Zbrodnia w dzielnicy polnocnej, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Zbrodnia w Dzielnicy P�nocnejStefan KisielewskiZbrodniaw Dzielnicy P�nocnej� PAX* WARSZAWA 1957Czes�awowi Mi�oszowi �kt�ry zwr�ci� mi uwag� na mo�liwo�ci artystycznezawarte w formie powie�ci kryminalnejKomisarz Gromel siedzia� w g��bokim fotelu i uparcie wpatrywa� si� w okno. Pok�j by� wysoki, pos�pny, szarawe popo�udnie jesienne przesi�ka�o przez wielkie, ci�kimi firankami os�oni�te okno i k�ad�o smug� brudnego, przygn�biaj�cego �wiat�a na pod�og� i najbli�sze meble. Za oknem majaczy�a balustrada pod�u�nego balkonu, ozdobionego wielkimi kamiennymi kru�ami, w kt�rych zbiera si� woda deszczowa, a pozbawionego odrobiny zieleni. Takie w�tpliwego uroku kamienne ozdoby cechuj� w og�le t� dzielnic�, dziwnie opuszczon�, na poz�r bezludn�, kt�rej wysokie domy zwisaj� nad brukiem rozmaitymi oci�a�ymi, przesadnymi ornamentami: konwencjonalne postacie cyklop�w, faun�w, centaur�w i smok�w d�wigaj� tu wielkie balkony, podtrzymuj� szerokie gzymsy i portale, nieruchomo wpatruj�c si� w jezdni�, po kt�rej zreszt� nikt prawie nie je�dzi. Rzadko kiedy o wysokie mury i zas�oni�te przewa�nie okna tych ulic obija si� echo sygna�u samochodowego, czy te� rytmicznego, przypominaj�cego klaskanie, stukotu ko�skich kopyt. Domy ca�ej dzielnicy wydaj� si� pozbawione mieszka�c�w, w istocie zamieszkuj� tu przewa�nie emeryci, ludzie samotni lub poszukuj�cy samotno�ci.Nic wi�c ciekawego nie by�o wida� w oknie, kt�re tak przyku�o do siebie uwag� komisarza. W istocie nie chodzi�o tutaj wcale o okno. Kamienny wzrok komisarza Gromela, jakby przyklejony do brzydkich, ��tych firanek, nie oznacza� w rzeczywisto�ci zainteresowania tym, nic nie m�wi�cym, widokiem. Komisarz utkwi� wzrok w oknie, aby nie patrze� na co� innego, co�, co spoczywa�o w mrocznej g��bi pokoju, na wielkim, ci�kim d�bowym ��ku. By� to kszta�t, kt�ry mimo szarej godziny rysowa� si� wyra�nie pod grub�, nieokre�lonego koloru ko�dr�. Jaki? Niew�tpliwie kszta�t ludzkiego cia�a o drewnianej uroczystej nieruchomo�ci, co do kt�rej nie mog�o by� dw�ch zda�: na ��ku, przykryty ca�kowicie, wraz z g�ow�, ko�dr�, le�a� � trup.Gdyby kto� wpatrzy� si� uparcie w t� czerniej�c� na ��ku, tragicznie nieruchom�, raczej przeczuwan� ni� widoczn� posta�, gdyby wzrok jego przyzwyczai� si� do coraz bardziej g�stniej�cego p�mroku, w kt�rym pogr��ona jest ta cz�� pokoju, dojrza�by jeszcze jeden szczeg� � wstrz�saj�cy i ohydny. Na dywanie obok ��ka rysowa�a si� wielka, ciemna plama, kt�ra nie mog�a by� niczym innym, tylko ka�u�� zakrzep�ej krwi. Widok ten, w zestawieniu z nieruchomo�ci� cia�a pod ko�dr� i z g��bokim bezruchem siedz�cego w fotelu komisarza, robi� wra�enie wr�cz przera�liwe. W pos�pnej, uroczystej sztywno�ci tego umeblowanego ci�kimi, solidnymi mieszcza�skimi meblami pokoju, w ��tawym mrocznym blasku, kt�rego plamy s�a�y si� po pod�odze, w kamiennej ciszy �pi�cej za oknami ulicy, sk�d nie dolatywa� w tej chwili najl�ejszy g�os lub szelest � czai�o si� co� przera�aj�cego: atmosfera oddycha�a zbrodni�. Rzeczywi�cie � w tym pokoju pope�niono zbrodni�.8Komisarz Gromel pobie�nie tylko obejrzawszy pok�j i zw�oki, kaza� nakry� cia�o ko�dr� i postanowi� zaczeka� z dok�adnymi ogl�dzinami na wezwanego doktora Alena z Zak�adu Medycyny Policyjnej. Na dole w bramie czuwa� policjant, dozorczyni domu i mleczarka z�o�y�y pierwsze zeznania i komisarz pozwoli� im na razie odej�� � teraz nale�a�o zbada� szczeg�owo zw�oki, ustali� przyczyn� i okoliczno�ci �mierci. Komisarz Gromel nie lubi� samemu ogl�da� zw�ok, w og�le, je�li tylko m�g�, unika� widoku martwego cz�owieka tak pogardliwie nazywanego przez �yj�cych � trupem. Na poz�r zdawa�o si� to kolidowa� z zawodem komisarza policji; w istocie jednak niech�� ta nie by�a wynikiem s�abo�ci nerw�w czy ulegania wra�eniom. Zw�oki dzia�a�y deprymuj�co, je�li mo�na si� tak wyrazi�, na poczucie moralne komisarza, odbiera�y mu wiar� w to, co ceni� najbardziej: w godno�� ludzk�. Trup, zachowuj�cy poz�, jak� mu si� nada, pozwalaj�cy sob� poniewiera�, ci�gn�� si� i obna�a�, gdy przed chwil� jeszcze by� cz�owiekiem obdarzonym �wiadomo�ci�, wol�, godno�ci� � to kra�cowo przygn�bia�o komisarza. Komisarz Gromel uwa�a� prac� w policji za s�u�b� ideow�: policja zapewnia�a ludziom nienaruszalno�� ich poczucia godno�ci � nawet cz�owiek s�aby i nie mog�cy si� broni� swobodnie spaceruje po �wiecie wiedz�c, �e jego poczucie godno�ci w�asnej nie znajduje si� w r�ku pierwszego lepszego silniejszego fizycznie gwa�ciciela, �e nad ochron� tej jego godno�ci czuwa pa�stwo � uosobione w postaci policji. Tak pojmowa� sw� s�u�b� komisarz Gromel; lecz, wiedzia� to, umar�emu nic ju� nie przywr�ci godno�ci, co wi�cej, takiemu godno�� do niczego ju� nie jest przydatna. Podcina�o to wiar� komisarza w absolutn� warto�� i skuteczno�� w�asnej pracy; dlategote� stara� si� zredukowa� .ogl�danie zw�ok do naj-konieczniejszego minimum.Mimo, �e przyklei� wzrok do nieciekawego fragmentu balkonu, majacz�cego za brudn� firank�, czu� wci�� na plecach dra�ni�cy fluid, id�cy od le��cego pod ko�dr� trupa, a nawet przekorn�, wbrew sobie samemu, ch�tk� obejrzenia si� na ��ko. W�a�ciwie w pokoju by�o ju� ciemnawo, cho� na ulicy zapewne daleko jeszcze do zmroku. �Gdybym si� obejrza� � my�la� jakby podsk�rnie komisarz Gromel � nie zobaczy�bym wiele � najwy�ej troch� ciemniejsze wzniesienie na ��ku, na pewno dosy� niewyra�ne". Nagle wzdrygn�� si� i przywo�a� my�li do porz�dku: po jakie� licho mia�by si� ogl�da�?! �a�owa� teraz, �e przyby� na miejsce zbrodni z jednym tylko sier�antem, Kalkiem: tak si� z�o�y�o, �e nakazawszy sier�antowi strzec bramy, musia� oto zosta� sam ze zw�okami. S�dzi�, �e doktor Alen i jego ludzie przyjad� od razu, tymczasem sp�niali si� niespodziewanie. Zegarek wskazywa� godzin� szesnast� trzydzie�ci: byli tu ju� z sier�antem oko�o p�torej godziny. Co mog�o si� sta� z doktorem?Komisarz utkwi� znowu wzrok w oknie, lecz wiedzia�, �e d�ugo tak nie wytrzyma. Nale�a�o przywo�a� jakie� konkretne my�li, kt�re zaj�yby go i skr�ci�y oczekiwanie: tak robi� wi�niowie, powtarzaj�cy w pami�ci wyuczone niegdy� wiersze czy utrwalone w g�owie partie szach�w. Komisarz Gromel postanowi� powt�rzy� sobie dok�adnie dotychczasowe rezultaty p�toragodzinnego �ledztwa.Zamordowanym by� profesor Galard, kt�ry wyk�ada� fizyk� czy fizyko-chemi� w Akademii; kawaler lat czterdziestu kilku powr�ci� by� niedawno z d�u�szej podr�y zagranicznej. Profesor Galard mieszka� samotnie, obiady jada� na mie�cie, �niadania10i kolacje przyrz�dza� sobie w domu sam � w og�le �y� bardzo regularnie, by� raczej odludkiem, nikogo nie przyjmowa�, wychodzi� tylko na wyk�ady i na obiad. Odst�pstwo od tej zasady pope�ni� raz jeden, kiedy to, w par� dni po powrocie z podr�y, nie wr�ci� na noc do domu; by�o to tydzie� temu i wywo�a�o podobno liczne komentarze w ca�ej kamienicy. W dniu dzisiejszym mleczarka, przynosz�ca zwykle profesorowi mleko oko�o dziesi�tej rano, nie mog�a si� do� dostuka� (dzwonek w mieszkaniu profesora nie dzia�a�). Zdziwiona nieco, zajrza�a przez dziurk� od klucza; stwierdziwszy brak klucza od wewn�trz dosz�a do wniosku, �e profesor, wbrew swoim zwyczajom, wyszed� z domu wcze�niej. Pozostawi�a wobec tego mleko w bramie, dozor-czyni, dziel�c si� z ni� przy okazji swoim spostrze�eniem. Dozorczyni wprawdzie nie widzia�a profesora wychodz�cego, lecz przypomnia�a sobie, �e pewien czas nie by�o jej w bramie, gdy� dogl�da�a zsypywania do piwnicy w podw�rzu przywiezionego tego dnia w�gla � widocznie wtedy w�a�nie profesor wyszed�. O ca�ej sprawie zapomniano, dopiero po po�udniu dozorczyni us�ysza�a dobiegaj�ce gdzie� z g�rnych pi�ter (profesor mieszka� na pierwszym) gwa�towne miauczenie. Wszed�szy na g�r�, a� na strych, dozorczyni odnalaz�a tam angorskiego kota, nale��cego do profesora � kota tego zna�a dobrze, gdy� opiekowa�a si� nim podczas pobytu profesora za granic�. By�o to bardzo dziwne, bowiem profesor Galard nigdy nie wypuszcza� ulubie�ca z mieszkania. Kot musia� przebywa� na strychu d�u�szy czas, co wida� by�o po zakurzonym futrze, przy tym okazywa� przera�enie, by� ca�y zje�ony i miaucza� przera�liwie. Dozorczyni, zdj�ta z�ym przeczuciem, j�a �omota� do drzwi profesora � oczywi�cie na pr�no. W tym mo-mencie nadszed� jej m��, kt�ry pracuje na poczcie: zaopiniowa� on, �e co� si� musia�o sta� z�ego i z najbli�szego telefonu zaalarmowa� Wydzia� Policji �ledczej. Komisarz Gromel, znajduj�cy si� przypadkiem, poza s�u�b�, w biurze, nie maj�c w tej chwili nic lepszego do roboty, uda� si� na miejsce wraz z sier�antem Kalkiem. Sier�ant bez trudu otworzy� drzwi wytrychem; komisarz, w towarzystwie sier�anta, do-zorczyni i jej m�a weszli do przedpokoju, nast�pnie do pokoju (mieszkanie profesora sk�ada�o si� z przedpokoju, du�ego pokoju i male�kiej kuchenki z gazowym piecykiem), gdzie znale�li cia�o profesora, w ubraniu, z poder�ni�tym gard�em, le��ce na nie zas�anym ��ku, obok ��ka na dywaniku czerni�a si� krzepn�ca ka�u�a krwi. Slad�w walki ani innych, poza poder�ni�ciem gard�a, zranie� nie stwierdzili- nie znale�li r�wnie� obok trupa jakiego� narz�dzia, kt�re mog�oby nasun�� przypuszczenie samob�jstwa. W kieszeniach zamordowanego profesora nie by�o portfelu ani �adnych papier�w � na r�ku pozosta� jednak bardzo widoczny z�oty zegarek. Pok�j nosi� na sobie �lady pobie�nych poszukiwa�: szafa biblioteki otwarta, par� ksi��ek wyj�tych, otwarta jedna z szuflad w biurku � poza tym wszystko raczej w porz�dku. Komisarz spisa� na miejscu protok�, przes�ucha� zap�akan� dozorczyni�, jej m�a oraz sprowadzon� mleczark� i z aparatu telefonicznego profesora (aparat by� w przedpokoju) zadzwoni� do Zak�adu Medycyny Policyjnej po doktora Alena i karetk� do przewozu zw�ok. Wraz z doktorem mia� zamiar ustali� godzin� zgonu i inne wa�ne szczeg�y. Oto wszystko... [ Pobierz całość w formacie PDF ]