Zamiec w Massachusetts, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Josif BrodskiZAMIE� W MASSACHUSETTSWybra�a i prze�o�y�a Katarzyna Krzy�ewskaOficyna Literacka Krak�w 1994(c) by Josif Brodski, Krak�w 1994(c) for the Polish translation by Katarzyna Krzy�ewskaKrak�w 1994(c) for the Polish edition by Oficyna LiterackaKrak�w 1994Opracowanie graficzne Dmitrij Szewionkow-Kismie�owRedakcja Maria KaniowaISBN 83-7124-013-9ZAMIE� W MASSACHUSETTSW.Sz.�nieg pada - sypie kt�ry� dzie� z kolei.Czarne odzienie natychmiast bieleje.P�l ju� nie wida�. Miasto zasypa�o.Bielej nie mo�e by� - ju� tak jest bia�o.A jednak - mo�e. Po to idzie zegar,cho� mniej ma minut ni� p�atk�w w tych �niegach.Gdy zapadaj� nocami ciemno�cinieprzeniknione, s� jak �nie�na po�ciel.Jakby nam nagle owa ziemia biednaprezentowa�a w ko�cu tylko jedn�po�ow� twarzy - jej policzek mie�cizebrane wszystkie jedwabie niewie�cie.�nieg sypie. Pe�no lodowatej kaszy.Wida� z�y �lepiec szaleje i straszy.A czego dotknie, to od jego tchnieniaw bielmo na oczach natychmiast si� zmienia.W��czy� odbiornik, piosenek pos�ucha�?Te� b�dzie pustka, cho� nie cisza g�ucha.Albo list pisa� do znajomej z Tweru?Aby drzwi sprawdzi� biegniesz od papieru.Jak si� rozebra� i do snu po�o�y�,gdy biel koszuli biel ramion pomno�y.Zza nich na ciebie ca�y pu�k si� toczy -bia�kami w szybie b�yskaj�ce oczy.Za oknem zamie�. Nie patrz w tym kierunku.Tam oczekuje twego podarunkukrzepki piel�gniarz w ca�unowej g�uszy,w p�achcie koloru ju� zbawionej duszy.19904GRUDZIE� WE FLORENCJIOn odchodz�c nie obejrza� si�...Anna AchmatowaIDrzwi wci�gaj� powietrze, wydychaj� parn�mieszank�. Ju� nie wr�cisz tu, gdzie ludzie gwarn�ulic� spaceruj� parami nad Arno,jak nowe czworonogi. Trzask drzwi. I jedno zwierz�za drugim wchodzi wolno na jezdni�. W atmosferzetego miasta istotnie jest co�, co w jakiej� mierzeprzypomina las. Pi�kne miasto. Tu w pewnym wiekubez trudu si� odrywa oczy od cz�owiekai odruchowo ko�nierz unosi si� z lekka.IIWzrok w mokrym mroku �yka lampy - mrugaj�c powiek� -jak lekarstwo na pami��; i powie kuprzestrodze o dw�ch minutach drogi do Signorii - po wiekurobi�c g�uche aluzje r�wnie� po cz�cido przyczyny wygnania: gdy obok wulkan si� mie�ci,nie jest mo�liwe �ycie bez pokazania pi�ci;nie wolno jej otworzy� nawet umieraj�c,dlatego �e �mier� mo�e sta� si� czym� w rodzajujakiej� drugiej Florencji z architektur� Raju.IIIW po�udnie kot pod �awk� sprawdza, gdzie s� w tej chwilicienie. Na Starym Mo�cie (w�a�nie go naprawili),tam gdzie na tle sinawych wzg�rz majaczy Cellini,z zapa�em si� handluje galanteri� wszelak�:szemrz�ce fale skubi� ga��zki zabrane krzakom.Z�ote loki �licznotki - pochylonej nad jak��rzecz� tkwi�c� w�r�d pude�, drobiazgiem wyj�tkowym,pod spojrzeniem handlarek chytrym, niemal surowym -s� jak �lady anio�a w krainie ciemnog�owych.IVCz�owiek zmienia si� w szelest pi�ra, w jego zawilekr�cone p�tle liter i w po�lizgu co chwil�stawia przecinki, kropki. Pomy�le� tylko, ilerazy dostrzeg�szy, �e "m" w zwyczajnym s�owie tkwi,pi�ro si� potyka�o i unosi�o brwi.To znaczy, �e atrament uczciwszy jest od krwii twarz w mroku, gdy s�owa s� z zewn�trz, z drugiej strony(a w ten spos�b wilgoci jest szybciej pozbawiona)w u�miechu si� wydaje papierem pogniecionym.VNabrze�e przypomina zastyg�y w bezruchu poci�g.Domy stoj� tak jakby kto� je po pas odci��.Cia�o w p�aszczu zanurza si� w ziej�c� wilgoci�paszcz� bramy wej�ciowej, wspina si� przez zniszczone,sp�aszczone z�by; drepcz�c kieruje kroki w stron�gor�cych podniebiennych �uk�w z ich zmatowionym,sta�ym "16". Dzwonek straszny w swoim bezg�osiedaje w efekcie "prosz�, prosz�" skrzypi�c niezno�nie;w przedpokoju czekaj� dwie stare cyfry "8".VIW brudnej kafejce oko pod cyklist�wk�, w p�cieniuprzywyk�o do amork�w, nimf, stiuk�w na sklepieniu.Czuj�c niedob�r tercyn, stary szczygie� w skupieniucho� niedo��nie ci�gnie swe popisowe scherzo.Promie� s�o�ca rozbity (bo go pa�ace n�c�)o kopu�� �wi�tyni, gdzie spoczywa Lorenzo,przenika przez zas�on� i grzeje ch��d kamienny�y� brudnego marmuru, mis� z kwiatem werbeny,a szczygie� d�wi�cznie �piewa w centrum drucianej Rawenny.VIIPoch�aniaj�c powietrze i wydychaj�c par�,drzwi florenckie trzaskaj�. Czy raz czy te� par�razy �ycie prze�yjesz (oce� wed�ug swej wiary)ju� w pierwszy wiecz�r stwierdzisz; to jest nieprawda -powiesz -mi�o�� gwiazd nie porusza (ksi�yca tym bardziej), bowiemto ona wszystko zawsze dzieli po po�owie,nawet pieni�dze we �nie. Nawet wielogodzinnemy�li o �mierci. Gdyby gwiazdy Po�udnia czy innemog�a poruszy�, by�by to ruch w strony przeciwne.VIIIKamienne gniazdo stale rozbrzmiewa gromkim rykiem,piskiem hamulc�w. Jezdni� przecina si� z ryzykiem,�e b�dzie si� za-pl/szcz-utym na �mier�. Grudniowe brzydkieniebo, w nim masyw jajka, kt�re zni�s� Brunelleschi,z oka, co na blask kopu� odporne - wyciska �ezki.Policjant na skrzy�owaniu r�kami znaczy kreskipodobne do litery "K" - w g�r�, w d�. Z ukryciag�o�nik grzmi o dro�y�nie, o problemach spo�ycia.Jak�e jest nieuchronne "y" w pisowni �ycia!IXS� takie miasta, do kt�rych nie ma powrotu, jak sadz�.Tam si� odbija od okien, tak jak od lustra, s�o�ce,a wi�c si� nie przeniknie przez nie za �adne pieni�dze.Tam zawsze p�ynie rzeka pod sze�cioma mostami.To tam s� takie miejsca, gdzie si� przywiera ustamido ust, pi�rem do kartek. Tam trudno co� ustali�,faluj� czarne monstra, kolumn i arkad nie�ad.W tramwaju t�um si� wciska w ka�dy zak�tek niemal,m�wi�c j�zykiem tego, kt�rego tu ju� nie ma.19769* * *Oto p�ywanie we mgle, �e tak powiem.Na sto�ku w pustym barze pochylonynad swoj� kaw� wertowa�em powie��,tkwi�c w ciszy, niby w gondoli balonu.Rz�d nieruchomych butelek z p�cienianie przyci�ga� spojrzenia.We mgle p�yn�a ��d�. Mg�a by�a bia�a.Z kolei obraz statku pod powiek�,w bieli (patrz prawo wyporno�ci cia�a)zdawa� si� kred� zanurzon� w mleku.Jedna czer�, bia�ym nie pokryta py�em,to kawa, kt�r� pi�em.Morza nie wida�. Biel w oczach si� mieni,spowija p��tnem wszystko i bez racjijest my�l, �e ��dka pod��a ku ziemi,je�li to ��d� jest, a nie kondensacjamg�y, jakby dola� kto� bardzo upartydo mleka bia�ej farby.l971 (?)10URYWEKW czasie kolacji nagle wsta� od sto�ui wyszed� z domu. Ksi�yc �wieci� jasnym,zimowym �wiat�em, a cienie od krzakazdo�a�y przedrze� si� przez ogrodzenie.Tak wyrazi�cie czernia�y na �niegu,jak gdyby tutaj pu�ci�y korzenie.Serce zadr�a�o - nigdzie �ywej duszy.Wszystko co �yje tak ogromnie pragnieprzezwyci�enia wszelkich ogranicze�,rozprzestrzenienia si� i wszerz i w g�r�,�e starczy tylko, by wyjrza�a gwiazdacho�by najmniejsza, a prawie natychmiastwszystko doko�a staje si� zdobycz�ju� nie nas samych, ale naszych d��e�.197211ANNO DOMINIProwincja �wi�tuje Bo�e Narodzenie.Pa�ac Namiestnika w girlandach z jemio�y.Pochodnie i znicze dymi� na kru�ganku.A w zau�kach rwetes, burdy, zawodzenie.Na ty�ach pa�acu brudny i weso�yt�um si� wije, t�oczy, k��bi bez ustanku.Namiestnik choruje. W �o�u jest przykrytyszalem, kt�ry zdoby� kiedy� w Alkazarze,gdzie pe�ni� by� s�u�b�. Rozmy�la na tematgo�ci, kt�rych w�a�nie teraz pewnie witaw salonie na dole �ona z sekretarzem.Mo�e to i zazdro��. Dla niego nic nie mawa�nego pr�cz chor�b, zamkni�cia si� w swoichsnach i perspektywy oddelegowaniana s�u�b� w stolicy (awans zas�u�ony),bo wie, �e dla t�umu, by m�g� zaspokoi�w�a�ciwy ludowi instynkt �wi�towanianie trzeba wolno�ci; i dlatego �oniepozwala si� zdradza�. Jakie� by mia� innemy�li, gdyby go nie z�era�y atakichoroby i t�sknota? Gdyby kocha� mocniej?Odruchowo r�k�, w obronie przed zimnem,ruszaj�c odp�dza m�cz�ce majaki....Zabawa w salonie hamuje emocje,ale ich nie gasi. Pijany ju� ca�yt�um. Wodzowie plemion szklanymi oczamipatrz�, czy si� zjawi wr�g nieistniej�cy.Obna�one z�by, co gniew wyra�a�y,jak ko�o �ci�ni�te mocno hamulcami,zastyg�y w u�miechu. Tymczasem s�u��cywnosi jad�o. Jaki� cz�owiek - kupiec mo�e -krzyczy przez sen. S�ycha�, jak gdzie� gra muzyka.�ona Namiestnika z sekretarzem zmierzado parku. Na �cianie imperialny orze�,kt�ry ju� w�trob� swego Namiestnikawydzioba� - podobny jest do nietoperza.I tak to ja, pisarz, kt�ry �wiat zobaczy�przecinaj�c r�wnik na o�le, ponadtozerkaj�c przez okno na wzg�rza, my�la�emo dziwnej zbie�no�ci naszych bied, rozpaczy:Namiestnika nie chce widzie� Imperator,mnie - m�j syn i Cyntia. Zginiemy tu ca�kiem.Gorzkiej i z�ej doli pycha nie ma si�ypodwy�szy� do rangi dowodu przewiny,�e�my od obrazu Stw�rcy tak odeszli.R�wni b�d� wszyscy z�o�eni w mogi�y.Dobrze, �e za �ycia jeszcze si� r�nimy.Dlaczego wi�c rwa� si� gdzie� z pa�acu, je�linie mo�emy s�dzi� ojczyzny. Miecz s�dupogr��y si� w naszym zdeptanym honorze.Nast�pcy i w�adza s� dzi� w obcych r�kach...Jak dobrze, �e �odzie mijaj� te l�dy.Jak dobrze, �e tutaj zamarzni�te morzei �e ptaki w chmurach nie musz� si� l�ka�,tak subtelne wobec ich cielsk oci�a�ych.Ale to nie mo�e stanowi� zarzutu,chyba �eby si� te ptasie g�osy w jakim�stosunku do naszej wagi znale�� mia�y.Niech lec� do kraju nios�c swoje nuty.Niech w naszym imieniu krzycz� chocia� ptaki.Kraj... Obcy panowie (nieznajome twarze)w go�cinie u Cyntii nad dziecka ko�ysk�nisko pochyleni niby m�drcy nowi.Dzieci�tko zasypia. A gwiazda si� jarzy,jak �ar pod ostyg�� chrzcielnic� rozb�yska.Owi go�cie nawet nie dotkn�wszy g�owypragn� nimb zamieni� w k�amstwa aureol�,a Niepokalane Pocz�cie na plotk�,milcz�c o ojcostwie - nie daj�c wyja�nie�.Pa�ac pustoszeje. I pi�tra powoligasn�. Jedno. Drugie. Po bokach... [ Pobierz całość w formacie PDF ]