Zbrodnia z premedytacja, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Witold GombrowiczZbrodnia z premedytacj�TomCa�o�� w tomachPolski Zwi�zek NiewidomychZak�ad Wydawnictw i Nagra�Warszawa 1993T�oczono w nak�adzie 20 egz.pismem punktowym dla niewidomychw Drukarni PZN,Warszawa, ul. Konwiktorska 9Pap. kart. 140 g. kl. III_b�1Ca�o�� nak�adu 100 egz.Przedruk z "Wydawnictwa Literackiego",Krak�w 1989Pisa� R. Du�Korekty dokona�yK. Markiewiczi K. KrukWitold Gombrowicz urodzi� si�w 1904 roku w Ma�oszycach podOpatowem, w �rodowiskuziemia�skim. Egzamin dojrza�o�ciz�o�y� w warszawskim gimnazjum.W 1927 roku uzyska� magisteriumz zakresu prawa na UniwersytecieWarszawskim. Studiowa� r�wnie� wPary�u filozofi� i ekonomi�.Kilka lat pracowa� jako prawnik.W 1939 r. wyjecha� do Argentyny,tam zasta�a go wojna. Argentyn�opu�ci� dopiero w 1961 r.Powr�ci� w�wczas do EuropyZachodniej. Zmar� w Vence weFrancji w 1969 roku. Przedwybuchem II wojny �wiatowejwyda� tom opowiada� pt."Pami�tnik z okresu dojrzewania"(1933) i powie�� "Ferdydurke"(1938). Na �amach "Skamandra"ukaza�a si� w tym samym czasiesztuka "Iwona, ksi�niczkaBurgunda". Powszechneuznanie jako pisarz i my�licielzyska� dopiero po zako�czeniu IIwojny �wiatowej. W jegopowie�ciach znalaz�y wyraztendencje filozoficznewyprzedzaj�ce egzystencjalizm. Zdobrym przyj�ciem spotka�y si�te� propozycje nowych rozwi�za�artystycznych. Utworydramatyczne obieg�ynajwa�niejsze sceny �wiatowe.Proz� przet�umaczono nakilkana�cie j�zyk�w. W PolsceLudowej wznowiono "Ferdydurke"(1957), wydano po raz pierwszy wformie ksi��kowej "Iwon�,ksi�niczk� Burgunda" (1958),wydrukowano napisane po 1939roku: powie�� "Trans_atlantyk"(1957) i sztuk� sceniczn� "�lub"(1957). Nowele zebrano w ksi��ce"Bakakaj" (1957). W roku 1986ukaza�o si� w WydawnictwieLiterackim 9_tomowe wydanie"Dzie�" Witolda Gombrowicza podredakcj� naukow� JanaB�o�skiego.Tancerzmecenasa KraykowskiegoTrzydziesty ju� i czwarty razwybra�em si� na przedstawienieoperetki "Ksi�na Czardaszka" -a poniewa� by�o p�no, pomin��emogonek i wprost zwr�ci�em si� dokasjerki: - Kochana pani,pr�dziutko dla mnie, jak zwykle,na galeri� - wtem kto� wzi��mnie z ty�u za ko�nierz i zimno,tak, zimno - odci�gn�� odokienka i popchn�� na w�a�ciwemiejsce, tj. tam, gdzie ko�czy�si� ogonek. Serce zabi�o mimocno, zabrak�o tchu - czy� tonie jest mordercze, gdy kto�zostanie naraz wzi�ty zako�nierz w publicznym lokalu? -lecz obejrza�em si�: by� towysoki, wy�wie�ony, pachn�cyjegomo�� z przystrzy�onymw�sikiem. Rozmawiaj�c z dwiemaeleganckimi damami i jednympanem, ogl�da� �wie�o kupionebilety.Wszyscy spojrzeli na mnie - imusia�em co� powiedzie�.- Czy to pan by� �askaw? -spyta�em tonem mo�e ironicznym,mo�e nawet z�owr�bnym, leczponiewa� nagle os�ab�em,spyta�em za cicho.- H�? - spyta�, nachylaj�c si�ku mnie.- Czy to pan by� �askaw? -powt�rzy�em, lecz znowu - zacicho.- Tak, ja by�em �askaw. Tam nakoniec. Porz�dek! Europa! - azwracaj�c si� do pa�, zauwa�y�:- Trzeba uczy�, niestrudzenieuczy�, inaczej nie przestaniemyby� narodem Zulus�w.Ze czterdzie�ci par oczu irozmaitych twarzy - serce bi�omi, g�os zamar�, skierowa�em si�do wyj�cia - w ostatniej chwili(b�ogos�awi� j�, t� chwil�) -co� przesun�o si� we mnie iwr�ci�em. Stan��em w ogonku,kupi�em bilet i zd��y�em akuratna pierwsze takty przygrywki,ale tym razem nie uton��em, jakzwykle, dusz� w przedstawieniu.Podczas gdy ksi�na Czardaszka�piewa�a, uderzaj�c wkastaniety, przeginaj�c tu��w idysz�c, a wykwintni m�odzie�cy zpodniesionymi ko�nierzami i wcylindrach defilowali sznurempod jej wzniesionym ramieniem -ja, patrz�c na majacz�c� wpierwszych rz�dach parteru g�ow�o wypomadowanych blond w�osach,powtarza�em - ach, to tak!Po pierwszym akcie zeszed�emna d�, opar�em si� lekko oparapet orkiestry i - poczeka�emtroch�. Wtem - uk�oni�em si�.Nie odpowiedzia�. A wi�c jeszczejeden uk�on - potem zacz��emrozgl�da� si� po lo�ach i zn�w -uk�oni�em si�, gdy nadszed�odpowiedni moment. Wr�ci�em nag�r�, dr�a�em, by�em wyczerpany.Wyszed�szy z teatru,przystan��em na chodniku.Wkr�tce si� ukaza� - �egna� si�z jedn� z pa� i z jej m�em: dowidzenia si� z kochanympa�stwem, a wi�c koniecznie - japrosz�! - jutro o dziesi�tej wPolonii, moje uszanowanie. Poczym umie�ci� drug� dam� wtaks�wce i sam mia� wsiada�, gdyja podszed�em. - Przepraszam, �esi� narzucam, ale mo�e by�by pan�askaw podwie�� mnie kawa�ek, jatak lubi� dobr� jazd�.- Prosz� si� odczepi� odemnie! - krzykn��.- Mo�e pan by mnie popar� -zwr�ci�em si� spokojnie doszofera. Niezwyk�y spok�j czu�emw sobie. - Ja lubi�... - alesamoch�d ju� rusza�. Cho� mamniewiele pieni�dzy, zaledwie nakonieczne potrzeby, wskoczy�em wnast�pn� taks�wk� i kaza�emjecha� za nimi. - Przepraszam -rzek�em do str�a br�zowej,czteropi�trowej kamienicy -wszak to in�ynier Dziubi�skiwszed� przed chwil�.- Sk�d, panie - odpar� - tomecenas Kraykowski z �on�.Wr�ci�em do siebie. Tej nocynie mog�em zasn�� -kilkadziesi�t razy przemy�la�emca�e zaj�cie w teatrze i mojeuk�ony i odjazd mecenasa -przewraca�em si� z boku na bok wstanie czujno�ci i wzmo�onejdzia�alno�ci, kt�ra nie pozwalazasn��, a jednocze�nie wskutekuporczywego kr�cenia si� wk�ko, jest jakby drugim snem najawie. Zaraz nazajutrz ranowys�a�em wspania�y bukiet r�pod adresem mecenasaKraykowskiego. Naprzeciwko domu,w kt�rym mieszka�, by�a ma�amleczarnia z werand� -przesiedzia�em tam ca�y ranek iwreszcie zobaczy�em go ko�otrzeciej, w szarym, eleganckimubraniu, z laseczk�. Ach, ach -szed� i pogwizdywa�, a czasemmacha� laseczk�, macha�laseczk�... Natychmiastzap�aci�em rachunek i wybieg�emza nim - i podziwiaj�c lekkofalisty ruch jego plec�w,rozkoszowa�em si� tym, �e niewie o niczym, �e to moje,wewn�trzne. Ci�gn�� za sob�smug� toaletowego zapachu, by��wie�y - wydawa�o si�niemo�liwo�ci� uzyska� z nimjakie� zbli�enie. Lecz i na toznalaz�a si� rada! Postanowi�em:je�li skr�ci na lewo, kupiszsobie t� ksi��k� "Przygod�"Londona, o kt�rej marzysz takdawno - a je�li na prawo, nigdynie b�dziesz jej mia�, nigdyju�, cho�by� j� dosta� za darmo,nie przeczytasz z niej jednejstroniczki! B�dzie stracona! O,godzinami m�g�bym wpatrywa� si�w to miejsce na jego szyi, gdzieko�cz� si� w�osy r�wn� lini�, inast�puje bia�y kark. Skr�ci� nalewo. W innych okoliczno�ciachpobieg�bym zaraz do ksi�garni,lecz teraz szed�em dalej za nim- a tylko z uczuciemniewys�owionej wdzi�czno�ci.Widok kwiaciarki nasun�� minow� ide� - wszak mog�em, zaraz,natychmiast - le�a�o to w mojejmocy - wyprawi� mu owacj�,dyskretny ho�d, co�, czego mo�ei nie zauwa�y. Lecz c� st�d, �enie zauwa�y? Wszak nawetpi�kniej - uczci� w tajemnicy.Kupi�em bukiecik, wyprzedzi�emgo - a jak tylko wszed�em worbit� jego wzroku, r�wny,oboj�tny krok sta� si� dla mnieniepodobie�stwem - i rzuci�em munieznacznie pod nogi par�nie�mia�ych fio�k�w. I otoznalaz�em si� nagle wprzedziwnej sytuacji: szed�emwci�� dalej i dalej, niewiedz�c, czy on idzie za mn�,czy mo�e skr�ci�, lub wszed� dobramy, a nie mia�em si�y si�odwr�ci� - nie odwr�ci�bym si�,cho�by od tego zale�a�o nie wiemco, w og�le wszystko - a kiedywresz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl