Ziemia slonych skal, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sat-OkhZiemia Słonych SkałStanisław Supłatowicz (włac. Sat-Okh) urodził się 15 kwietnia 1920 r. w Kanadzie, zmarł 3 lipca 2003 r. w Gdańsku, gdzie został pochowany 8 lipca 2003r. na cmentarzu "Srebrzyska".* * *Słyszę poród lasów krzyki i wycie przecišgłe,Słyszę poród lasów bębny i krzyki wojenne.Lesie ukryj mnie,Zacieraj moje lady,Daj mi siłę niedwiedziaI zwinnoć pumy...Gdyby orzeł uniósł cię w górę, ponad krainę Tolandi,leżšcš na południe od rzeki Mackenzie, Jeziora Niedwie-dziego i wielkiego zakrętu Yukonu zachód przysłonił-by ci wysoki łańcuch Gór Skalistych, a na południe roz-warłyby się przed twymi oczami horyzonty szerokichprerii.Owe prerie to szlak bizonów cišgnšcy się od kanadyj-skich stanów Alberta i Saskatchewan poprzez obie Dako-ty, Nebraskę, Kansas, Oklahomę, aż po kamienisty Teksas.Poród owego koła, które zakrelajš bieg rzeki Mac-kenzie i Jezioro Niedwiedzie, podnóże Gór Skalistychi pogranicze stepów, a wreszcie wielki zakręt Yukonuujrzysz puszczę, wielkš i ciemnš jak północne morze,z którego fal sterczš kamienne wyspy samotne blokigranitowych skał.Skšd wzięły się owe bloki? Opowiadajš o tym starzywojownicy przy ogniskach. Zanim w tej puszczy narodziłsię pierwszy jej mieszkaniec Indianin, walczyły o niš7Jest to miesišc niegów i mrozów. Oglšdasz się za siebie?Szukasz orła? Powrócił już do gniazda.Chod więc ze mnš nad brzeg jednego z jezior.Pierwsze promienie słońca padajš na onieżony brzegjeziora. Jezioro jest pokryte lodem, nieg trzeszczy podstopami, Duch Jeziora pi spokojnie w Miesišcu Lecšcegow Górę Księżyca. Nie obudzš go nasze głosy, choćmieszkamy blisko brzegu. Nasze tipi namioty zeskór ustawione sš półkolem i tworzš szerokš podko-wę, otwartš od strony jeziora.Ramiona owej podkowy obejmujš wielki plac, w które-go rodku tkwi pal totemowy z lipowego drzewa. Rzebyna palu wiadczš o tym, że jest to obóz pokolenia Sowy,ludzi wywodzšcych się od ptaka, który widzi w nocy.Na samym szczycie pala czarownik Gorzka Jagoda wy-rzebił wielkš sowę o okršgłych oczach, czerwonym dzio-bie i szeroko rozpostartych skrzydłach. Poniżej ten samptak ma już zamiast skrzydeł ludzkie ręce i nogi, zakoń-czone sowimi jeszcze szponami. Trzecia odmiana jest jużcałš ludzkš postaciš o głowie sowy; obejmuje ona figuręnagiego człowieka, wyobrażajšcš ojca całego plemieniaSowy.Pierwsze promienie słońca padajš skonie. Ich blaskjest czerwony, a długie cienie tipi majš kolor granatowy.Słońce dopiero wzeszło, lecz wioska nie pi. Na placuprzed palem totemowym odbywa się taniec, który roz-poczšł się wraz ze wschodem słońca. Prowadzi go cza-rownik Gorzka Jagoda.W ostrym wietle czerwonych promieni widzę go wy-ranie. Przypomina stojšcego na tylnych nogach skrzydla-tego bizona. Na głowie ma bizoni skalp o szeroko roz-stawionych rogach. Ich końce tak jak dziób sowy10na totemowym palu błyszczš czerwieniš. Twarz po-malował w niebieskie i żółte pasy. Do szeroko rozpo-startych ramion przytwierdził grzechotki z kopyt jelenich,które trzaskajš jak tętent karibu pędzšcego po kamie-nistym brzegu rzeki.Wraz z nim tańczy wojownik obnażony do pasa: Ne-pemus Silna Lewa Ręka, wielki myliwy i tancerznaszego plemienia. Obaj kršżš w rodku wielkiego koławojowników, wybijajšcych rytm na bębnach i grzechot-kach z żółwich skorup.Rytm jest coraz głoniejszy, szybszy. Ciało Nepemusa,wysmarowane tłuszczem niedwiedzim, lni jak bršz.Chwilami wydaje się, że tancerz posiada kilka par nóg,to znów, że jak czapla wiruje na jednej nodze a za tona szyi, obwieszonej sznurami z pazurów i kłów wilczych,chwiejš się trzy głowy...Tomahawk Nepemusa zadaje ciosy niewidzialnym prze-ciwnikom. Ręka wojownika jest niezawodna, jego mięnietwarde jak kły niedwiedzia. Każdy cios tomahawkiem,wist jego ostrza to Pień mierci dla wroga. Coraz wyżejwznosi się piew wojowników:Manitou, Manitou,Daj im siłę niedwiedzia,By byli odważni jak wilk w ataku,By męstwo swe wzięli od brata rysia..;Jest to dzień Nanan-cisa, Oddalenia", więto przyjmo-wania małych chłopców do szkoły natury.Dlatego, gdy nagle słabnie pień i zwalnia się rytmtańca, Nepemus kieruje swe kroki w stronę tipi naczelnikaplemienia, Leoo-karko-ono-ma, Wysokiego Orła. Nepe-mus skrada się, stšpa parę kroków, to znów zatrzymujesię. Wznosi w górę tomahawk i tańczšc w miejscu, nasłu-chuje odgłosów z wewnštrz namiotu.11W lad za nim posuwa się kršg wojowników, wródnich Gorzka Jagoda. Nepemus staje przed wejciem donamiotu. Ale dwóch wojowników z dzidami strojnymiw pióra występuje naprzód i zagradza mu wejcie dotipi. Nepemus raz za razem próbuje przedrzeć się dorodka namiotu, lecz raz za razem krzyżujš się przed nimdzidy wojowników i Nepemus cofa się od wejcia.Pięciokrotnie krzyżowały się dzidy i tylekroć Nepemuscofał się od namiotu. Znaczyło to, że chłopiec, po któregoprzyszedł, ukończył pięć lat i że nadszedł nań czas, byrozpoczšł życie wród wojowników, uczył się ich mšdro-ci, poznawał prawa plemienia i puszczy.Ja byłem tym chłopcem.Do tego dnia mieszkałem w namiocie rodziców podopiekš matki. Moja matka nosiła imię Ta-wah, BiałyObłok. Miała bowiem jasne włosy tak jasne, jakżadna z innych kobiet plemienia.Byłem jej najmłodszym synem Brat, którego jeszczenie znałem, i siostra, która wraz z matkš dotychczassię mnš opiekowała, podobni byli bardziej do ojca.Mieli jak on czarne o staiowyn; połysku włosv i oczyciemne, niczym oczy braci amuk bobrów.Tylko ja włanie miałem włosy i oczy matki. Możedlatego, że byłem tak do niej podobny, a może dlatego,że po prostu byłem najmłodszy, stałem się jej ulubień-cem. Opiekowała się mnš czule i pieciła goręcej niżinne kobiety swych synów.Do tego dnia a i przez wiele jeszcze miesięcynazywano mnie po prostu Uti-Malutki. Nazywano takwszystkich małych chłopców. My, mali chłopcy, nie mie-limy jeszcze imion, które zdobywa się z trudem, częstopieczętujšc zwycięstwo nie tylko potem, lecz i krwiš.12Jak każdy Uti marzyłem o wiecie Nanan-cisa, poktórym miałem udać się do obozu Młodych Wilków, podopiekę starych wojowników. Tam razem z innymi chłop-cami naszego plemienia będę uczyć się czytania tropówwilczych, zszywania kory brzozowej na canoe, zastawia-nia sideł na wydrzych cieżkach, trafiania strzałš z łukudzikiej kaczki w jej szybkim locie. Tam poznam prawapuszczy i obowišzki wojownika. Tam stanę się dorosłym.Chyba mnie rozumiecie. Nie tylko marzyłem, lecz poprostu musiałem marzyć o chwili, w której przed wejciemdo naszego namiotu rozlegnie się piew wojowników, głosbębnów i hałas grzechotek z żółwich skorup.Kiedy jednak posłyszałem kroki Nepemusa tuż u wej-cia do namiotu, ogarnšł mnie strach. Wiedziałem, że roz-staję się z mojš matkš, że nie ujrzę jej oczu, nie posłyszęgłosu przez wiele lat. Nie patrzyłem w jej stronę, abysię po prostu nie rozpłakać tak jak Tinahet SmukłaBrzoza siedzšca obok niej siostra.Kiedy skóra wejciowa rozsunęła się i ujrzałem przedsobš ogromnš postać Nepemusa, zapomniałem o tamtychwszystkich marzeniach, o obozie Młodych Wilkówi służbie wojownika. Chciałem rzucić się w stronę matkii w jej ramionach ukryć się przed posłem z gronego,nieznanego wiata.Nepemus nie pozostawił mi jednak czasu ani na płacz,ani na strach, ani na rozpacz. Szarpnšł mnie za ramięi oto stałem już między nim a czarownikiem odebranymatce, jej czułej opiece.Tak oto stawiałem na udeptanym, trzeszczšcym odmrozu niegu pierwsze kroki nowego życia. Przed oczamimignęły pęki wilczych i niedwiedzich skalpów i grze-chotki z jelenich kopyt, uwieszone na ramionach GorzkiejJagody. Stałem twarzš do słońca, zatrzšsł mnš chłodnydreszcz, chłód sięgał serca.13Wtedy jednak porzuciłem już cały swój strach, wszel-kš myl o łzach za matkš. Wkroczyłem przecież na nowšdrogę, na drogę, z której nie zawrócę.Nepemus wskazał mi namiot, w którym miałem czekaćdo chwili, kiedy wyruszymy w dalekš podróż. Obóz Mło-dych WiJków znajdował się bowiem z dala od wioski.Byłem w namiocie sam. Nie płakałem. Ale dobrze pa-miętam owe samotne godziny. Był w nich lęk i odwaga,niepokój i nadzieja, smutek i radoć.Dobrze także pamiętam Pień Pożegnania, którš, za-nim Nepemus wkroczył do namiotu rodziców, piewałaBiały Obłok, moja matka:Och, Uti. duszo mej duszy,Odchodzisz w dalekš drogę.By zapomnieć o mnie.Ale pamiętaj, Uti,Że siłš, że rozumemZdobędziesz imię i szacunek zdobędziesz.Bšd więc dzielny i miały,A krokiem twym niech kierujeWielki Duch.Och, Uti, czšstko mego ciałaOdchodzisz w dalekš drogę,By zapomnieć o mnie...Uti, czas.Głos Nepemusa obudził mnie z głębokiego snu.Zbliżał się wit. Wioska milczała tylko my dwajgotowalimy się do dalekiej drogi. Nie trwało to długo.W cišgu kilku minut założylimy karpie, rakiety nieżne,okrylimy ramiona skórzanymi derkami i... to wszystko.iNikt nas nie żegnał. Tylko wychodzšc z wioski jeszczeraz spojrzałem na namiot rodziców. Zza zasłony wychyliłysię dwie głowy podniosłem na pożegnanie rękę.14Nepemus szedł przodem. Weszlimy do puszczy. Las,przywalony niegiem, stał w wielkiej ciszy. Spod gałšzekjałowca mignšł wapoos królik, biała okršgła kulka,i zniknšł w gęstych zarolach. Nie obejrzałem się. Droganie była łatwa, choć Nepemus przecierał lady pamiętajšc,że nie idzie za nim wojownik.Minęła godzina. nieg, który ledwo prószył, zaczynagęstnieć, przesłaniać oczy. Kiedy wreszcie wstaje dzień,zdaje mi się, że idziemy przez grzšskie bagno, a nienieżnym tropem. Nogi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl