Ze Szkoly Netpress Digital E-book, klasyka literatury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym
.
Maria Konopnicka
ZE SZKOŁY
Konwersja:
ZE SZKOŁY
Maria Konopnicka
Od kwietnia wszyscy chodzili do szkoły boso.
Że zimna były jeszcze znaczne,ba, szron od rana
biały, każdy batuchał się, jak mógł, a to matczyną
chustką, tą "na porywkę", a to szarym
spencerkiem albo kamizelką ojcową, ale żeby bu-
ty wzuć, nikt nie pomyślał nawet. Buty zdej-
mowały się "na prymalisa", a kto by je na powrót
z kołka z góry ściągnął, kpem się stawał na ca-
lutkie lato, aż het do Wszystkich Świętych. Ale nie
okazało się takiego między nami.
Na głowach za to nosiliśmy wielkie czapy
baran" - we albo watowane z uszami, albo z
"futerkiem", a trwało to ku Zielonym Świątkom al-
bo i Trójcy, jeśli tam kto na kapelusz nie duchem
złotówkę miał albo słoma w kolano późno szła i
pleść nie było z czego. Ale nogi za grudy jeszcze
używały psłni letniego sezonu, ukazując się spod
krótkich lub zbyt długich, wysoko podwiniętych
hajdawerów i zaczerwienione jak raki.
4/7
Dziewczyny tylko obuwały się w trzewiki; ale
też ród ich był u nas w powszechnej pogardzie.
Jedna Bronka ze Starego Hamru na porówni z na-
mi chodziła boso, w krótkiej swojej spódniczynie
i w wielkim kaftanie. Właściwie nie chodziła ona,
tylko biegła. Długie jej, cienkie, mało co za kolana
przyodziane spódnicą nogi migały po szosie w
równych, sprężystych, lekko i szeroko rzuconych
krokach, ledwo tykając świeżo sypanego żwiru.
Biec tak zaczynała już na podwórku szkolnym i
tak biegła aż do wielkiego czarnego czworoboku
Starego Hamru, z którego dniem i nocą sypały się
ogniste słupy iskier. Ojciec jej tam hamernikiem
był, a dziewczyna mówiła, że wszystkie iskry to jej
własne.
W drodze oglądała się Bronka od czasu do
czasu na Julka kulasa, który tak samo kłusem za
nią biegł, o jakie pięćdziesiąt kroków może, nigdy
mimo wszelkich wysiłków zbliżyć się do niej nie
mogąc. Był to dobry chłopak, tylko że mizerny w
sobie i choć się do bitek stawiał pierwszy, nogę
miał skręconą. Niech tylko o łokieć jakiej drogi
między nimi ubyło, zaraz Bronka rzucała sobą
naprzód dwa, trzy razy i znów potem biegła
równo, lekko, sprężyście.
Kiedym patrzył na nią, zdawało mi się, że za-
wsze tak biec będą, jedno za drugim, aż do końca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]