Zakochany golem, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Piers AnthonyZakochany Golem1. WYPRAWAGolem Grandy rozprostowa� zaspane ko�ci i zeskoczy� z mi�kkiego pos�ania. Stan��przed lustrem, przyjrza� si� swojemu odbiciu i westchn��. Nie by� wy�szy odrozpostartejm�skiej d�oni. By� mo�e by�o to i wygodne, gdy� tym sposobem m�g� si� z�atwo�ci�przespa� byle gdzie, nie zajmuj�c wiele miejsca. Jednak z pewno�ci� nikomu tymnik�ymwzrostem nie m�g� zaimponowa�. A ju� szczeg�lnie w Kramie Xanth.By� cudowny, nowy dzie�. Tak pi�kny, i� nawet Grandy niemal zapomnia� o tym, �ejest najmniej znacz�c� istotk� ze wszystkich �ywych stworze�. Gdy by� prawdziwymgoleniem - kukie�k� z ga�-gank�w i drewna - marzy�, by �y� naprawd�, by mie�cia�o. I gdy wko�cu uda�o mu si� je zdoby�, przez jaki� czas wierzy�, �e jest szcz�liwy.Potem jednakpowoli uzmys�owi� sobie, i� wci�� jest prawie niczym.Wszyscy wiedzieli, �e ma ci�ty j�zyk, lecz nikt nie traktowa� go powa�nie. Lubi�drwi� z ludzi. Ale teraz robi� to tylko po to, aby ukry� swoj� rozpacz. G��bokieprze�wiadczenie, �e si� do niczego nie nadaje. Gdy uda�o mu si� kogo� niecopogr��y�cho�by na moment, czu� si� troszeczk� lepiej. Oczywi�cie dobrze wiedzia�, �e todo niczegonie prowadzi, �e w ten spos�b dzia�a tylko na swoj� szkod� i przysparza sobiewrog�w.Marzy�, by zrobi� co� wielkiego, co� czym m�g�by si� zrehabilitowa�, dzi�kiczemu m�g�bysta� si� kim� warto�ciowym i powa�anym. Jednak nic szczeg�lnego nie przychodzi�omu dog�owy.Tymczasem zauwa�y�, �e jest g�odny. G��d by� cen�, jak� p�aci� za to, �e �yje.Musia�je��. Nie robi� tego jako golem. Nie odczuwa� wtedy niczego. Ani g�odu, anib�lu, ani�adnych innych naturalnych potrzeb. Stwierdzi� jednak, i� bardziej odpowiada muobecnystan rzeczy, gdy� w ten spos�b korzysta te� z wszelkich przyjemno�ci �ycia, alei tak�e z...przykro�ci, jakie ono przynosi.Zjecha� po por�czy. Prze�lizgn�� si� przez szpar� w oknie, kt�re zawsze by�ouchylonez my�l� o nim, i wyl�dowa� na k�pie mucho-mor�w-�abijad�w, dewastuj�c licznekapelusze.Musia�y wyrosn�� ostatniej nocy - pomy�la�. Na nieszcz�cie na jednym z nichsiedzia�a ma�aropuszka.- Wredny typku - zaskrzecza�a. - Patrz, gdzie leziesz!- S�uchaj no, �abi ryju - odci�� si� Grundy. - To moja �cie�ka.Czego na niej szukasz?- Siedz� sobie na �abijadzie. Jako �aba mam do tego wszelkieprawo - zaprotestowa�a ropucha. - To ty ni st�d, ni z owad tuwtargn��e�!Stworzenie mia�o racj�, lecz Grundy nie bardzo si� tym przej��. By�zdenerwowany.Dra�ni� go ca�y ten Xa�th, wi�c cho� wcale tego nie chcia�, zareagowa� w typowydla siebiespos�b.- Wiesz, co zrobi�? Zniszcz� te twoje wszystkie parszywe, �mierdz�ce muchomory!M�wi�c to, chwyci� le��c� opodal pa�k� i zacz�� ni� wywija� na prawo i lewo,kosz�cnast�pne kapelusze. Cho� nie by� wielki, przychodzi�o mu to z �atwo�ci�, gdy�grzyby si�ga�ymu zaledwie do kolan.- Pomocy! - wrzasn�a ropuszka. - Szaleniec na horyzoncie! Rosn�ce wok� �cianzamku chwasty zacz�y si� porusza� i Grundy ujrza� zmierzaj�cy ku niemu ca�yoddzia� �ab.Najmniejsze skaka�y na przedzie, za nimi pod��a�y wi�ksze, za� na ko�cumajestatyczniesun�a olbrzymia, paskudna ropucha.Grundy pr�bowa� uciec. Chcia� wdrapa� si� na okno, lecz wielka ropucha otworzy�aswoj� ogromn� paszcz�, wysun�a j�zor i z�owi�a nim golema. J�zor by� lepki.Grundy niem�g� si� od niego uwolni�. Ropucha zwin�a go, przyci�gaj�c Grundy'ego dosiebie.- Zjedz go! Zjedz go! - krzykn�y �aby. - Daj mu nauczk�!Niech wie, �e �abijady nale�y obchodzi� z daleka!Zrozpaczony Grundy z�apa� si� jakiej� wystaj�cej z ziemi ska�y. Pomy�la�, �emo�e wten spos�b nie wpadnie w paszcz� potwora. Lecz od razu opad�y go ma�e �aby.Skaka�y ponim, zadaj�c solidne razy, a jedna z nich zmoczy�a go sw� wydzielin�.Zrozpaczony iprzera�ony golem chwyci� j� i wrzuci� prosto w rozdziawion� paszcz� monstrualnejropuchy.Ta tylko mlasn�a, zamkn�a jap� i wsun�a j�zor. Grundy by� wolny!Najwidoczniej by�o jejwszystko jedno, co je.Ma�e �abki jednak nie da�y za wygran� i skrzecz�c �Na niego! Na niego!" -rzuci�y si�w stron� golema z wysuni�tymi j�zyczkami. Pojedynczo nie mog�y mu nic zrobi�,lecz id�cca�� chmar� zaczyna�y by� gro�ne. Grundy pr�bowa� omin�� lepkie j�zyki, jednakby�o ich zadu�o. Nie da� rady. Na dodatek olbrzymia ropucha zorientowa�a si�, �e zjad�a nieto, co by�otrzeba, i zn�w skierowa�a si� ku niemu.Nagle... Grundy zauwa�y� hipnotykw�. Tak! To jest to! - pomy�la�. Podbieg� doniej iukry� si� z drugiej strony, kieruj�c otw�r tykwy dok�adnie w �abie oczy. Gdytylko wielkaropucha otworzy�a paszcz� i wysun�a straszny, lepki j�zor, golem obr�ci�hipnotykw� tak, �e�abisko musia�o zajrze� do �rodka.Ropucha spojrza�a na ni� i zamar�a. Hipnotykwa usidli�a j�.- A masz, wstr�tny ryju! - zawo�a�. - Nie mo�esz si� ruszy�!Teraz tobie si� dosta�o!Ale ma�e �abki nie zosta�y sparali�owane. Wszystkie utkwi�y w nim swe z�o�liweoczka. Dopad�y go. Jedna wskoczy�a mu na g�ow�. Grundy upad� i pr�buj�c j� zsiebiestrzepn��, sam zerkn�� w zaczarowany otw�r.Nagle znalaz� si� w �wiecie hipnotykw. Sta� w samym �rodku kr�c�cych si�drewnianych przek�adni, obok olbrzymiej ropuchy, kt�rej ogromna noga utkwi�ami�dzyz�batkami. Przek�adnie jednak obraca�y si� dalej, wci�gaj�c j� powoli mi�dzysiebie,mia�d��c cia�o i ko�ci.- Pomocy! - skrzecza�o �abisko. - Zaraz zdechn�!- C�! Przecie� jeszcze przed chwil� chcia�a� mnie po�re�! - zadrwi� Grundy. Nie m�g� jednak na to patrze�. Widok by� przera�aj�cy.Spr�bowa� wyci�gn�� ropuch�, jednak przek�adnie nie puszcza�y. Wtem ujrza� ma��z�batk�. Le�a�a jakby zapomniana tu� obok niego. Podni�s� j� i wsadzi� dok�adnietam, gdzieutkwi�a noga ropuchy. Gdy tylko �ciskaj�ce j� z�bate ko�a nasz�y na siebie,rozleg� si� trzask.Ma�a z�batka zosta�a zmia�d�ona i przek�adnie si� zatrzyma�y.W tym samym momencie pojawi� si� wielki, ziej�cym ogniem ogier. Mia� sier��czarn� jak �rodek nocy i jeszcze czarniejsze oczy.- Powinienem by� to przewidzie�! - zar�a�. - Golem wtargn��w przek�adnie!Mrugn��. Ropucha i Grundy znale�li si� znowu w realnym �wiecie. Zostaliwyrzuceni!Noga ropuchy nie by�a nawet zadrapana, lecz po ca�ym tym zaj�ciu �abiskozupe�nie straci�oapetyt. Grundy za� stwierdzi�, �e zosta� zupe�nie poni�ony.- Wyrzucono mnie z hipnotykwy - j�kn��. - Nawet tam niktmnie ju� nie potrzebuje!Z powrotem wdrapa� si� na okno. Tym razem nikt mu w tym nie przeszkodzi�. Poczu�na sobie lepk� substancj�, pokrywaj�c� j�zor olbrzymiej �aby i mokr� ciecz,kt�r� spryska�ago mniejsza.- Fuj! Co� okropnego! - westchn�� i wszed� do �rodka.Po chwili poczu� si� jeszcze gorzej. U�wiadomi� sobie bowiem, �e prawie nic nieznaczy, �e nawet taka sobie zwyk�a ropucha jest w stanie go zniewa�y�. I tow�a�ciwie niedlatego, �e by� ma�y. Po prostu prawie nikt nie darzy� go szacunkiem. Nikt sobiez niego nicnie robi�. By� nikim. - Po co �y�, je�li si� z tego nie ma �adnych korzy�ci? -zapyta� samsiebie. Znalaz� wiadro wody stoj�ce od wczoraj na pod�odze i zacz�� si� my�. Wtrakcie tej�mudnej pracy doszed� do wniosku, �e chyba zna odpowied� na powy�sze pytanie.- Je�eli dla wszystkich jest si� niczym, to nie ma po co �y� - szepn��. - Alejak temuzaradzi�? C� mam robi�? Przecie� jestem tym, kim jestem, skromnym, ma�ymstworzonkiem - rozmy�la�.Bieg� przez komnaty. Nagle us�ysza� ciche pochlipywanie. Przystan�� na moment.Czyje� nieszcz�cia zawsze go wzrusza�y. Rzadko si� do tego przyznawa�, alerzeczywi�cietak by�o. Rozgl�dn�� si� doko�a i zauwa�y� niewielk� ro�link�, ma�y, zielonykwiatek z opusz-czonymi listkami. Wygl�da� na zupe�nie zwi�dni�tego. Grundy posiada� magiczn�moc.Umia� porozumiewa� si� z ka�dym �ywym stworzeniem. Przem�wi� wiec do ro�liny:- Co si� sta�o, moja zielona mordko?- U-u-usycham!- Zauwa�y�em, doniczkowcu. Ale czemu?- Bo-o Ivy zapomnia�a mnie po-o-dla�!-�ka� kwiat. - Jest takanieszcz�liwa, �e... - Spr�bowa� wypu�ci� nast�pn� �z�, lecz niezdo�a�. Zabrak�o mu wody.Grundy poszed� do �azienki, wlaz� na umywalk� i �ci�gn�� z niej mokr� g�bk�.Powl�k� j� po posadzce, podni�s� i mocno �cisn�� nad doniczk�. Woda zmoczy�aziemi�.- Och! Dzi�ki! - wykrzykn�� uradowany kwiat, wch�aniaj�cwilgotn� ciecz. - Jak�e ci si� odwdzi�cz�?Golem jednak, cho� by� zadufany w sobie, nie mia� poj�cia, co taka zielonaro�linkamog�aby dla niego zrobi�. Postanowi� wi�c gra� filantropa.- Zawsze z przyjemno�ci� pomagam innym - odpowiedzia�. -Powiem Ivy, �eby ci� dobrze podla�a. Co si� z ni� dzieje? Czemu�zapomina o tak wa�nych rzeczach?- Chyba nie mog� ci tego zdradzi�... - mrukn�� kwiat.Teraz Grundy stwierdzi�, �e kwiat jednak mo�e co� dla niego zrobi�.- Przecie� przed chwil� uczyni�em dla ciebie co� szczeg�lnego,zeschni�ty listku!Kwiat westchn��.- No dobrze. Ale nie m�w nikomu, �e to ja ci o tym powiedzia�em. Ivy to diabl�tko. Szczeg�lnie wtedy, gdy wpada w sza�.Golem dobrze wiedzia�, o co chodzi. Ivy mia�a osiem lat i ju� by�a prawdziw�Czarodziejk�. Gdyby kto� wszed� jej w drog�, na pewno by tego po�a�owa�.- Nikomu nie powiem - obieca�.- Uczy Dolpha lata�. Chce, aby zamieni� si� w ptaka i pofrun��na poszukiwanie Stanleya.Grundy wyd�� swe w�skie usteczka.- To� to prawdziwe nieszcz�cie! - zawo�a�.Brat Ivy, Dolph, cho� mia� zaledwie trzy lata, by� Magiem. Potrafi� zamienia�si� wr�ne �ywe istoty. Oczywi�cie umia� tak�e zamieni� si� w ptaka i ulecie� gdzie�daleko, wg�r�. By�o to jednak nadzwyczaj niebezpieczne. M�g� bowiem �atwo si� gdzie�zgubi�, czyte� zosta� po�artym przez jak�� podniebn� besti�. Grundy musia� go powstrzyma�!Jednak obieca� ro�lince, �e nikomu nie wyjawi tej tajemnicy. Dawniej �ama� daneprzyrzeczenia, lecz teraz postanowi� si� poprawi�. Ponadto, gdyby tylko... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grochowka.xlx.pl