Zaklete miasto (Tom 1), eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Jacek PiekaraZAKL�TE MIASTODroga ci�gn�a si� wzd�u� wysokiej skalnej �ciany.Roger ba� si� spojrze� w d�, gdzie na dnie kilkunastometrowej przepa�ci rozbija�y si� pienistymi bryzgami krople wody.Nie wiedzia�, jaka si�a pcha go ku tym pustkowiom, gdzie nie stan�a noga cz�owieka. Na mapach miejsce to wyznacza�a bia�a ogromna plama.Szed� wci�� naprz�d i naprz�d, pchany nieznanym nakazem.Nagle �cie�ka urwa�a si� i Roger stan�� nad skrajem urwiska. Usiad� bezradnie na kamieniu, gdy poczu�, jak silny powiew wiatru szarpie jego cia�em spychaj�c je ku przepa�ci. Palce zwar�y si� na skale zostawiaj�c krwawe pasma.Lec�c w d� krzycza� do utraty tchu, jakby w nadziei, �e mo�e mu to pom�c.* * *- Szlachetny panie - rzek�. - Ciesz� si�, i� mog�em pozna� krain� tak pi�kn� jak wasza, ciesz� si�, i� zobaczy�em ludzi tak dobrych i uczciwych jak mieszka�cy tego miasta. G�os serca wzywa mnie jednak w rodzinne strony. Czas, abym po�egna� wasz cudny gr�d.Aarkvi, paladyn Lorii, zamy�li� si�.- Poznali�my ci� - powiedzia� - jako prawego cz�owieka. Chcemy, aby� wraz z nami dzieli� nasze k�opoty i rado�ci, aby� zosta� tu na zawsze.Roger sk�oni� si�.- Twa �askawo��, szlachetny panie, nie zna granic. Pozw�l mi jednak odjecha�, a przyrzekam ci, i� wr�c�, gdy� nigdzie nie zazna�em tyle szcz�cia co tu.Paladyn ze smutkiem skin�� g�ow�.- Nie mog� ci� zatrzymywa�. Jeste� mym go�ciem, nie wi�niem. Decyzja jednak nie nale�y do mnie. Tylko Namiestnik mo�e wyda� odpowiednie rozkazy. �a�uj�, �e odje�d�asz, gdy� pokocha�em ci� jak syna, ale rozumiem tw�j b�l z powodu rozstania z ojczyzn�.Aarkvi wyci�gn�� d�o�. Roger z szacunkiem j� uca�owa�, po czym uda� si� do swej komnaty. Rozpocz�� tam przygotowania do wizyty u Namiestnika. Wychodz�c za�o�y�, zgodnie z lorie�skim zwyczajem, obszerny zapinany pod szyj� p�aszcz. Zgodnie z panuj�cym prawem nie przytroczy� broni do pasa, a tylko w d�oni �cisn�� hebanow� lask�.Namiestnik przyj�� cudzoziemca w olbrzymiej ciemnej komnacie, w kt�rej mrok rozprasza�o s�abe �wiat�o p�on�cych przy �cianach pochodni. W�adca zasiad� na pot�nym szafirowym tronie, u st�p kt�rego Roger z�o�y� pok�on.- Chwa�a Verlowi, Namiestnikowi Lorii, od Rogera, egha Partonu - wypowiedzia� powitaln� formu��.- Chwa�a i tobie - odrzek� Namiestnik. - S�ysza�em, �e zamierzasz nas opu�ci�.- Tak, panie. T�skni� za moim krajem.- C�, tw�j tytu� egha Partonu jest do�ywotni. Kiedy tylko b�dziesz chcia� wr�ci� - wracaj. Spotkasz tu zawsze �yczliwe przyj�cie i honory w�a�ciwe twemu tytu�owi.Roger ukl�k�.- Wr�c�, panie - obieca�. - Pokocha�em tw�j kraj i twych poddanych, ale co noc dr�cz� mnie koszmary i jaki� g�os wo�a: "Wracaj, wracaj, sk�d przyby�e�". Moje serce spopiela niepok�j o kraj i rodzin�.Namiestnik klasn�� w d�onie i s�udzy wnie�li zastawiony przysmakami st�.- Ostatni posi�ek zjesz ze mn� - u�miechn�� si�.Zn�w klasn�� w d�onie i sala rozb�ys�a setkami �wiate�. Roger przymru�y� o�lepione oczy.- M�j dziad by� magiem - rzek� Verl. - Cz�� jego si�y przesz�a i na mnie.Do sto�u zbli�y�y si� trzy pi�kne dziewcz�ta i siad�szy na malachitowej �awie u st�p tronu uderzy�y palcami w struny harf.Melodia, smutna i �a�osna, lecz jednocze�nie przedziwnie pi�kna, chwyci�a Rogera za serce, wycisn�a z oczu �zy wzruszenia.Przygl�da� si� urodziwym artystkom. Jedna z nich rozpocz�a w�a�nie pie�� w dziwnym, melodyjnym j�zyku. S�owa pie�ni by�y r�wnie smutne, jak melodia.Roger zatopi� wzrok w dziewczynie, a ta czuj�c jego spojrzenie pochyli�a g�ow� zas�aniaj�c twarz w�osami.- Pie�� ta - odezwa� si� szeptem Namiestnik - m�wi o zag�adzie pot�nego pa�stwa, kt�rego w�adza rozci�ga�a si� na ca�y �wiat. Pewnej nocy ciemne si�y zniszczy�y krain� szcz�cia, kt�ra nigdy ju� nie powstanie na powr�t.- Co to za j�zyk? - spyta� Roger. - Wydaje si� nieprawdopodobne, �eby cz�owiek m�g� pos�ugiwa� si� tak melodyjn� mow�.- To lahini, j�zyk, kt�ry znaj� tylko potomkowie dawnych w�adc�w kraju.- Czy�by ta dziewczyna...- Ta dziewczyna - g�os monarchy zabrzmia� twardo - to Laurien, c�rka Namiestnika Lorii, nast�pczyni tronu.Roger wstrzyma� oddech.- Wybacz, panie. Nigdy nie s�ysza�em, �e masz c�rk�.Verl machn�� r�k�.- Niewa�ne. Posilaj si�. Jutro czeka ci� d�uga droga. Odprowadzony zostaniesz tylko do granic Lorii. P�niej radzi� musisz sobie sam. Pami�taj, i� nie wolno ci wynie�� st�d �adnej rzeczy. Je�li spr�bujesz to zrobi�, z�amiesz nasze prawo i b�dziesz musia� zgin��, mimo �e jeste� tak mi�y memu sercu.- S�ysza�em ju� o tym od Aarkviego, paladyna.Namiestnik pochyli� g�ow� i do ko�ca kolacji trwa� w milczeniu.Cisz� rozprasza� tylko d�wi�k harf i �piew ksi�niczki. Roger wpatrywa� si� w jej twarz. Jaka� nieprzeparta si�a kierowa�a jego wzrok ku uroczej nast�pczyni tronu. Po godzinie po�egna� Namiestnika.- Laurien odprowadzi ci� do bramy, gdy� nie znaj�c tajnych hase�, nigdy nie wydosta�by� si� z zamku.Roger pos�usznie skierowa� si� za dziewczyn�.- Pani, czy mo�esz powiedzie�, jaka jest tre�� tej pi�knej pie�ni?Laurien u�miechn�a si�.- Ojciec m�j powiedzia� ci wystarczaj�co du�o. To smutna pie��. Nie powiniene� zna� jej tre�ci. Gdyby� pozna�, twoje serce przepe�ni�by b�l i nigdy ju� nie m�g�by� spokojnie �y� w swoim kraju. Przez ca�e �ycie ci�gn�aby ci� tu - do Lorii, tajemnicza si�a, ale nigdy nie odnalaz�by� ju� naszej krainy.- Wasz �wiat, pani, jest tak dziwny. Ucz� si� wszystkiego na nowo.- Nasz �wiat... - u�miechn�a si� smutno. - Masz racj�, ten �wiat jest tylko nasz, odgrodzony od twojego barier� nie do przebycia.- Ale ja j� przeby�em - wykrzykn�� Roger.- C� z tego, kiedy wracasz do swego kraju. Widzia�am ci� dzi� pierwszy raz, ale przedtem du�o o tobie s�ysza�am. �a�uj�, �e nas opuszczasz.- Pani - Roger pochyli� g�ow� - jedno twe s�owo, a zostan� tu...Laurien wyci�gn�a ku niemu d�o�.- Oto brama. Wszystkie stra�e maj� rozkaz przepu�ci� ci�.Roger przycisn�� usta do jej smuk�ych palc�w, si�� powstrzymuj�c si�, aby nie uca�owa� ich po raz drugi.Odwr�ci� si� w g��bokim uk�onie, gdy dotkn�a jego ramienia.- Zosta� - szepn�a.Tego wieczoru zrezygnowa� nawet, mimo nam�w paladyna, ze zjedzenia kolacji. Go�cinny gospodarz zaprasza� go na kielich leczniczego wina, kt�re sen czyni wolnym od trosk i koszmar�w, ale Roger pragn�� by� sam. Wiedzia� za�, �e paladyn lubi przy winie d�ugo wspomina� stare dobre czasy, opowiada� o dawnych bitwach i o swych m�odzie�czych mi�o�ciach.Le��c w �o�u odnawia� wci�� przed oczami obraz ksi�niczki. Wspomina� ka�de jej s�owo, ka�dy ruch i gest.Wsta� i odsun�� ci�kie story zakrywaj�ce okienne nisze. Nigdy dot�d nie zas�aniano mu okien. Otwar� okiennice i chwil� oddycha� orze�wiaj�cym powietrzem. Po paru minutach po�o�y� si� i usn��.Obudzi� si� zlany potem z przera�liwym krzykiem na ustach. Senny koszmar znikn��, ale Roger zobaczy� co� stokro� straszniejszego. Podbieg� do okna i z trwog� ujrza� zwa�y ruin na miejscu pa�acu Karguna, si�gn�� - wzrokiem dalej i zobaczy� roz�upane wie�e zamku Namiestnika. Ksi�yc rzuca� srebrzysty blask na dymi�ce zgliszcza, nad kt�rymi unosi�y si� dziesi�tki wrzeszcz�cych wron. Roger wychyli� si� i w�r�d kamieni ujrza� bielej�ce ludzkie ko�ci. Jak okiem si�gn��, wida� by�o tylko ruiny. Wspania�a, t�tni�ca �yciem metropolia zmieni�a si� w skalist� pustyni�. Rzuci� si� do drzwi i zbieg� po schodach. Halabardy wartownik�w stoj�cych u drzwi sypialni paladyna zwar�y si�, ale roztr�ci� je i wbieg� do �rodka. Jednym szarpni�ciem postawi� gospodarza na nogi i dramatycznym gestem rozsun�� story. Zza parkowych cyprys�w prze�witywa�a marmurowa biel pa�acu Karguna, a w dali g�rowa�y nad miastem wie�e zamku Namiestnika.- Co si� sta�o? - krzykn�� paladyn. - Zostawcie go - rzek� do wartownik�w, kt�rzy trzymali szarpi�cego si� Rogera.- Widzia�em ruiny, zniszczone miasto...Paladyn da� ledwo dostrzegalny znak i wartownicy wyszli zamykaj�c drzwi.- Napij si� - poda� Rogerowi kielich. - To wywar z siedmioli�cia zmieszany z winem. Uspokoisz si�.Roger jednym �ykiem opr�ni� naczynie. Pal�cy p�yn rozla� si� po ca�ym ciele.Obudzi� si� nazajutrz we w�asnym �o�u. Prawie natychmiast, gdy otworzy� oczy, do komnaty wszed� paladyn.- Witaj, drogi go�ciu - rzek�. - Mam nadziej�, i� koszmar wczorajszej nocy ju� min��.- Wybacz, szlachetny panie - ze skruch� powiedzia� Roger - wybacz, lecz dr�czy mnie niepok�j.- Da�em zna� Namiestnikowi. Postanowi�, i� mo�esz zosta� tak d�ugo, p�ki nie nabierzesz si� do trudnej w�dr�wki.Nagle do komnaty wszed� s�uga i szepn�� co� gospodarzowi na ucho.- Czekaj� ci� odwiedziny godniejsze od moich - rzek� wycofuj�c si� paladyn.W chwil� p�niej g�os s�ugi obwie�ci�.- Jej Wysoko�� ksi�niczka Laurien.Roger poblad� ze wzruszenia.- Pani, raczy�a� przyby� do swego niegodnego s�ugi.Laurien odprawi�a dworki i siad�a na �o�u obok Rogera.- Ja i m�j ojciec troszczymy si� o twoje zdrowie. Musisz by� silny, aby podo�a� trudom powrotnej drogi, a wierz mi, �e jest ona d�u�sza i trudniejsza ni� droga, kt�r� przyszed�e�.- Przecie� - zaj�kn�� si� Roger - prowadzi tu jeden szlak.- Tak - u�miechn�a si� Laurien. - B�dziesz szed� t� sam� drog�, ale nie znaczy to, i� b�dzie ona taka sama.Roger opad� na poduszki..- Nie rozumiem ci�, pani, tak jak nie rozumiem wielu rzeczy w tej dziwnej krainie. Magia, czary, kr�lowie, ksi�niczki, namiestnicy, zamki, pa�ace to przesz�o��, kt�ra w moim �wiecie uleg�a ju� zapomnieniu. Jak to si� sta�o, i� mimo �e tylko kilkana�cie dni drogi - dzieli Lori� od ostatnich osad mojego kraju, nigdy nic o niej nie s�ysza�em.- Kilkana�cie dni drogi to odleg�o��, jak� ty przeby�e�. Sk�d wiesz, jak d�ugo musia�by i�� kto inny?- Nigdy nie widzia�em tu nikogo obcego. Jestem jedynym cudzoziemcem...- Czy martwi ci� to?- Nie, intryguje - odpar�. - Poza tym ten wczorajszy koszmar. Jestem pewien, i� widzia�em prawdziwy obraz. Tkwi w tym jaka� straszna tajemnica. Ksi�niczko - uchwyci� Laurien za r�k� - powiedz mi prawd�. Co si� tu dzieje?Laurien posmutnia�a.... [ Pobierz całość w formacie PDF ]