Zbigniew Nienacki - Pan Samochodzik i Winnetou, ksiazki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Zbigniew Nienacki
Pan Samochodzik i Winnetou
Do Czytelników
Do napisania tej ksi
ĢŇ
ki skłoniły mnie namowy przyjaciół i młodych czytelników, którzy
odwiedzaj
Ģ
c moje domostwo w Jerzwałdzie na Mazurach z trosk
Ģ
zastanawiali si
ħ
nad
przyszło
Ļ
ci
Ģ
Pojezierza Mazurskiego. Niew
Ģ
tpliwie bowiem traci ono swoje niepowtarzalne
pi
ħ
kno na skutek zabudowania brzegów o
Ļ
rodkami wczasowymi.
Pisz
Ģ
c t
ħ
ksi
ĢŇ
k
ħ
dałem si
ħ
wzi
Ģę
na lep pochlebstw,
Ň
e jestem niejako predysponowany do
podj
ħ
cia tego tematu, gdy
Ň
ł
Ģ
cz
ħ
w sobie dwie postawy: turysty-wodniaka, buszuj
Ģ
cego po
jeziorach, i zarazem kogo
Ļ
, kto mieszka tam na stałe. Widz
ħ
, jak mechaniczne piły obalaj
Ģ
dwusetletnie sosny i buki, obserwuj
ħ
z roku na rok zwi
ħ
kszaj
Ģ
c
Ģ
si
ħ
inwazj
ħ
turystów, a biały
Ň
agiel mojego jachtu pozostaje na jeziorach a
Ň
do pó
Ņ
nej jesieni; gdy pustoszej
Ģ
akweny, na
brzegach pozostaj
Ģ
tylko sterty
Ļ
mieci, butelek i opakowa
ı
, fale za
Ļ
kołysz
Ģ
smugi rozlanej
oliwy z silników motorówek i
Ļ
lizgaczy.
Mogłem opisa
ę
w tej ksi
ĢŇ
ce konkretne miejscowo
Ļ
ci i jeziora, wymieni
ę
z nazwy o
Ļ
rodki
wczasowe, których urz
Ģ
dzenie i sposób u
Ň
ytkowania godne s
Ģ
najwi
ħ
kszego pot
ħ
pienia.
Wymy
Ļ
liłem jednak ów Złoty Róg, O
Ļ
l
Ģ
Ł
Ģ
k
ħ
i Jezioro Zmierzchun, aby wielu mogło si
ħ
w tej
ksi
ĢŇ
ce odnale
Ņę
i zrozumie
ę
sw
Ģ
win
ħ
.
Pocz
Ģ
tkowo ksi
ĢŇ
ka ta miała by
ę
pastiszem, na
Ļ
ladownictwem literackiej powie
Ļ
ci india
ı
skiej
i przygodowej. Czytelnicy i wielbiciele tego gatunku zapewne odnajd
Ģ
u mnie jakby echo
swoich lektur, strz
ħ
py i zbitki znanych im sk
Ģ
din
Ģ
d sytuacji.
Ale w miar
Ģ
tworzenia forma wymkn
ħ
ła si
ħ
spod mojej kontroli, anga
Ň
uj
Ģ
c mnie bardziej, ni
Ň
si
ħ
tego mogłem spodziewa
ę
. Oczywi
Ļ
cie, brzmi
Ģ
w tej ksi
ĢŇ
ce echa wspomnianych lektur,
lecz ju
Ň
bez tej zamierzonej lekkiej drwiny. Albowiem odzywaj
Ģ
si
ħ
one w ka
Ň
dym z nas, gdy
znajdzie si
ħ
twarz
Ģ
w twarz z niekłaman
Ģ
przyrod
Ģ
. Przypominaj
Ģ
si
ħ
wtedy historie o
Winnetou i tropicielach
Ļ
ladów, o włócz
ħ
gach, trampach i wspaniałych
Ň
eglarzach. Na czas
urlopu, oderwany od swych codziennych zaj
ħę
, niemal ka
Ň
dy turysta rozstawiaj
Ģ
cy nad
brzegiem jeziora płócienny „wigwam” zaczyna identyfikowa
ę
si
ħ
z idolami swojej młodo
Ļ
ci.
Podnosz
Ģ
c
Ň
agiel na ukochanej mini-łajbie rusza, albo odkry
ę
nieznany l
Ģ
d i spotka
ę
prawdziw
Ģ
przygod
ħ
.
ņ
yje we mnie nadzieja,
Ň
e podobnie jak ogl
Ģ
dam młodych harcerzy z białymi sznurami,
pilnuj
Ģ
cych porz
Ģ
dku na ulicach naszych miast, zobacz
ħ
w przyszło
Ļ
ci specjalnie
przeszkolone zast
ħ
py i dru
Ň
yny, zajmuj
Ģ
ce si
ħ
ochron
Ģ
przyrody, strzeg
Ģ
ce latem rezerwatów
przed wandalizmem. Mo
Ň
e zdarzy mi si
ħ
spotka
ę
w lasach patrole harcerskie z emblematami
„Stra
Ň
Ochrony Przyrody”, wdra
Ň
aj
Ģ
ce niesfornych turystów w zasady przepisów o ochronie
Ļ
rodowiska naturalnego. Komu bowiem jak nie ludziom młodym musi zale
Ň
e
ę
na tym, aby
pozostało dla nich to, co było jeszcze i naszym udziałem — pi
ħ
kno i urok polskich jezior i
lasów.
Ale powie
Ļę
ta nie jest adresowana jedynie do młodzie
Ň
y. Starałem si
ħ
nada
ę
jej tak
Ģ
form
ħ
,
aby odrobin
ħ
zadowolenia znalazł w niej i czytelnik starszy. To my, doro
Ļ
li, ponosimy
odpowiedzialno
Ļę
za owe połacie obalonych starodrzewów, za zniszczone brzegi jezior, za
smugi oliwy na wodach Pojezierza Mazurskiego. B
ħ
d
ħ
szcz
ħĻ
liwy, je
Ļ
li kto
Ļ
z Was wstrzyma
si
ħ
wiosn
Ģ
z zerwaniem konwalii majowej, a który
Ļ
z kierowników o
Ļ
rodka wczasowego
zdejmie z drzew le
Ļ
nych tuby gigantofonów. Albowiem ambicj
Ģ
chyba ka
Ň
dego pisarza jest nie
tylko ukazywa
ę
zło
Ň
ono
Ļę
spraw, bawi
ę
i uczy
ę
, ale tak
Ň
e i kształtowa
ę
obyczaje.
Zbigniew Nienacki
Jerzwałd , luty 1974 r.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
KTO DEWASTUJE RUINY ZAMKU? • ZŁOTY RÓG • OSIEM STOPNI W SKALI
BEAUFORTA • DWA KLANY WODNIAKÓW • W OPARACH DYMU I W PIEKLE
HAŁASU • JAK WYGL
ġ
DA KRWAWA MARY? • ZAMACH NA WOLNO
ĺĘ
•
TAJEMNICZY
ņ
EGLARZ • „MOBY DICK” I „SWALLOW” • ZWYCI
Ħ
STWO
LATAJ
ġ
CEGO HOLENDRA • DZIWY W KAWIARNI • ZAGŁUSZACZ
RADIOODBIORNIKÓW • MILCZ
ġ
CY WILK, WINNETOU I MISS KAPITAN
To miały by
ę
prawdziwe wakacje. Bez rozwi
Ģ
zywania zagadek historycznych, bez przygód i
tropienia przest
ħ
pców, godz
Ģ
cych w skarby kultury narodowej. Zamierzałem wyjecha
ę
na
Mazury i wypoczywa
ę
: pływa
ę
i opala
ę
si
ħ
w sło
ı
cu.
Ale w przeddzie
ı
mego wyjazdu na urlop — a było to na pocz
Ģ
tku lipca — doszła do naszego
departamentu w Ministerstwie Kultury i Sztuki wiadomo
Ļę
,
Ň
e pewien wielki zakład
przemysłowy, posiadaj
Ģ
cy swój o
Ļ
rodek wypoczynkowy w miejscowo
Ļ
ci Złoty Róg nad
jeziorem Zmierzchun, postanowił rozebra
ę
znajduj
Ģ
cy si
ħ
nie opodal stary zamek i na jego
miejscu zbudowa
ę
klub-kawiarni
ħ
. W tej sytuacji dyrektor Marczak, któremu podlegały nie
tylko muzea, lecz i sprawa ochrony zabytków, polecił mi, abym jad
Ģ
c na wypoczynek,
niejako po drodze, zbadał spraw
ħ
na miejscu. Nie pierwszy to bowiem ju
Ň
raz musieli
Ļ
my
przeciwdziała
ę
zamachom na zabytkowe budowle, które przeró
Ň
ne instytucje próbowały
rozbiera
ę
lub przerabia
ę
bez zgody głównego lub wojewódzkiego konserwatora. Usiłowano je
„unowocze
Ļ
ni
ę
”, przystosowa
ę
do nowych potrzeb nie uwzgl
ħ
dniaj
Ģ
c jednak,
Ň
e w ten sposób
trac
Ģ
swój pierwotny historyczny charakter.
Tak było i tym razem. Dlatego nie namy
Ļ
laj
Ģ
c si
ħ
wiele wyszukałem na mapie jezioro
Zmierzchun — nigdy bowiem tam nie byłem — i zabrawszy z archiwum teczk
ħ
z
dokumentacj
Ģ
dotycz
Ģ
c
Ģ
zamku w Złotym Rogu, nazajutrz wczesnym rankiem wsiadłem w
swój wehikuł i wyruszyłem w drog
ħ
.
Dzie
ı
był słoneczny, ale niezwykle wietrzny. Na niebie nie było ani jednej chmurki, wiał
jednak tak silny wiatr,
Ň
e na otwartych przestrzeniach samochód nieomal spychało do rowu.
Aby utrzyma
ę
wła
Ļ
ciwy kierunek, trzeba było nieustannie nadrabia
ę
kierownic
Ģ
, jecha
ę
wolno i ostro
Ň
nie.
I dlatego dopiero po pi
ħ
ciu godzinach jazdy od Warszawy zobaczyłem drogowskaz z napisem
Złoty Róg — 10 kilometrów
. Strzałka wskazywała boczn
Ģ
, w
Ģ
sk
Ģ
, asfaltow
Ģ
drog
ħ
,
prowadz
Ģ
c
Ģ
w gł
Ģ
b wielkiego kompleksu le
Ļ
nego. Skr
ħ
ciłem w ni
Ģ
i odt
Ģ
d po obydwu
stronach drogi rozci
Ģ
gały si
ħ
lasy pełne cienistego buka. A
Ň
do Złotego Rogu nie dostrzegłem
Ň
adnej wsi,
Ň
adnego osiedla — wymarzone okolice dla kogo
Ļ
, kto szuka spokoju i
samotno
Ļ
ci.
Lecz oto las si
ħ
nagle sko
ı
czył. Ujrzałem ogromn
Ģ
to
ı
jeziora a
Ň
białego od piany, któr
Ģ
niosły pot
ħŇ
ne, rozkołysane przez wiatr grzywacze. Po prawej stronie las ci
Ģ
gn
Ģ
ł si
ħ
nieprzerwan
Ģ
ciemn
Ģ
lini
Ģ
a
Ň
po horyzont, gdzie jezioro zw
ħŇ
ało si
ħ
w przesmyk, ł
Ģ
cz
Ģ
cy je z
drugim, nieco wi
ħ
kszym, i trzecim — jeszcze wi
ħ
kszym jeziorem. Dalej, jak to widziałem z
mapy, prowadził kanał, wi
ĢŇĢ
cy te trzy akweny z pot
ħŇ
nym zbiornikiem
ĺ
niardw.
Asfaltowa szosa skr
ħ
cała na lewy, nie zalesiony brzeg i ko
ı
czyła si
ħ
Ļ
lepo przed bram
Ģ
du
Ň
ego o
Ļ
rodka wypoczynkowego, usytuowanego na piaszczystym półwyspie. Ju
Ň
z daleka
wida
ę
było dziesi
Ģ
tki brzydkich domków campingowych, a nie opodal półwyspu, na
niewysokim wzgórzu obro
Ļ
ni
ħ
tym starymi drzewami — wznosiły si
ħ
brunatne ruiny starego
zamku: na wpół zrujnowana wie
Ň
a i kawałek
Ļ
ciany z oczodołami okien. Wzdłu
Ň
szosy,
prowadz
Ģ
cej do o
Ļ
rodka wypoczynkowego, tu
Ň
nad brzegiem jeziora rozci
Ģ
gało si
ħ
kilkana
Ļ
cie zagród chłopskich i domów. Najpierw widoczne były kompleksy czerwonych
dachów zabudowa
ı
nadle
Ļ
nictwa Złoty Róg, potem zagrody chłopskie i drewniany długi
hangar nad wod
Ģ
, zapewne rybaczówka. Jeszcze dalej stał, zbudowany z prefabrykatów
betonowych i szkła, pawilonik kawiarni gminnej spółdzielni oraz czerwony budynek poczty,
sklep, szkoła podstawowa i remiza stra
Ň
acka. Na ko
ı
cu znajdował si
ħ
o
Ļ
rodek
wypoczynkowy i tu si
ħ
ko
ı
czyła szosa, a za o
Ļ
rodkiem, ju
Ň
w lesie, rozci
Ģ
gała si
ħ
du
Ň
a
polana pełna ró
Ň
nokolorowych namiotów i cumuj
Ģ
cych przy brzegu
Ň
aglówek — zapewne
pole namiotowe.
Tury
Ļ
ci zasiedlili chyba tak
Ň
e male
ı
k
Ģ
wysepk
ħ
, znajduj
Ģ
c
Ģ
si
ħ
na przedłu
Ň
eniu półwyspu i
stanowi
Ģ
c
Ģ
jakby mał
Ģ
kropk
ħ
nad i, bo wła
Ļ
nie liter
ħ
„i” przypominał półwysep, zaj
ħ
ty przez
o
Ļ
rodek wczasowy. Wokół wysepki kołysało si
ħ
na falach kilkana
Ļ
cie motorówek, w zieleni
drzew i krzaków prze
Ļ
witywały płótna namiotów.
Czułem si
ħ
zm
ħ
czony podró
ŇĢ
i przed przyst
Ģ
pieniem do czynno
Ļ
ci słu
Ň
bowych — obejrzenia
zamku i rozmowy z kierownictwem o
Ļ
rodka — postanowiłem si
ħ
pokrzepi
ę
szklank
Ģ
czarnej
kawy. Zatrzymałem wi
ħ
c wehikuł na małym parkingu przed kawiarni
Ģ
, gdzie stało ju
Ň
kilka
samochodów. Wysiadaj
Ģ
c z wehikułu, rozprostowuj
Ģ
c nogi i plecy — zobaczyłem,
Ň
e od
strony jeziora kawiarnia posiada bardzo ładny taras ze stolikami, a od tarasu schodzi w wod
ħ
drewniany pomost, przy którym po lewej stronie kołysało si
ħ
na falach kilka
Ň
aglówek, a po
prawej kilka motorówek i łodzi motorowych. To zapewne wichura szalej
Ģ
ca na jeziorze
sp
ħ
dziła wodniaków do brzegów, jednych pod namioty, innych do kawiarni, gdzie mogli w
zaciszu poczeka
ę
, a
Ň
wiatr przestanie d
Ģę
i uspokoj
Ģ
si
ħ
fale. Nawet taras kawiarniany okazał
si
ħ
zupełnie pusty, nikt bowiem nie chciał si
ħ
wystawia
ę
na uderzenia wichury, która w
porywach osi
Ģ
gała chyba sił
ħ
o
Ļ
miu stopni w skali Beauforta.
Otworzyłem drzwi kawiarni i nieomal cofn
Ģ
łem si
ħ
. W twarz uderzyły mnie g
ħ
ste kł
ħ
by
dymu tytoniowego, a b
ħ
benki uszu bole
Ļ
nie zareagowały na wrzask kilku graj
Ģ
cych
radioodbiorników turystycznych. Dym potrafi
ħ
znie
Ļę
, poniewa
Ň
sam pal
ħ
, lecz na hałas
reaguj
ħ
gwałtownie i bole
Ļ
nie. Nie ma dla mnie nic bardziej nienawistnego ni
Ň
widok
młodzie
ı
ca czy dziewczyny id
Ģ
cych po ulicach lub alei parkowej, na brzegu morskim czy nad
jeziorem — z graj
Ģ
cym aparatem tranzystorowym w r
ħ
ku. Uwa
Ň
am za szczyt chamstwa i
nietaktu, gdy kto
Ļ
z graj
Ģ
cym aparatem wchodzi do publicznego lokalu i zmusza wszystkich
do słuchania tego, czego on sam słucha.
Ale tu nie miałem wyboru. Chciałem si
ħ
napi
ę
kawy, wi
ħ
c musiałem wej
Ļę
w dym i hałas. Z
trudem — poprzez sin
Ģ
zasłon
ħ
tytoniowego smrodu — odkryłem pusty stolik w rogu sali.
Poprosiłem kelnerk
ħ
o szklank
ħ
podwójnie wzmocnionej kawy i zamierzałem zaproponowa
ę
otworzenie okna, ale pomy
Ļ
lałem,
Ň
e na nic to si
ħ
nie zda, poniewa
Ň
to wichura na dworze
spowodowała,
Ň
e okna zostały zamkni
ħ
te, aby nie wyrwało ich z futryn. Innymi słowy,
nale
Ň
ało przypuszcza
ę
,
Ň
e w bezwietrzny dzie
ı
w kawiarni jest zno
Ļ
ne powietrze. Ale ten
hałas? Tych kilka radioodbiorników — czy wyły tutaj ka
Ň
dego dnia? Pami
ħ
taj
Ģ
c o
motorówkach, które widziałem koło wyspy i przy pomo
Ļ
cie kawiarni, pomy
Ļ
lałem,
Ň
e w
takim hałasie przenigdy nie chciałbym sp
ħ
dzi
ę
urlopu w Złotym Rogu. Załatwi
ħ
spraw
ħ
starego zamku i odjad
ħ
st
Ģ
d natychmiast tam, gdzie jeszcze mo
Ň
na posłucha
ę
szumu wiatru i
bełkotu fal.
Kawa okazała si
ħ
nad wyraz dobra. Pij
Ģ
c j
Ģ
drobnymi łykami zacz
Ģ
łem bezwiednie rozgl
Ģ
da
ę
si
ħ
po sali, próbuj
Ģ
c si
ħ
zorientowa
ę
, jakich to turystów i wczasowiczów zwabiaj
Ģ
lasy i
jeziora w Złotym Rogu.
Od razu si
ħ
rzucało w oczy,
Ň
e klientela kawiarni dzieliła si
ħ
jakby na dwie zasadnicze grupy.
Po prawej stronie siedzieli chyba
Ň
eglarze, co poznawało si
ħ
po białych kurtkach, brodatych
twarzach, fantazyjnych kapeluszach. Po lewej za
Ļ
zajmowali stoliki motorowodniacy — w
skórzanych kurtkach, w wybrudzonych smarami spodniach. Motorowodniaka pozna
ę
zreszt
Ģ
bardzo łatwo. Na naszych wodach rzadko spotkasz łód
Ņ
z silnikiem typu „Johnson” lub
„Merkury”. Przewa
Ň
aj
Ģ
hała
Ļ
liwe bzykacze-dwusuwy: warty, tummlery, D-6, moskwy,
wichry. A jeszcze nie zdarzyło mi si
ħ
spotka
ę
dwusuwowego silnika, który pracowałby na
wodzie bezbł
ħ
dnie, nie zalewałaby mu si
ħ
Ļ
wieca, sprawnie działał iskrownik, nie zatykał si
ħ
ga
Ņ
nik. Dlatego ka
Ň
dy wła
Ļ
ciciel takiego silnika po jakim
Ļ
czasie ma za paznokciami i na
ubraniu trudno usuwalne
Ļ
lady oleju.
I wła
Ļ
nie sprawa do
Ļę
charakterystyczna: na stolikach motorowodniaków stały rycz
Ģ
ce
aparaty radiowe. No có
Ň
, hałas motoru
Ļ
lizgacza sił
Ģ
rzeczy przyt
ħ
pia słuch. Gdy płynie si
ħ
z
takim silnikiem, trzeba gło
Ļ
no krzycze
ę
, aby si
ħ
porozumie
ę
, i nic dziwnego,
Ň
e potem trzeba
słucha
ę
radia na pełny regulator.
Inaczej zupełnie
Ň
eglarstwo. To sport cichy, wymagaj
Ģ
cy skupienia i spokoju. Szanuj
Ģ
cy si
ħ
Ň
eglarz
Ļ
ródl
Ģ
dowy nie tylko nie wchodzi na
Ň
aglówk
ħ
w butach, ale nie zabiera z sob
Ģ
w rejs
aparatu radiowego. Etyka
Ň
eglarska zakazuje gwizda
ę
i krzycze
ę
na wodzie, nawet
podnoszenie głosu jest niemile widziane, i nic dziwnego,
Ň
e sport ten wychowuje ludzi,
którzy nie tylko kochaj
Ģ
wiatr, lecz i szanuj
Ģ
cisz
ħ
. Nawet gdy wyjd
Ģ
na l
Ģ
d.
Nie dziwiłem si
ħ
wi
ħ
c zauwa
Ň
aj
Ģ
c niech
ħ
tne spojrzenia, jakie
Ň
eglarze posyłali w stron
ħ
motorowodniaków. Rozumiałem równie
Ň
, dlaczego siedzieli oddzielnie, dlaczego po
przeciwnych stronach pomostu kawiarnianego cumowały
Ň
aglówki i motorówki, dlaczego
przy brzegu polany le
Ļ
nej widziałem same maszty, a wokół wysepki kołysały si
ħ
same
motorówki. W Złotym Rogu mi
ħ
dzy dwiema grupami wodniaków panował ostry konflikt.
Rzecz jasna, go
Ļ
cie kawiarni nie składali si
ħ
z samych
Ň
eglarzy i motorowodniaków. Było tu
tak
Ň
e kilku automobilistów, których samochody widziałem na parkingu, jacy
Ļ
przejezdni
tury
Ļ
ci, przewa
Ň
nie m
ħŇ
czy
Ņ
ni z
Ň
onami i dzie
ę
mi. Jeden z tych panów kilkakrotnie błagalnie
składał r
ħ
ce, zwracaj
Ģ
c si
ħ
do motorowodniaków, aby
Ļ
ciszyli radia, lecz jego pro
Ļ
ba
pozostawała bez echa.
W pewnej chwili kelnerka — młoda dziewczyna w krótkiej sukience i małym fartuszku —
wyszła na zaplecze kawiarni i wróciła trzymaj
Ģ
c w r
ħ
ku wywieszk
ħ
. Skierowała si
ħ
w stron
ħ
stolików motorowodniaków i wywieszk
ħ
uczepiła do kinkietu na
Ļ
cianie. Teraz mogli
Ļ
my
odczyta
ę
tre
Ļę
wywieszki, wypisan
Ģ
kolorowym flamastrem:
Uprasza si
ħ
o cisz
ħ
i
niewł
Ģ
czanie radioodbiorników.
Rzuciła mi si
ħ
w oczy bardzo ró
Ň
na reakcja go
Ļ
ci. Automobili
Ļ
ci odetchn
ħ
li z ulg
Ģ
. Na ustach
Ň
eglarzy pojawiły si
ħ
triumfuj
Ģ
ce u
Ļ
mieszki. Natomiast twarze motorowodniaków stały si
ħ
złe, zaci
ħ
te. I jak na komend
ħ
Ļ
ciszyli aparaty radiowe.
Ale nie, nie dlatego,
Ň
e przyj
ħ
li do wiadomo
Ļ
ci tre
Ļę
wywieszki. Po prostu zamierzali
polemizowa
ę
z kelnerk
Ģ
, a wrzask graj
Ģ
cych pudeł mógł im w tym przeszkodzi
ę
.
Głos zabrał rosły brodacz z „afryka
ı
sk
Ģ
” czupryn
Ģ
.
— Halo, prosz
ħ
pani, co ma znaczy
ę
ten napis?
— Nie umie pan czyta
ę
? — kelnerka udała zdumienie.
— Umiem, prosz
ħ
pani. I dlatego wła
Ļ
nie pytam: kto wydał zakaz wł
Ģ
czania
radioodbiorników?
— Nasza kierowniczka.
— Ach, wi
ħ
c to sprawka Krwawej Mary — oburzył si
ħ
Kudłacz. — Prosimy bardzo, niech
ona tu przyjdzie i wytłumaczy si
ħ
przed nami.
Od stolika zerwał si
ħ
mały blondynek w okularach i skórzanej kurtce:
— Co to ma znaczy
ę
? W
Ň
adnej kawiarni nie ma takich wywieszek. Nigdzie nie jest
zabronione wł
Ģ
czanie radioodbiorników. Wiem o tym, jako student prawa nieco orientuj
ħ
si
ħ
w przepisach.
— Tak jest. Adwokat ma racj
ħ
. Niech tu do nas przyjdzie Krwawa Mary — darło si
ħ
bractwo
motorowodniaków.
Kelnerka wzruszyła ramionami i wyszła na zaplecze. Z niecierpliwo
Ļ
ci
Ģ
oczekiwali
Ļ
my jej
powrotu w towarzystwie kierowniczki kawiarni. Jedni, bo spodziewali si
ħ
awantury, która
urozmaici
ę
mogła
Ň
ycie na wczasach, jeszcze inni, bo ciekawi byli osoby o tak gro
Ņ
nie
brzmi
Ģ
cym przezwisku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]