Zblakane odbicie, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Francoise SaganZb��kaneodbicieprzek�adBarbara WalickaBEJ ServiceWarszawa 1997Wydanie ITytu� orygina�uLe miroir egare� PLON 1996Copyright � for the Polish translationby BEJ Serwice 1997RedakcjaEwa MironkinKorektaZofia BanasiakProjekt ok�adkiMeKONGFabryka Wyobra�niOpracowanie graficznesk�ad i �amanieFELBERGSzef wydaniaBart�omiej ZborskiISBN 83-905585-4-8Mojej siostrze Suzann�1Tegoroczne lato w Pary�u by�o powa�nym, wy-studiowanym, romantycznym latem ze starychpowie�ci: ranki ch�odne i niepewne, wczesnewschody, d�ugie popo�udnia, owiane zapachem�wie�o skoszonej trawy pod wszechw�adnyms�o�cem, kt�re przemierza�o niebo o b��kicieegipskim � niebo z kartki pocztowej � cierpliwieoczekuj�ce, by o zmierzchu przej�� w b��kit pary-ski, pastelowy, zszarza�y, przy�miony; niebo, pokt�rym przemyka�y ob�oczki r�owe i szare, takiesame od tysi�ca, dziesi�ciu tysi�cy, stu tysi�cylat. Pary� tego lata od nowa sta� si� miastem bezwieku, cichym i bia�ym, niepodleg�ym i luksuso-wym, niezale�nym od kaprys�w przyjezdnych.Zn�w by� Pary�em wielolitym i wspania�ym, z po-mnikami architektury rozrzuconymi jak gar��wykrzyknik�w, z nawiasami bulwar�w, akcenta-mi i my�lnikami drzew i leniwym, gi�tkim zielo-nym przecinkiem rzeki, jakby zastyg�ej w biegu:to miasto w dzisiejszych czasach tak cz�sto otu-lone w nieme, syntetyczne mg�y, obce ziemi �i samym sobie � stawa�o si� wrogie nawet swymnajwierniejszym mieszka�com, przestaj�c by�pulsuj�cym w�asnym rytmem, uwodzicielskimazylem. Pary� zmienia� si� w miasto budz�ce l�k.Taks�wkarz przekr�ci� kluczyk w stacyjce i zga-si� motor, kt�ry zacz�� si� krztusi�, d�awi� i kaszle�tak �a�o�nie jak Traviata, nim po raz kolejny nieod-wo�alnie zamilknie. Ulica by�a pusta i zarazem pe�-na �ycia; promienie s�o�ca odbija�y si� od szybbaru do okien teatru stoj�cego naprzeciw, migota�yna nawierzchni w�skiej uliczki w pobli�u Theatrede l'Opera, uliczki, gdzie kr�lowa� teatr, ten w�a�-nie, kt�ry bez w�tpienia ju� nied�ugo stanie si�teatrem ich obojga, Sybil i Francois. W�a�nie, gdziejest Francois? Czemu dot�d jeszcze nie otworzy�drzwi taks�wki z min� jak zawsze triumfuj�c�, dla-czego ona sama od pewnego czasu czuje si� co-dziennie coraz bardziej przygn�biona? Na pewnonie dlatego, �e jeszcze jedna sztuka w jeszcze jed-nym paryskim sezonie teatralnym mia�a przynie��kolejny sukces lub kolejn� pora�k�. Czemu wi�cteraz rzuca�a si� w otch�a� z takim przera�eniem,ca�y czas wietrz�c podst�p? Niezale�nie od tego,co m�wili o niej znajomi, wcale nie by�a osob�sk�onn� do uniesie�. Jej charakter, jak r�wnie�reputacja by�y z pewno�ci� przerysowane; zapew-ne sprawia�y to wydatne policzki, szerokie ustai pewna swoboda gest�w, cho� mo�e by� to wynikjej mieszanej czesko-francuskiej krwi? Przecie�ani dzi�, ani w szale�stwach pope�nianych daw-no, dawno temu nie wykorzystywa�a w nadmiarzeswych wdzi�k�w czy s�owia�skiego temperamen-tu, kt�rego dopatrywano si� w niej z upodoba-niem. Natomiast Francois, typowy szatyn, odspojrzenia po odcie� w�os�w, Francois ze swoj�matow� karnacj�, gestami nieporadnymi pomimoswobody, jak� zawsze promieniowa�, by� tak�eegzotyczny, cho� w inny spos�b...� I co, nie maj� zamiaru podpisa�?Francois otworzy� drzwiczki, zgi�� si� wp�i poda� jej r�k�, u�miechaj�c si� jakby na przek�rprzera�eniu maluj�cemu si� na twarzy Sybil.� Chcesz zrezygnowa�? Oni s� gotowi wysta-wi� t� sztuk� sami, rozumiesz? Wezm� Lefrancana amanta, zatrudni� jakiego� sprawnego re�yse-ra, a my, jak dotychczas, b�dziemy skromnymiadapterami wspieraj�cymi ich sukces. Jak wo-lisz, kochanie...Na jego twarzy pojawi� si� wymuszonyu�miech. Pe�en czu�o�ci niepok�j sprawia�, �e by-�a w stanie znie�� ten urok �zapale�ca", poz� ro-mantycznego bohatera, upodobanie do ryzyka �we w�asnych sprawach i w sprawach swoich bli-skich � oraz nami�tne samouwielbienie. M�g�byz tego zrezygnowa� i nawet nie �ywi�by o to doniej urazy. W tym tkwi�a jego si�a, zr�czno�� lubspryt: zostawia� Sybil wolny wyb�r w dzieleniuswoich, czasami niedorzecznych, pomys��w. Nig-dy jej nie zmusza�, nie mia� jej te� za z�e, gdy naco� si� nie zgadza�a. I czego mu odm�wi�a przezte dziesi�� lat? Niczego.Czemu wi�c sprawia� wra�enie cz�owieka po-wa�nego i spokojnego w konfrontacji z t� kobiet�zmienn� i tak �atwo ulegaj�c� wp�ywom? W rze-czywisto�ci odrzuci�a jego propozycj� tylko raz:w bardzo nieprzyjemnej kwestii podzia�u prawautorskich z ow� rozhisteryzowan� wdow�, Cze-szk�. I oczywi�cie mia�a racj�, przewiduj�c kl�-sk� spadkobierc�w... Jednak mimo wszystko...Francois wzrusza� ramionami i �mia� si� z przyja-ci�mi � z ich wsp�lnymi przyjaci�mi � na wspo-mnienie tego zdarzenia; nazywa� je �afer� Wilczy-cy". Tak samo �mia� si�, gdy wspomnia� kt�ry� zeswych nami�tnych romans�w. Ach, zreszt� onaprzecie� nie wiedzia�a... Mia�a wra�enie, �e decyzjenale�� do niego, i jednocze�nie czu�a, �e myli si�,przyznaj�c mu racj�. To by�o okropnie m�cz�ce dlakogo� takiego jak ona, dla kogo�, kto nie znosi�ferowa� wyrok�w...Siedz�c jeszcze w samochodzie, chwyci�a zabrzeg marynarki Francois i przytuli�a do niejtwarz, jakby chc�c przerwa� wszelk� dyskusj�.Tak w�a�nie dzia�o si� mi�dzy nimi: cudowna ab-surdalno�� mi�osnych uniesie�, ekstrawagancja,je�li chodzi o d�ugo�� trwania ich zwi�zku. Wci��byli sob� zauroczeni i sobie wierni, a wi�c godnimi�o�ci, jakiej zupe�nie �wiadomie zaznali przeddziesi�ciu laty. Wiedzieli dok�adnie, kt�r�dy wio-d� szlaki i kr�te �cie�ki zwi�zk�w mi�osnychw dzisiejszym Pary�u, w�r�d ich r�wie�nik�wz tego samego �rodowiska. Oboje mieli szcz�liwedzieci�stwo, cieszyli si� doskona�ym zdrowiemi �ywili upodobanie do wszystkiego, co romanty-czne i literackie, przede wszystkim jednak taksamo nienawidzili okrucie�stwa, rozpaczy i ma-sochizmu. Zachwyt nad tym, co wydawa�o si�znika� wraz z epok� znu�enia i udr�ki, ale coby�o pieprzem i sol� bytu, co oboje okre�lali s�o-wem �szcz�cie", brzmi�cym jak�e banalnie...� Chod� � us�ysza�a nad uchem szeptFrancois. � Czekaj� na ciebie.Przytrzymuj�c �okie� Sybil, pom�g� jej wydosta�si� z samochodu, zap�aci� taks�wkarzowi i wpro-wadzi� j� do teatru; spostrzeg�a, �e sama m�wiszeptem, jakby byli otoczeni przez wrog�w.� Dlaczego na mnie?� Czekaj� na pi�kn�, inteligentn� i b�yskotli-w� Sybil Delrey, t�umaczk� sztuk el�bieta�skich,kt�ra teraz zaj�a si� teatrem wschodnioeuropej-skim. Czekaj� na ni� o wiele bardziej niecierpli-wie ni� na Francois Rosseta, jej wsp�pracownikai kochanka.Wyg�osi� t� kwesti� tonem ca�kiem zwyczaj-nym, prowadz�c towarzyszk� przez pokryty ku-rzem hall. St�pali po szarej wyk�adzinie, startejmiejscami a� do osnowy. Popchn�� skrzypi�cedrzwi, wymaca� ukryty wy��cznik i chwyci� r�k�Sybil. Musia�a prawie biec mrocznym koryta-rzem, r�wnie ponurym jak ca�y �ich" teatr. By� tobudynek, w kt�rym mia�a okazj� ogl�da� co naj-mniej trzydzie�ci spektakli, ale nigdy nie widzia-�a zaplecza, tych wszystkich zakamark�w za sce-n�. Zna�a tylko strome schody, zbyt kr�tk� ram-p�, zbyt obszerne, asymetryczne foyer przesyconezapachem ple�ni, t�umi�cym nastr�j podniece-nia, zachwytu, niepewno�ci i przera�enia, jakimimo wszystko musia� tu panowa� wieczorami...Francois na szcz�cie trzyma� j� za r�k�: potyka�asi� co krok. Szed� przed ni� jak zwiadowca w dzi-wacznych podchodach, wypatruj�c przej�� ozna-czonych strza�kami: �Lo�e", �Administracja", �Dy-rekcja". Jak prawdziwy bywalec, wskazywa� jejtrzy niebezpieczne, pomalowane bia�� farb� sto-pnie, fatalny pr�g, ostry zakr�t, kt�re urozmaica-�y tras�. Sz�a za nim.Zatrzyma�a si� nagle przed odbiciem ich dwoj-ga, jakie ukaza�o si� w lustrze uj�tym w zbyt oz-dobn� ram�. Na chwil� zdumia� j� widok wyso-kiej, atrakcyjnej blondynki, na kt�rej twarzy ma-lowa�o si� zmieszanie, posuwaj�cej si� wolnoi jakby niech�tnie za id�cym bardzo swobodniewysokim m�czyzn�: najwidoczniej on by� panemi w�adc� jej i tego miejsca...To lustro wygl�da zupe�nie jak wyj�te z opo-wie�ci � pomy�la�a. Jak zawsze, gdy ogarnia� j�l�k, chcia�a odwr�ci� uwag� od jego �r�de�. A w�a-�ciwie chodzi�o o co� zupe�nie innego. Pragn�aoderwa� si� od tego, co stanowi�o trudno�� zasad-nicz�, wola�a ten stan niepokoju zast�pi� wysi�-kiem umys�u, tak jak pozwala si� upa�� na pod-�og� zbyt rozgrzanemu przedmiotowi lub dopusz-cza si�, by w pami�ci zatar�y si� doznania b�luczy zbyt wielkiej rado�ci. Je�eli tylko by�o mo�li-we, Sybil od dawna ju� odsuwa�a si� od ka�dejnieprzyjemnej sytuacji, kt�rej powagi czy ci�arugatunkowego nie mo�na by�o zmniejszy�.W trwaj�cej blisko ca�y wiek burzliwej historiiteatru w tym zwierciadle musia�y si� przegl�da�niezliczone pary; by�o w nim co� niepokoj�cego,co sk�ania�o, by jak najszybciej umyka� przedpojawiaj�cym si� w nim obrazem.Westchn�a g��boko. Ten bieg, ta w�dr�wka dobram piekie� mog�a im zaj�� zaledwie trzy mi-nuty. Nie byli sp�nieni, nie przybyli te� przedczasem, mimo rozdra�nienia, jakie okazywa�Francois. Przystan�a, uwolni�a sw�j nadgarsteki opar�a si� o �cian�, chc�c uspokoi� bicie serca.Francois spogl�da� na ni�, jego r�ce zwisa�y swo-bodnie, krawat mia� rozlu�niony, kosmyk w�os�wjak zwykle opada� mu na oko. On te� odetchn��g��boko, teraz wypuszcza� powietrze mi�dzy z�-bami z sykiem, jakby to by� nieprzyjazny �ywio�.B�yszcz�cym wzrokiem przebieg� po twarzy Sybil,z o�ywieniem, wr�cz prowokacyjnie, tak �e przezu�amek sekundy przenikn�o jej przez my�l, i�Francois patrzy na ni�, jakby j� widzia� po razpierwszy w �yciu.� Ju� ci lepiej? � spyta�.Kiwn�a g�ow�, chc�c co� odpowiedzie�, lecznie umia�a tego wyrazi� s�owami. Od sze�ciu mie-si�cy, podczas kt�rych pracowali nad przek�ademsztuki, stopniowo up... [ Pobierz całość w formacie PDF ]