Zdrady, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Autor: Ursula K. Le GuinTytul: Zdrady(Betrayls)Na planecie O nie by�o wojny od pi�ciu tysi�cy lat,przeczyta�a, a na Gethen nigdy nie by�o wojny. Przerwa�alektur�, by pozwoli� oczom odpocz�� i dlatego, �e usi�owa�anauczy� si� czyta� powoli, a nie po�yka� s�owa tak, jakTikuli po�yka� jedzenie. S�owa "nigdy nie by�o wojny"ja�nia�y w jej umy�le na tle niesko�czonego, ciemnego,mi�kkiego niedowierzania. Jak wygl�da�by �wiat bez wojny?By�by to �wiat rzeczywisty. Pok�j by� prawdziwym �yciem,�yciem pracy, nauki oraz wychowywania dzieci ku pracy inauce. Wojna, kt�ra po�era�a prac�, nauk� i dzieci,stanowi�a zaprzeczenie rzeczywisto�ci. Jednak m�j ludpotrafi jedynie zaprzecza�, pomy�la�a. Zrodzeni w mrocznymcieniu nadu�ywanej w�adzy, ustanawiamy pok�j poza �wiatem,nieosi�galne �wiat�o przewodnie. Umiemy tylko walczy�.Jedyny pok�j, jaki jeden z nas potrafi zaprowadzi� w naszym�yciu, jest zaprzeczeniem tego, �e wojna trwa, jest cieniemcienia, podwojonym niedowierzaniem.Kiedy cienie chmur przesun�y si� po bagnach i stronicyksi��ki otwartej na jej kolanach, westchn�a, zamkn�a oczyi pomy�la�a: Jestem k�amczuch�. Potem otworzy�a oczy iczyta�a dalej o innych odleg�ych �wiatach.�pi�cy Tikuli zwin�� si� w k��bek w s�abym �wietles�o�ca, westchn��, jak gdyby j� na�ladowa� i podrapa� si� wmiejscu, gdzie gryz�a go pch�a. Gubu polowa� w trzcinach;nie widzia�a go, ale od czasu do czasu kita trzcinydygota�a, a raz samica b�otniaka wzbi�a si� w g�r�, gdacz�cz oburzeniem.Poch�oni�ta opisem dziwacznych stosunk�w spo�ecznych Ithsh,dopiero wtedy zauwa�y�a Wad�, gdy otwiera� bram�.- Och, ju� jeste� - powiedzia�a zaskoczona i poczu�a si� nieprzygotowana, nieporadna i stara, jak zwykle w obecno�cim�odych ludzi. Kiedy by�a sama, czu�a si� stara tylko wchwilach przem�czenia lub w chorobie. Mo�liwe, �e �ycie wsamotno�ci mimo wszystko jej odpowiada�o.- Wejd� - powiedzia�a, wsta�a, opu�ci�a ksi��k�,podnios�a j�, po czym si�gn�a d�oni� do w�z�a w�os�w. -Wezm� tylko torb� i ju� znikam.- Nie ma po�piechu - powiedzia� cicho m�ody cz�owiek. - Eyidprzyjdzie dopiero za jaki� czas.Jakie to mi�e: m�wisz mi, �e nie musz� si� spieszy�, bywyj�� z w�asnego domu, pomy�la�a Yoss, ale nic niepowiedzia�a, godz�c si� na niezno�ny, uroczy egoizm m�odych.Wr�ci�a do domu po torb� na zakupy, poprawi�a w�osy,przewi�za�a je chustk� i wysz�a na ma�� odkryt� werand�.Wada, kt�ry zd��y� usi��� na krze�le, zerwa� si� na r�wnenogi. By� nie�mia�ym ch�opcem i wed�ug niej �agodniejszym zdwojga kochank�w.- Baw si� dobrze - powiedzia�a z u�miechem, wiedz�c, �ewprawia go w zak�opotanie. - Wr�c� za par� godzin, przedzachodem s�o�ca. - Min�a bram� i ruszy�a drog�,kt�r� przyszed� Wada, ku drewnianej grobli, wij�cej si�przez bagna w stron� wsi.Wiedzia�a, �e nie spotka po drodze Eyid. Dziewczyna mia�anadej�� jedn� ze �cie�ek od p�nocy; wysz�a ze wsi w innymmomencie i w innym kierunku ni� Wada, by nikt niezauwa�y�, �e dwoje m�odych ludzi co tydzie� znika na kilkagodzin w tym samym czasie. Od trzech lat byli wsobie szale�czo zakochani i ju� dawno zamieszkaliby razem, gdybyojciec Wady i brat ojca Eyid nie pok��cili si� o kawa�ekprzydzielanej przez Korporacj� ziemi. Doprowadzi�o to dowa�ni pomi�dzy rodzinami, kt�ra jak dot�d nie sko�czy�asi� rozlewem krwi, ale wyklucza�a ma��e�stwo z mi�o�ci.Ziemia by�a cenna, a obie rodziny, mimo ub�stwa, aspirowa�ydo przyw�dztwa we wsi. Nic nie mog�o pogodzi�zwa�nionych stron. Ca�a wie� w��czy�a si� w sp�r. Eyid iWada nie mieli dok�d p�j��, nie posiadali zawodu, kt�rypozwoli�by im utrzyma� si� w mie�cie, ani krewnych w innejwiosce, gdzie przyj�to by ich pod dach. Ich nami�tno��ugrz�z�a w nienawi�ci starszych. Przed rokiem Yoss natkn�asi� na nich, kiedy le�eli obj�ci na zimnej ziemi namokrad�ach - wpad�a na nich tak, jak kiedy� wpad�a na par�m�odych jelonk�w, kt�re zastyg�y w bezruchu na trawiastymlegowisku, gdzie zostawi�a ich �ania. Ta para by�a r�wnieprzestraszona, pi�kna i bezbronna jak jelonki. Tak pokornieprosili j�, �eby "nikomu nie powiedzia�a"; c� mia�a zrobi�?Dr��c z zimna, tulili si� do siebie jak dzieci; go�e nogiEyid oblepia�o b�oto.- Chod�cie do mnie - nakaza�a surowo. - Na mi�o�� bosk�!- Ruszy�a, a oni nie�mia�o pod��yli za ni�. - Wr�c� mniejwi�cej za godzin� - powiedzia�a, wprowadziwszy ich do pokojuz alkow� tu� obok komina. - Nie nanie�cie b�ota!Za tym pierwszym razem kr��y�a wok� domu na wypadek, gdybykto� ich szuka�. Teraz najcz�ciej sz�a do wsi, podczas gdy"jelonki" prze�ywa�y w jej domu godzin� s�odyczy.Byli zbyt t�pi, by podzi�kowa� jej w jakikolwiek spos�b.Wada, zbieracz torfu, m�g�by dostarczy� jej opa�u nieryzykuj�c, �e ktokolwiek nabierze podejrze�, ale nigdy niepodarowali jej nawet kwiatka, chocia� zawsze zostawiali��ko schludnie po�cielone. Mo�liwe, �e nie czuliszczeg�lnej wdzi�czno�ci. Bo niby dlaczego? Dawa�a im tylkoto, co im si� nale�a�o: ��ko, godzin� przyjemno�ci, chwil�spokoju. Nie by�o ich win� ani jej zas�ug�, �e nikt innynie chcia� im tego da�.Tego dnia mia�a za�atwi� sprawunki w sklepie zes�odyczami nale��cym do wuja Eyid. Kiedy przed dwoma latyprzyby�a do wsi, �lubowa�a, �e ograniczy si� do jednej miskinie przyprawionej kaszy i �yku czystej wody, ale bardzoszybko po�egna�a si� z tym postanowieniem. Od kaszy dosta�abiegunki, a woda z bagien nie nadawa�a si� do picia. Jad�awszystkie �wie�e jarzyny, jakie mog�a kupi� lub wyhodowa�,pi�a wino, butelkowan� wod� lub soki owocowe z miasta iprzechowywa�a du�y zapas s�odyczy - suszonych owoc�w,rodzynek, tafelek cukrowych, a nawet ciastek, wypiekanychprzez matk� i ciotki Eyid, grubych kr��k�w z wyci�ni�t� nawierzchu mas� orzechow�, t�ustych, pozbawionych smaku, aledziwnie syc�cych. Kupi�a ca�� torb� tych ciastek, okr�g��tafelk� br�zowego cukru, po czym zacz�a plotkowa� zciotkami, �niadymi, drobnymi kobietami o rozbieganychoczach, kt�re zesz�ej nocy by�y na stypie po starym Uadzie ichcia�y o tym opowiedzie�.- Ci ludzie... - s�owa te odnosi�y si� do rodziny Wady, atowarzyszy�o im znacz�ce spojrzenie, wzruszenie ramion iszyderczy u�miech - jak zwykle dali popis. Upili si�,wywo�ali b�jk�, przechwalali si�, a na koniec obrzygali ca�emieszkanie. Chciwe, bezczelne �achmyty.Kiedy Yoss stan�a przy stoisku, �eby kupi� gazet� (kolejne�lubowanie z�amane dawno temu; zamierza�a czyta� tylko"Arkamye" i uczy� si� go na pami��), spotka�a matk� Wady ius�ysza�a, jak "ci ludzie", rodzina Eyid, przechwalali si�,wywo�ali b�jk� i obrzygali ca�e mieszkanie na stypie zesz�ejnocy. Yoss nie ograniczy�a si� do s�uchania, ale dopytywa�asi� o szczeg�y, wyci�ga�a z matki Wady co si� da�o inie posiada�a si� z rado�ci.Jaka� ja by�am g�upia, my�la�a, powoli ruszaj�c po grobli wdrog� powrotn� do domu, jaka� by�am g�upia my�l�c, �ekiedykolwiek zdo�am pi� wod� i milcze�! Nigdy, przenigdy niezdo�am si� odczepi�. Nigdy nie b�d� wolna, nigdy nie zas�u��na wolno��. Nawet staro�� nie zmusi mnie do tego, �ebymsi� zmieni�a. Nawet strata Safnan.Stali na wprost Pi�ciu Armii. Wznosz�c w g�r� miecz, Enarrzek� do Kamye: O Panie, trzymam w d�oniach twoj� �mier�! Naco Kamye odpar�: Bracie, trzymasz swoj� w�asn� �mier�.Tak czy inaczej, zna�a te strofy. Wszyscy je znali. Enaropu�ci� miecz, poniewa� by� bohaterem, �wi�tym i m�odszymbratem Pana. Ja jednak nie zdo�am wypu�ci� z d�oni mojej�mierci; b�d� j� ho�ubi�, nienawidzi�, je�� j�, pi�,ws�uchiwa� si� w ni�, zaprosz� j� do ��ka, b�d� j�op�akiwa�, wszystko, byle tylko jej nie wypu�ci�.Wyrwa�a si� z zamy�lenia i zapatrzy�a w popo�udnie nabagnach: w bezchmurne, przes�oni�te mgie�k� niebo,odbijaj�ce si� w odleg�ym, kr�tym kanale, w z�oto s�o�ca nabrunatnych trzcinach. Wia� �agodny wiatr zachodni. Doskona�ydzie�. Pi�kno �wiata, pi�kno �wiata! Miecz w mojej d�onizwr�cony przeciwko mnie. Czemu, o Panie, sprawiasz, �epi�kno nas zabija?Z wysi�kiem ruszy�a w dalsz� drog�, mocniej naci�gaj�cchustk� na g�ow� szybkim, niezadowolonym szarpni�ciem. Id�cw tym tempie, wkr�tce upodobni si� do Abberkama,w�druj�cego po bagnach i wznosz�cego g�o�ne okrzyki.I nagle spostrzeg�a go; przywo�a�a go my�lami: skrada� si�jak to on, jak gdyby nie dostrzega� niczego pozaw�asnymi my�lami, t�uk� wielkim kosturem o drog�, jakbyzabija� w�a. D�ugie siwe w�osy spada�y mu na twarz. Niekrzycza� - krzycza� tylko noc�, a ostatnio nawet nie za du�o- ale za to m�wi�; widzia�a, jak porusza ustami. Naglespostrzeg� j�, zacisn�� usta i zamkn�� si� w sobie niczymczujne dzikie zwierz�. Zbli�yli si� ku sobie w�sk��cie�k� na grobli, jedyne postaci na tym pustkowiu trzcin,b�ota, wody i wiatru.- Dobry wiecz�r, wodzu Abberkamie - powiedzia�a Yoss, kiedydzieli�o ich zaledwie kilka krok�w. Ale� pot�nym by�m�czyzn�; nigdy nie przesta�o jej zdumiewa�, jaki by�wysoki, barczysty i masywny. �niad� sk�r� mia� wci�� g�adk�jak u m�odzie�ca, ale g�ow� trzyma� nisko pochylon�, a w�osymia� siwe i zmierzwione. Wielki, haczykowaty nos i tenieufne, niewidz�ce oczy. Wymamrota� jakie� s�owa powitania,ledwo zwalniaj�c kroku.Yoss by�a tego dnia w psotnym nastroju; znudzi�y j�w�asne my�li, smutki i niedoci�gni�cia. Zatrzyma�a si� tak,�e musia� albo stan��, albo na ni� wpa��.- Czy by�e� na stypie zesz�ej nocy? - zapyta�a.Spojrza� na ni� z g�ry; czu�a, jak koncentruje wzrok najej osobie albo jakim� jej fragmencie, a� wreszcie spyta�:- Na stypie?- Wczoraj w nocy pochowali starego Uada. Wszyscy m�czy�nisi� popili i to cud, �e nie wybuch�a wojna rodowa.- Wojna rodowa? - powt�rzy� g��bokim basem.Mo�liwe, �e nie ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]