Zeby tygrysa, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TOM CLANCYZĘBY TYGRYSA(THE TEETH OF THE TIGER)Przełożył: Paweł MartinWydanie oryginalne: 2003Wydanie polskie: 2004Chrisowi i Charliemu - witajcie na pokładzie...i oczywicie lady Alex, której wiatło jak zawsze płonie jasnoNocš ludzie piš spokojnie w swoich łóżkach tylko dlatego, że na strażystojš mężczyni o surowych obliczach, gotowi stosować przemoc w ichimieniu.George OrwellTo wojna nieznanych wojowników; niechże jednak wszyscy zmagajš się,nie tracšc ducha ni poczucia obowišzku...Winston ChurchillCzy państwo może rzšdzićTak w niebie, jak i na ziemi?Czy zabić ludzkoć będzie mšdrzejMiędzy nienarodzonymi?...Trwajš spory najzajadlszeMiędzy scholastykami,Lecz więte państwa zawszewiętymi się kończš wojnami.Czy ludem rzšdzi władcy piecza,Czy głone gardłowanie?Czy szybciej będzie zginšć od miecza,Czy taniej przez głosowanie...?Te sprawy sš już ułudš(I szczęcia nam już nie odbiorš),Bo więta swoboda luduSkończyła się niewolš.Ktokolwiek dla jakiejkolwiek sprawyNadawać pragnšłby lub braćWładzę ponad lub poza prawem,Nie zasługuje, by trwać!Czy masz na straży więtegoPaństwa, króla czy ludu stać?Nie musisz znosić tego.Do ręki we broń i zgład!Teraz wszyscy razem:Był kiedy lud - zrodził się z przerażenia.Był kiedy lud - piekło, jakiego nie zna ziemia.Skończył w piachu. O, przeciwni naturze!Był kiedy lud - niech się to nigdy nie powtórzy!Rudyard Kipling, Pień MacdonoughaPrologNA DRUGIM BRZEGUDavid Greengold urodził się w tej najbardziej amerykańskiej ze społecznoci - na Brooklynie. Podczas jego bar micwy wydarzyło się jednak co, co zmieniło jego życie. Oznajmiwszy: "Od dzi jestem mężczyznš", poszedł na przyjęcie i poznał na nim rodzinę z Izraela. Przybyły stamtšd wuj Moses był wietnie prosperujšcym handlarzem diamentami. Sam ojciec Davida miał siedem sklepów jubilerskich - najbardziej reprezentacyjny znajdował się na Czterdziestej ulicy na Manhattanie.Kiedy ojciec z wujem gadali o interesach nad kieliszkami kalifornijskiego wina, David przysiadł się do starszego o dziesięć lat Daniela, który dopiero co zaczšł pracować dla Mosadu, głównej izraelskiej agencji wywiadowczej. Jak każdy żółtodziób Daniel zaczšł raczyć swego kuzyna opowieciami. Odbył obowišzkowš służbę wojskowš w izraelskiej jednostce spadochroniarzy; wykonał jedenacie skoków i posmakował walki podczas wojny szeciodniowej w 1967 roku. Dla niego była to przyjemna wojna. W jego kompanii obyło się bez poważnych strat, a po stronie wroga było akurat tylu zabitych, że wyglšdało to niemal jak sport - polowanie na zwierzynę niezbyt niebezpiecznš, które zakończyło się mniej więcej tak, jak to sobie wyobrażał przed wojnš.Opowieci Daniela były miłš odmianš po ponurych relacjach telewizyjnych z Wietnamu, od których rozpoczynały się każde wieczorne wiadomoci. Z entuzjazmem podbudowanym wieżo potwierdzonš tożsamociš religijnš David postanowił emigrować do żydowskiej ojczyzny, jak tylko skończy gimnazjum. Jego ojciec podczas drugiej wojny wiatowej służył w 2. Dywizji Pancernej i nie był zachwycony tš przygodš. Jeszcze mniej podobała mu się perspektywa wysłania syna do azjatyckiej dżungli, na wojnę, do której nie palił się ani on, ani żaden z jego znajomych. I tak po ukończeniu szkoły redniej młody David, nie baczšc na nic, poleciał samolotem El Al do Izraela. Podszlifował hebrajski, odsłużył wojsko, a potem, jak jego kuzyn, został zwerbowany przez Mosad.Radził sobie niele - na tyle dobrze, że został szefem placówki w Rzymie. Był to ważny przydział. Jego kuzyn Daniel tymczasem odszedł z Mosadu i zajšł się prowadzeniem rodzinnego interesu, co opłacało się znacznie bardziej niż praca na państwowej pensji. Kierowanie rezydenturš Mosadu w Rzymie było czasochłonne. Davidowi podlegało trzech pełnoetatowych oficerów wywiadu, do których należało zbieranie informacji. Częć z nich uzyskiwali od agenta Hassana. Był Palestyńczykiem i miał niezłe powišzania z PFLP - Ludowym Frontem Wyzwolenia Palestyny - a wyniesionš stamtšd wiedzš dzielił się ze swoimi wrogami za pienišdze - wystarczajšce, by stać go było na komfortowe mieszkanie kilometr od budynku włoskiego parlamentu. David miał dzi odebrać od niego przesyłkę.Miejsce było już wczeniej używane - męska toaleta w Ristorante Giovanni, niedaleko Hiszpańskich Schodów. David nie pieszšc się z przyjemnociš zjadł lunch - podawali tu pysznš cielęcinę po francusku. Kiedy dopił białe wino, wstał i poszedł po przesyłkę. "Martwa" skrzynka kontaktowa znajdowała się pod ostatnim pisuarem po lewej - niezłe miejsce, bo tego urynału nigdy nie sprawdzano ani nie czyszczono. Przymocowano tam stalowš płytkę. Nawet gdyby kto jš zauważył, wyglšdała całkiem niewinnie - wytłoczono na niej nazwę producenta oraz numer bez znaczenia. David podszedł do schowka i postanowił skorzystać ze sposobnoci, robišc to, co większoć mężczyzn robi, stajšc przed pisuarem. I wtedy usłyszał, jak otwierajš się drzwi. Ktokolwiek to był, nie interesował się nim, ale lepiej było się upewnić. David upucił paczkę papierosów, a kiedy się schylił, by podnieć jš prawš rękš, lewš zgarnšł ze skrytki pakiet z magnesem. Był fachowcem jak zawodowy magik, który odwraca uwagę gestem jednej ręki, a drugš wykonuje sztuczkę. Tyle że tym razem sztuczka się nie udała. Ledwo zabrał pakiet, kiedy z tyłu kto na niego wpadł.- Przepraszam, staruszku... to jest, chciałem powiedzieć, signore - poprawił się kto mówišcy po angielsku, chyba z oksfordzkim akcentem. Ot, zachowanie cywilizowanego człowieka, który chce rozładować sytuację.Greengold nawet nie odpowiedział, tylko podszedł do umywalki, żeby umyć ręce, odkręcił wodę... i spojrzał w lustro.Zazwyczaj mózg reaguje szybciej niż ręce. David zobaczył niebieskie oczy mężczyzny, który na niego wpadł. Były całkiem zwykłe, ale ich spojrzenie - nie. Zanim mózg nakazał ciału zareagować, lewa ręka mężczyzny znalazła się na czole Davida. Jednoczenieco zimnego i ostrego wbiło się w jego kark, tuż pod czaszkš. Napastnik szarpnšł jego głowę do tyłu - nóż wszedł gładko w rdzeń kręgowy i go przecišł.mierć nie nastšpiła od razu. Ciało zwiotczało, kiedy do mięni przestały płynšć impulsy elektrochemiczne, i David stracił czucie. Tylko kark jeszcze go piekł, ale nie był to ostry ból, jak to w szoku. David usiłował oddychać. Nie rozumiał, że nigdy już tego nie zrobi. Napastnik zaniósł go do kabiny. David mógł już tylko patrzeć i myleć. Ujrzał obcš twarz i ta twarz odwzajemniła spojrzenie. Mężczyzna patrzył na niego jak na rzecz, przedmiot niegodzien nawet nienawici. David bezsilnie przyglšdał się, jak napastnik sadza go na toalecie i sięga do kieszeni płaszcza, najwyraniej by ukrać portfel. Więc to po prostu napad? Na wysokiego rangš oficera Mosadu? Niemożliwe. Mężczyzna chwycił Davida za włosy, żeby unieć opadajšcš głowę.- Salem alejkum - powiedział. Pokój z tobš.Więc to Arab? Ale nie ma w nim nic arabskiego!Morderca zauważył zaskoczenie na twarzy Davida.- Naprawdę ufałe Hassanowi, Żydzie? - spytał. W jego głosie nie było satysfakcji. Beznamiętny ton wyrażał pogardę.W ostatnich chwilach życia, zanim jego mózg umarł z braku tlenu, David Greengold zdał sobie sprawę, że padł ofiarš starej jak wiat szpiegowskiej pułapki - "fałszywej flagi". Hassan przekazywał mu informacje tylko po to, by go zidentyfikować - by go wystawić. Taka głupia mierć. Zdšżył jeszcze tylko pomyleć: Adonai echad.Zabójca upewnił się, że ma czyste ręce i ubranie. Cios noża taki jak ten nie powoduje dużego krwotoku. Schował do kieszeni portfel i pakiet z "martwej" skrzynki, poprawił marynarkę i wyszedł z toalety. Przystanšł przy swoim stoliku i zostawił dwadziecia trzy euro za swój posiłek, dajšc tylko kilka centów napiwku. Przecież szybko tu nie wróci. Wyszedł od Giovanniego i nie pieszšc się, przecišł plac. Zauważył sklep Brioni i uznał, że przydałby mu się nowy garnitur.W Pentagonie nie ma kwatery głównej korpusu amerykańskich marines. W tym największym na wiecie biurowcu znalazło się miejsce dla wojsk lšdowych, marynarki i sił powietrznych, ale nie wiedzieć czemu pominięto marines, którzy musieli zadowolić się własnym kompleksem budynków, Navy Annex - odległym o niecałe pół kilometra, jadšc Lee Highway - w Arlington w stanie Wirginia. Niewielkie to powięcenie. Marines zawsze byli przybranym dzieckiem amerykańskiej armii. Formalnie podlegali marynarce - pierwotnie mieli stanowić jej prywatnš armię. Chodziło o to, by nie okrętować żołnierzy piechoty, bo wojska lšdowe i marynarka nigdy nie darzyły się sympatiš.Z czasem marines zaczęli sami o sobie stanowić. Przez ponad wiek byli jedynymi amerykańskimi siłami lšdowymi wysyłanymi za granicę. Ponieważ nie musieli martwić się o zaopatrzenie w ciężki sprzęt czy nawet o zaplecze medyczne - od tego mieli kalmary - wszyscy marines byli strzelcami. Każdy, kto nie żywił ciepłych uczuć dla Stanów Zjednoczonych, musiał więc patrzyć na nich z lękiem i respektem. Dlatego też, choć szanowani, nie byli ulubieńcami amerykańskich żołnierzy. Bardziej stateczne formacje miały im za złe, że za bardzo się popisujš, puszš i dbajš o swój wizerunek.Korpus marines był miniaturš armii. Miał nawet własne siły powietrzne - niewielkie, ale o ostrych kłach. Teraz do tej armii należał też szef wywiadu, choć niektórzy pracownicy uważali termin "wywiad marines" za sprzeczny sam w sobie. Powstała kwatera główna wywiadu marines, co wiadczyło o tym, że zielone berety usiłujš nadšżać za pozostałymi formacjami. Jej szefem, tak zwanym M-2 - cyfra 2 identyfikowała pracownika wywiadu - był generał dywizji Terry Broughton, niewysoki, dobrze zbudowany żołnierz piechoty, któremu zwalono na barki tę robotę, by wniósł nieco realizmu do szpiegowskiego rzemiosła i by wszyscy pamiętali, że za stosem papierkowej roboty kryje się człowiek z karabinem,... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl