Zemsta faraonow, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]ViCTORIA HOLT Zemsta faraonówPrzełożyła Krystyna KamińskaAkapit, Katowice 1993Tytuł oryginału: The Curse of the KingsCopyright © Victoria Holt 1973© Copyright for the Polish edition by "Akapit", Katowice 1992© Translation by Krystyna KamińskaISBN 83-85715-89-4Projekt okładki i strony tytułowej: Marek MosińskiRedakcja: Jolanta IwańskaRedakcja techniczna: Lech DobrzańskiKorekta: Halina SienickaWydanie pierwsze.Wydawca:"Akapit" - Oficyna Wydawnicza, sp. z o.o.Katowice 1993Ark. druk. 18,5.Ark. wyd. 20,0Druk: Cieszyńska Drukarnia Wydawnicza .Zam. nr 2008zK-93Spis treści.Klątwa..................... 3Brązowa tarcza.................. 8Czas niewoli................... 52Żona Teobalda.................. 100Pałac Chefrona.................. 159Ramadan.................... 192Święto Nilu................... 217Tragedia na pomoście................ 238Przeczucia i ostrzeżenia............... 260W grobowcu................... 273Wielkie odkrycie................. 284***Rozdział Pierwszy.KLĄTWA.Gdy sir Edward Travers zmarł nagle w tajemniczy sposób, przerażenie i domysły ogarnęły nie tylko najbliższą okolicę, ale cały kraj.Nagłówki w gazetach donosiły: "Śmierć wybitnego archeologa", "Czy sir Edward Travers jest ofiarą klątwy?".Notatka w naszym lokalnym dzienniku stwierdzała: "Po śmierci sir Edwarda Traversa, który ostatnio wyjechał z kraju, by prowadzić wykopaliska w grobach faraonów, pojawiło się pytanie: ile prawdy zawiera dawne wierzenie, że ten, kto narusza miejsce spoczynku zmarłych, sprowadza na siebie ich wrogość? Nagła śmierć sir Edwarda położyła kres ekspedycji wykopaliskowej."Sir Ralf Bodrean, najbardziej wpływowy z tutejszych właścicieli ziemskich i najbliższy przyjaciel sir Edwarda wspomagał ekspedycję finansowo i gdy w kilka zaledwie dni po ogłoszeniu wiadomości o śmierci sir Edwarda sir Ralf uległ atakowi apopleksji, dało to pole do dalszych spekulacji. Sir Ralf miał już podobny atak przed kilku laty i przyszedł do siebie po nim tak jak i po drugim, ten ostatni jednak pozostawił po sobie paraliż ręki i nogi i mocno nadwątlone zdrowie. Jak można się było spodziewać, napomykano tu i ówdzie, że nieszczęście to było skutkiem klątwy.Ciało sir Edwarda sprowadzono do kraju i pochowano na naszym cmentarzu; najważniejszą z osób biorących udział w pogrzebie był oczywiście Teobald, jego jedyny syn, który był także człowiekiem wybitnym i nie pozbawionym osiągnięć w tej samej co ojciec dziedzinie.Był to jeden z najbardziej uroczystych pogrzebów jakie kiedykolwiek odbyły się w naszym dwunastowiecznym kościele. Obecni byli ludzie ze świata nauki, osoby zaprzyjaźnione z rodziną, no i oczywiście prasa.Byłam w tym czasie lektorką lady Bodrean, żony sir Ralfa; zajęcie to nie najbardziej odpowiadało mojej naturze, lecz do jego przyjęcia zmusiły mnie potrzeby finansowe.Towarzyszyłam lady Bodrean na nabożeństwie żałobnym w kościele, gdzie nie mogłam oderwać oczu od Teobalda.Kochałam go od pierwszej chwili, gdy go zobaczyłam; kochałam nierozumnie, bo beznadziejnie, jakąż bowiem szansę mogła mieć skromna lektorka, gdy chodziło o taką znakomitość? W moich oczach był uosobieniem męskich zalet. Z pewnością trudno byłoby go nazwać przystojnym w konwencjonalnym sensie, ale wyróżniał się wyglądem: bardzo wysoki, o szczupłej sylwetce, włosach ni jasnych ni ciemnych; miał czoło intelektualisty, była jednak odrobina zmysłowości w jego ustach; nos miał duży i nieco arogancki, a szare oczy głęboko osadzone i przysłonięte powiekami. Nigdy nie było się pewnym, co myśli. Był daleki i tajemniczy. Często sobie powtarzałam: Trzeba by całego życia, by go zrozumieć. Ale cóż to byłaby za fascynująca podróż odkrywcza!Zaraz po pogrzebie wróciłyśmy z lady Bodrean do Keverall Court. Jest wyczerpana - mówiła i rzeczywiście bardziej była rozdrażniona niż zazwyczaj, i więcej znajdowała powodów do uskarżania się. Jej nastrój nie uległ polepszeniu, gdy się dowiedziała, że reporterzy chcieli w Keverall Court zasięgnąć informacji o stanie zdrowia sir Ralfa.- Krążą jak sępy, spodziewając się najgorszego - oznajmiła. - Następna śmierć pasowałaby przecież do tej głupiej historii o klątwie.W kilka dni po pogrzebie zabrałam psy lady Bodrean na codzienny spacer i nogi z przyzwyczajenia same mnie zaniosły do Giza House, domu Traversów. Stanęłam przed bramą z kutego żelaza, gdzie tyle razy stawałam, i spojrzałam na ścieżkę prowadzącą ku domowi. Teraz, gdy było po pogrzebie i gdy podniesiono story, nie wyglądał już ponuro. Odzyskał tę atmosferę tajemniczości, którą zawsze z nim wiązałam, bo to był dom, który zawsze mnie fascynował, nawet wtedy, gdy Traversowie jeszcze tu nie mieszkali.Ku mojemu zakłopotaniu z domu wyszedł Teobald; nie zdążyłam odejść, gdyż mnie spostrzegł.- Dzień dobry, miss Osmond - powiedział. Szybko znalazłam usprawiedliwienie mojej tu obecności.- Lady Bodrean chciałaby wiedzieć, jak pan się miewa.- Ach, znośnie - odpowiedział - ale proszę wejść. Uśmiechnął się do mnie i to sprawiło, że poczułam się niedorzecznieszczęśliwa. To był absurd. Żeby rozsądna, poważna, dumna miss Osmond tak intensywnie reagowała na inną ludzką istotę! Miss Osmond zakochana! Jak w ogóle mogłam dojść do takiego stanu i to tak beznadziejnego w dodatku?Poprowadził mnie ścieżką wśród nieco zbyt wybujałych zarośli i pchnął drzwi kołatką, którą sir Edward przywiózł z jakichś obcych krajów. Była zręcznie wykuta na kształt twarzy... złej twarzy. Zastanawiałam się, czy sir Edward umieścił tu ją po to, by odstraszać gości.Grube dywany w Giza House tłumiły kroki. Teobald wprowadził mnie do salonu, w którym aksamitne, ciężkie, granatowe kotary przybrane były złotymi frędzlami, a dywan był ciemnobłękitny z aksamitnym meszkiem. Sir Edwardowi hałas przeszkadzał w pracy, mówiono. Ten pokój dawał świadectwo jego zamiłowaniom. Wiedziałam, że niektóre niesamowite figury były odlewami najwspanialszych znalezisk. To był chiński pokój, ale dominujący tu olbrzymi fortepian wnosił coś z atmosfery wiktoriańskiej Anglii.- Mamy w planach jeszcze jedną ekspedycję tam, gdzie zmarł mój ojciec - powiedział,- Ach, tak - wykrzyknęłam.Nie wierzyłam w legendę o klątwie, ale myśl o jego tam powrocie zatrwożyła mnie.- Uważa pan, że to rozsądne? - zapytałam.- Z pewnością nie wierzy pani w to, co mówią o śmierci mego ojca, miss Osmond?- Oczywiście, że nie.- Był zdrowym człowiekiem, to prawda. I nagle dopadła go śmierć. Myślę, że był o krok od jakiegoś wielkiego odkrycia. Powiedział mi na dzień przed śmiercią: "Myślę, że niedługo dowiodę wszystkim, jak bardzo ta wyprawa była warta podjęcia". Nic więcej nie zdołał powiedzieć. Jakże bym chciał, żeby powiedział.- Przeprowadzono sekcję zwłok.- Tak, tu, w Anglii. Nie mogli jednak znaleźć przyczyny śmierci. To było bardzo tajemnicze. A teraz sir Ralf.- Nie myśli pan chyba, że jest jakiś związek? Potrząsnął głową.- Myślę, że stary przyjaciel ojca musiał być wstrząśnięty jego nagłą śmiercią. Sir Ralf miał skłonność do apopleksji i już raz miał łagodny atak. Wiem, że lekarze od lat zalecali mu trochę umiarkowania. Nie, choroba sir Ralfa nie ma nic wspólnego z tym, co się stało w Egipcie. A więc, wrócę tam i spróbuję zbadać, co takiego odkrył mój ojciec... i czy zaważyło to w jakiś sposób na jego śmierci.- Niech pan będzie ostrożny - powiedziałam, nim zdążyłam się powstrzymać.Uśmiechnął się.- Jestem pewien, że mój ojciec by tego chciał.- Kiedy pan wyjedzie?- Przygotowania zajmą nam trzy miesiące.Drzwi otworzyły się i weszła Tabita Grey. Intrygowała mnie, tak jak wszyscy mieszkańcy Giza House. Była piękna, w sposób nie rzucający się w oczy. Trzeba było widzieć ją wiele razy, by odkryć powab jej rysów i otaczającą ją atmosferę pogodzenia z losem, akceptacji życia. Nigdy nie byłam do końca świadoma, jaka była jej pozycja w Giza House; była czymś w rodzaju szczególnie uprzywilejowanej ochmistrzyni.- Miss Osmond wstąpiła, by przekazać pozdrowienia od lady Bodrean.- Napije się pani herbaty, miss Osmond? - zapytała Tabita. Podziękowałam, wyjaśniając, że muszę zaraz wracać, gdyż inaczejodczują mój brak. Tabita uśmiechnęła się współczująco, dając do zrozumienia, że wie, jak niełatwą chlebodawczynią jest lady Bodrean. Teobald wyraził chęć odprowadzenia mnie i tak zrobił. Przez cały czas mówił o wyprawie. Słuchałam urzeczona.- Przypuszczam, że chciałaby pani z nami pojechać - powiedział.- O tak, z największą radością.- Byłaby pani gotowa stawić czoła klątwie faraonów? - zapytał z ironią.- Tak, oczywiście. Uśmiechnął się do mnie.- Chciałbym - powiedział z przekonaniem - żeby pani mogła przyłączyć się do naszej wyprawy.Wróciłam do Keverall Court oszołomiona. Prawie nie docierały do mnie skargi lady Bodrean. Byłam jak we śnie. On chciałby, żebym mogła z nimi pojechać. Tylko cud mógłby to sprawić.Kiedy umarł sir Ralf, jeszcze więcej mówiło się o klątwie. Człowiek, który stał na czele ekspedycji, i człowiek, który ją wspierał finansowo - obaj nie żyją! To nie może być przypadek.I oto... cud się zdarzył. To było nie do wiary. To było jak sen. Jak bajka. Kopciuszek miał się udać - nie na bal - ale z wyprawą wykopaliskową do Egiptu.Mogłam się tylko zdumiewać; i myślałam bez przerwy o wszystkim, co do tego doprowadziło.Zaczęło się to tak naprawdę w dniu moich czternastych urodzin, gdy znalazłam fragment z brązu w grobie Jozjasza Polgrey'a.Rozdział Drugi.BRĄZOWA TARCZA.Dzień, w którym skończyłam czternaście lat, był jednym z najdonioślejszych w moim życiu, ponieważ wtedy nie tylko znalazłam brązową tarczę, ale dowiedziałam się pewnych prawd o sobie.Najpierw była tarcza. Znalazłam ją w pewne upalne lipcowe popołudnie. W domu było spokojnie, bo nigdzie nie było widać ani Dorcas, ani Alison, ani kucharki i dwóch służących. Podejrzewam, że służące wymieniały zwierzenia na ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]