Zastepy niebieskie, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NINA KIRIKI HOFFMANzast�py niebieskieNo, ale nawet w podstaw�wce nigdy nie wypowiada�em formu�y �lubowania. Poprostu sta�em z r�k� na sercu, porusza�em wargami, a reszta recytowa�ag�o�no.Nie lubi� bra� w czym� udzia�u tylko dlatego, �e inni to robi�.Obcy s� jak wampiry. Nie wchodz�, dop�ki si� ich nie zaprosi.Nie jestem pewien, czy ludzie wiedzieli, kogo zapraszaj�. My�l�, �e mielica�kiem odmienne wyobra�enie o tym, co robi�. Ale wi�kszo�� z nich i takotworzy�a drzwi.W zesz�ym tygodniu miasteczko Bethlehem w stanie Oregon zmieni�o si� niedo poznania.Zacznijmy jednak od pocz�tku.Nazywam si� Ira Silver. Mieszkam w jednym z trzech mieszka�, na kt�reLowellowie podzielili stary, dwukondygnacyjny dom w stylu wiktoria�skim,stoj�cy przy Maple Street. Zajmuj� po�ow� pi�tra i mam w�asne schody nazewn�trz budynku.Gdy wygl�dam przez okno znajduj�ce si� od frontu, widz� Pierwszy Ko�ci�Chrze�cija�ski stoj�cy o p�torej przecznicy dalej. Kiedy patrz� wprzeciwn� stron�, ogl�dam "Shook's Market" i pralni� "Laundry Queen".First Inland Bank zajmuje niewielk� kwadratow� przestrze� na parkingu obok"Shook'sa". Dalej jest stacja benzynowa, sklep i wypo�yczalnia wideo,sk�ad z pasz�, wypo�yczalnia sprz�tu rolniczego, jeszcze par� innychpunkt�w handlowo-us�ugowych i male�ka poczta.Biblioteka publiczna, w kt�rej pracuj�, znajduje si� jeszcze o przecznic�dalej i nie wida� jej z tego okna. To kolejny ma�y budynek w miasteczkupe�nym ma�ych budynk�w."Tawerna Doca" r�wnie� jest niewidoczna, kiedy wygl�dam od siebie. Wniekt�re wieczory grywam tam w strza�ki i bilard. Nie pij� ju� nicmocniejszego. Chodz� tam po prostu, �eby by� w�r�d ludzi.Urz�dzi�em tu sobie skromne �ycie, troch� ograniczone pod niekt�rymiwzgl�dami, ale w�a�nie czego� takiego szuka�em, gdy wyje�d�a�em z Seattle.Proste �ycie, pe�ne opowiadania o pszenicy, �niegu, zimowym s�o�cu, alenie o krwi. Jestem z niego zadowolony. Przewa�nie.Po drugiej stronie �ciany na moim pi�trze w domu Lowell�w mieszka ClydePressler, te� kawaler i straszliwie irytuj�cy typ. Ma paskudny gustmuzyczny i wredny zwyczaj puszczania muzyki zbyt g�o�no. Kiedy prosz� go,by przyciszy�, podkr�ca d�wi�k na maksimum.Na dole mieszka Maudie Lowell, kt�ra przekroczy�a osiemdziesi�tk� i jestostatni� z d�ugiej linii Lowell�w. Dzieli sw�j apartament z trzema kotamii par� papug. Nie mam poj�cia, co ona robi, �e zwierzaki �yj� zgodnie zesob�, ale podziwiam j� za to.Maudie nosi aparat s�uchowy, kt�ry mo�e wy��czy�, wi�c muzyka puszczanaprzez Clyde'a nie przeszkadza jej. A to daje do my�lenia: niekiedy z�erzeczy miewaj� swoje dobre strony.No wi�c mamy Wigili� Bo�ego Narodzenia i wi�kszo�� mieszka�c�w miasteczkaodby�a ju� w poszukiwaniu prezent�w d�ugodystansowe pielgrzymki do mekkidom�w handlowych i sklep�w przyfabrycznych w Bend, znajduj�cym si� ogodzin� jazdy na zach�d. Jest jednak pewna grupa zdesperowanychzakupowicz�w, kt�rzy w ostatniej chwili przeszukuj� jeszcze "Shook'sa",drogeri�, sklep z pasz� i stacj� benzynow�. Wszyscy s� ciep�o okutani zpowodu mro�nego wiatru. Wida� im tylko oczy, l�ni�ce jak u zaszczutychzwierz�t.Nie obchodz� Bo�ego Narodzenia, a chocia� mam w Bethelehem wieluznajomych, to jednak mieszkam tu dopiero nieca�y rok i nie znam nikogo natyle dobrze, by przekracza� granice kulturowe i kupowa� komu� prezenty.Siedz� sobie tak przy frontowym oknie biblioteki. Przerzucam dzisiejszepisma i obserwuj� w�druj�ce, zdesperowane duszyczki. Wype�nia mnierozbawienie i odrobina wsp�czucia. Ciesz� si�, �e grzejnik w bibliotecedzia�a jak nale�y. Lepiej siedzie� tutaj wygodnie w cieple ni� biega�,maj�c tak trudne zadanie do wykonania.Na ty�ach budynku biblioteki s�ycha� co� jakby brz�czenie stu tysi�cypszcz� - budz�cy niepok�j letni d�wi�k w samym �rodku zimy.Znajduje si� tam tylko parking i kilka pojemnik�w na �miecie. Mo�e jaki�smarkacz zrobi� co� z silnikiem, �eby brzmia� jak r�j pszcz�, ale chybanikt by nie chcia�, �eby jego samoch�d wydawa� taki d�wi�k. Nie jest topot�ny ryk, raczej irytuj�ce brz�czenie. Owszem, ciekawy efekt, ale zbytsubtelny dla wi�kszo�ci miejscowych ch�opak�w - wed�ug nich im g�o�niej,tym fajniej.Wi�c id� wyjrze� przez okno od ty�u.Nic nie wida�.No c�. Jest co prawda kula �wiat�a bryzgaj�ca s�abymi iskierkami, aledochodz� do wniosku, �e chodzi o z�udzenie optyczne. Nie mo�na na tymczym� skupi� wzroku, jest na granicy pola widzenia.To co� ha�asuje. Jest niepokoj�ce, i to z kilku r�nych powod�w.Nie zamierzam tam i��, �eby przyjrze� si� z bliska.Je�li ta rzecz dalej b�dzie robi�a to co teraz, mo�e zadzwoni� do szeryfa.Ale p� minuty p�niej ju� znikn�a i d�wi�k te�.�atwiej pomy�le�, �e tylko mi si� przywidzia�a.No bo przecie� nic z�ego nie zrobi�a?Tu� przed zamkni�ciem, wcze�niejszym z okazji Wigilii Bo�ego Narodzenia,wpada moja ulubiona czytelniczka, Sally Hardesty. Ma pi�tna�cie lat,mn�stwo pieg�w, jest kr�pa, solidnie zbudowana i pozbawiona wdzi�ku. W�osyma rudawoblond, a brwi i rz�sy prawie niewidoczne.- Ira, okropnie potrzebuj� jakiej� ksi��ki - m�wi z trudno�ci�, tak jestzadyszana.- Jak� by� chcia�a? - pytam. Sally czyta niemal wszystko, a to tylko jednaz wielu rzeczy, jakie w niej lubi�.- Co�, co mo�na czyta�, kiedy w Wigili� jest si� zamkni�tym na klucz wswoim pokoju - powiada zduszonym g�osem.Powa�na sprawa. Nie wiem a� tak dok�adnie, co wi�kszo�� ludzi robi wWigili�, ale z pewno�ci� znaczy to dla nich bardzo wiele. O tej porze rokumedia s� kompletnie zapchane �wi�tecznym ba�aganem. Filmy o Bo�ymNarodzeniu wypieraj� rozs�dne programy w telewizji. Wszystkie sitcomy maj��wi�teczne odcinki. Wsz�dzie kol�dy - nie da si� w��czy� radia, �eby nieus�ysze� paru. Clyde, m�j s�siad zza �ciany, lubi takie o reniferach,ba�wankach �niegowych i terrory�cie w czerwonym kostiumie, �wi�tymMiko�aju. Nastawia je bardzo g�o�no.Za�adowuj� plecak Sally wybranymi pozycjami. Jest tam jedna sciencefiction, gruby romans, dwie ksi��ki z Calvinem i Hobbesem, krymina� izwyk�a powie�� - wszystko dobre czytad�a.- Zadano ci co� do domu? - pytam.- Teraz s� ferie - odpowiada. - A co masz?- Tu jest co� o obserwowaniu przyrody na podw�rku za domem.Bierze i t�.- Mo�liwe, �e du�o czasu b�d� sp�dza� ko�o domu... Dzi�ki, Ira. Musz�lecie�. - Wygl�da ostro�nie przez frontowe okno, czy nie wida� w okolicypodejrzanych rodzicopodobnych obiekt�w. - Nie chc�, �eby wiedzieli, �ezrobi�am sobie zapasy, bo mi je zabior�. Weso�ych �wi�t, Ira.- Dzi�ki. Tobie te�.To jest jak fala powodziowa, kt�ra przelewa si� przez wszystko. Nie dopowstrzymania. Nie lubi� tak si� automatycznie przy��cza� do og�lnejtendencji, ale od czasu do czasu robi� jakie� ust�pstwo.- Och, w tym roku raczej nie b�d� weso�e - m�wi i zamyka plecak. - Po tym,co zrobi�am...Jeszcze raz wygl�da na zewn�trz i wybiega.Mam ogromn� nadziej�, �e kiedy� mi opowie, przez co popad�a w a� takiek�opoty. Kolejna rzecz, jak� lubi� u Sally: miewa skomplikowane przygody ich�tnie o nich opowiada.Zamykam bibliotek� o trzeciej. Jutro mam wolne. Co zrobi� ze sob�?P�niej, w "Tawernie Doca", Frank Shepherd pyta, czy przyjd� dzi� doko�cio�a na pasterk�.- Ee, nie my�la�em o tym - m�wi�. Nigdy nie by�em tu w ko�ciele.Kanciasty, brzydki r�owy budynek z w�skimi oknami. Nic mnie tam nieci�gnie.- B�dzie du�o muzyki - powiada Joe Patton i naciera kred� czubekbilardowego kija. - Ca�kiem �adnej.- Wszyscy idziecie? - pytam. - Znam ich niemal od roku, ale nigdy przedtemnie rozmawiali�my na tematy religijne. Teraz te� w�a�ciwie nie. Aleprawie.Wzruszaj� ramionami.- �ona b�dzie chcia�a.- Do licha, to tylko raz na rok.- Fajne uczucie.- Aha - m�wi�. - To o kt�rej?- O jedenastej wieczorem - powiada Frank.- Dziwne. Zwykle rano chodzicie do ko�cio�a, nie?- Dzisiaj jest Wigilia Bo�ego Narodzenia. To szczeg�lna okazja - wyja�niaJoe jak idiocie. Nie jest to dalekie od prawdy.- Ka�dy mo�e przyj�� - m�wi Frank.- Przyjd�, Ira.- Spr�buj, spodoba ci si�!- Hej, mo�e gdyby� nauczy� si� modli�, to lepiej by� gra� w bilard.Przygl�dam si� tym facetom, kt�rych znam prawie od roku i nagle wygl�daj�ca�kiem inaczej. Jak zbiorowy umys�. Mo�na si� przestraszy�. Nie chcia�bymsi� narazi� takiemu zbiorowemu umys�owi.To nie jest co�, co mo�e przyt�oczy�, ale przecie� jest obecne tu� podpowierzchni� normalnego �ycia.Po raz pierwszy dali mi do zrozumienia, �e r�ni� si� od nich.- Dobra, dzi�kuj� za zaproszenie. Przemy�l� to.Tak naprawd� wcale nie mam ochoty ogl�da� masy ludzi szalej�cych z powodunarodzin jakiego� �yda, kt�ry p�niej i tak zostanie zabity, ale nie mapowodu obra�a� ich otwart� odmow�.Wracamy do gry.Bar pustoszeje mniej wi�cej w porze kolacji. Samotnie pod��am w stron�domu. "Shook's Market" jest ju� zamkni�ty i ma wywieszk�, �e pozostanietak a� do po �wi�tach. Zapomnia�em zrobi� zakupy. To b�dzie bardzo postne�wi�to.Maudie Lowell wybiega na frontow� werand�, zanim zaczynam wchodzi� naschody. Opatulona jest rozmaitymi kolorowymi szalami i wygl�da jak ruskababuszka.- Ira! Idziesz dzi� na pasterk�?- Nie.- Och, prosz� ci�!- Co? Chcia�aby�, �ebym koniecznie poszed�?- Boj� si� i�� sama. Ziemia jest taka �liska, a moje ko�ci s� kruche. Niezaprowadzi�by� mnie?Maudie ma przesz�o osiemdziesi�t lat. Ulice s� dzi� oblodzone, a przedjedenast� b�dzie pewnie jeszcze gorzej.- No, pewnie - powiadam.Mog� przecie� odprowadzi� j� do ko�cio�a i wr�ci� po ni� p�niej.Zastanawiam si�, czy Clyde nie m�g�by tego zrobi�. Ale nie wida� gonigdzie w pobli�u.No wi�c ostatecznie tak si� dzieje, �e w Wigili� Bo�ego Narodzenia id� doko�cio�a.Maudie Lowell jest chudsza i l�ejsza, ni� mi si� wydawa�o. Obejmuj� j� zaramiona i prawie nios�. I bardzo dobrze, bo kiedy si� �lizga, powstrzymuj�j� przed upadkiem. Dzi�kuje mi i m�wi, jaki ze mnie mi�y m�odzieniec.Podoba mi si� to. Mam czterdzie�ci pi�... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl