Zbrodnia doskonala, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Rafał A. ZiemkiewiczZbrodnia Doskonała LiveStefan umierał dokładnie tak, jak Andrzej to sobie po wielokroć wyobrażałplanujšccałš sprawę. Na kilka sekund zastygł z opróżnionym kieliszkiem w dłoni izaskoczonym wy-razem twarzy. Uniósł zdumiony wzrok na przyjaciela, jakby szukał w jego twarzyodpowie-dzi. Nie znalazł tam niczego, poza skrzywieniem, które samemu Andrzejowiwydawało sięwyrazem triumfu, ale było złoliwym grymasem, podobnym do capiego umiechudiabła zeredniowiecznych polichromii. Przez chwilę Stefan usiłował chwycić powietrze,zarzucił sze-roko rękš, aż kryształowy kieliszek potoczył się po biurowym dywanie, sięgnšłrozpaczliwiegardła, wcišż wpatrujšc się w Andrzeja, wreszcie z chrapliwym jękiem osunšł sięna ziemię.Trwało to zaledwie kilka sekund i Andrzej nie miał pewnoci, czy Stefanzrozumiał, co siędzieje, choć patrzšc mu prosto w oczy powiedział twardo i wyranie:- Cyjanek, sukinsynu. To za Martę.Zanim dokończył, jego ofiara osunęła się na swój dyrektorski, skórzany fotel, az nie-go na podłogę. Trochę żałował, że zabrakło tych kilku sekund, by powiedzieć, jakserdeczniego od dawna nienawidził i jak sprytnie oszukał. Z drugiej strony, czas był terazzbyt cenny, bytriumfować. Zanim sekretarka wróci z portierni, powinno minšć jeszcze kilkaminut, ale zaw-sze przecież mogło zajć co nieprzewidzianego. Błyskawicznym, ćwiczonymwielokrotnieruchem wytarł swoje odciski palców z dolnej częci butelki - przed chwilšpodawał jš Stefa-nowi, aby obejrzał etykietę, w taki sposób, by musiał jš chwycić za szyjkę.Dorobionymprzed paroma tygodniami kluczykiem otworzył barek, do którego wedle wiedzywszystkichpracowników jedyny klucz miał tamten. Wycofał się przez sekretariat, nakorytarzu skręciłnie w stronę wind, ale w kierunku pomieszczeń gospodarczych. Kolejny dorobionykluczotworzył mu drogę na drugš klatkę schodowš. Dopiero tu wychlusnšł do zlewuzawartoćswojego kieliszka, a potem szybko nałożył roboczy drelich na garnitur i chwyciłtorbę monte-ra. Wszystko poszło jak po male: winda była pusta, nikt się nie kręcił przybocznym wyjciu,nikt nie zastšpił mu drogi w zaułku, gdzie zostawił samochód, którym, odbiwszybilet parkin-gowy, wyjechał z biura godzinę wczeniej. Gdy upychał za siedzenie torbę ikombinezon,nadal jeszcze miał na twarzy szatański umiech, z którego nie zdawał sobiesprawy. Uwia-domił go sobie dopiero, kiedy pokazano mu zapis z kamer ukrytych w gabinecieStefana zaweneckim lustrem i fałszywym obrazem.- A więc podsumujmy: plan niósł kilka niebezpieczeństw, ale udało ci się gozrealizo-wać. Nie masz wiadków, potwierdzajšcych twoje alibi...- Uznałem, że to byłoby zbyt niebezpieczne. Musiałbym przecież namówić kogo dozłożenia fałszywego zeznania.- Postanowiłe, że wystarczy, żeby nikt nie wiedział o twoim powrocie do biura?- Dokładnie tak. Wyszedłem wczeniej, wróciłem drugš klatkš schodowš,w przebraniu. Sekretarka musiała akurat zejć na dół po przesyłkę. Zwróćcieuwagę, że dałemmu szansę, to, co przyniosłem, to była butelka Amontillado. Obaj znamy Poego, igdyby Ste-fan nie był tak beznadziejnie pewny, że o niczym nie wiem, powinien się czegodomylić.Ale dał się nabrać: transakcja wypaliła, trzeba oblać...- Andrzeju - przerwał mu łagodnie prezenter. - Czy to było łatwe? Zabićprzyjaciela,patrzeć mu w oczy, kiedy umiera?Milczał przez długš chwilę, zamylony.- Nie - powiedział wreszcie poważnym tonem. - Nie, nie było łatwo. Przez chwilęniewiedziałem, czy się uda...- Ale udało się - rozładował napięcie prezenter. - Udało się, siedzisz teraz nanaszymKrzele Mordercy i możemy razem uczcić twój sukces szampanem. Jeli oczywiciepod-trzymasz teraz, publicznie, przed naszymi widzami, że to, czego dokonałe, byłozbrodnišdoskonałš.- Tak - powiedział bez wahania. - To była zbrodnia doskonała!Publicznoć, skryta w olepiajšcym blasku reflektorów, zareagowała rzęsistymibra-wami. Andrzej chwycił z podanej mu tacy kieliszek i wychylił go nie czekajšc, ażto samozrobi prezenter.- Andrzeju, muszę cię jednak spytać, skšd masz tę pewnoć?- Zadbałem o wszystko. Ale liczę głównie na dwie rzeczy. Po pierwsze, wszyscywie-dzieli, że on ma kłopoty z sercem. A dawkę odmierzyłem tak, żeby na pierwszyrzut okasprawiało to wrażenie ataku. Jest spora szansa, że rodzina nic nie podejrzewajšcda komuw łapę, żeby nie robiono sekcji zwłok. No, a jeli nie, to jestem ostatnišosobš, którš możnapodejrzewać. Nie miałem motywu. Przyjanilimy się. Nic nie zyskuję. Więcej:nikt nie stra-cił na jego mierci więcej niż ja! Zawalił się życiowy interes, dobre kilkasetbaniek w plecyi jeszcze cała firma spada na mojš głowę. Racjonalnie mylšc, usuwajšc gozrobiłem potwor-ne głupstwo. No, ale jak wiesz, tu wchodziła w grę sprawa irracjonalna.- Powiedziałe: to za Martę?- No tak. Mylę, że każdy facet to zrozumie. Wiem, że się spotykali. Trudno mido-kładnie wyjanić, skšd wiem, to takie... nieuchwytne. Kiedy mielimy się obojez Martšz tego, że się do niej cišgle zaleca, a ostatnio, kiedy rozmowa schodziła naStefana, co w jejgłosie... No, jej potrafię wybaczyć, ale jemu nie.- Marta nie wie?- Oczywicie, że nie wie.- Czy przypadkiem się nie mylisz? Tak się składa, że to włanie Marta stawiategoszampana, którego wypiłe. Marta... i jeszcze kto, z kim postanowiła dziprzyjć do studia.Powitajcie naszych następnych goci!Prezenter podbiegł z wycišgniętymi powitalnie rękami ku rozsuwajšcej sięzasłonie,zza której wyłoniła się Marta. Umiechnięta, wręcz rozbawiona i jeszczepiękniejsza niż zwy-kle. Ale nie miał czasu, aby docenić pracę telewizyjnych stylistów, bo tuż zaniš...- Nie - jęknšł Andrzej, czujšc, że nagle brakuje mu powietrza, język sztywniejeni-czym drewniany kołek, a przed oczami robi się ciemno. - Nie, przecież on nieżyje... Niemoż-liwe...Publicznoć oszalała.- Wiedziałam o wszystkim od poczštku - mówiła Marta, siadajšc z wdziękiem na wy-sokim stołku naprzeciwko. - On nie umie niczego ukrywać. A już kiedywyledziłam, że byłna waszym castingu...- Już dawno chcielimy go usunšć z naszej drogi - dodał Stefan, nieznacznieujmujšcMartę za rękę. - Sam wyleczył nas z wyrzutów sumienia.- Marto, to ty podmieniła Andrzejowi truciznę?- Nie tylko. Dodałam... pewnej substancji do tego szampana. Za jakie piętnaciemi-nut nasz były wspólnik poczuje ból brzucha, suchoć w gardle... Chyba że przezten czas zde-cydujemy się podać mu odtrutkę, którš mam przy sobie. Jeli zdoła nasprzekonać...- Andrzeju, co zrobisz w tej sytuacji? - zwrócił się do niego prezenter. I nieczekajšc,aż bohater siedzšcy na Krzele Mordercy zdoła cokolwiek z siebie wydusić,odwrócił sięwprost do kamery:- Czy Andrzej zdoła przekonać Martę i Stefana? Czy zdšży? Zbrodnia Doskonała naŻywo odpowie wam na to zaraz po przerwie. Zostańcie z nami!Publicznoć szalała. Rozsšdek przypominał Andrzejowi, że jest za wczenie napierw-sze objawy, ale czuł się tak, jakby miał umrzeć zaraz, jeszcze przed końcempierwszej rekla-my. [ Pobierz całość w formacie PDF ]