Zagubieni chlopcy, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Orson Scott CardZagubieni ChłopcyPrzełożył: Dariusz KopocińskiI,Spis treści1 GAŁGANIARZ 72 LARWY 163 GALLOWGLASS 274 WSTRĘTNE DZIURY 415 HACKER SNACK 676 INSPIRACJA 1027 ŚWIERSZCZE 1258 ŁAPIDUCH 1789 CHRABĄSZCZE 20910 DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI 23811 ZAP 26112 PRZYJACIELE 29713 BÓG 32314 BOŻE NARODZENIE 35115 NOWY ROK 375Erin i Phillipowi Absheromza to, że dzielicie z nami swoje życieoraz za miłość i troskę, jakimi otaczacieChanie BenaDziękuję:Studentom Watauga College w Appalachian State University, którzy w Hallo-ween usłyszeli pierwszą, niekompletną wersję tej opowieści;Edowi Fermanowi za to, że uwierzył w opowiadanie, które było pierwsze;Ludziom, którzy pisali do mnie listy po lekturze opowiadania, ponieważ dziękinim ta historia nabrała życia;Eamon Dolan, mojemu wydawcy, za bezcenne uwagi i niewyobrażalną cier-pliwość;Wayne'owi Williamsowi za dodatkowy tydzień na plaży, gdzie powstałapierwsza połowa tej książki;Clarkowi i Kathy Kidd za drugą połowę (między innymi);Scottowi Jonesowi Allenowi za wpisywanie tekstu i mnóstwo innych rzeczy;Clarkowi L. Kiddowi za trzecie słowo w Rozdziale 8;Dave'owi Dollahite za paralaksę;Jay'owi Wentworthowi za wszystko;Erin, Phillipowi, Jonesowi, Kathy, Geoffowi i Emily za czytanie kolejnychrozdziałów w miarę jak powstawały;Kristine za to, że utrzymywała dzieci przy życiu, samochody na chodzie, a pi-sarza w formie;Charliemu Benowi, za jądro tej opowieści.CHŁOPIECOto jak ojciec pokrzykiwał na niego, kiedy ten zrobił coś złego:— Gdzie się podziewałeś, kiedy to się stało, Chłopcze? Co ty sobie wyobra-żasz, Chłopcze?To słowo zapadło mu w pamięć głęboko, było imieniem wszelkich jego nie-poprawnych pragnień. To Chłopiec kazał mu płatać figle, z których nikt się nieśmiał, to Chłopiec kazał oszukiwać na testach w szkole, nawet gdy znał poprawneodpowiedzi i nie musiał uciekać się do szachrajstwa. To Chłopiec sprawił, żeczaiłsię za szafą — kiedy rodzice myśleli, że śpi — i podglądał, jak to robią napieska;brzuch ojca trzęsący się luźno, matka taka blada, słaba i martwa, piersi zwisałyjej niczym dwie śnięte ryby. Najgorszą rzeczą, jaką Chłopiec kazał mu zrobić,było to podglądanie. Ku jego zdumieniu Chłopcu też to się nie podobało, gorzej,Chłopiec bardziej niż on nienawidził tego, że ojciec jest taki kiepski.Nigdy tego nie zrobię, rzekł Chłopiec tkwiący w jego wnętrzu. Obrzydliwejest zabijanie kobiety w ten sposób, tak aby przeżyła, by móc jej to robićpowtór-nie.Od tego czasu, gdy spoglądał na wielkie kobiety z ich piersiami, tajemnicamii twarzami, które paraliżowały wzrokiem, Chłopiec go opuszczał — nie chciałbrać udziału w tej grze.Lecz nie znaczyło to wcale, że Chłopca nie było albo że milczał, nie. Chłopiecnadal tam był, miewał też swoje zachcianki, o tak; znalazł sobie nowe przedmiotypożądania. Tyle tylko że Chłopiec był niedbały. Chciał czegoś, dopóki jego żądzenie zostały zaspokojone, po czym wycofywał się w cień, zostawiając go na pastwęwyrzutów i reprymend, choć przecież on nie chciał tego robić.Obecnie żaden człowiek nie dopuszczał go do swych dzieci, a to z powodurzeczy, jakie musiał wykonywać z polecenia Chłopca. Bądź przeklęty, Chłopcze!Giń, przepadnij!Obiecali, że nie powiedzą, zapewniał Chłopiec. Dzieci obiecywały, że nie po-wiedzą, jednak powiedziały.Czego się spodziewasz, głupi, wstrętny Chłopcze? Czego się spodziewasz, złyChłopcze? Nie pomyślałeś, że może w nich są inni Chłopcy, którzy każą im okła-mywać ciebie? Obiecują, że nic nie powiedzą, a potem ci Chłopcy każą im złamaćprzyrzeczenie i mówić. I tu masz nauczkę, Chłopcze, gdyż nikt cię nie dopuściw pobliże swoich dzieci, będziesz musiał żuć własne ciało w czasie głodu i pićwłasną krew w czasie pragnienia.Do tego nie dojdzie, odpowiada Chłopiec. Znajdę miejsce, gdzie je zabiorę,nigdy nie uwierzę, gdy zaczną obiecywać, że nie powiedzą rodzicom. Zabiorę jetam i nikt się nigdy nie dowie, gdzie przebywają, nigdy też nie wrócą —jak zatemposkarżą się rodzicom?Nic podobnego nie zrobisz, Chłopcze, bo ja ci nie pozwolę.A Chłopiec nic, tylko się śmiał i śmiał, wiedząc, że on zrobi to wszystko, żeprzygotuje kryjówkę, potem zbierze ich dla niego i sprowadzi, Chłopiec natomiastbędzie już wiedział, co ma z nimi zrobić. Chłopiec nie przestraszy się niczego.Chłopiec zrobi wszystko, co zechce, gdyż wie, że nie opuszczą kryjówki, by po-wiedzieć rodzicom.Oto dlaczego malcy ze Steuben zaczęli znikać i dlaczego żadnego nie odnale-ziono, aż do wigilii Bożego Narodzenia 1983 roku.1. GAŁGANIARZOto jakim samochodem przyjechali z Vigor w Indianie do Steuben w Karoli-nie Północnej: srebrnoszarym renaultem delu-xe 18i, modelem z roku 1981, ma-jącym na liczniku około czterdziestu tysięcy mil, z czego dwadzieścia pięćtysięcysami nabili. Na lakierze zaczęły pojawiać się mikroskopijne rdzawe cętki, insta-lacja przepaliła już z piętnaście bezpieczników, trzy razy musieli wymieniać wałnapędowy, gdyż tak go skonstruowano, że w razie zużycia łożyska kulkowegotrzeba wymienić cały zespół. Nie mógł wspiąć się pod górkę przy pięćdziesię-ciu pięciu milach na godzinę, lecz przynajmniej dwoje dorosłych zagłębiało sięw wygodne skórzane przednie fotele, a z tyłu troje dzieci. Step Fletcher prowa-dził, odkąd późnym popołudniem opuścili dom. Pusty dom. Podczas całej drogido Indianapolis słyszał echa. W którymś momencie musiał wyprzedzić ciężarów-kę z meblami, jednak nie zauważył jej albo nie rozpoznał, albo kierowca zjechałakurat do McDonalda bądź na stację benzynową.Pasażerowie posnęli wkrótce po przekroczeniu rzeki Ohio. Rzeka rozczarowa-ła dzieciaki po tym, jak ojciec snuł opowieści o płaskodennych łodziach iwalkachz Indianami. Tylko most wywarł na nich duże wrażenie. Potem zapadły w drzem-kę. DeAnne czuwała nieco dłużej, szybko jednak ścisnęła jego rękę i wtuliłagłowęw poduszkę, którą wetknęła między oparcie fotela a szybę.Jak zwykle, pomyślał Step. Nie wykazuje śladu senności, dopóki ja jestemrześki, potem kiedy powieki zaczynają ciążyć i mogłaby mnie zmienić za kół-kiem, zapada w sen.Na resztę drogi włożył taśmę do odtwarzacza. Rozległa się słodka, upajającamelodia „The E Street Shuffle". Przez chwilę nie słuchał. DeAnne musiała jąpuszczać, załatwiając ostatnie sprawunki w Vigor. Step włączył ten utwór na ichdrugiej randce. Jako rodzaj sprawdzianu. DeAnne była taka poważna w sprawachreligijnych, że musiał mieć pewność, iż da sobie radę z jego trochę dzikimgustemmuzycznym. Wiele mormońskich dziewcząt oczywiście pominęłoby milczeniempodteksty seksualne piosenek, lecz DeAnne była prawdopodobnie bystrzejsza odStępa, więc nie tylko zauważyła fragmenty o dziewczynach obiecujących zrzucićniewygodne dżinsy i o prawdziwej orgii wróżek, lecz także wychwyciła kawałkio wskakiwaniu do nocnego ekspresu; zamiast się zmieszać, wybuchła śmiechem,dzięki czemu poznał, że wszystko będzie okej: była religijna, ale nie dewotka,a co za tym idzie, nie musi udawać krystalicznie prawego, żeby z nią być. Tosię działo dziesięć lat wcześniej, w 1973 roku. Obecnie mieli trójkę dzieci,któresiedziały na tylnym siedzeniu renaulta 18i — możliwe, że najgorszego samochodukiedykolwiek sprzedawanego w Ameryce — i zmierzali do Steuben w KaroliniePółnocnej, gdzie Step dostał pracę.Dobrą pracę. Trzydzieści tysięcy rocznie, co jest nie lada gratką dla świeżoupieczonego doktora filozofii w okresie recesji gospodarczej. Szkoda tylko, żenie mógł uczyć historii, nie mógł pisać historii, jego zadanie miało polegać naopracowywaniu instrukcji obsługi dla firmy produkującej oprogramowanie kom-puterowe. Nawet nie na programowaniu — nawet do tego nie chciano go zatrud-nić, chociaż w 1981 roku Hacker Snack był najlepiej sprzedawaną grą na Atari.Przez chwilę wyglądało na to, że zrobi karierę przy tworzeniu gier. Mieli tylepieniędzy, że rozpatrywali możliwość jego powrotu na uczelnię, gdzie mógłbyskończyć doktorat. Wtedy nastała recesja i podły Commodore 64 wypierał Atarize sklepów, i nagle jego gra przestała się sprzedawać, nikt go już nie chciał,chybaże do pisania instrukcji obsługi.Tak więc Springsteen przygrywał w takt jego przygnębienia, a on prowadziłsamochód krętymi górskimi drożynami, na zachodzie już słońce się kryło, a szlakskręcał głównie na wschód, w stronę ciemności. Powinienem być szczęśliwy,wmawiał sobie. Mam stopień naukowy, dobrą pracę, nic też nie stoi na przeszko-dzie, żebym w wolnym czasie stworzył następną grę, nawet gdybym to musiałzrobić na głupim Commodorze. Mogło być gorzej. Mógłbym dostać pracę przyoprogramowaniu dla Apple'a.Mimo że dodawał sobie otuchy, wciąż czuł w ustach gorycz niepowodzenia.Trzydzieści dwa lata na karku, trójka dzieci, staczam się. Przywykłem do pracydla siebie, teraz będę musiał przestawić się na pracę dla kogoś innego.Dokładniejak mój tata w kompanii reklamowej, która upadła. Miał szramę pooperacyjnąna plecach, wyjęto mu kręg. Ja przynajmniej nie mam widocznych ran. Jednegodnia błyszczałem, drugiego odkryłem, że moje honorarium nie wynosi już 40 000dolarów jak ostatnio, tylko 7000, zaczęliśmy zabiegać o pracę, wpadając po uszyw długi, jestem rozbity do końca życia, jak zresztą wielu moich kolegów, i toz własnej winy. Niewolnik hazardu, jak ojciec.Tak więc nie spala mnie wstyd, że żona musi godzić się na wszawą pracęw godzinach wieczornych, podobnie jak moja mama. Jeśli chce poszukać sobieroboty, to okej, gorzej, gdy musi.Lecz myśląc o tym, wiedział, że tak właśnie się stanie — nie zdołają sprzedaćdomu w Vigor i będzie musiała rozejrzeć się za pracą, by płacić za jego utrzy-manie. Głupotą było kupować dom, sądziliśmy jednak, że to dobra inwestycja.Kiedy się wprowadzaliś... [ Pobierz całość w formacie PDF ]