Zew ksiezyca, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]ANDRE NORTONZEW KSIĘŻYCATYTUŁ ORYGINAŁU: MOON CALLEDTŁUMACZYŁA DOROTA DZIEWOŃSKATa ksišżka jest fikcjš literackš. Wszystkie postaci i wydarzenia sš wytworem fantazji i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób i wydarzeń jest całkowicie przypadkowe.1Thora przywarła brzuchem do pokrytej rosš trawy w gęstych zarolach. Całš uwagę skupiła na łšce przed sobš, a konkretnie na pojedynczych zabudowaniach porodku tej rozległej przestrzeni. Bijšcy z ziemi chłód przeniknšł jej chude, choć muskularne ciało, gdy tylko zmordowana wędrówkš zanurzyła się w bršzowoszarej mieszance trawy i lici z minionego sezonu. Zdšżyła już nauczyć się cierpliwoci od ostatniej jesieni, kiedy to Craigowie zostali zaatakowani przez najedców przybywajšcych wzdłuż rzeki znad wybrzeża. Ci z jej wioski, którzy przeżyli, porozdzielali się w poszukiwaniu jak najlepszych warunków na przetrwanie. Przekonała się już jakiej niezłomnoci i hartu ducha potrzeba, by wytrzymać uczucie kłujšcego głodu, a to włanie głód przywiódł jš w to miejsce.Był ranek i w oddali, na wieżej trawie obszernych pól, zaczęło się pać dzikie bydło, za którym przybyła Thora. Wypluła ochłap, który przeżuwała od witu była to sprawdzona metoda myliwych: żucie pokarmu, który najlepiej przycišga zwierzynę. Potem, jakby mimowolnie, wydłubała małš dziurę w ziemi, by zakopać tę kulkę. W tej chwili znacznie bardziej interesował jš obserwowany budynek niż zwierzęta.Budowla była bardzo stara, może nawet z okresu Przed Czasem. Wyglšdało jednak, że przetrzymała upływ lat w lepszym stanie niż większoć ruin. które Thora miała okazję oglšdać. Ta długa i niska konstrukcja miała bardzo wšskie okna, do których nie sposób było zajrzeć z dużej odległoci. Obok zauważyła nowsze wytwory ludzkich ršk zagrody z równo ustawionych palików. W ich obrębie ziemia była tak stratowana, jakby całkiem niedawno przetrzymywano tu zwierzęta. Jednak z komina nie wydobywał się dym.Thora posunęła się kawałek naprzód. Obok niej pojawił się ciemniejszy kształt i zwrócił w jej stronę głowę ze sterczšcymi uszami. Ciemnoniebieskie oczy dziewczyny napotkały żółtozłote. Thora uniosła górnš wargę jak warczšcy drapieżnik. Zwierzę ostrożnie przemaszerowało przez zasłonę z krzaków i pognało w dół zbocza w stronę budynku. Dziewczyna, mimo wytężonego wzroku i słuchu, zatęskniła za ostrociš zmysłów Korta.Przy każdej tego typu siedzibie było niebezpiecznie. Chociaż już niemal dziesięć pokoleń minęło od Przewrotu, ludzie wcišż wykazywali nieodpartš chęć korzystania z takich schronień bšd grabienia ich przy każdej nadarzajšcej się okazji. W pochwie przy pasku Thory spoczywał nóż znaleziony w podobnym miejscu. Ostrze było poważnie nadwerężone częstym ostrzeniem, lecz mimo to jakoć stali przewyższała wszystko, co potrafiłby wykonać którykolwiek kowal Craigów ze sprowadzanych przez kupców metali. Ten nóż należał do Matki a jeszcze wczeniej do Pramatek, przesłoniętych obecnie mgłš czasu.Nic nie wskazywało, by używano tu pługa. Jedynš skazš, jakš Thora zauważyła na nietkniętej powierzchni trawy, była szeroka cieżka wydeptana do gołej ziemi. Thora pomylała, że może to być jaki szlak handlowy. Nie znaczyło to wcale, że owo schronienie jest z tego powodu choć trochę bezpieczniejsze. O niektórych kupcach mówiono, że nie sš lepsi od najedców w traktowaniu samotnych podróżnych, którym nie da się ukrać nic cennego. Przesunęła dłoniš w dół ciała, by się upewnić, że to, co ukrywa pod bryczesami, wcišż jest bezpieczne.Obserwowała, jak Kort, jej pies, przecina otwartš przestrzeń w dole, jak porusza się z nadzwyczajnš prędkociš i dociera do szerszej szczeliny oznaczajšcej wejcie do budynku.Thora omal nie zerwała się na równe nogi. Jej dłoń powędrowała ku rękojeci noża. W budynku jest życie! Mimo to Kort nie zdradzał oznak zaniepokojenia. Zamknęła oczy i spróbowała przywołać ten delikatny, szczególny zmysł. Życie Człowiek? Nie. To, co wyczuwa, nie jest emanacjš przedstawiciela jej gatunku. To co zupełnie innego. Jaki kłopot wielki głód ból Kort uniósł głowę w dobrze jej znanym gecie. Thora ruszyła naprzód, lekko rozgarniajšc trawę swoimi skórzanymi butami. Tam jest życie i jakie nieszczęcie.Ostrożnoć nakazywała się wycofać, lecz co nie pozwalało jej na ucieczkę. Zabezpieczyła włócznię i pobiegła w stronę zagrody, a następnie wzdłuż ciany do wejcia, przy którym czekał na niš Kort.Drzwi były zamknięte na całkiem niedawno zatknięty rygiel. Jednak z otworu zasuwki zwisał spleciony pas skóry znak, że drzwi te stojš otworem dla podróżnych. Thora skinęła na Korta. Olbrzymi pies zacisnšł szczęki na pasie i pocišgnšł. Za drugim podejciem drzwi ustšpiły. Thora podeszła, by zajrzeć do rodka.Uderzył jš silny, bardzo dziwny zapach. Zmarszczyła nos, gdy zdała sobie sprawę, że ów odór jest częciš bólu i choroby. To, co jest wewnštrz, musi być w beznadziejnym stanie, gdyż nie wykonało nawet najdrobniejszego ruchu. Thora weszła więc do pogršżonego w ciemnociach, długiego pomieszczenia. Chwilę trwało nim oczy przywykły do panujšcego tu półmroku, gdyż okna były zasłonięte i jedynie wšskie szczeliny pod stropem przepuszczały nieco wiatła.Porodku znajdował się stół i kilka stołków. Po obu stronach izby paleniska były przykryte, a wzdłuż cian cišgnęły się wbudowane półki. Pod jednš z nich co się poruszyło, na co dziewczyna wyprężyła się, wycišgajšc włócznię.To co leżało czy też zwijało się w najdalszym i najciemniejszym kšcie pomieszczenia. Thora widziała tylko podnoszšcy się z wysiłkiem kłębek, z którego dochodził syczšcy jękOstrożnie, krok po kroku, Thora posuwała się naprzód. Za niš stał Kort. czujny i gotowy. Dziewczyna wiedziała, że przy nim jest bezpieczna. Dotarła do końca półki.W tym miejscu smród był bardzo intensywny. To co czy też kto, kto lam leżał, był zupełnie pozbawiony opieki i wybrudzony wydzielinami własnego ciała. Syczenie ucichło. Thora uniosła włócznię i dgnęła niš w okiennicę nad samš półkš. Do wnętrza wdarło się wiatło dnia.Westchnęła. To, co tam leżało, ostatkiem sił uniosło łapę rękę? do wiatła, jakby błagajšc o pomoc. Ale co to jest? Thora nigdy czego takiego nie widziała ani o niczym podobnym nie słyszała. Żadna z kupieckich opowieci nic wspominała o istnieniu takich istot.Szkielet tak cienki czyżby to było dziecko? Nie, ciało o ludzkim kształcie, ale żaden mężczyzna ani kobieta nie ma takich włosów. Splštane i mierdzšce pokrywały kociste kończyny i całe zagłodzone ciało. Głowa, która usiłowała się podnieć, była okršgła jak wielki kłębek nie wyprawionego futra. Twarz pokryta była cienkš warstwš puchu, szczęliwie nie oblepiona zaschniętš krwiš.Nieproporcjonalnie duże oczy zdawały się nie mieć renic. Przypominały błyszczšce kamienie barwy głębokiej czerwieni, niczym jšdro gasnšcego ogniska. Górne kończyny stworzenia były podobne do ršk i zakończone czym, co bardziej przypominało długie, cienkie pazury niż palce. Stopy były płaskie i szerokie, bez palców i z wyrostkami jak ostrogi przy piętach.Jedna ze stóp była wykręcona, a skóra w tym miejscu rozerwana. Uchylone wargi odsłaniały gronie zakończone, niezwykle długie zęby. Wyżej zauważyła płaski kawałek ciała, w którym widniały nozdrza.Thora oblizała wargi. Ta istota jest tak dziwaczna, tak bardzo niepodobna do zwierzęcia. Dziewczyna poczuła lekkie obrzydzenie, lecz kiedy te czerwone oczy spojrzały na niš, zadrżała. Może nawet krzyknęła, bo usłyszała ostrzegawcze warknięcie Korta. Ból strach ból tylko takie emocje wyczuwała. Nóż i włócznia wypadły jej z ršk, zasłoniła dłońmi uszy. Chociaż nic nie słyszała, czuła to jakby jaka siła przeszywała jej szczupłe, muskularne ciało.Stworzenie zamknęło rozpłomienione oczy i zapadło w bezruch. Musiało włożyć w ten komunikat resztkę gwałtownie traconych sił. Thora wiedziała, że nie może zostawić tej biednej istoty na pewnš mierć czymkolwiek jest. Jest żyjšcym stworzeniem i powinnoć Thory wobec Pani nie pozwala jej odwrócić się do niego plecami.To co posiada inteligencję, tego była pewna. Czuła też, że nie jest dla niej zagrożeniem. Czy została tu sprowadzona? Wszystko jest możliwe, gdy jest się Wybranš i przez to tak bliskš Pani.Szybko zabrała się do pracy. Wkrótce, w małym lasku z dala od budynku powstał mały obóz. Budowla nie wzbudzała jej zaufania. Przeniosła stworzenie w pobliże ródła, które wywęszył Kort. Tam garciami wilgotnej trawy obmyła przeraliwie chude ciało z brudu. Pod drzewem roznieciła małe ognisko z suchych patyków, które dawało niewiele dymu, a tę smużkę, która się unosiła, zasłaniały gałęzie. Pozostawiła nieprzytomnš istotę bez opieki na czas polowania na zwierzynę, która cišgnęła jš na te tereny. Jednym wprawnym ciosem włóczni zwaliła jednorocznš jałówkę. Krótko potem, nad ogniskiem, w nadtłuczonym garnku wyniesionym z budynku bulgotała woda. Thora wrzuciła do niej skrawki mięsa i dodała trochę suszonych ziół ze swoich zapasów.Stopa stworzenia była poważnie skaleczona w kostce. Thora opatrzyła jš. wykorzystujšc do tego całš swojš wiedzę. Już wczeniej wlała w gronie uzębione szczęki tyle wody, ile zranione stworzenie zdołało przełknšć. Był to osobnik rodzaju żeńskiego, co Thora poznała mimo wyniszczenia całego ciała.A było ono tak drobne, jak u dziecka. Thora pomylała, że gdyby stanęły obok siebie, kudłata głowa jej podopiecznej ledwie sięgałaby jej ramion. Skóra pod skudlonymi włosami na ciele była ciemna, a same włosy tak zaschnięte, że przybrały barwę srebrzystoszarš. Tylko jej głowę pokrywały czarne włosy. Usta miała sine, a spomiędzy zębów widoczny był bardzo długi, ciemny język tego samego koloru, który ukazał się, gdy chora usiłowała zaczerpnšć wody. Palce, a właciwie pazury, a także ostrogi u pięt, lniły czerniš.Gdy rosół... [ Pobierz całość w formacie PDF ]