Zadza zemsty - Alistair Maclean, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]ALASTAIRMACNEILL��dza zemstyPrze�o�y�a IWONA CHAMSKALAGUNAWARSZAWA 2000Tytu� orygina�u: COUNTERPLOTCopyright (c) Alastair MacNeill 1999Copyright (c) for the Polish edition by Wydawnictwo Laguna 2000 Copyright (c) for Ihe Polish translation by Iwona Chamska 2000ISBN 83-87736-06-6Wydanie przygotowa� o we wsp�pracy z PRIMA Oficyn� Wydawnicz� Sp. zo.o. Logo Primy wykorzystano za jej zgod�Indywidualna sprzeda� wysy�kowa: VIK, Kalinowej ��ki 45, 01-934 WarszawaSprzeda� hurtowa i wysy�kowa: Internovator, Zwrotnicza 1/3, 01-219 Warszawa tel. (22)-632-23-81, (22)-862-70-l 1, 0-501-060-891Wydawnictwo LagunaWarszawa 2000. Wydanie IDruk: Abedik, Pozna�PrologChicagoSkradziony samoch�d zatrzyma� si� przed sklepem jubilerskim. Frankie Genno wyci�gn�� spod siedzenia pasa�era obrzyn kaliber 12 i wsun�� go luf� do do�u w d�ug� kiesze� wewn�trzn� mocno wy�wiechtanego, br�zowego p�aszcza sk�rzanego. Potem, zdejmuj�c okulary przeciws�oneczne i ods�aniaj�c oczy o niezwyk�ym, kobaltowoniebieskim odcieniu, rzuci� ukradkowe spojrzenie na dw�ch m�czyzn siedz�cych z ty�u. Obaj skin�li, nic nie m�wi�c. Nadszed� czas.- B�d� ostro�ny, Frankie.Genno u�miechn�� si� pocieszaj�co do kobiety za kierownic�.- Annie, przecie� wiesz, �e zawsze jestem ostro�ny. -Pog�adzi� j� palcem po ch�odnym policzku koloru wosku.Jej zapad�e oczy nie zdradza�y �adnych uczu�, a wyn�dznia�a twarz by�a bardzo blada. Jasne w�osy pozbawione blasku sp�ywa�y na wychud�e ramiona. Annie Stratton by�a �punk� uzale�nion� od kokainy i ca�kowicie oddan� Genno.Wiedzia�, �e jego koledzy mieli powa�ne w�tpliwo�ci, czy s�usznie zrobi�, bior�c j� ze sob� jako kierowc�. Henry Drummond wspomnia� mu o tym na osobno�ci. By� jego jedynym prawdziwym przyjacielem. Wychowywali si� w tym samym, obdrapanym bloku, w biednej dzielnicy Chicago. Zwykle5s�ucha� rad przyjaciela, ale tym razem postanowi� go zlekcewa�y�, zw�aszcza �e Annie nalega�a, by wzi�� udzia� w napadzie. Jej zaanga�owanie w ten skok wiele dla Genno znaczy�o. Dwa miesi�ce przygotowa� bardzo ich zbli�y�y. Mia� wra�enie, �e m�g�by jej zaufa�. Prawie zupe�nie. Z drugiej strony, Julian Merill, czy Jules, jak wola� by� nazywany, do�� bezpo�rednio wyra�a� swoje zaniepokojenie jej obecno�ci�. Julian. Jules. Tak czy siak, Frankie nie przepada� za tym go�ciem. Henry zaproponowa� wci�gni�cie go do sp�ki na kr�tko przed skokiem, po tym jak ich poprzedni wsp�lnik zosta� aresztowany w Nowym Jorku za inne przest�pstwo. Rekomendacja Henry'ego by�a dla niego wystarczaj�ca.- Zaczekam tu na ciebie - powiedzia�a cicho Annie,przerywaj�c jego my�li.Genno spojrza� na ni� podejrzliwie. Dlaczego tak powiedzia�a? Przecie� to oczywiste. Czy to nerwy? Pewnie tak. Dziewczyna utkwi�a oczy w medaliku z podobizn� �wi�tego Krzysztofa, przyczepionym do deski rozdzielczej. Poci�a si� mocno. Dr�a�y jej r�ce. Najwyra�niej potrzebowa�a dzia�ki, i to bardzo. Mia� w kieszeni kok� i czyst� rurk�. Da jej troch�, kiedy dotr� do drugiego samochodu zaparkowanego kilka ulic dalej od sklepu jubilerskiego. B�dzie mog�a strzeli� dzia�k� ju� po wszystkim, ale nie wcze�niej. Musia�a go s�ucha�. Schwyci� j� pod brod� i odwr�ci� do siebie twarz Annie.- Tylko odpal samoch�d, jak b�dziemy wychodzili zesklepu - powiedzia� i �cisn�� dziewczyn� za brod�, kiedypr�bowa�a si� uwolni�. - Nie zawied� mnie.- Wiem, co robi�, Frankie - zapewni�a go po�piesznie,staraj�c si� z ca�ych si� doda� troch� pewno�ci swemu dr��cemug�osowi, a potem obliza�a wyschni�te, sp�kane usta w bezskutecznejpr�bie ich zwil�enia.- Tyle razy to powtarzali�my.- Tylko nie nawal - sykn�� Merill z tylnego siedzenia.Genno odwr�ci� si� do ty�u i spojrza� na niego.- Gdybym chcia�, �eby� si� wtr�ca�, Jules, tobym ci�,kurwa, poprosi�.6- Ja tylko...- Zamknij si�! - przerwa� szybko jego protesty Drummond.Patrzy� na Genno. - Ruszajmy si�, Frankie. Im szybciejzaczniemy, tym szybciej odjedziemy.Annie po�o�y�a delikatnie d�o� na ramieniu Genno.- Frankie, kocham ci�.Genno skin�� w odpowiedzi, w�o�y� czarne r�kawiczki i otworzy� drzwi. Kiedy wysiad� z samochodu, przez chwil� zab�ys�y w s�o�cu kajdanki przyczepione do jego paska. Potem marynarka opad�a na swoje miejsce, przykrywaj�c je. Nigdzie nie chodzi� bez tych kajdanek. Niekt�rzy uwa�ali, �e to jego znak rozpoznawczy, ale on twierdzi�, �e mog� si� przyda�. Tylko tyle.Mia� ponad dwa metry wzrostu i cho� sko�czy� dopiero dwadzie�cia lat, z g�st� brod�, d�ugimi, nieuczesanymi, kasztanowymi w�osami niemytymi od wielu tygodni, wydawa� si� znacznie starszy. Drummond i Merill, kt�rzy wysiedli z ty�u, mieli pod marynarkami karabiny. Drummond ni�s� torb�. Genno zmierzy� wzrokiem ulic�. Nikt nie zwraca� na nich uwagi. Frankie podszed� do drzwi sklepu jubilerskiego. Nim je otworzy�, w�o�y� na g�ow� czarn� po�czoch� i p�ynnym ruchem wyj�� strzelb�, po czym pewnym siebie krokiem wszed� do �rodka. Drummond i Merill trzymali si� tu� za nim. Oni te� zakryli twarze czarnymi po�czochami.Za lad� sta�a jedna sprzedawczyni, kobieta dobrze po sze��dziesi�tce, �ona w�a�ciciela, pani Yablonsky. Naprzeciwko niej znajdowa�o si� dwoje klient�w, para czterdziestolatk�w. Genno nie by� w nastroju na heroiczne czyny i szybko wycelowa� w ich stron� strzelb�, by odwie�� ich od podobnych zamiar�w.- Na pod�og�, obydwoje. Ju�!Poczeka�, a� wykonaj� pos�usznie polecenie, a potem warkn�� do Merilla, kt�ry zamkn�� drzwi i zaci�gn�� rolet�.- Pilnuj ich. Jak si� rusz�, strzelaj.Drummond znikn�� na zapleczu sklepu, by znale�� w�a�-7ciciela. Za chwil� wr�ci� z panem Yablonsky, trzymaj�c karabin przy jego szyi.- Ten pieprzony g�upek zd��y� w��czy� cichy alarm w swoimbiurze, zanim go dopad�em - powiedzia� do Genno.- Za�atwi�e� to? - zapyta� Frankie.- Tak, kaza�em mu zadzwoni� na policj� i powiedzie�,�e to fa�szywy alarm. Nie przyjad�.- To dobrze. Zabierz co si� da z wystawy, a ja porozmawiamz naszym gospodarzem na zapleczu.Genno wszed� za lad� i sku� kajdankami r�ce pani Yablonsky, a jej m�owi kaza� wr�ci� do biura i szed� za nim, ci�gn�c przera�on� Hannah Yablonsky jako zak�adnika.- Zabierzcie, co chcecie, tylko nie r�bcie krzywdy mojej�onie - b�aga� Yablonsky, b�d�c ju� w biurze.Skrzywi� si� odruchowo na d�wi�k rozbijanej szyby w gablocie.- I tak zabierzemy, co chcemy - odpar� ch�odno Genno -r�wnie� dostaw� diament�w, kt�r� dzi� rano przywi�z�kurier. Z zaufanego �r�d�a wiem, �e s� warte przynajmniejdwie�cie kawa�k�w.- Ja... ja... nie wiem, o czym pan m�wi - pl�ta� si�Yablonsky, ale bezwiednie rzuci� okiem w stron� sejfu, stoj�cegow k�cie pokoju.- Tak my�la�em. Tam s� - powiedzia� Genno z triumfaln�min�. - Otwieraj sejf i dawaj diamenty, a zaraz sobiep�jdziemy.- Ja... ja... ju� m�wi�em...- Nie pr�buj kr�ci�, staruchu! - przerwa� mu z w�ciek�o�ci� Genno.Hannah Yablonsky krzykn�a z przera�enia, kiedy zacisn�� jej d�o� na gardle i przystawi� obci�t� luf� strzelby do szyi. Ostry koniec odpi�owanej lufy przeci�� jej sk�r� i na ko�nierzyk bia�ej bluzki polecia�a stru�ka krwi.- Nie r�b krzywdy mojej �onie, prosz� - wo�a� Yablonsky,sk�adaj�c r�ce w b�agalnym ge�cie. - Prosz�!8- Masz pi�� sekund na otwarcie sejfu albo zostanieszwdowcem - powiedzia� pogardliwie Genno. - Jeden... dwa...- Otworz�, otworz� - wymamrota� przera�ony Yablonskyi pobieg� w stron� sejfu.Dr��cymi palcami naciska� guziki, wybieraj�c szyfr. Westchn�� z ulg�, kiedy uda�o mu si� otworzy� drzwi. Potem wyj�� ze �rodka aksamitny woreczek i poda� go rabusiowi. Nie m�g� powstrzyma� dr�enia r�k. Genno odepchn�� �on� jubilera na bok z tak� si��, �e zachwia�a si� i o ma�o nie upad�a na pod�og�. Chwyci� woreczek i zajrza� do �rodka. W blasku fluorescencyjnej �ar�wki, wisz�cej nad jego g�ow�, diamenty zamigota�y kusz�co. U�miechn�� si� do siebie i wepchn�� woreczek do kieszeni p�aszcza. Potem zdj�� kajdanki z r�k kobiety, przymocowa� je z powrotem do swojego paska i uderzy� oboje kolb� strzelby. Nieprzytomnie upadli na pod�og�, ale �yli jeszcze. Po�piesznie wyszed� z zaplecza.- Mam diamenty, chod�my st�d - powiedzia� do Drummonda,kt�ry w�a�nie mia� zamiar rozbi� nast�pn� gablot�.- Jeszcze tylko ta jedna - podekscytowany Drummonduderzy� w szyb� i chciwym gestem wpycha� pe�ne gar�ciebi�uterii do torby.- Zostaw - zawo�a� b�agalnie Genno i z�apa� go za rami�,odci�gaj�c od gabloty ze �wiecide�kami. - To co wzi�li�my,ju� nam wystarczy. Chod�my!Drummond zerkn�� do torby, wyszed� zza lady i ruszy� w stron� drzwi. W tej chwili Merill pozwoli� sobie na moment nieuwagi i odwr�ci� si� plecami do klient�w, le��cych wci�� na pod�odze. Rozleg� si� strza�. Drummond zachwia� si� i zrobi� jeszcze krok w stron� Genno. W jego oczach pojawi�o si� zdziwienie, nogi ugi�y si� pod nim i upad� na kolana. Genno zobaczy� w d�oni m�czyzny bro�. Odruchowo strzeli� i trafi� go w rami�. Pistolet wypad� m�czy�nie z r�ki i wyl�dowa� tu� obok Drummonda, kt�ry le�a� teraz na brzuchu z twarz� wykrzywion� agoni�. Bardzo krwawi�. Kula trafi�a w kr�gos�up. Z ca�ych si� pr�bowa� podnie�� g�ow� i spojrze� na Genno,9ale kiedy chcia� co� powiedzie�, z jego ust pola�a si� krew. Dreszcz agonii wstrz�sn�� ca�ym jego cia�em i upad� na dywan. Ju� si� nie rusza�. Twarz Genno wykrzywi�a w�ciek�o��. Podni�s� strzelb� i spojrza� prosto w nienawistne oczy nieznajomego, kt�ry kl�cza� na pod�odze, �ciskaj�c zakrwawion� d�oni� roztrzaskany obojczyk. Frankie by� w�ciek�y sam na siebie za to, �e nie kaza� Merillowi przeszuka� klient�w zaraz po wej�ciu do sklepu. Nie przysz�o mu nawet do g�owy, �e kto� m�g�by by� uzbrojony. Jego umys� poch�on�a my�lo diamentach. A teraz jego najlepszy przyjaciel nie �y�. Zn�wnacisn�� spust. Nieznajomy dosta� w klatk� piersiow� i przewr�ci�si� na jedn� z pot�uczonych gablot. Znajduj�ca si� tu�obok kobieta zacz�a krzycze� na widok postrzelonego m�czyznyu�o�onego w groteskowej pozie na gablocie z bi�uteri�.Wyci�gn�a d�o� w st... [ Pobierz całość w formacie PDF ]