Zelazny Roger - 04. Ręka Oberona, j. LITERATURA POWSZECHNA

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
Zelazny Roger
Ręka Oberona
Rozdział 01
Rozbłysk zrozumienia, jak blask tego niezwykłego słońca...
Oto było... W jasnym świetle dnia coś, co do tej pory oglądałem jedynie w płmroku
rozjaśnianym jego własnym lśnieniem: Wzorzec, wielki Wzorzec Amberu na owalnej
płaszczyźnie pod; nad przedziwnym niebo - morzem.
...I wiedziałem, może dzięki temu, co istnieje we mnie i co wiąże nas wszystkich, że to
właśnie musi być prawdziwy Wzorzec. A to znaczy, że ten w Amberze jest tylko jego
pierwszym cieniem. Zatem...
Zatem sam Amber jest tylko Cieniem, ale wyjątkowym, gdyż Wzorzec nie sięga do miejsc
poza obszarem jego, Rebmy i Tir-na Nog'th. A więc region, gdzie przybyliśmy, musi być,
prawem pierwszeństwa i konfiguracji, prawdziwym Amberem.
Spojrzałem na uśmiechniętego Ganelona, z brodą i zwichrzonymi włosami stapianymi w
jedno przez bezlitosny blask.
- Skad wiedziałeś?
- Wiesz, Corwinie, że potrafię zgadywać - odparł. - Pamiętam wszystko, co mwiłeś o
Amberze, i jak padają na wszystkie światy cienie miasta i waszych konfliktw. Często się
zastanawiałem, myśląc o czarnej drodze, czy coś mogłoby rzucić taki cień na sam Amber. I
doszedłem do wniosku, że musi to być coś niezwykle potężnego, fundamentalnego i ukrytego
- skinął na obraz przed nami. - Tak jak to.
- Mw dalej - poprosiłem.
Skrzywił się i wzruszył ramionami.
- Musi więc istnieć warstwa rzeczywistości głębsza niż Amber - stwierdził. - I tam
wykonano brudną robotę. Zwierzę, ktre jest waszym patronem, doprowadziło nas chyba do
takiego właśnie miejsca. A ta plama na Wzorcu to efekt brudnej roboty. Zgodzisz się chyba?
Przytaknąłem.
- To raczej twoja spostrzegawczość mnie zaskoczyła, nie sama konkluzja - wyjaśniłem.
- Nie jestem taki szybki - wyznał Random, stojący po prawej stronie. - Ale to wrażenie
dotarło jakoś do moich trzewi, delikatnie rzecz ujmując. Wierzę, że to, co tu widzimy, w jakiś
sposb tworzy fundament naszego świata.
- Ktoś z zewnątrz potrafi czasem lepiej ocenić fakty niż ten, kto jest ich częścią - wtrącił
Ganelon.
2
Random spojrzał najpierw na mnie, potem w dł.
- Myślisz, że coś jeszcze ulegnie zmianie? - zapytał. - Gdybyśmy tak zjechali i przyjrzeli
się temu z bliska?
- Jest tylko jeden sposb, żeby się przekonać - odparłem.
- W takim razie gęsiego. Ja pierwszy.
- Zgoda.
Random, prowadził wierzchowca w prawo, w lewo, znw w prawo, długą serią zwrotw,
ktre wiodły nas od brzegu do brzegu urwiska. Zgodnie z porządkiem, jakiego
przestrzegaliśmy przez cały dzień, jechałem tuż za nim, a Ganelon zamykał szyk.
- Wygląda na ustabilizowany! - krzyknął przez ramię Random.
- Na razie - mruknąłem.
- Jest jakiś otwr w skałach pod nami.
Wychyliłem się. Po prawej stronie, na poziomie płaszczyzny owalu, dostrzegłem wejście
do jaskini. Nie było widoczne z naszej poprzedniej, wyższej pozycji.
- Przejedziemy całkiem blisko - stwierdziłem.
- Pospiesznie, czujnie i bezgłośnie - dodał Random i dobył miecza.
Wyjąłem Grayswandira, a jeden zakręt nade mną Ganelon postąpił podobnie.
Nie minęliśmy wejścia do jaskini, gdyż wcześniej ponownie skręciliśmy w lewo.
Przejechaliśmy jednak w odległości czterech, może pięciu metrw i poczułem nieprzyjemny
zapach, ktrego nie potrafiłem zdefiniować.
Konie chyba lepiej sobie z tym poradziły albo były pesymistami z natury, ponieważ
położyły płaska uszy, rozdęły nozdrza i prychały lękliwie, szarpiąc uzdy.
Uspokoiły się natychmiast, gdy tylko ponownie zaczęliśmy się oddalać. Nie sprawiały
problemw aż do chwili, gdy zakończyliśmy zjazd i prbowaliśmy zbliżyć się do
uszkodzonego Wzorca. Tu zaprotestowały zdecydowanie.
Random zeskoczył z siodła. Stanął na krawędzi owalu i patrzył. Po chwili odezwał się, nie
odwracając głowy.
- Z tego, co wiemy, uszkodzenia dokonano świadomie.
- Na to wychodzi - przyznałem.
- Jest więc oczywiste, że sprowadzono nas tu w pewnym celu.
- Zgadzam się.
- Nie trzeba nadwerężać umysłu, by dojść do wniosku, że celem tym jest stwierdzenie, w
jaki sposb uszkodzono Wzorzec i co możemy zrobić, by go naprawić.
- Możliwe. Masz jakiś pomysł?
3
- Jeszcze nie.
Ruszył brzegiem figury w prawo, do miejsca, gdzie zaczynała się ciemna smuga.
Schowałem miecz i chciałem zsiąść z konia, gdy Ganelon chwycił mnie za ramię.
- Sam mogę... - zacząłem, ale przerwał mi.
- Corwinie, dostrzegam chyba drobną nieregularność w pobliżu środka Wzorca. Nie
sądzę, by należała...
- Gdzie?
Wyciągnął rękę, a ja spojrzałem w stronę, ktrą wskazywał.
Tuż obok centrum istotnie leżał jakiś obcy obiekt. Patyk? Kamień? świstek papieru?
Trudno powiedzieć z tej odległości.
- Widzę - powiedziałem.
Zsiedliśmy z koni i poszliśmy za Randomem, ktry przykucnął na prawym krańcu figury i
badał przebarwioną plamę.
- Ganelon dostrzegł coś, niedaleko środka - oznajmiłem.
Skinął głową.
- Też zauważyłem. Zastanawiam się, jak tam dotrzeć. Nie podoba mi się idea przejścia
uszkodzonego Wzorca. Z drugiej strony nie wiem, czy nie odsłonię się zupełnie, jeśli pjdę
po tym zaczernionym pasie. Jak sądzisz?
- Przejście po tym, co zostało z Wzorca, zajmie sporo czasu - zauważyłem. - O ile stawia
opr zbliżony do tego, ktry mamy w domu. Uczono nas, że zejście z trasy to śmierć. A ten
układ zmusza cię do zejścia, gdy dotrzesz do płamy. Z drugiej strony, jak powiedziałeś,
przejście po plamie może zaalarmować naszych wrogw. Zatem...
- Zatem żaden z was tego nie zrobi - przerwał Ganelon. - A ja tak.
I nie czekając na odpowiedź, jednym skokiem znalazł się w ciemnym sektorze, pomknął
do środka, zatrzymał się na moment, by podnieść tajemniczy przedmiot, po czym zawrcił i
pobiegł z powrotem.
Po chwili stał już przy nas.
- Ryzykowne posunięcie - ocenił Random.
Ganelon kiwnąi głową.
- Ale gdybym tego nie zrobił, nadal byście się naradzali - stwierdził wyciągając rękę. - Co
o tym myślicie?
W dłoni trzymał sztylet, wbity w prostokąt zaplamionego kartonu. Wziąłem oba
przedmioty.
- Wygląda jak Atut - stwierdził Random.
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl