Zbrojni - PRACHETT TERRY, Ebooki w TXT

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TERRY PRATCHETTZbrojni(Przelozyl Piotr W. Cholewa)Kapral Marchewa ze Strazy Miejskiej Ankh-Morpork (nocna zmiana) usiadl w koszuli nocnej przy blacie, wzial olowek, possal koniec i zaczal pisac:"Kochana Mamo i Tato,Zdarzyl sie kolejny piekny pzrypadek do zanotowania, gdyz zostalem, Kapralem! To znaczy dodatkowe piec dolarow miesiecznie plus mam tez nowa kurtke z, dwoma paskami. I nowa odznake. To wielka odpowiedzialnosc. A wszystko z powodu tego, zesmy pzryjeli nowych rektutow, bo Patrycjusz ktory, jak wczesniej powiadamialem, jest wladca, zgodzil sie, ze Straz musi odbijac etniczne odcienie Miasta..."Marchewa przerwal na chwile. Spojrzal przez niewielkie, zakurzone okno swego pokoiku na zachodzace slonce nad rzeka. Potem znow schylil sie nad kartka."...czego w pelni nie pojalem, ale ma to chyba cos wspolnego z kosmetykami z fabryki krasnoluda Grabpota Gromowego Decha. Takze, kapitan Vimes, o ktorym czesto wam pisalem niedlugo, opuszcza Straz bo sie zeni i bedzie Eleganckim Dzentelmenem. My, wszyscy zyczymy mu jak najlepiej. To on nauczyl mnie Wszystkiego Co Wiem, poza tym, czego sam sie nauczylem. Zrobilismy skladke zeby mu, kupic Prezent Pozegnalny, myslalem o jednym z tych nowych Zegarkow, co to nie potzrebuja demonow do chodzenia i moglibysmy wyryc na nim cos w rodzaju "Na pamiatke wszystkich szczesliwych Godzin w Strazy ", to taki zart, bo zegarek odmierza godziny. Nie wiemy kto, bedzie nowym kapitanem. Sierzant Colon mowi, ze odejdzie, jakby na niego padlo, kapral Nobbs..."Marchewa znow wyjrzal przez okno. Jego szerokie, szczere czolo zmarszczylo sie, gdy szukal czegos dobrego, co moglby napisac o kapralu Nobbsie."...chyba najlepiej sie czuje na Obecnym Stanowisku, a ja jestem w Strazy za krotko. Musimy wiec zaczekac..."***Zaczelo sie, jak wiele spraw, od smierci. I pogrzebu wiosennym rankiem, z mgla nad gruntem tak gesta, ze wlewala sie do grobu, wiec trumne opuszczono w chmure. Nieduzy szary kundel, siedlisko tylu psich chorob, ze otaczaly go oblokiem kurzu, z kopczyka ziemi obojetnie przygladal sie ceremonii. Rozmaite krewne szlochaly, jednak Edward d'Eath nie plakal - z trzech powodow. Byl najstarszym synem, trzydziestym siodmym lordem d'Eath, a d'Eathowie nie placza. Byl - od niedawna, dyplom zachowal jeszcze sztywnosc - skrytobojca, a skrytobojcy nie placza przy smierci, inaczej nigdy by nie przestawali. I po trzecie, byl zly. Wlasciwie nawet byl wsciekly.Wsciekly, ze musial pozyczyc pieniadze na ten nedzny pogrzeb. Wsciekly na pogode, na ten nedzny cmentarz, na fakt, ze gwar miasta nie zmienil sie chocby o ton, nawet przy takiej okazji. Wsciekly na historie. Nie tak to mialo wygladac. Nie tak to powinno wygladac.Spojrzal za rzeke, na posepna bryle palacu patrycjusza, a jego gniew podkrecil sie jeszcze i zogniskowal.Edwarda poslano do szkoly Gildii Skrytobojcow, poniewaz byla to najlepsza edukacja dla tych, ktorych status spoleczny jest nieco wyzszy od inteligencji. Gdyby szkolil sie na blazna* [przyp.: Oczywiscie, zaden dzentelmen nawet by nie pomyslal o zostaniu blaznem.], wymyslilby satyre i powtarzal niebezpieczne dowcipy o patrycjuszu. Gdyby zostal zlodziejem, zakradlby sie do palacu i ukradl patrycjuszowi cos bardzo cennego.Jednakze... poslano go do skrytobojcow...Tego popoludnia sprzedal wszystko, co pozostalo z majatku d'Eathow, i raz jeszcze zapisal sie do szkoly gildii. Na kurs podyplomowy.Dostal najwyzsze oceny, co przydarzylo sie po raz pierwszy w historii gildii. Nauczyciele opisywali go jako czlowieka, ktorego nalezy pilnie obserwowac. A poniewaz mial w sobie cos, co nawet w skrytobojcach budzilo niepokoj - obserwowac raczej ze sporej odleglosci.***Na cmentarzu samotny grabarz zasypal dol, ktory byl miejscem ostatniego spoczynku d'Eatha seniora. I nagle zdal sobie sprawe z czegos, co uznal za mysli we wlasnej glowie. Mowily cos takiego:Bedzie szansa na kawalek kosci? Nie, przepraszam, to bylo w zlym guscie, zapomnij, ze o tym wspomnialem. Ale masz kanapki z bekonem w swoim, jak mu tam, tym pudelku na kanapki czy co. Dlaczego by nie dac jednej temu milemu pieskowi? Grabarz oparl sie na lopacie i rozejrzal uwaznie. Szary kundel obserwowal go czujnie.-Hau - powiedzial.***Edward d'Eath poswiecil piec miesiecy na znalezienie tego, czego szukal. Co bylo tym trudniejsze, ze naprawde nie wiedzial, czego szuka. Tyle tylko ze kiedy znajdzie, natychmiast sie dowie. Edward gleboko wierzyl w Przeznaczenie. Tacy ludzie czesto wierza.Biblioteka Gildii Skrytobojcow nalezala do najwiekszych w miescie. W pewnych szczegolnych, specjalistycznych dziedzinach wrecz byla najwieksza. Te dziedziny dotyczyly zwykle nieszczesnej ulotnosci ludzkiego zywota oraz srodkow jej wywolania.Edward spedzal duzo czasu wsrod regalow, czesto na szczycie drabiny, czesto w obloku kurzu.Przeczytal wszystkie znane teksty o uzbrojeniu. Nie wiedzial, czego szuka, ale znalazl to w notce na marginesie nudnej poza tym i bardzo niedokladnej pracy na temat balistyki kuszy. Skopiowal wszystko starannie.Duzo czasu poswiecil tez na ksiazki historyczne. Gildia Skrytobojcow byla towarzystwem dzentelmenow z dobrych rodzin, a tacy ludzie czesto traktuja cala spisana historie jak liste inwentarza. Biblioteka Gildii posiadala mnostwo takich ksiazek, a takze cala galerie portretow krolow i krolowych* [przyp.: Czesto z dyskretnymi tabliczkami u dolu, skromnie rejestrujacymi dla potomnosci imie osoby, ktora ich zabila. W koncu byla to galeria portretow nalezaca do Gildii Skrytobojcow.]. Edward d'Eath poznal ich arystokratyczne twarze lepiej niz wlasna - w galerii spedzal przerwy na drugie sniadanie.Mowiono potem, ze na tym wlasnie etapie znalazl sie pod zlym wplywem. Ale tajemnica historii Edwarda d'Eatha polega na tym, ze nie ulegal zadnym zewnetrznym wplywom, chyba ze policzyc wszystkich tych martwych krolow. Po prostu znalazl sie pod wlasnym wplywem.Tego ludzie zwykle nie rozumieja. Pojedyncze osobniki nie sa w naturalny sposob etatowymi czlonkami ludzkiej rasy - najwyzej biologicznie. Musza byc popychani dookola przez brownowskie ruchy spoleczenstwa, bedacego mechanizmem, dzieki ktoremu istoty ludzkie caly czas przypominaja sobie nawzajem, ze sa... no... istotami ludzkimi. D'Eath takze krazyl po spirali - w glab, co czesto sie zdarza w takich przypadkach.Nie mial zadnego planu. Wycofal sie tylko - jak ludzie, ktorzy czuja, ze sa atakowani - na pozycje latwiejsza do obrony, to znaczy w przeszlosc. A potem wydarzylo sie cos, co podzialalo na niego tak, jak na badacza dawnych gadow podzialaloby odkrycie plezjozaura w sadzawce ze zlotymi rybkami.Pewnego upalnego popoludnia, mruzac oczy, wyszedl na dwor po calym dniu spedzonym w towarzystwie minionej chwaly. I nagle zobaczyl twarz przeszlosci, idacej niespiesznie i przyjaznie kiwajacej glowa do przechodniow.Edward nie potrafil sie opanowac.-Hej, ty! - zawolal. - Kim j-estes?-Kapral Marchewa - odpowiedziala przeszlosc. - Nocna straz. Pan d'Eath, prawda? Moge w czyms pomoc?-Co? Nie! Nie. Masz p-ewnie wazne sprawy.Przeszlosc skinela glowa, usmiechnela sie i poszla dalej, w przyszlosc.***Marchewa przestal wpatrywac sie w sciane."Wydalem tzry dolary na ikonograf ktory, jest takim pudelkiem ze skzratem w srodku co maluje obrazki roznych rzeczy, to straszny szal ostatnio. Dolaczam obrazki mojego pokoju i moich pzryjaciol ze Strazy. Nobby to ten, co robi Zabawny Gest, ale to Nieoszlifowany Diament i w glebi serca dobra dusza."Znow przerwal. Pisywal do domu co najmniej raz w tygodniu - krasnoludy zwykle tak robia. Marchewa mial dwa metry wzrostu, ale zostal wychowany jako krasnolud, a dopiero potem jako czlowiek. Wyczyny literackie nie przychodzily mu latwo, jednak sie nie poddawal.Pisal bardzo powoli i bardzo starannie:"Pogoda wciaz jest Niezwykle Upalna..."***Edward nie mogl uwierzyc. Sprawdzil zapisy. Potem sprawdzil jeszcze raz. Zadawal pytania, a poniewaz byly to pytania w zasadzie niewinne, ludzie udzielali mu odpowiedzi. W koncu pojechal na wycieczke w Ramtopy, a tam ostrozne sledztwo doprowadzilo go do kopalni krasnoludow pod Miedzianka, a nastepnie na niczym sie niewyrozniajaca polanke w bukowym lesie, gdzie - rzeczywiscie - kilka minut cierpliwego kopania pozwolilo mu odkryc slady zweglonego drewna.Spedzil tam caly dzien. Kiedy skonczyl o zachodzie slonca, starannie zasypal miejsce prochnem. Wreszcie zyskal pewnosc.Ankh-Morpork znowu mialo krola.A on, Edward, mial Racje. To "los" pozwolil mu odkryc ten fakt "akurat" w chwili, kiedy mial juz Plan. I "slusznie" uwazal, ze to "Przeznaczenie" i ze miasto zostanie "Zbawione" z niegodnej terazniejszosci przez swa "chwalebna" przeszlosc. Mial "Srodki" i mial "Cel". I tak dalej.Mysli Edwarda czesto biegly takimi drogami.Potrafil myslec "kursywa". Takich ludzi trzeba obserwowac uwaznie.Najlepiej z bezpiecznej odleglosci.***"Zainteresowal mnie wasz list, gdzie piszecie ze, pzryjezdzali ludzie i pytali o mnie to zadziwiajace, jestem tu ledwie Pare Minut, a juz zdobylem Slawe. Bardzo sie ucieszylem, ze otworzyliscie sztolnie 7. Musze Warn pzryznac, ze choc jestem tu bardzo szczesliwy, tesknie za Domem. Czasami, kiedy mam Wolne, schodze i, siadam w piwnicy i, bije sie po glowie tzronkiem topora, ale to Nie To Samo. Mam nadzieje, ze cieszycie sie dobrym zdrowiem. UsciskiWasz kochajacy syn (adoptowany) Marchewa"Zlozyl list, wsunal do srodka ikonografie, zapieczetowal kulka swiecowego wosku wcisnieta na miejsce kciukiem, po czym schowal list do kieszeni. Krasnoludzia poczta do Ramtopow dzialala w miare pewnie. Coraz wiecej krasnoludow szukalo pracy w miescie, a poniewaz sa to osobniki bardzo odpowiedzialne, wielu z nich posylalo pieniadze do domu. Dzieki temu przesylki byly bardzo pewne, gdyz silnie strzezone. Krasnoludy sa bardzo przywiazane do zlota. Kazdy zbojca, wysuwajacy zadanie "pieniadze albo zycie", powinien sie zaopatrzyc w skladane krzeselko, kana... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl