Zbigniew Jastrzebski - Piesn Szywanga, FANTASTYKA NAUKOWA - SUBIEKTYWNY WYBÓR ANDRZEJA KRZEMIŃSKIEGO
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Fantastyka - grudzień 1988 r.Zbigniew JastrzębskiPień SzywangaDzień. Wczoraj zjadłem resztę pożywki zgromadzonej w moim pomieszczeniu, a dzisiaj opuciłem je i wyszedłem na zewnštrz. W przecinięciu się pomagało mi kilku Lo. Pracowicie rozdrapywali wšskie przejcie, ja ze swej strony pomagałem im jak tylko mogłem, tak że trwało to bardzo krótko. Te same Lo oczyciły mnie z resztek ciany i zaprowadziły do We-Gra - Starej Matki Gra. Pokazali mnie jej, a ona, poznawszy mojš charakterystykę, przesłała jš Strażnikom i innym członkom Gra. Od tej chwili stałem się pełnoprawnym mieszkańcem Gra. Na razie miałem odpoczywać, stary, mały On-Lo zaprowadził mnie do pomieszczenia, w którym była zgromadzona częć pokarmu Gra. Miałem najeć się do syta i odpoczywać przed czekajšcš mnie jutro pracš. Od momentu opuszczenia ciasnego pomieszczenia zrozumiałem sporo rzeczy. Już wtedy, gdy byłem ongiem posiadałem niejasnš wiadomoć tego, czym jestem i czym będę w przyszłoci, lecz dopiero, gdy ujrzałem Starš Matkę, Lo, On-Lo, te mętne i niedokończone przeczucia stały się krystalicznie czystš pewnociš. To przyjemnie wiedzieć, że się jest Szywangiem. To prawda, że na razie będę wykonywał pracę należšcš do Lo, lecz gdy nadejdzie czas jesieni... Teraz leżę, najedzony do syta i patrzę w drzwi, za którymi krzštajš się Lo. Przenoszš ongi, pożywienie, stawiajš cianki dzielšce pomieszczenia na mniejsze. Nieważne. Spać.Dzień 3. Całkiem niele radzę sobie z pracš Lo. Stary On-Lo i młody Lo wyprowadzili mnie wczoraj do lasu i nauczyli zdobywać pożywienie dla Gra. Szybko tego się nauczyłem. Stary Lo powiedział, że jeszcze nie widział tak zdolnego Lo-Szyw, i że gdy nadejdzie pora, z pewnociš będę dobrym Szywangiem. Młody Lo, mimo iż nie mógł mówić (majš pozarastane otwory głosowe), zmienił zapach, abym mógł wiedzieć, jak bardzo mi zazdroci, że jestem Szyw, podczas gdy on jest tylko zwykłym Lo. Wiem to, czego on nie wie, gdy już nadejdzie pora odjazdów i ja ruszę w orszaku We-Szyw, on zostanie w Gra i umrze. Szkoda, że nie mogę mówić tak jak On-Lo, powiedziałbym mu o tym. Zbieram już sam pożywienie, w większoci sš to miękkie ziarna gamuno. Zbieram je, aż napełnię pojemnik, potem odnoszę go do Gra, tam młode Lo przerobiš ziarna na pokarm dla ongów i We-Szyw. Czasem trafia się semung, tego zjada reszta mieszkańców Gra. Dzisiaj po południowym posiłku spotkałem w lesie Lo z innego Gra. Mimo iż był mniejszy ode mnie i szczuplejszy, to jednak miało zbliżył się i próbował się porozumieć. Długo mówił, nic nie zrozumiałem. Próbowałem mu to wyjanić zapachem ale odszedł. Musiało na mnie pozostać trochę jego aromatu, bo strażnik przy wejciu długo się namylał, zanim wpucił mnie do wnętrza. Dzisiaj wykluło się kilku młodych Lo i jeden Hammun-pierwszy. Całe Gra zebrało się go oglšdać. Jest dużo mniejszy od Lo nie mówišc o mnie czy We-Gra. Żal mi go, po zapłodnieniu We-Szyw on również umrze. Na razie jest mały i bardzo głodny, żre aż przestaje się ruszać, wtedy zasypia. Wieczorem przenosiłem ongi do pomieszczeń, w których się wyklujš. Jest ich dużo, a to znaczy, że nasz Gra jest silny i przetrwa wszystkie przeciwieństwa. Teraz, przed zanięciem, jestem zmęczony, los Lo jest jednak bardzo smutny, pracuje całe swoje życie i gdy przychodzi najpiękniejsza pora odjazdów, gdy stajemy się w pełni Szywangami, one muszš umierać.Dzień 10. W dalszym cišgu wykonuję prace należšce do Lo. Zbieram pokarm, opiekuję się ongami, sprzštam w Gra, raz nawet usługiwałem We-Gra. Ten nowo narodzony Hammun przed kilkoma dniami zmarł. Przestał jeć, schudł, nie mógł się poruszać i wczoraj Lo zamurowali jego zwłoki na najniższym, podziemnym poziomie Gra. Zmarło również kilku starych On-Lo. Zostało ich już tylko pięciu, może szeciu, wszyscy tacy podobni do siebie. Mali, wychudzeni, z pomarszczonymi maskami. Coraz mniej pracujš i niedługo chyba również oni umrš. We-Szyw przestała wydzielać zapłodnione jaja. Siedzi teraz w swojej wielkiej komnacie i doglšda pracujšcych tam Lo. Gamuno i semungu cišgle przybywa, nie trzeba nawet zbyt daleko oddalać się od Gra aby uzbierać pełny pojemnik. Wczoraj jeden z młodych Lo pokazał mi geru-rumaki, których dosišdziemy jesieniš. Ich zagrody sš na najwyższym poziomie Gra, tam gdzie zapach lasu miesza się z zapachem Gra. Nie pozwolił mi jednak żadnego dosišć, jeszcze przyjdzie na to czas. Geru sš wielkie, silne i spokojne, sierć majš miękkš, przyjemnš w dotyku. Nie drgnšł nawet wtedy, gdy go mocno uszczypnšłem, poza okresem rui geru prawie nic nie sš w stanie poczuć. Marzę o dniu gdy go dosišdę i ruszę naprzód w orszaku We-Szyw - Młodej Matki. Musimy przygotować dużo pożywienia aby odjechać jak najdalej od Gra. Jeżeli semunga i gamuno będzie tyle co teraz, to jeszcze sporo zostanie w Gra. Geru nie dadzš rady wszystkiego unieć. Przed zanięciem marzę o porze odjazdów.Dzień 23. Nie mylałem, że tylu Lo i Szywangów może się zmiecić w Gra. Wszyscy oni przyszli na wiat w cišgu kilku ostatnich dni. Ileż było z nimi roboty, jeszcze bolš mnie ręce od rozdrapywania cian. Wszyscy oczywicie bardzo głodni, zżerajš mnóstwo pożywienia, ale już prawie wszyscy pracujš więc zapasy pożywienia zostanš prędko odnowione. W ostatnich dniach zmarli także ci wszyscy starzy Lo, którzy jeszcze żyli, wszyscy zostali zamurowani na najniższym poziomie Gra, tam gdzie przed kilkoma dniami pozostawilimy ciało Lo z obcego Gra. Chciał wejć do naszego i Strażnik odgryzł mu głowę. Gdy młodzi Lo wlekli go w dół, ciemnymi schodami, widziałem pomarańczowe podeszwy jego stóp. Próbowałem już ujeżdżać geru, to bardzo łatwe, wbija im się w skórę na bokach długie ciernie sewu i kieruje się nimi naciskajšc je z jednej lub drugiej strony. Jutro będzie obława na dzikie geru, jest ich za mało, aby wszyscy do tego zobowišzani mogli opucić Gra na rumakach.Dzień 24. Obława udała się nadzwyczajnie, w zasadzkę wpadło wiele silnych i młodych geru, starczy ich dla wszystkich. Ja znalazłem jeszcze co. Gdy szedłem z nagonkš, tuż po rozpoczęciu obławy poliznšłem się na gładkim kamieniu i przejechawszy na plecach kilka kroków, wpadłem do sporej nory. W pierwszym momencie nic nie widziałem. Dopiero gdy już miałem wychodzić, moje oczy przystosowały się do mroku na tyle, że spostrzegłem co leżšcego w najdalszym kšcie. Były to przecięte na pół zwłoki starego Szywanga. Z pustego pojemnika wystawała ksišżka, podobna do tej, jakš teraz piszę. Zabrałem jš z sobš, wyszedłem na zewnštrz i dogoniłem linię nagonki. Na razie nie miałem okazji zerknšć do niej, ukryłem ksišżkę w pustym pomieszczeniu, zaraz za wyjciem na zewnštrz Gra, które nie będzie już zapełniane. Wiem już, że zdarzajš się dni-seg, gdy nie możemy wychodzić do lasu po pożywienie. Każdemu Lo czy Szywangowi, który w taki dzień opuci Gra, rozmiękajš nogi i umiera, nie mogšc ruszyć się z miejsca. Widziałem wczoraj kilka takich trupów i zrozumiałem, że nie zawsze możemy wychodzić po pożywienie. Gdy nadejdzie taki dzień, wtedy spróbuję odczytać ksišżkę tamtego Szywanga, może jego język jest podobny do mojego? Wiem, że każdy Gra ma własny język, lecz wiele jest podobnych do siebie, przecież wszyscy wywodzimy się z Pierwszego Gra. Na razie jest dużo pracy przy geru, trzeba je doglšdać i oswajać.Dzień 30. Coraz mniej znajdujemy w lesie pokarmu i coraz dalej od Gra trzeba go szukać. Ginie przy tym sporo Lo, zwłaszcza tych najmłodszych, niedowiadczonych. Przedwczoraj Lo-Szyw, taki jak ja, trafił na dzikš plantację gamuno. Od razu zawiadomił resztę zbieraczy, prawie cały Gra popieszył w tę okolicę. Zbieracze nieustannie kršżyli, bylimy już w połowie plantacji, gdy natknęlimy się na zbieraczy z innego Gra. Ponieważ nie chcieli nam ustšpić, wybuchła walka. Uciekli, straciwszy kilku Lo i jednego Lo-Szyw. We-Gra była z nas zadowolona. Tym, którzy brali udział w walce, dała po kropelce słodkiego nektaru, przygotowanego dla majšcych się niedługo narodzić We-Szyw. Będzie ich w naszym Gra dwanacie. Pomieszczenie, które zajmujš łatwo odróżnić po czerwonym zabarwieniu cian. Lo i Szywangi już przestały przychodzić na wiat. Wszyscy w Gra zbierajš pożywienie i czekajš na narodziny We-Szyw - Młodych Matek i ich partnerów-Hammunów. Większoć nowo schwytanych geru jest już oswojona i przygotowana do drogi.Dzień 36. Wczoraj cały czas był dzień-seg i żaden Lo ani Lo-Szyw nie opucił Gra. Lecz od czasu ostatniego zapisu w mojej ksišżce wiele się wydarzyło i najpierw muszę zapisać to, co zaszło w tych dniach. A więc przede wszystkim przyszło na wiat dwanacie We-Szyw. Wszystkie w cišgu trzech zaledwie dni. Cały Gra chodzi dookoła nich, dba o nie, pielęgnuje, nosi pożywienie. Sš przeliczne. Zaraz po nich zaczęły się wykluwać Hammuny, dzisiaj rano wykluł się dziesišty, jest ich jeszcze kilkunastu, w zalepionych pomieszczeniach. W orszaku każdej We-Szyw musi być przynajmniej dwóch Hammunów. Wczoraj przeczytałem także ksišżkę, którš znalazłem podczas obławy na dzikie geru, napisał jš taki sam jak ja Szywang. Poczštek jest taki sam jak w mojej ksišżce. Opisuje swoje Gra, codzienne prace i wydarzenia, inwazję geszemesz. Nie wiem co to takiego. Gdy dotarłem do dni poprzedzajšcych jesienny odjazd, zabrakło mi pożywienia (ostatnio bardzo dużo zjadam i staję się gruby jak geru). Poszukałem wiec najbliższego pomieszczenia, gdzie była zmagazynowana żywnoć, nakładłem pełen pojemnik semungu i wcisnšłem się z trudem do tego ciasnego pomieszczenia przy bramie. Żujšc powoli czytałem i czytałem a sierć jeżyła mi się na całym futrze. Bo też straszne rzeczy pisał tamten Szywang. Tak straszne, że trudno w nie uwierzyć. Gdy w orszaku opuszczał rodzinne Gra, był bardzo szczęliwy, wszystko wydawało mu się piękne i wspaniałe. Ich orszak był doskonale wyposażony, geru uginały się pod ciężarem pokarmu. Jechali tak trzy dni, czwartego napadły na nich sasule, zabiły trzy geru, jed... [ Pobierz całość w formacie PDF ]