Zielone dziecko - Henr, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Henri-Pierre CamiZielone Dziecko inne utworyTextes ChoisisPrzek�ad Arnold MostowiczData wydania oryginalnego 1972Data wydania polskiego 1975Cami to nie pseudonim. To autentyczne nazwisko pisarza i humorysty, kt�ry przyszed� na �wiat w Pau w roku 1884 i kt�rego s�awa przechodzi�a r�ne koleje losu: od niezwyk�ej popularno�ci do ca�kowitego zapomnienia.Jak wi�kszo�� humoryst�w tej epoki, szuka� Cami swego powo�ania w r�nych dziedzinach sztuki, zanim odnalaz� je w pisarstwie w�a�nie, w tw�rczo�ci humorystycznej, kt�rej dwaj mistrzowie - Mark Twain i Alphonse Allais - ko�czyli swoje panowanie.Henri-Pierre Cami zamierza� pocz�tkowo zosta� poet�. Wiersze jego m�odo�ci cenione by�y zreszt� przez Mistrala i Frangois Coppee. W 1903 roku wst�pi� do konserwatorium, kt�rego nie uko�czy�, poniewa� zafascynowa� go teatr. Stawia� pierwsze kroki na deskach scenicznych, ale i ta kariera nie przynios�a mu zbytnich sukces�w. Niemniej z fascynacji teatrem ju� si� nie wyleczy�. Teatr na zawsze pozosta� inspiracj� jego tw�rczo�ci humorystycznej. Nie ulega bowiem w�tpliwo�ci, �e najlepsze, najwarto�ciowsze pozycje w jego dorobku pisarskim stanowi� owe kr�tkie scenki teatralne, b�d�ce parodi� teatru drugiej po�owy XIX wieku. Owe jedno-, dwu - czy trzyaktowe skecze, zaopatrzone w bogat� aparatur� didaskalii, tak charakterystyczn� dla �wczesnych sztuk teatralnych wydawanych drukiem, u Camiego s� nieraz celem samym w sobie. On pierwszy dostrzeg� �mieszno�� konwencji teatru mieszcza�skiego. Konwencja ta oraz sztampa i p�asko�� powie�ci popularnych, drukowanych w odcinkach, dostarcza�y Camiemu ram formalnych - korzysta� z nich przez dziesi�tki lat swej kariery pisarskiej.Na charakterze tw�rczo�ci Camiego zawa�y�a na d�ugie lata jego pierwsza praca redakcyjna i dziennikarska. A by�a to praca niezwyk�a. W roku 1910, po przeniesieniu si� do Pary�a, zostaje Cami redaktorem (naczelnym!) pisma nosz�cego tytu�: �Ma�y Ilustrowany Karawan, organ zwi�zkowy i humorystyczny zak�ad�w pogrzebowych�, kt�re to pismo by�o rzeczywi�cie subwencjonowane przez wspomniane zak�ady. �Ma�y Ilustrowany Karawan� wype�niany by� w�a�ciwie wy��cznie przez Camiego; wszystkie dowcipy, rysunki (Cami bowiem rysowa� r�wnie�) i opowiadania obraca�y si� wok� spraw grabarzy, wd�w, pogrzeb�w, trup�w i karawan�w.W ten spos�b Cami, jak pisze jego biograf i wielbiciel Jacques Sternberg, odnalaz� sw�j ulubiony kolor: czarny, i ta czer� - u�yjmy tu gry s��w, z kt�rej Cami z pewno�ci� by nie zrezygnowa� - przewija si� czerwon� nici� przez ca�� jego tw�rczo��.�Ma�y Ilustrowany Karawan� ukaza� si� zaledwie siedem razy. I prawie natychmiast po likwidacji tego pisma zaj�� Cami miejsce po zmar�ym osiem lat wcze�niej ojcu nowoczesnego humoru francuskiego, Alphonsie Allais. Zosta� mianowicie felietonist� pisma �Le Journal�, gdzie opiekunem jego by� sam Paul Reboux. Nie tylko opiekunem, ale tak�e wprowadzaj�cym na dw�r elity pisarskiej Francji. On to bowiem jest autorem jedynego wst�pu, jaki do ksi��ek Camiego zosta� napisany. By� to wst�p do wydanego w roku 1914 tomiku humoresek pod tytu�em �Cz�owiek z g��wk� od szpilki�.Na przestrzeni lat 1912-1951 prawie rokrocznie wydaje Cami tom opowiada�. Ale, co tu ukrywa�, �aden z nich nie osi�gn�� poziomu pierwszego (�Do czytania pod prysznicem�) czy drugiego, o kt�rym wspomnia�em.Podobnie jak niemal wszyscy wybitni humory�ci mia� Cami szczeg�lny stosunek do w�asnej tw�rczo�ci. Uwa�a�, �e kr�tkie skeczyki to nie jest wielka literatura. Od czasu do czasu zatem pisze powie�ci - nie odznaczaj� si� one wielk� warto�ci�, nie wzbudzi�y te� wi�kszego zainteresowania w�r�d czytelnik�w.Natomiast przez lat blisko czterdzie�ci, tydzie� w tydzie�, czytywano felieton podpisany nazwiskiem Cami. Autor, nawiasem m�wi�c, cz�sto dokonywa� plagiatu na samym sobie; daje si� to zauwa�y� dopiero przy lekturze jego zbiork�w.Szczyt popularno�ci Camiego przypada na lata trzydzieste. Nie ma w tym czasie pisma humorystycznego we Francji, z kt�rym by nie wsp�pracowa�, a s�awa jego dociera nawet do Ameryki. W tym czasie Cami r�wnie� rysuje. W okresie 1933-1940 zdobywa dodatkow� s�aw� jako autor czytywanego powszechnie komiksu. Komiks ten, nosz�cy tytu� �Camiczny tydzie�, ukazywa� si� w �L�Illustration�.Po drugiej wojnie �wiatowej, mimo wci�� trwaj�cej mody na czarny humor, Cami, kt�ry by� jednym z jego tw�rc�w, nie zab�ysn�� nowymi pomys�ami. Umar� w roku 1958, w ca�kowitym zapomnieniu.W czterna�cie lat p�niej paryski wydawca Pauvert zapowiedzia� publikacj� wszystkich tomik�w Camiego, to jest oko�o czterdziestu, tak jak ukazywa�y si� one kolejno od 1912 roku. Takich tom�w �dzie� zebranych� (bo i jak inaczej je nazwa�?) ukaza�o si� w pierwszym rzucie sze��, a na dalsze przyjdzie chyba d�ugo czeka�. I to nie tylko z powodu trudno�ci, jakie prze�ywa�o wydawnictwo, ale tak�e dlatego, �e humoreski Camiego, podane w zbyt du�ej dawce, okaza�y si� mimo wszystko przysmakiem nie zawsze strawnym. Przynajmniej dzisiaj. Dodajmy jeszcze, �e wed�ug oblicze� pewnego krytyka francuskiego proporcja utwor�w dobrych do z�ych wynosi tu jeden do pi�ciu, sze�ciu.W naszym zbiorku �Zielone dziecko� znalaz�y si� humoreski z pierwszych tomik�w Camiego. Po przesianiu tej obfitej tw�rczo�ci pozostaje bowiem cenne ziarno, utwory reprezentatywne, w pe�ni potwierdzaj�ce renom�, jak� cieszy si� Cami w�r�d specjalist�w i smakoszy tego gatunku literackiego. Sam Charlie �haplin, nie najgorszy b�d� co b�d� fachowiec, wielokrotnie g�osi�, �e Cami jest najwi�kszym humoryst� w literaturze �wiatowej.Nie b�dziemy tu, rzecz jasna, analizowa� poszczeg�lnych element�w, z jakich zbudowany jest gmach Camicznego humoru, ani praw, kt�re t� swoist� tw�rczo�ci� rz�dz�. Operacja to niebezpieczna i rzadko kt�ry humorysta wychodzi z takiej pr�by obronn� r�k�.W ka�dym razie jest to - powtarzam - tw�rczo�� przede wszystkim parodystyczna, pastiszowa, o czym czytelnik, nawet nie znaj�cy parodiowanego wzorca, nie powinien zapomina�. Inwencja autora w dziedzinie rzemios�a humorystycznego jest godna podziwu. Ka�dy jego utw�r �amie kark logice, operowanie kalamburem staje si� wr�cz chorobliwe, co, nawiasem m�wi�c, nie u�atwia zadania t�umaczowi i zmusza go nieraz do trudnej ekwilibrystyki. Kalambur s�owny nie cieszy si� u nas dobr� pras� - wydaje si� to nawet do�� dziwne w kraju, gdzie poczucie humoru jest cech� narodow�. Miejmy wi�c nadziej�, �e je�li nie kalambury, to z pewno�ci� wojna z logik� zyska Camiemu sympati� czytelnik�w polskich.A skoro ju� mowa o naszym odbiorcy, to nie zapominajmy, �e jednym z pierwszych t�umaczy Camiego na polski by� Ga�czy�ski (jego przek�ad zamie�ci�em w zbiorze �Przedstawiamy humor francuski�). Ga�czy�ski na pewno dobrze zna� tw�rczo�� autora �Rodziny Rikiki� i jakie� powinowactwo ��czy chyba teatrzyk �Zielona G꜔ z teatrzykiem Camiego.By� zatem Henri-Pierre Cami surrealist�, sam chyba o tym nie wiedz�c, by� pionierem wsp�czesnego czarnego humoru, by� francuskim odpowiednikiem braci Marx. Nale�a� do tych rzadkich humoryst�w, kt�rzy nie cofaj� si� przed �adnym dowcipem, przed �adnym kalamburem, byleby kalambur ten odgrywa� - jak sam Cami kiedy� si� wyrazi� - rol� petardy pod\o��o-nej pod fotel, w kt�rym spokojnie odpoczywa czytelnik.Takich humoryst�w dzisiaj nie spotykamy. Wsp�cze�ni nazbyt si� chyba licz� z opini�, z krytykiem, z wydawc�, no i z czytelnikiem, by si� wa�y� na to, na co wa�y� si� Cami.ARNOLD MOSTOWICZPS. Jeszcze dwa s�owa tytu�em wyja�nienia. �Rodzina Rikiki� stanowi fragment wi�kszej ca�o�ci, kt�ra ukaza�a si� w oddzielnym tomie. Osobny tomik po�wi�ci� r�wnie� Cami przygodom barona de Crac, w kt�rym nietrudno rozpozna� francusk� odmian� barona M�nchhausena. W niniejszym wyborze znalaz�a si� tylko jedna humoreska z wydanej przez �Iskry�w 1968 roku antologii �Przedstawiamy humor francuski�.AM.Sceny HistorycznePOTOP(Jedyna autentyczna wersja)AKT PIERWSZYNIEMO�LIWY RATUNEKScena przedstawia dom patriarchy NoegoPatriarcha Noe: - Powiedzia� do mnie Wiekuisty: �Patriarcho Noe, przywiod� wody z niebios, aby wygin�o na ziemi wszystko, co �yje! Zbudujesz ark� z drzewa i powleczesz j� smo�� z zewn�trz i wewn�trz. Wejdziesz do arki, wprowadzisz do niej twoich syn�w, twoj� �on� i �ony twoich syn�w. Ponadto wprowadzisz do arki zwierz�ta, po parze z ka�dego gatunku�. Wykona�em polecenie Wiekuistego. Arka jest gotowa. Wys�a�em moich trzech syn�w, Sema, Chama i Jafeta, by zebrali zwierz�ta, kt�re mam uratowa� przed potopem.Sem, Cham i Jafet (nadbiegaj� bladzi i przera�eni): - Patriarcho! Dzikie zwierz�ta nie chc� o niczym s�ysze�! Przemierzyli�my lasy i pustynie. Starali�my si� nam�wi� tygrysy, lwy, pantery i wo�ali�my do nich: �Kici, kici, kici! B�dzie pada�, schro�cie si� szybko do arki Noego�. Ale te niewdzi�czne istoty rycz�c rzuca�y si� na nas, i to, �e ocaleli�my, zawdzi�czamy jedynie szybko�ci naszych n�g.Patriarcha Noe: - Piek�o i potop!!! Przychodzicie wi�c z pustymi r�koma?Cham i Jafet: - Niestety, patriarcho!Sem (dowcipnie): - Sem ich przekonywa�em...Patriarcha Noe (surowo): - Nie czas teraz na kalambury. No i co? Nawet najmniejsze z dzikich zwierz�t nie ocaleje z potopu. Ale nie ma rady, trzeba si� spieszy�. W stawach zaczyna mnie rwa�. B�dzie pada�...Sem (z szacunkiem): - Mo�e sam spr�bujesz je przekona�, patriarcho. Mo�e b�dziesz mia� wi�cej szcz�cia ni� my...Patriarcha Noe: - Nie! To nie na m�j wiek! Kiedy si� ma sze��set lat i dwa miesi�ce, nie zostaje si� nagle pogromc� zwierz�t! - (Wyci�ga r�k�). - Ju� zaczynaj� pada� pierwsze krople potopu. Wejd�my do arki i przeczekajmy, a� ulewa minie...Cham (w�ciek�y... [ Pobierz całość w formacie PDF ]