Zelazny Roger - 01. Dziewięciu książąt Amberu, j. LITERATURA POWSZECHNA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
Roger Zelazny
Dziewięciu
książąt
Amberu
Rozdział 01
Koszmar zbliżał się ku końcowi, lecz miałem wrażenie, że trwał całą wieczność.
Sprbowałem poruszyć palcami u ng - udało mi się. Leżałem na szpitalnym łżku i
miałem obie nogi w gipsie, ale przynajmniej wciąż je miałem.
Trzykrotnie zacisnąłem i otworzyłem powieki.
Pokj przestał mi wirować przed oczami.
Gdzie, u diabła, byłem?
Po chwili zaćmienie zaczęło ustępować i wrciła mi częściowo pamięć. Przypomniałem
sobie długie noce, pielęgniarki i igły. Za każdym razem, kiedy zaczynało mi się nieco
rozjaśniać w głowie, ktoś wchodził i coś mi wstrzykiwał. Tak to wyglądało, dokładnie tak.
Teraz jednak, skoro przyszedłem już trochę do siebie, będą musieli z tym skończyć.
Ale czy skończą?
I naraz jak obuchem uderzyła mnie myśl: niekoniecznie.
Wrodzony sceptycyzm co do szlachetności ludzkiej natury nie pozwolił mi na zbytni
optymizm. Zrozumiałem, że od dłuższego czasu odurzano mnie narkotykami. Nie miałem
pojęcia dlaczego, ale też nie widziałem powodu, dla ktrego miano by zaprzestać tych
praktyk, jeśli im za to płacono. Musisz zachować zimną krew i udawać, że jesteś nadal
zamroczony - podpowiedziało mi moje drugie, gorsze, choć zapewne i mądrzejsze ja.
Tak też uczyniłem.
Kiedy w jakieś dziesięć minut pźniej zajrzała przez drzwi pielęgniarka, oczywiście wciąż
słodko chrapałem. Odeszła. Przez ten czas zdążyłem już częściowo zrekonstruować, co
zaszło.
Uprzytomniłem sobie niejasno, że miałem jakiś wypadek. To, co było potem, pamiętałem
jak przez mgłę, a tego, co było przedtem, nie pamiętałem zupełnie. Ale przypomniałem sobie,
że najpierw przebywałem w szpitalu, a dopiero pźniej przeniesiono mnie tutaj. Dlaczego?
Nie miałem pojęcia.
Czułem, że nogi mi się już zrosły i są na tyle silne, że mogę sprbować stanąć. Nie
zdawałem sobie sprawy, ile czasu upłynęło od ich złamania, ale wiedziałem, że były złamane.
Usiadłem. Kosztowało mnie to sporo wysiłku, gdyż bolały mnie wszystkie mięśnie. Na
dworze było już ciemno i zza okna mrugało na mnie kilka gwiazd. Odmrugnąłem im i
2
przerzuciłem nogi przez krawędź łżka.
Zakręciło mi się w głowie, ale tylko przez chwilę; wstałem i trzymając się poręczy u
wezgłowia zrobiłem ostrożnie pierwszy krok.
W porządku. Trzymałem się na nogach.
A więc teoretycznie mogłem wyjść stąd o własnych siłach.
Wrciłem do łżka, wyciągnąłem się i zacząłem rozmyślać. Ciało miałem zlane potem i
trząsłem się jak w febrze. Przed oczami migotały mi kolorowe plamki.
Coś się psuje w państwie duńskim...
To był wypadek samochodowy, uzmysłowiłem sobie. Cholernie nieprzyjemny wypadek...
Wtem drzwi się otworzyły wpuszczając trochę światła i przez wpłprzymknięte powieki
zobaczyłem pielęgniarkę ze strzykawką. Miała szerokie biodra, ciemne wtosy i muskularne
ręce. Kiedy zbliżała się do łżka, usiadłem.
- Dobry wieczr - powiedziałem.
- Ależ... dobry wieczr - odparła.
- Kiedy stąd wychodzę? - spytałem.
- Będę musiała zapytać lekarza.
- Świetnie, niech pani zapyta.
- Proszę podwinąć rękaw.
- Nie, dziękuję.
- Muszę zrobić panu zastrzyk.
- Nic podobnego. Nie potrzebuję żadnego zastrzyku.
- O tym decyduje lekarz.
- Więc niech tu przyjdzie i sam mi to powie. A na razie nic z tego.
- Przykro mi, ale muszę słuchać poleceń moich przełożonych.
- Tak samo tłumaczył się Eichmann i sama pani wie czym się to dla niego skończyło -
pokręciłem wolno głową.
- Skoro tak - oświadczyła - będę musiała zameldować o tym...
- Doskonale. I proszę przy okazji powiedzieć, że jutro rano się wypisuję.
- To niemożliwe. Nie może pan nawet chodzić... i miał pan obrażenia wewnętrzne...
- Zobaczymy - powiedziałem. - Do widzenia.
Odwrciła się i wyszła bez odpowiedzi.
Leżałem i rozmyślałem. Byłem chyba w jakiejś prywatnej klinice - a więc ktoś musiał
pokrywać rachunek. Kto? Przed oczami nie stanęli mi żadni krewni. Ani przyjaciele. Ktż
więc pozostawał? Wrogowie?
3
Usiłowałem przywołać ich w pamięci.
Pustka.
Nie zgłosił się żaden kandydat do tego miana.
Nagle przypomniałem sobie, że auto, ktrym jechałem, spadło ze skały prosto do jeziora. I
to było wszystko, co pamiętałem.
Jestem...
Wytężyłem pamięć i znw poczułem, że oblewa mnie pot.
Nie wiedziałem, kim jestem.
Żeby się czymś zająć, usiadłem i odwinąłem bandaże. Wyglądało na to, że pod spodem
wszystko jest w porządku i że postąpiłem słusznie. Za pomocą metalowego pręta, wyjętego z
wezgłowia łżka, zerwałem teraz gips z prawej nogi. Miałem nieodparte wrażenie, że muszę
się szybko stąd wydostać, że czekają na mnie jakieś nie cierpiące zwłoki sprawy.
Sprawdziłem, jak spisuje się moja prawa noga. Była zdrowa. Zerwałem gips z lewej nogi,
wstałem i podszedłem do szafy. Nie wisiało w niej żadne ubranie.
Wtem usłyszałem kroki. Wrciłem do łżka i przykryłem się, zasłaniając zerwany gips i
zdarte bandaże. Drzwi ponownie się otworzyły.
Rozbłysło światło - przy ścianie z ręką na kontakcie stał muskularny osiłek w białym
fartuchu.
- Podobno wojuje pan z pielęgniarką? I co zrobimy z tym fantem? - zapytał i trudno już
było udawać, że śpię.
- No właśnie - odparłem. - Co z nim zrobimy?
Zmarszczył brwi skonsternowany, a potem oznajmił:
- Pora na zastrzyk.
- Czy jest pan lekarzem? - spytałem.
- Nie, ale otrzymałem polecenie, żeby zrobić panu zastrzyk.
- A ja się nie zgadzam - powiedziałem - do czego mam pełne prawo. I co pan na to?
- Dostanie pan swj zastrzyk tak czy inaczej - oświadczył i podszedł z lewej strony do
łżka. Trzymał w ręce strzykawkę, ktrą dotąd chował za plecami.
Wymierzyłem mu paskudny cios, jakieś dziesięć centymetrw poniżej pasa, ktry rzucił
go na kolana.
- ...! - zaklął, kiedy odzyskał głos.
- Sprbuj podejść do mnie Jeszcze raz, kochasiu - zagroziłem - to dopiero zobaczysz.
- Już my mamy swoje sposoby na takich pacjentw - wysapał.
Zrozumiałem, że najwyższy czas działać.
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]