Zatańczymy - Balogh Mary(1), ksiazki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Rozdział pierwszy
Uzdrowisko Bath w lecie było przepiękne, być moŜe nawet
najpiękniejsze w całej Anglii. Szlachetnie urodzony Frederick
Sullivan zgadzał się z owym stwierdzeniem w zupełności, a jednak
podczas spędzonego tu tygodnia wiele razy miał wraŜenie, Ŝe wolałby
być gdziekolwiek indziej, byle tylko nie w Bath. Była w tym
oczywiście pewna przesada, poniewaŜ dobrze wiedział, Ŝe bez trudu
mógłby na poczekaniu wymyślić przynajmniej kilkanaście róŜnych
miejsc, w których czułby się o wiele gorzej. Tak czy owak, Frederick
generalnie nie był zadowolony z pobytu.
Zajechał do hotelu York, co było zresztą dość ekstrawaganckim
posunięciem, złoŜył uszanowanie mistrzowi ceremonii, opłacił wpis
do księgi subskrybcyjnej, który upowaŜniał go do udziału we
wszystkich akcjach i imprezach towarzyskich w uzdrowisku oraz
dawał wolny wstęp do ogrodów i czytelni, a takŜe z satysfakcją
odnotował pojawienie się anonsu w „Kronice Bath", oznajmiającego o
jego przybyciu. Odwiedził dom zdrojowy, pijalnie i sale koncertowe,
przespacerował się po Sydney Gardens i wokół Royal Crescent,
przeczytał gazety w jednej z czytelni
5
M
ARY
B
ALOGH
- krótko mówiąc zrobił wszystko, co
powinno się robić
w Bath.
I
nudził się.
Mógł oczywiście pojechać do Primrose Park w Gloucestershire na
ślub kuzyna, hrabiego Beaconswood, z Julią Maynard. O dziwo,
został zaproszony. MoŜe zresztą nie było to takie dziwne, jeśli wziąć
pod uwagę fakt, Ŝe rodzina zawsze utrzymywała ścisłe kontakty i ani
Dan, ani Jule nie chcieliby wprowadzić w rodzinnym gronie zamie-
szania, ostentacyjnie pomijając go na liście gości. Ale Frederick i tak
zaproszenia nie przyjął. Przed opuszczeniem Primrose Park skreślił
parę słów usprawiedliwienia i był święcie przekonany, Ŝe czytając ten
list po jego wyjeździe, para młodych odetchnęła z taką samą ulgą jak
on. Za Ŝadne skarby nie chciał uczestniczyć w tym ślubie.
Mógł teŜ pojechać do Londynu, choć spędzanie tam lata nie było
ostatnio w dobrym guście. Mógłby teŜ się wybrać do Brighton. To
było w dobrym guście i pewnie tam właśnie by się znajdował, gdyby
miał moŜność wyboru. W Brighton spotkałby całą masę przyjaciół,
zawarł mnóstwo interesujących znajomości, nie mówiąc juŜ o wielu
dostępnych tam rozrywkach i przyjemnościach. Ale nie mógł
pojechać do Brighton.
TuŜ przed wyjazdem, przed tygodniem z okładem, w Primrose Park
odnaleźli go wierzyciele. O ileŜ łatwiej zdołaliby go dopaść i nękać,
gdyby pojechał właśnie do Brighton! Ale skoro tego nie zrobił, to jakie
kroki ma teraz podjąć, by zdobyć pieniądze na spłacenie długów? W kaŜ-
dym razie tych najpilniejszych - nikt nie oczekuje przecieŜ, by
dŜentelmen nie miał długów w ogóle, w takim przypadku przypuszczalnie
uznano by go za niespełna rozumu.
CóŜ, w Bath moŜna zdobyć majątek w jeden tylko sposób.
Próbował grać, i wyglądało nawet na to, Ŝe szczęście mu sprzyja, ale
wygrane raczej go jeszcze bardziej frustrowały, niŜ pocieszały. W
Bath gra o wyso-
6
Z
ATAŃCZYMY
?
kie stawki była surowo zakazana, poniewaŜ z załoŜenia miała
dostarczać grającym tylko przyjemnej rozrywki, a nie przysparzać
zmartwień. Tak więc nawet wszystkie jego wygrane razem wzięte
nie pokryłyby ułamka najmniejszego z długów. Nie, do Bath
zdecydowanie nie przyjeŜdŜa się po to, by odzyskać majątek przy
stoliku do gry. Do Bath przyjeŜdŜa się, by znaleźć bogatą Ŝonę.
Rzecz jasna, najlepszym do tego miejscem jest Londyn po
otwarciu sezonu. Wielkie Targowisko Panien na Wydaniu, na
którym - wydawałoby się - Frederick powinien wybierać i
przebierać. Istniały jednak dwa szczególne powody, dla których nie
mógł tak postąpić. Po pierwsze, nie mógł sobie pozwolić na
czekanie aŜ do następnej wiosny. Do tego czasu zapewne wyląduje
w więzieniu za długi, chyba Ŝe spłaci je za niego ojciec. Na samą
myśl o tym przeszły go ciarki. Po drugie, Ŝaden ojciec lub opiekun
dbający o dobro córki ani przez chwilę nie wziąłby pod uwagę
moŜliwości wydania jej za szlachetnie urodzonego Fredericka
Sullivana.
Pozostawało jedynie Ŝywić nadzieję, Ŝe w Bath reputacja jeszcze
go nie dogoniła. A zresztą, jeśli nawet tak się stało, to kogo tu
moŜna znaleźć? Opowieści o przyjeŜdŜających do Bath
zgrzybiałych starcach i ukrywającej swe nędzne połoŜenie biedocie
wcale nie wyglądały na mocno przesadzone. Wszystkie młode
kobiety z najmniejszymi bodaj śladami urody, jakie zauwaŜył po
przyjeździe, z całą pewnością nie miały pieniędzy. W ciągu
tygodnia dokonał selekcji negatywnej i zawęził swe matrymonialne
perspektywy do trzech panien, z których Ŝadna nie była szczególnie
pociągająca. No, ale w końcu nie liczył w tym związku na miłość
czy szczęście.
Pomyślał o Julii Maynard oraz o tym, jak zmusił ją do
małŜeństwa w Primrose Park, i poczuł wstrząsający nim dreszcz.
Nie, lepiej o tym nie myśleć.
Tak więc w Bath były trzy moŜliwości. Pierwsza to
7
M
ARY
B
ALOGH
Hortensja Pugh, najmłodsza z tej trójki, siedemnastolatka, pulchna i
ładniutka, jednak wyjątkowo nieinteresująca. Była córką fabrykanta
kapeluszy, który - dość znacznie się wzbogaciwszy - zaczął myśleć o
zajęciu wyŜszej pozycji w hierarchii społecznej dzięki wydaniu
jedynaczki za kogoś z
beau mondu.
Zarówno ojciec, jak i córka
zabiegali o Fredericka całkiem otwarcie i mogłoby się wydawać, Ŝe z
wdzięcznością powinien skorzystać z nadarzającej się okazji. O to mu
przecieŜ chodziło! Nie mógł się jednak pozbyć uporczywej myśli, Ŝe
nawet więzienie za długi byłoby lepsze niŜ związanie się na resztę
Ŝycia z tą wulgarną, pustogłową szczebiotką. Jej głównym tematem
konwersacji był aktualny stan garderoby oraz zawartość kasetki z
biŜuterią.
Lady Waggoner była juŜ w lepszym guście. Atrakcyjna hoŜa
wdówka, o jakieś siedem czy osiem lat od niego starsza, dysponująca
niezgorszą fortunką. A do tego miała na niego chrapkę! Znał się na
kobietach wystarczająco dobrze, by wiedzieć, Ŝe do łóŜka wdówki
moŜe się wślizgnąć w kaŜdej chwili. Była to dość ponętna perspe-
ktywa. Ale czy lady Waggoner zechciałaby wyjść za niego? No
właśnie, to zasadnicze pytanie. Podejrzewał, Ŝe to taka sama
specjalistka w dziedzinie flirtu jak on i Ŝe równie zręcznie potrafi
wymigiwać się od małŜeństwa. W ten sposób mógłby zmarnować całe
lato na romansik, który być moŜe okazałby się satysfakcjonujący pod
względem fizycznym, ale, niestety, pod Ŝadnym innym. Nie, nie stać
go na takie ryzyko.
Zostaje więc panna Klara Danford - najmniej kusząca perspektywa.
I przypuszczalnie najbardziej intratna. Jej ojciec, dŜentelmen, dorobił
się w Kompanii Wschodnioin-dyjskiej fortuny powszechnie
uznawanej za bajeczną i po śmierci zostawił wszystko córce.
Frederick oceniał Klarę na jakieś dwadzieścia kilka lat, w kaŜdym
razie chyba nie na więcej niŜ dwadzieścia sześć, a więc nie była od
niego
8
Z
ATAŃCZYMY
?
starsza. Podczas spotkania, jakie Frederick zaaranŜował któregoś
popołudnia w sali koncertowej, była dla niego bardzo uprzejma, a
potem codziennie rano w pijalni dosyć chętnie poświęcała kilka
minut na konwersację. Nakłonienie jej do małŜeństwa mogłoby się
zatem okazać niezbyt trudne. JuŜ od pierwszego spotkania wysilał
cały swój wdzięk, by oczarować tę pannę.
A mimo to, na myśl o poślubieniu Klary Danford oblewał go
zimny pot. Pewnego ranka zjawił się w pijalni - o właściwej pod
względem towarzyskim porze - i konwersując z nowo poznanymi
znajomymi, z rozbawieniem obserwował skrzywienie i niesmak na
twarzach kuracjuszy, unoszących do ust szklanki z wodą mineralną.
Obserwował równieŜ pannę Danford, która rozmawiała w drugim
końcu sali ze swą wierną damą do towarzystwa, młodą i śliczną,
choć nieprzyzwoicie biedną panną Harriet Pope, oraz z
pułkownikiem i panią Ruttlege.
Pomyślał, Ŝe powinien podejść i porozmawiać z nią, nie ma
przecieŜ czasu na długotrwałe zabiegi i zaloty. Powinien zapomnieć
o niechęci do małŜeństwa i zacząć działać. Klara była najmniej
pociągającą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Była chuda,
prawdopodobnie na skutek kalectwa, za kaŜdym razem bowiem gdy
ją spotkał, siedziała na wózku inwalidzkim. Miała cienkie ramiona, a
jej nogi, odznaczające się pod lekką wełnianą suknią dzienną, wcale
nie wyglądały na grubsze. Jej twarz była chuda, wąska i
nienaturalnie blada. Z tego co słyszał, panna Danford spędziła z
ojcem kilka lat w Indiach i tam właśnie nabawiła się choroby, która
uczyniła z niej inwalidkę.
Miała za duŜo włosów. Pewnie na kaŜdej innej kobiecie
wyglądałyby jak wieńcząca urodę korona: grube, lśniące i bardzo
ciemne sploty. Ale dla niej były za cięŜkie. A oczy miała zbyt
ciemne do tak jasnej twarzy. W pierwszej chwili pomyślał, Ŝe są
czarne, ale w rzeczywistości
9
M
ARY
B
ALOGH
były ciemnoszare. Byłyby piękne, ale w jakiejś innej twarzy. A
zresztą, moŜe naprawdę były piękne. MoŜe tylko był im niechętny,
poniewaŜ za kaŜdym razem gdy się odzywał, spoglądały wprost i tak
głęboko w jego oczy, Ŝe miał wraŜenie, iŜ zdzierają z niego starannie
dobraną maskę i widzą całą prawdę.
Zdecydowanie nie była łakomym kąskiem dla Ŝadnego męŜczyzny -
chyba Ŝe się wzięło pod uwagę jej olbrzymi majątek. Frederick
przeprosił towarzystwo i ruszył powoli ku niej, rozdając po drodze
ukłony i uśmiechy nowym znajomym.
W Bath znalazł trzy moŜliwości zawarcia małŜeństwa. A teraz bez
dłuŜszych przemyśleń zawęził je do jednej -i wstrzymał oddech czując
przypływ paniki. Panna Klara Danford.
ZbliŜając się patrzył na nią wzrokiem, który stopiłby jak wosk
dziewięć z dziesięciu, lub nawet dziewięćdziesiąt dziewięć na sto
kobiecych serc, a jego półuśmieszek przyprawiłby owe serca o
przyspieszone bicie.
Ona zaś spojrzała na niego tymi wszystkowidzą-cymi oczami i
uśmiechnęła się.
Właśnie nadchodzi - powiedziała Harriet Pope, kiedy pułkownik z
panią Ruttledge wyruszyli na promenadę wokół pijalni, a Frederick
Sullivan niemal w tej samej chwili porzucił swe towarzystwo w
drugim końcu sali i zbliŜał się do nich powoli.
- Tak - potwierdziła Klara Danford. - Dokładnie tak, jak
przewidywałaś, Harriet. A ja się z tobą nie spierałam, prawda? Musisz
jednak przyznać, Ŝe to najprzystojniejszy męŜczyzna w tej sali. A
właściwie w całym Bath.
- Nigdy temu nie zaprzeczałam - odpowiedziała Harriet.
- To prawda. - Klara uśmiechnęła się leciutko i popatrzyła na
przyjaciółkę. - Twoje zastrzeŜenia dotyczyły jedynie tego, Ŝe jest to
równieŜ najbardziej pozbawiony
10
Z
ATAŃCZYMY
?
zasad męŜczyzna w Bath. CóŜ, temu takŜe nie zaprzeczyłam.
- A mimo to uparłaś się, by dać mu szansę.
- Jest bardzo przystojny - podkreśliła Klara.
- I doskonale zdaje sobie z tego sprawę - zauwaŜyła Harriet z
dezaprobatą.
- Zgadza się. - Klara ponownie się do niej uśmiechnęła.
Rozmawiały o nim juŜ wcześniej. Dokładnie rzecz biorąc,
wczorajszego wieczoru, po tym jak przysiadł się do nich na herbatę
w sali wypoczynkowej, spędziwszy chwilę z panną Hortensją
Pugh.
- To łowca posagów - powiedziała wtedy Harriet z
lekcewaŜeniem. - Klaro, on szuka bogatej Ŝony. Panny Pugh albo
ciebie.
Klara przyznała jej rację. Zdawała sobie sprawę, Ŝe nawet gdyby
nie była inwalidką, to choć z daleka nie przypomina kobiety, która
byłaby atrakcyjna dla tak pięknie wyglądającego dŜentelmena jak
pan Sullivan. Gdyby miał zostać raŜony afektem, to jego wzrok z
pewnością skierowałby się ku Harriet, będącej niezaprzeczalną
pięknością o jasnozłotych włosach i róŜanej karnacji. Mimo to, od
czasu gdy zostali sobie przedstawieni, Sullivan ledwo spojrzał na
Harriet. Rzecz jasna, Ŝe poluje na posag. Klara spotkała juŜ kilku
mu podobnych, zwłaszcza po śmierci ojca. Dopiero niedawno
zrzuciła Ŝałobę roczną po nim.
- Wydaje mi się, Harriet, Ŝe małŜeństwa z rozsądku i dla
zdobycia majątku są dozwolone - odpowiedziała przyjaciółce. -
MęŜczyzna albo kobieta, którzy tak postępują, niekoniecznie
muszą być niegodziwcami.
- Ale on jest - upierała się Harriet. - Klaro, te oczy, ten
uśmiech... i cały ten wdzięk.
Istotnie, oczy Fredericka były ciemne i spoglądały na świat spod
cięŜkich powiek. Uśmiech odsłaniał bardzo
11
M
ARY
B
ALOGH
białe i mocne zęby. A wdzięk był niemal oszałamiający. Jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]