skr�powana w jakim� rowie.Pot�ny podmuch wiatru otworzy� gwa�townie drzwi, wpad� do pomieszczenia i zgasi� wszystkie �wiece. W ciemno�ci nie da�o si� rozr�ni� nawet kszta�t�w.- Widzisz, Herbercie - powiedzia�a dziewczyna, dotykaj�c palcami knota stoj�cej na stole �wieczki - nie zawsze mamy mo�liwo�� sami wybiera� kierunek, w kt�rym pod��amy - knot zapali� si� jasnym p�omieniem. - Ale tylko od nas zale�y, czy b�dziemy i�� drog�, ��k�, lasem, czy skaka� nad strumie... Herbercie? - dziewczyna rozejrza�a si� po karczmie. Ch�opca nie by�o ani przy jej stole, ani nigdzie w pobli�u. Poderwa�a si�. - Gdzie jest ch�opak?Karczmarz spojrza� na ni� zza kontuaru, pod kt�rym szuka� krzesiwa.- Ch�opak?- Tak, piegowaty, mniej wi�cej tego wzrostu... - wyci�gn�a przed siebie r�k�, chc�c pokaza� i w os�upieniu spojrza�a na sw�j r�kaw. Rozchyli�a p�aszcz i ze zdziwieniem spogl�da�a na swoj� bluz�, spodnie i buty.- Co� nie tak, panienko? - zapyta� karczmarz.- To jest zielone! - j�kn�a dziewczyna.- Tak panienko. Bardzo panience do twarzy w tym kolorze, je�li mog� zauwa�y� - powiedzia� karczmarz. W�r�d klient�w rozleg� si� aprobuj�cy pomruk.- Ja nie nosz� zielonego - warkn�a dziewczyna, a potem wybieg�a z karczmy na drog�.Przestawa�o ju� pada� i na zachodzie przez chmury przebija�y si� promienie s�o�ca. Dziewczyna rozejrza�a si�, si�gaj�c d�oni� do medalionu, kt�ry mia�a zawieszony na szyi.- Ciekawy spos�b informowania, �e co� jest nie tak - mrukn�a. - Ale na przysz�o�� zapami�taj, �e zmiana koloru w ciemnym pomieszczeniu nie zalicza si� do b�yskawicznych ostrze�e�. I ja naprawd� nie nosz� zielonego.Deszcz przesta� ju� ca�kiem pada� i dziewczyna zdj�a z g�owy kaptur. Mia�a ciemne, kr�cone w�osy, opadaj�ce falami na ramiona i ciemne oczy, przypominaj�ce gwiazdy, a raczej dwie komety, kt�re lada chwila zderz� si� z niewinn� planet�, rozbijaj�c j� na kawa�ki.Otrzepa�a p�aszcz z wody, spogl�daj�c na jasne niebo i na oddalaj�ce si� szybko chmury burzowe. Bardzo szybko. Za szybko.Dziewczyna wpad�a do stajni i po chwili wyjecha�a stamt�d na czarnym koniu, kt�ry galopem pu�ci� si� w pogo� za burz�.Po kilku godzinach ciemnow�osa dziewczyna musia�a przyzna�, �e nie jest w stanie dogoni� chmur. Do niewielkiego miasteczka wesz�a ju� na w�asnych nogach, prowadz�c zm�czonego konia. Do ucha szepta�a mu jakie� zakl�cia, rzucaj�c jednocze�nie nieprzyjazne spojrzenia w stron� burzy, kt�ra znika�a za horyzontem. Nie odrywaj�c od niej wzroku, przywi�za�a wierzchowca przy wodopoju. Na miasteczko, w kt�rym si� znalaz�a, spojrza�a dopiero, kiedy ca�e niebo by�o ju� czyste i b��kitne.Okolic� pozna�a od razu. By�a tu ju� kiedy� - i wtedy te� czego� szuka�a. Na �rodku miasteczka, przy rynku, sta� niewielki niepozorny budynek, siedziba wyroczni. Dziewczyna stan�a przed drzwiami budynku tak jak kiedy� i, tak samo jak wtedy, bez wahania pchn�a drewniane wrota. Od dziecka wychodzi�a z za�o�enia, �e strach dogoni ci� tylko wtedy, je�li dasz mu si� z�apa�, a ka�da chwila niepewno�ci zmniejsza dystans mi�dzy wami.Za drzwiami znajdowa�a si� niewielka komnata, z powietrzem przesi�kni�tym wilgoci�. Przy kamiennym o�tarzu medytowa� jaki� m�ody mnich z ogolon� g�ow�. Dziewczyna nie mia�a najmniejszych skrupu��w odno�nie wyrwania go z transu.- Dok�d odesz�a burza? - zapyta�a.Mnich, brutalnie oderwany od rozwa�ania problem�w natury duchowej, zamruga� oczami.- Ludzie wierz�, �e burza to kr���ce bez ko�ca po �wiecie echo ostatnich krzyk�w staro�ytnych bog�w, wydanych, kiedy ci spadali w otch�a� zapomnienia - powiedzia� tonem wyrozumia�ego nauczyciela i z powrotem zamkn�� oczy.- Bzdura - stwierdzi�a stanowczo dziewczyna.Mnich otworzy� oczy, zdumiony takim brakiem szacunku.- Inni m�wi�, �e to dzikie demony �cigaj� si� w swoich rydwanach do piek�a.- To te� bzdura.Mnich spojrza� na ni�, wyra�nie niepewny, co ma zrobi� w sytuacji, gdy kto� jawnie lekcewa�y sobie autorytet �wi�tyni i jej mnich�w.- S� te� tacy, kt�rzy m�wi�, �e burza to skutek zderzenia ze sob� dw�ch chmur. Kiedy zu�yj� ca�� swoj� energi� i przestan� one si� zderza�, burza ko�czy si� i odchodzi w niebyt.- Nie odchodz� mnie wszystkie burze, tylko ta konkretna, kt�ra przesz�a t�dy kilkana�cie minut temu. I chyba powinnam znale�� kogo� bardziej kompetentnego - ruszy�a w g��b �wi�tyni, za grub� kotar�.Mnich poderwa� si� tak gwa�townie, �e a� si� przewr�ci�.- Mistrzowi nie wolno przeszkadza�! - j�kn��.Dziewczyna odsun�a kotar�. Siedz�cy za ni� stary mnich podni�s� g�ow�.- Znam ci� - powiedzia�. - Nazywasz si� Iskierka i by�a� tu ju� kiedy�.- Gratuluj� pami�ci.Mnich spojrza� na ni� uwa�nie.- Amulet.Iskierka u�miechn�a si�.- M�wi�am, �e go znajd�.- A ja przepowiedzia�em ci, �e za spe�nienie tego pragnienia zap�acisz najwy�sz� cen�. By�em przekonany, �e ju� nie zobacz� ci� �ywej. Moje przepowiednie zawsze si� sprawdzaj�.- Mo�na powiedzie�, �e w pewnym sensie mia�e� racj� - mrukn�a dziewczyna. - Ale wracaj�c do spraw bie��cych, dok�d posz�a ta burza?- Tam, gdzie jej nie odnajdziesz.- Mo�esz mi wierzy�, mam talent do znajdywania r�nych rzeczy.- Ta jest poza twoim zasi�giem.- Po prostu powiedz mi, gdzie szuka�.Mnich pokr�ci� g�ow�.- Nie mog�. S� tajemnice, kt�rych si� nie ujawnia.- Je�li mnie pami�tasz, to chyba wiesz, �e �atwo nie ust�puj�. Sama zapytam wyroczni�.M�ody mnich j�kn�� ze zgroz�. Starszy tylko pokr�ci� g�ow�.- Wyrocznia odpowiada tylko tym, kt�rzy umiej� jej s�ucha�.Iskierka u�miechn�a si�, podchodz�c do kamiennego o�tarza.- I tu si� mylisz, staruszku. Ona odpowiada tym, kt�rzy s� w stanie wys�ucha� odpowiedzi - spojrza�a na kamienn� tablic�, poryt� runami. - Jestem Iskierka, wied�ma - powiedzia�a. - I chc� wiedzie�, dok�d posz�a burza.Przez chwil� nie dzia�o si� nic, a potem tablica rozb�ys�a �wiat�em, padaj�cym przez drzwi, kt�re si� nagle na niej otworzy�y.- Zaklinam ci�, nie wchod� tam - j�kn�� stary mnich.- A znasz lepszy spos�b, �eby dowiedzie� si�, co jest po drugiej stronie? - zapyta�a Iskierka i wesz�a w �wietliste drzwi, kt�re zamkn�y si� za ni� tak, jakby nigdy nie istnia�y.Herbert otworzy� oczy. Czu�, �e wszystko wok� nie jest do ko�ca takie, jakie by� powinno. Przede wszystkim by�o mi�kko. Herbert ostro�nie si� rozejrza� i stwierdzi�, �e zamiast na �awie w gospodzie siedzi na stosie poduszek. Po za tym mia� na sobie jak�� obficie haftowan� szat�, a grupa straszliwie wypacykowanych kobiet podtyka�a mu pod nos talerz z dziwnymi owocami. Wszyscy znajdowali si� w jakim� pokoju, kt�rego �ciany, sufit, a nawet pod�oga pokryte by�y malowid�ami. Wygl�da�o to tak, jakby jaki� artysta desperacko stara� si� wykorzysta� do maksimum ca�� woln� przestrze�. Herbert stwierdzi�, �e mu si� to nie podoba.- Gdzie jestem? - zapyta� wymalowanych kobiet, kt�re na d�wi�k jego g�osu rozpierzch�y si� po k�tach.Kawa�ek �ciany odsun�� si� i do komnaty wszed� jaki� m�czyzna, te� odziany w barwn� haftowan� szat�, do tego z cienkimi w�sikami. Sk�oni� si� g��boko przed Herbertem i przem�wi�.- Witaj w naszych progach, Dziecko-S�o�ce.- Nie jestem dzieckiem - �achn�� si� Herbert. - Mam trzyna�cie lat! Ju� nawet prawie czterna�cie! I gdzie ja jestem?- Jeste� w swojej �wi�tyni, o Dziecko-S�o�ce.Herbert podrapa� si� w g�ow�.- Mo�esz mi to pokaza� na mapie?- Tajemniczej Krainy nie ma na mapach, Dziecko-S�o�ce.- A gdzie jest Iskierka?W�saty zmarszczy� brwi.- �yczysz sobie rozpali� ogie�, Dziecko-S�o�ce?- Nie, �ycz� sobie dowiedzie� si�, sk�d si� wzi��em tu, je�li przed chwil� by�em w gospodzie i gdzie jest Iskierka.- Nasi kap�ani przynie�li ci� tu na skrzyd�ach wiatru, Dziecko-S�o�ce.- A Iskierka? Taka wysoka, ciemnow�osa, �adna, doros�a. Pytali�cie j� o zdanie? Zgodzi�a si�, �ebym tu by�?- Nikt nie stanie na drodze przeznaczenia, Dziecko-S�o�ce - powiedzia� dobrotliwie cz�owiek z w�sikiem. - Jego wyrokom nie da si� zapobiec.Herbert spojrza� na niego ponuro.- Nie znacie Iskierki.�wietliste drzwi pojawi�y si� w kamiennym murze, wypu�ci�y Iskierk� i znikn�y. Dziewczyna rozejrza�a si� po okolicy. Sta�a u st�p jakiej� budowli, wysokiej, ozdobionej p�askorze�bami i poro�ni�tej winoro�l�. Przy wej�ciu, niczym stra�nicy, sta�y dwie rze�by przedstawiaj�ce smoki. Iskierka podesz�a do nich i pog�aska�a jednego po nosie.- Lubi� smoki - mrukn�a.Spojrza�a na miejsce, gdzie jes... [ Pobierz całość w formacie PDF ]