Zimna gora, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]CHARLES FRAZIERZIMNA G�RAZ angielskiego prze�o�y�a Zdzis�awa LewikowaKatherine i AnnieNie do uwierzenia, jak straszliw�, cho� cich� wojn� tocz� ze sob� utworzeniazamieszkuj�ce spokojne lasy i pogodne pola.Darwin. 1839 (zapis w dzienniku)Ludzie pytaj�: Kt�r�dy do Zimnej G�ry? Zimna G�ra? Do niej nie wiedzie �adenszlak.Han-shanCie� krukaO brzasku dnia pierwsze o�ywi�y si� muchy. Zlecia�y si� do oczu Inmana i obsiad�yd�ug� ran� na szyi. Bzykanie owad�w i �echcz�cy dotyk ich n�ek okaza�y si� skuteczniejsz�pobudk� ni� pianie podw�rkowych kogut�w. Tak si� zacz�� dla Inmana jeszcze jeden dzie�pobytu w szpitalu. Pacn�� r�k� muchy i powi�d� spojrzeniem wzd�u� ��ka w stron� okna.Wzrokiem si�ga� zwykle czerwonej drogi, gdzie r�s� d�b i sta� niski mur z cegie�. Potemw�drowa� oczami po polach i sosnowych lasach, ci�gn�cych si� p�asko a� do linii horyzontuna zachodzie. Widok mia� rozleg�y, bo okolica by�a r�wninna, a szpital zbudowano najedynym wzniesieniu, jakie znajdowa�o si� w polu widzenia. Dzi� jednak by�o jeszcze zawcze�nie, by cokolwiek dojrze�. R�wnie dobrze ca�e okno mog�o by� zamalowane szar�farb�.Gdyby nie by�o tak ciemno, Inman wzi��by si� do czytania. W ten spos�b m�g�byzabi� czas do �niadania. Mia� interesuj�c� ksi��k�, kt�ra przykuwa�a uwag� i absorbowa�amy�li. Ale poprzedniej nocy, kiedy czyta�, aby sprowadzi� sen, wypali�a si� ostatnia�wieczka. Szpital mia� za ma�o nafty do lamp i nie godzi�o si� dla samej tylko rozrywkiu�ywa� �wiat�a. Wsta� wiec, ubra� si� i usiad� na drewnianym krze�le, ty�em do ponurej salipe�nej ��ek i le��cych w nich po�ama�c�w. Op�dzaj�c si� od much, wyjrza� przez okno;ujrzawszy pierwsz� smug� mglistego �witu, czeka�, a� tam, na zewn�trz, �wiat zacznieprzybiera� realne kszta�ty.Okno by�o wysokie, niemal tak wysokie jak drzwi. Wiele razy wyobra�a� sobie, �egdy je otworzy, oczom jego uka�e si� jaka� inna okolica. �Wyjd� oknem - my�la� - i znajd�si� w nowym miejscu�.Podczas pierwszych tygodni w szpitalu nie m�g� porusza� g�ow�. Jedynym jegozaj�ciem by�o wtedy wpatrywanie si� w okno i wyobra�anie sobie dawnych, pe�nych zielenizak�tk�w, kt�re pami�ta� z domu, z czas�w dzieci�stwa. Oczyma wyobra�ni widzia� wilgotnybrzeg strumienia, gdzie ros�a korzeni�wka, miejsce na ��ce, kt�re upodoba�y sobiebr�zowoczarne g�sienice, pojawiaj�ce si� tam jesieni�, i hikor� rozk�adaj�c� swe ga��zie nadpolan�. Inman cz�sto siadywa� na drzewie i obserwowa� ojca, gdy o zmierzchu p�dzi� krowydo obory. Przechodzi�y tu� pod nim. Zamyka� oczy i ws�uchiwa� si� w cz�apanie krowichkopyt odrywaj�cych si� od b�otnistej polnej drogi. Odg�os st�pania stawa� si� coraz s�abszy,stopniowo cich� i w ko�cu zanika�. Zast�powa�o go cykanie konik�w polnych i pisk ptasichpiskl�t. Okno pozwala�o Inmanowi cofn�� si� pami�ci� w przesz�o��. Z przyjemno�ci� do niejwraca�. Nie lubi� bezdusznego oblicza wsp�czesno�ci; tera�niejszo�� nieustannie gozdumiewa�a. Gdy za� wybiega� my�lami w przysz�o��, jawi� mu si� �wiat, z kt�regowszystko, co uwa�a� za wa�ne, zosta�o dok�adnie wymiecione lub z w�asnej woli odesz�o.Dop�ki trwa�o p�ne lato, ca�ymi dniami wpatrywa� si� w okno. Powietrze by�o takgor�ce i wilgotne, �e dniem, i noc� mia� uczucie, �e jakby oddycha� przez mokr� �cierk�. Naskutek wilgoci gni�y pod nim �wie�e prze�cierad�a, a mi�kkie stronice ksi��ki, kt�r� trzyma�na stoliku przy ��ku, w ci�gu nocy pokrywa�y si� malutkimi czarnymi grzybami ple�ni.Tak d�ugo obserwowa� okno, �e mia� prawo przypuszcza�, i� powiedzia�o mu onowszystko, co mia�o do powiedzenia. A jednak zaskoczy�o go tego ranka - przywiod�o mu namy�l dawno zapomnian� scen� ze szko�y: Oto siedzi w klasie przy oknie, r�wnie wysokim jakto szpitalne. Widok z niego rozci�ga� si� na pastwiska i niskie zielone wzg�rza, tarasowatowznosz�ce si� ku rozleg�emu garbowi Zimnej G�ry. By� wrzesie�. Na ��ce, tu� za ubitymgruntem szkolnego boiska, ros�a trawa si�gaj�ca pasa. Ko�ce �d�be� ju� po��k�y, wida�przysz�a pora ko�by. Nauczyciel - kr�py, niski, �ysy m�czyzna z zaczerwienion� twarz� -mia� tylko jeden zrudzia�y garnitur i par� za du�ych but�w z zadartymi do g�ry noskami.Buciska by�y tak znoszone, �e ich starte obcasy przypomina�y kliny. Nauczyciel sta� przed�awkami, ko�ysa� si� na palcach i bez przerwy m�wi�. Tego ranka zajmowa� si� histori�.Przerabia� ze starszymi uczniami dzieje s�ynnych wojen, przed wiekami toczonych w Anglii.Po jakim� czasie znudzony ma�y Inman, kt�ry robi� wszystko, byle nie s�ucha�wyk�adu, wyj�� spod �awki sw�j kapelusz, chwyci� za rondo i jednym ruchem wyrzuci� zaokno. Kapelusz porwany wiatrem wzbi� si� wysoko w powietrze i wyl�dowa� daleko nako�cu boiska, niemal na skraju ��ki. Wygl�da� jak cie� kruka, kt�ry przysiad� na ziemi.Nauczyciel zobaczy�, co si� sta�o. Kaza� Inmanowi p�j�� po nakrycie g�owy iprzynie�� je do klasy. Zapowiedzia�, �e czeka go kara ch�osty. Do tego celu lubi� u�ywa��opatki ko�a wodnego; by�a du�a i mia�a wywiercone otwory. Inman do tej pory nie wie, co gowtedy napad�o: wyszed� z klasy, podni�s� kapelusz, szykownie w�o�y� go na bakier... i nigdynie wr�ci� do szko�y.Wspomnienie tego wydarzenia opu�ci�o Inmana dopiero w�wczas, gdy do salizawita�o �wiat�o dnia. M�czyzna le��cy na s�siednim ��ku usiad� i wzi�� w r�ce swoje kule.I tak jak ka�dego ranka podszed� do okna, tu z wielkim wysi�kiem raz po raz wypluwa�flegm� zalegaj�c� mu p�uca, dop�ki ich zupe�nie nie oczy�ci�. Nast�pnie przeci�gn��grzebieniem po r�wno uci�tych czarnych w�osach, zwisaj�cych po obu stronachwymizerowanej twarzy. W�osy opadaj�ce na czo�o wetkn�� za uszy, a na nos w�o�y� okulary zdymnego szk�a. Nosi� je mimo szaro�ci poranka; widocznie jego oczy nie mog�y znie�� nawetnajs�abszego �wiat�a. Potem - wci�� w nocnej koszuli - podszed� do stolika i zabra� si� dopracy nad plikiem papier�w. M�wi� monosylabami, nie wypowiadaj�c wi�cej ni� dwa s�owanaraz. Inman zdo�a� si� od niego dowiedzie� tylko tyle, �e nazywa si� Balis i przed wojn�chodzi� do szko�y w Chapel Hill, gdzie uczy� si� greki. Kiedy nie spa�, �l�cza� nad swoj�grub� ksi��k� i przepisywa� staro�ytne gryzmo�y zwyk�ym pismem, tak by ka�dy je m�g�przeczyta�. Siedzia� zgarbiony przy stoliku z twarz� nisko pochylon� nad tekstem i wierci� si�w krze�le, usi�uj�c przyj�� jak najwygodniejsz� pozycj�. Praw� stop� mu odj�li, gdy strzaska�j� kartacz pod Cold Harbour. Kikut nie chcia� si� goi� i gni� od kostki w g�r�, centymetr pocentymetrze. W wyniku nast�pnych amputacji skr�cono ko�czyn� a� powy�ej kolana, ale itak biedak �mierdzia� jak zesz�oroczna szynka.Przez d�u�sz� chwil� s�ycha� by�o tylko skrobanie pi�rem i przewracanie stron. Poteminni le��cy w sali zacz�li si� rusza� i kaszle�, niekt�rzy j�czeli. Wreszcie na dworzepoja�nia�o tak, �e mo�na by�o dok�adnie zobaczy� wszystkie rysy na lakierowanych �cianachz groszkowanych tekturowych p�yt. Inman przechyli� si� na tylnych nogach krzes�a i policzy�muchy na suficie: wed�ug niego by�o ich sze��dziesi�t trzy.Pilnie wpatruj�c si� w okno, dojrza� ciemne konary d�b�w, nast�pnie skrawkitrawnika, a w ko�cu czerwon� drog�. Czeka� na �lepca. Przez kilka tygodni obserwowa� go zdaleka. Teraz, wyleczony na tyle, �e m�g� chodzi�, postanowi� podej�� do w�zka iporozmawia� z m�czyzn�. Przypuszcza�, �e niewidomy d�ugo ju� �yje ze swoim kalectwem.Inman zosta� ranny podczas walk o Petersburg. Kiedy dwaj najbli�si towarzyszezerwali z niego odzie� i zobaczyli ran� na szyi, s�dzili, �e wkr�tce umrze. Powiedzieli muuroczy�cie: ��egnaj, spotkamy si� w lepszym �wiecie!� Tymczasem Inman wci�� �y�.Zabrano go do przyfrontowego lazaretu, ale i tam lekarze nie wierzyli, �e przetrzyma.Zaliczyli go do umieraj�cych i po�o�yli na ��ku polowym z dala od innych, aby spokojnieczeka� na �mier�. Nie my�la� jednak rozstawa� si� z tym �wiatem. Po dw�ch dniach, z brakumiejsca, odes�ano go do zwyk�ego szpitala w stanie, z kt�rego pochodzi�.Po cierpieniach, jakich dozna� najpierw w lazarecie, a potem w czasie podr�ypoci�giem na po�udnie, gdy umieszczono go w wype�nionym rannymi towarowym wagonie,Inman uwierzy� swoim przyjacio�om i lekarzom, kt�rzy twierdzili, �e umrze. Z tej podr�yzapami�ta� jedynie straszliwe gor�co, od�r krwi i ludzkich odchod�w, wielu bowiem rannychcierpia�o na biegunk�. Ci, co czuli si� na si�ach, kolbami karabin�w wybili spore otwory wbokach drewnianych wagon�w i g�owy wystawili na zewn�trz, aby z�apa� troch� powietrza.Przypominali dr�b przewo�ony w skrzynkach.W szpitalu lekarze, obejrzawszy go, powiedzieli, �e niewiele mog� pom�c. By� mo�eprze�yje - takiej pewno�ci jednak nie mieli. Dali mu szar� szmatk� i niewielk� misk� z wod�,�eby sam pr�bowa� czy�ci� sobie ran�. Gdy po kilku dniach odzyska� przytomno�� tak, �em�g� to robi�, przemywa� szyj� szmatk�, p�ki woda w misce nie sta�a si� czerwona jakgrzebie� indora.Wkr�tce si� okaza�o, �e rana sama si� oczyszcza. Zanim zacz�a si� zabli�nia�,wyplu�a z siebie przer�ne rzeczy: guzik od ko�nierza, kawa�ek we�nianego materia�u z bluzy,kt�r� Inman mia� na sobie, gdy go trafi� od�amek, skrawek mi�kkiego szarego metaluwielko�ci �wier�dolar�wki i co� zadziwiaj�cego, co przypomina�o pestk� brzoskwini. Po�o�y�t� rzecz na nocnej szafce i przez kilka dni jej si� przygl�da�. Nie potrafi� orzec, co to by�o:cz�stka jego cia�a czy co innego. Ostatecznie wyrzuci� to przez okno, ale potem m�czy�y gosny, �e si� ukorzeni�o i wyros�o do monstrualnych rozmiar�w, niczym jasiowa fasola.Szyja zacz�a mu si� wreszcie goi�. Mia� jednak za sob� trudne tygodnie, kiedy niem�g� obr�ci� g�owy ani utrzyma� w r�ce ksi��ki. Le�a� w ��ku i codziennie przez oknoobserwowa� niewidomego. Ten zjawia� si� zawsze o �wicie.Przychodzi� sam i mozolnie pcha� przed sob� w�zek. Robi� to bardzo sprawnie,zachowywa� si� jak widz�cy. ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]