Zecharia Sitchin - Genezis raz jeszcze, Książki, Zecharia Stichin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]ZECHARIA SITCHIN
GENESIS RAZ JESZCZE. CZY WSPÓŁCZESNA NAUKA DOŚCIGA STAN WIEDZY
STAROŻYTNOŚCI?
[Genesis Revisited. Is Modern Science Catching Up With Ancient Knowledge? / wyd. orygin.:
1990]
SPIS TREŚCI:
4. Posłańcy
Genesis
13.
Genesis
PRZEDMOWA
Ze wszystkich tajemnic, przed jakimi stoi ludzkość poszukująca wiedzy, największą jest tajemnica
zwana życiem.
6. Świadek
Teoria ewolucji wyjaśnia, jak życie rozwijało się na Ziemi, ale nie tłumaczy, jak powstało. Pojawia
się też kwestia nader zasadnicza: czy życie na Ziemi jest
czymś
wyjątkowym, nie mającym
precedensu w Układzie Słonecznym, w naszej Galaktyce, we Wszechświecie?
Według Sumerów, życie zostało przyniesione do Układu Słonecznego przez Nibiru; to właśnie
Nibiru przekazało Ziemi nasienie życia". Nauka przebyła długą drogę, żeby dojść do tego samego
wniosku.
Godne uwagi jest, że teksty starożytne pokrywają się z ustaleniami współczesnej nauki. Piąta
tabliczka
Enuma elisz,
mimo że poważnie uszkodzona, opisuje tryskającą lawę jako "ślinę" Tiamat i
lokalizuje aktywność wulkaniczną w czasie poprzedzającym utworzenie się atmosfery, oceanów i
kontynentów. Ślina, twierdzą teksty, w miarę wylewania się "zalegała warstwami". Opisano fazę
stygnięcia" "zbierania się chmur wodnych"; potem wzniesione zostały posady" Ziemi i powstały
oceany. Wersję tę powtarza
Genesis.
Dopiero potem pojawiło się na Ziemi życie: "ziele" na
kontynentach i "mrowie istot" w wodach.
Żywe komórki, nawet najprostsze, składają się ze skomplikowanych cząsteczek, utworzonych z
różnych związków organicznych. Ale jak cząsteczki te powstały? W 1953 roku dwóch naukowców
z Uniwersytetu Chicagowskiego, Harold Urey i Stanley Miller, przeprowadzili coś, co od tamtej
pory zwane jest "najbardziej frapującym eksperymentem. Zmieszali pod ciśnieniem cząsteczki
metanu, amoniaku, wodoru i tlenu, rozpuścili tę miksturę w wodzie, tworząc "prabulion", i poddali
to działaniu wyładowań elektrycznych, błyskawic. W rezultacie powstało kilka aminokwasów i
hydroksykwasów: budulec białka, tak istotnego składnika materii żywej. Później inni badacze
sporządzili podobne mikstury, w odpowiedniej temperaturze naświetlili je promieniami
ultrafioletowymi i poddali działaniu między innymi promieniowania jonizującego. Otrzymali takie
same rezultaty.
PROLOG
W ostatnich dekadach XX wieku byliśmy świadkami niepokojąco gwałtownego wzrostu ludzkiej
wiedzy i niebywale szybkiego rozwoju technologii. Naszych postępów na każdym polu nauki nie
odmierzają już stulecia czy nawet dziesięciolecia, lecz lata, a nawet miesiące; skala osiągnięć doby
dzisiejszej zdaje się przekraczać wszystko, co człowiek zdobył w przeszłości.
Lecz czy to możliwe, że człowiek wyszedł z mroków prehistorii, przebył starożytność i
średniowiecze, doszedł do Wieku Oświecenia, doświadczył rewolucji przemysłowej i wkroczył w
erę wysokiej technologii, inżynierii genetycznej i lotów kosmicznych po to tylko, żeby dogonić
starożytną wiedzę?
Przez wiele pokoleń Biblia i jej nauki spełniały rolę kotwicy dla poszukującej ludzkości;
współczesna nauka zdaje się jednak pozbawiać nas tego oparcia i pozostawiać we mgle
dezorientacji – szczególnie w kwestiach dotyczących pochodzenia człowieka. Celem tej książki jest
wykazanie, że konflikt między ewolucjonizmem a kreacjonizmem jest bezpodstawny; że
Genesis
i
jej źródła odzwierciedlają najwyższy znany nam poziom naukowej wiedzy.
A zatem czy jest możliwe, że to, co nasza cywilizacja odkrywa dziś na Ziemi i w Kosmosie – w
tym zakątku Wszechświata zwanym przez nas niebem – jest tylko dramatem, jaki moglibyśmy
nazwać "Genesis jeszcze raz", niczym więcej niż ponownym odkryciem tego, co było wiadome
znacznie wcześniejszej cywilizacji, na Ziemi i innej planecie?
Pytania tego nie dyktuje jedynie ciekawość naukowa; jest to pytanie o istotę egzystencji człowieka,
jego pochodzenie i jego przeznaczenie. Dotyczy ono przyszłości Ziemi jako miejsca do życia,
ponieważ związane jest z jej przeszłością: w swej intencji odkrycia skąd przyszliśmy, staje się
pytaniem o to, dokąd zmierzamy. A odpowiedzi prowadzą, jak zobaczymy, do nieuniknionych
wniosków, jakie dla jednych są zbyt niewiarygodne, by je przyjąć, dla innych zaś zbyt straszne, by
brać je pod uwagę.
1. ZASTĘPY NIEBIOS
Na początku stworzył
Bóg niebo i ziemię
Sama koncepcja początku wszechrzeczy jest podstawowa dla współczesnej astronomii i astrofizyki.
Twierdzenie, że istniała próżnia i panował chaos, zanim nastał porządek, odpowiada najnowszym
teoriom, mówiącym, iż nie trwała równowaga, lecz chaos jest regułą Wszechświata. Następnie
pojawia się idea rozbłysku światła, które rozpoczęło proces stworzenia.
Czy mato związek z Wielkim Wybuchem, teorią, według której Wszechświat powstał w wyniku
pierwotnej eksplozji, erupcji energii w postaci światła, rozsyłającej we wszystkich kierunkach
materię, z jakiej uformowane są gwiazdy, planety, skały i ludzie i tworzącej cuda, jakie widzimy w
niebie i na Ziemi? Niektórzy naukowcy, natchnieni przekazem naszego najgłębiej inspirującego
źródła, tak właśnie myślą. Lecz w takim razie skąd w zamierzchłej przeszłości pradawny człowiek
wiedział o teorii Wielkiego Wybuchu? Czy ta biblijna opowieść jest raczej opisem rzeczy
bliższych, relacją o tym, jak nasza mała planeta Ziemia i jej strefa niebieska nazywana
firmamentem, czyli "wykutą bransoletą" – zostały powołane do istnienia?
Właściwie w jaki sposób pradawny człowiek w ogóle doszedł do kosmogonii? Co naprawdę
wiedział i jak się tego dowiedział?
Jedynym odpowiednim miejscem, gdzie należy zacząć szukać odpowiedzi na te pytania, jest
miejsce, gdzie rozpoczął się bieg wypadków – niebo; tam człowiek od niepamiętnych czasów
szukał swoich korzeni, wyższych wartości – czy Boga, jak kto woli. To, co odkrywamy pod
mikroskopem, jest nie mniej przejmujące swym bezmiarem niż to, co widzimy w teleskopie;
odkrycia te jednakowo uświadamiają nam wielkość natury i Wszechświata. Ze wszystkich
postępów poczynionych ostatnio najbardziej imponujące są bez wątpienia wyprawy badawcze w
przestrzeń otaczającą naszą planetę.
Cóż za oszałamiający postęp! Zaledwie w kilka dziesięcioleci oderwaliśmy się od naszej planety,
przemierzyliśmy ziemskie nieba setki kilometrów nad jej powierzchnią, wylądowaliśmy na jej
samotnym satelicie, Księżycu, i wysłaliśmy serie bezzałogowych statków, aby zbadały naszych
sąsiadów w Kosmosie, odkrywając wibrujące, aktywne światy, olśniewające swymi kolorami,
osobliwościami, swoją strukturą, satelitami, pierścieniami. Być może pierwszy raz potrafimy
uchwycić znaczenie i odczuć potęgę słów psalmisty:
"Niebiosa opowiadają chwałę Pana,
a sklepienie niebios głosi dzieło rąk jego."
Fantastyczna era badań planetarnych sięgnęła świetnego szczytu, kiedy w sierpniu 1989
bezzałogowy statek kosmiczny, nazwany
Voyager 2,
przeleciał obok dalekiego Neptuna i przesłał
na Ziemię obrazy i inne dane. Ważący zaledwie około tony, lecz pomysłowo upakowany kamerami
telewizyjnymi, czujnikami, sprzętem pomiarowym, nuklearnym źródłem zasilania, nadajnikami i
miniaturowymi komputerami (il. 1), wysłał podobne do szeptu fale, które potrzebowały ponad
czterech godzin, żeby z szybkością światła dotrzeć na Ziemię. Na Ziemi fale te przechwycił szereg
radioteleskopów tworzących Sieć Dalekiej Przestrzeni Kosmicznej NASA; słabe sygnały zostały
następnie przetłumaczone przez elektroniczną magię na fotografie, wykresy i inne obrazy danych
we wspaniałych laboratoriach Jet Propulsion Laboratory (JPL) w kalifornijskiej Pasadenie, gdzie
realizowano ów projekt dla NASA.
Il. 1.
Wystrzelone w sierpniu 1977, dwanaście lat przed osiągnięciem ostatecznego celu swojej misji –
czyli Neptuna –
Voyager 1
oraz jego kolega,
Voyager 2,
wyznaczone były początkowo do spotkania
i zbadania tylko Jowisza i Saturna. Miały za zadanie zebrać dodatkowe dane o tych dwóch
gazowych olbrzymach, aby uzupełnić wiadomości dostarczone wcześniej przez bezzałogowe statki
Pioneer 1 i Pioneer 2.
Jednak naukowcy i technicy z JPL z podziwu godną pomysłowością i
zręcznością skorzystali z rzadko przypadającego uszeregowania planet zewnętrznych i wyzyskując
siły grawitacyjne tych planet jako katapultę zdołali przerzucić
Voyagera
2 najpierw od Saturna do
Urana, a potem od Urana do Neptuna (il. 2).
Il. 2.
Przez kilka dni w końcu sierpnia 1989 roku doniesienia dotyczące innego świata usunęły w cień
codzienne wiadomości o konfliktach zbrojnych, politycznych przewrotach, wynikach sportowych i
tendencjach rynkowych, jakie stanowią codzienny pokarm ludzkości. Przez kilka dni świat, który
nazywamy Ziemią, rezerwował sobie czas, by obserwować świat inny; przyklejeni do telewizorów
chłonęliśmy z przejęciem widok fotografowanej z bliska planety, nazywanej przez nas Neptunem.
Gdy olśniewające obrazy globu barwy akwamaryny ukazywały się na ekranach telewizyjnych,
komentatorzy podkreślali co chwila, że oto po raz pierwszy człowiek na Ziemi może naprawdę
widzieć tę planetę, która, oglądana przez najlepsze nawet ziemskie teleskopy, jawi się jako
niewyraźnie oświetlona plamka w ciemnościach Kosmosu, oddalona od nas o prawie 5 mld km.
Przypominali widzom, że Neptun został odkryty dopiero w roku 1846, po stwierdzeniu, że orbita
nieco bliższej planety, Urana, ulega perturbacjom, co wskazywało na istnienie jakiegoś ciała
niebieskiego za Uranem. Przypominali także, iż nikt przedtem – ani Sir Izaak Newton w wieku
XVIII, ani Jan Kepler w wieku XVII – odkrywcy i interpretatorzy praw rządzących ruchem w
Kosmosie, ani Kopernik, który w wieku XVI ustalił, że Słońce, nie Ziemia, jest środkiem naszego
układu planetarnego, ani Galileusz, który sto lat później użył lunety i ogłosił, że Jowisz ma cztery
księżyce,- żaden wielki astronom aż do połowy XIX wieku, i z pewnością nikt przedtem, nie
wiedział o Neptunie. A zatem nie tylko przeciętni widzowie telewizyjni, lecz sami astronomowie
mieli zobaczyć to, czego nigdy nie oglądano – po raz pierwszy mieliśmy się dowiedzieć, jakie są
prawdziwe kolory i jaka jest budowa Neptuna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]