Zagladajacy przez szpary, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dariusz FilarZagl�daj�cy przez szparyU progu lata, po p�roczu wyt�onej pracy, rozprawa Privatdozenta Wilhelma A.Schreibera o malarskich. wyobra�eniach S�du Ostatecznego w�a�ciwie mog�a by� uznana zagotow�. Profesor (bo i tak, nieco na wyrost, tytu�owali go w�a�ciciele ksi�gareneki antykwariat�w g�sto rozsianych w otaczaj�cych uniwersytet uliczkach) skupi� si� w niejna rozwa�aniu tego, jak motyw finalnego oddzielenia zbawionych od potopionych ujmowalimistrzowie u schy�ku XV i w pocz�tkach XVI wieku. Do jego sieci badacza starannie roz-pi�tej w czasie i w przestrzeni; nad wieloma dziesi�cioleciami z obu stron przylegaj�cymido owego prze�omu wiek�w i nad ca�� Europ�-wpad�o wszystko, co wpa�� powinno. Zmie-�ci� si� w niej tryptyk Hansa Memlinga, kt�rym na p�nocy kontynentu zaowocowa�a jesie��redniowiecza. Zmie�ci� si� te� fresk Luki Signorellego, ten ze �ciany katedry w Orvieto,kt�ry wiosna Renesansu przynios�a na po�udniu: Zmie�cili si� razem ze swymi dzie�ami vander Weyden i van der Goes, Bouts i Bruegel, i jeszcze wielu innych, nie a� tak s�awnychtw�rc�w...Rozprawa zdawa�a si� jej autorowi przedsi�wzi�ciem najzupe�niej udanym. Uwala�, �ezdo�a� unikn�� drewnianego, belferskiego stylu, �e znalaz� tytu� - �Alle Farben des JiingstenGerichts� - kt�rzy b�dzie wzbudza� zaciekawienie czytelnik�w i �e do sukcesu przyczyni si�graficzna oprawa dzie�a, bo od grozy p�yn�cej ze scen s�dnego dnia trudno oderwa� oczy.Powa�ny wydawca z samej Getyngi zapewnia�, �e reprodukcje malowide� omawianychw tek�cie si�gn� doskona�o�ci orygina��w.A przecie� znalaz�o si� co�, co wstrzymywa�o pi�ro uczonego od postawienia ostatniejkropki. Co�, co niemal�e od samego pocz�tku pracy uwiera�o go niczym gw�d� w bucie,a pod koniec pisania doprowadza�o ju� do najprawdziwszego sza�u. Owym dokuczliwymdrobiazgiem (Privatdozent Schreiber nieustannie przekonywa� samego siebie, �e to tylko dro-biazg) by� obraz nazywany tradycyjnie �Niedoko�czonym S�dem Ostatecznymz Wurzheimu�. Wyszed� on spod p�dzla Hansa Walddorfera, malarza wsp�czesnego Mem-lingowi, Signorellemu i innym mistrzom, ale - co do tego Privatdozent nie mia� najmniej-szych w�tpliwo�ci - obdarzonego talentem bez por�wnania po�ledniejszym. Jeden rzut okapor�wnuj�cy prace wurzheimskiego pacykarza z osi�gni�ciami prawdziwych koryfeuszymalarskiego rzemios�a wystarczy�, by bez najmniejszych obs�onek wychodzi�y na jaw jegopotkni�cia, b��dy, a nawet oczywiste fuszerki. Na tle wyrafinowanej symetrii bezkresnychprzestrzeni Memlinga razi� u Walddorfera brak kompozycji, nieporadno�� w odnajdywaniurytmu i harmonii prowadz�ca a� po granice zupe�nego ba�aganu. Na tle sk��bionego t�umuwspania�ych, pysznie nagich cia� Signorellego musia�a niecierpliwi� niezdarno�� ludzkichsylwetek, kt�re w przypadkach skrajnych popada�y po prostu w �mieszno��. �Prowincjonal-ne, biedne beztalencie� - mrucza� pod nosem Privatdozent Schreiber. I mia� racje.C� jednak w takim razie sprawi�o, �e nadesz�a chwila, od kt�rej �Niedoko�czonyS�d Ostateczny z Wurzheimu� sta� si� jedyn� rzecz�, o jakiej Privatdozent Schreitier m�g�my�le�? Jaka� z�a moc tkwi�ca w obrazie zrodzi�a rozdra�nienie, gniew, a wreszcie w�cie-k�o�� naukowca? Czym promieniowa�y i przyci�ga�y dwie deski pod�ug wszystkich znak�wprzeznaczone na skrzyd�a o�tarza, kt�rego kwatera centralna z nieznanych przyczyn nigdy niezosta�a namalowana? Odpowied� na wszystkie pytania zawiera�a dziwaczna wyj�tkowo��za�wiat�w Walddorfera, fakt, �e nie przypomina�y one wyobra�e� raju i piek�a stworzonychprzez jakiegokolwiek innego malarza i nie pasowa�y do �adnego znanego wzorca. A przedewszystkim nie pasowa�y do fundamentalnej tezy, na kt�rej opiera�a si� ca�a rozprawa zatytu-�owana �,Alle Farben des Jiingsten Gerichts�.Privatdozent Schreiber stara� si� bowiem dowie��, �e wszystkie bez wyj�tku malarskieprezentacje S�du Ostatecznego wywodzi�y si� z jednego �r�d�a, �e sprowadza�y si�w gruncie rzeczy do powiele� uj�� znacznie od nich starszych. Malarze nie musieli trudzi�w�asnej wyobra�ni. Wystarczy�o lepiej lub gorzej skopiowa� to, co ju� dwa albo trzy stuleciawcze�niej wykute zosta�o w kamieniu - na p�askorze�bach zdobi�cych tympanony roma�-skich i gotyckich katedr. To w�a�nie z katedr w Moissac i Autum do katedr w Chartres,Amiens i Bambergu, a dopiero stamt�d na obrazy w�drowa�y wci�� te same rozwi�zaniakompozycyjne i detale: g�ruj�cy nad wszystkim tron sprawuj�cego s�d Chrystusa, dwa sze-regi or�duj�cych �wi�tych, Archanio� Micha� na wielkiej wadze starannie odmierzaj�cy ze-brane przez pods�dnych grzechy i zas�ugi, otwieraj�ce si� mogi�y i p�kaj�ce sarkofagi,zmartwychwstaj�ce, jakby ze snu budz�ce si� cia�a, stada anio��w - polatuj�cych nad �wiatemi dm�cych w tr�by zdolne poderwa� na nogi nawet najg��biej �pi�cych, szerokie - kryszta-�owe lub marmurowe - stopnie wiod�ce ku Bramie Niebios i poch�d uduchowionych gola-s�w, kt�rzy ze z�o�onymi karnie r�koma pn� si� ku najwy�szemu podestowi, by otrzyma�d�ugie, fa�dziste szaty i sztywno stercz�ce na prostych �odygach kwiaty lilii, tyle� przera�aj�-ce, co groteskowe postacie szatan�w - owe karykaturalne skrzy�owania czarnosk�rych niedo-rozwini�tych kar��w z nietoperzami i koz�ami, ich szponiaste �apy �ciskaj�ce pejczez �a�cuch�w i wid�y do czerwono�ci rozpalone w piekielnym ogniu, zniekszta�cone przezw�ciek�o�� i strach oblicza grzesznik�w, wytrzeszczone oczy, skrzywione grymasem ustai z�by zaci�ni�te tak mocno, �e nieomal s�yszy si� ich zgrzytanie, d�onie kurczowo zaciskaj�-ce si� na kraw�dzi pe�nej ognia jamy albo we w�osach stoj�cych cho�by odrobino wy�ejwsp�towarzyszy niedoli i nawet ten ma�y czarcik o motylich skrzyd�ach lekko nios�cy kup�omieniom kobiet� i m�czyzn�, kt�rych cudzo�o�ne u�ciski utrwali� potr�jn� p�tl�z grubego sznura. Wszystko to - podkre�la� raz po raz w swej rozprawie PrivatdozentSchreiber - powtarza�o si� z rze�by na rze�bo i z obrazu na obraz; koniec ko�cem ca�a Euro-pa mia�a przed oczyma jedn� i te sam� wizje. I tylko Hans Walddorfer namalowa� sw�j S�dOstateczny inaczej.Przede wszystkim nie by�o wida� na jego obrazie ani jednego otwartego grobu, takwa�ne z religijnego punktu widzenia zmartwychwstanie cia� - w og�le nie mia�o miejsca!Przypuszczenie za�, �e brak �w jest wynikiem czystego przypadku, bo wezwane do �yciacmentarze mog�yby si� znale�� w �rodkowej, nie istniej�cej cz�ci o�tarzowego tryptyku,upad�o w obliczu innych niezwyk�o�ci wyst�puj�cych zar�wno po infernalnej, jak i po ede�-skiej stronie dzie�a.Ca�ymi godzinami, w bezradnym zdumieniu, Privatdozent Schreiber wpatrywa� si�w szereg szatan�w, kt�rzy w swych kszta�tach zewn�trznych byli stuprocentowo ludzcy.I nie pastwili si� nad potopionymi, nie d�gali ich wid�ami (ten atrybut diabelstwa by� na ob-razie zupe�nie nieobecny), nie wlekli ich pojedynczo w g��b piekielnej czelu�ci. Miedzy na-gimi cia�ami potopionych a szatanami zachowany by� pewien dystans; ci ostatni trwali bezruchu, stoj�c z za�o�onymi do ty�u r�koma oboj�tnie patrzyli na dokonywanie si� nieodwra-calnych wyrok�w. Wia� od nich nie tyle �ar piekielnej w�ciek�o�ci, co mole jeszcze strasz-niejszy ch��d manekin�w, beznadziejna ponuro�� zmokni�tych strach�w na wr�ble.Tak�e odchodz�cy w piek�o r�nili si� od tych ukazywanych na wszystkich innychobrazach - nie pr�bowali si� przeciwstawia� Bo�ym decyzjom, nie stawiali oporu czartom,nie podejmowali rozpaczliwej obrony. Byli martwi! Cia�a kaskad� spadaj�ce w otch�a�, wo-k� kt�rej rozstawi�y si� z�e duchy, nosi�y wyra�ne pi�tno trupiego bezw�adu; za widome zna-ki �mierci przychodzi�o te� uzna� wyostrzone rysy twarzy, blado�� sk�r i sine na nich cienie.Wobec wynios�ej bierno�ci przygl�daj�cych si� tylko lub nadz�r sprawuj�cych szatan�w,niezliczone zw�oki str�ca� w d� stw�r tak fantastyczny, �e bez reszty musia� zosta� pocz�tyz wyobra�ni artysty. Przypomina� troch� monstrualnych rozmiar�w �ab� czy te� mole raczej��wia, smoka o garbatym, ciemnozielonym, po�yskliwym pancerzu i p�on�cych bia�ym bla-skiem �lepiach. W pochmurny, wilgotny poranek, pod ch�odnym okiem szatan�w - bestiatoczy�a przed sob� zwa�y trup�w, pcha�a je pot�nymi �apami, grzeba�a na wieczno��... Takwygl�da�o piek�o Walddorfera.Nie mniej zdziwie� budzi�o jego niebo. Nader nieliczni anio�owie (na ca�ym obraziezmie�ci�o si� czterech) zdawali si� nie po�wi�ca� zbyt wielkiej uwagi zbawionym; nie lataliwok� nich (zreszt� patrz�c na w�t�e niby-skrzyde�ka, jakimi zostali obdarzeni przez swegostw�rc�, nie spos�b by�o uwierzy�, by w og�le mog�y unie�� ich w g�r�) ani nie d�liw tr�by. Stoj�c w do�� niedba�ych pozach na wysokim przedpro�u Edenu trzej z nich gralina lutniach, czwarty za� bi� w wielki kocio�. Fakt, �e zwyk�a orkiestra muzyki anielskiej -a wiec tr�by, piszcza�ki, skrzypce, harfy i cymba�y - zast�piona zosta�a samymi tylko lut-niami nosi� dla Privatdozenta Schreibera znamioha niepojete), blu�nierczej pikanterii, boprzecie� to w�a�nie lutnia by�a w �redniowieczu najpopularniejszym obok kobzy symbolemgrzesznych uciech zmys�owych.W Bramie Niebios, kt�r� mieli za plecami czterej grajkowie, tylko przy wielkim na-k�adzie dobrej woli mo�na by�o dopatrze� si� typowego w tej roli motywu, a wiec zawieszo-nego w przestworzach portalu gotyckiej katedry. To, co widnia�o na obrazie z Wurzheimunie potrafi�o zasugerowa� kamiennej masywno�ci mur�w, nie kojarzy�o si� z prawdziw� bu-dowl�, lecz raczej z nieudoln� dekoracj� teatraln�. U innych malarzy identyczny motywm�g� narzuci� widzowi rozwa�ania o rozleg�ych, cudownych obszarach, jakich wolno ocze-kiwa� za wysokim progiem. U Walddorfera nie podsuwa� niczego poza my�l� o ukrytym podrugiej stronie stela�u z drewnianych listew ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl