Ziemiaństwo2, Ebooki, autorzy, K, Koźmian Kajetan, Ziemiaństwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]35P I E � � IIDosy� o roli; teraz wy wdzi�czne ustronia,Wy gaje, wy d�browy, pado�y i b�onia,G�ry chrustem, doliny ocienione krzewem,Brzmi�ce i bydl�t rykiem, i pasterzy �piewem;Lube trzodom ust�py, lube dla oracza�r�d�a, w kt�rych p�acz�ca wierzba pr�tki macza;Czystym jak kryszta� nurtem wij�ce si� strugi,Trzody powolnym krokiem d���ce na smugi,�nie�nych owiec gromad� powabne przestrzenie;I ty dzielny rumaku, na kt�rego r�enieGrzmi ziemia pod kopytem dorodnego stada,I tysi�c bystrych �rebic r�eniem odpowiada;Pasterze i pasterki, wy kt�rych opieka,Gaj w li�cie, ��k� w kwiaty, b�onia w dar� obleka,Wy Dryady s�awia�skie, wy Faunowie le�ni!Nie �piewa�, lecz przychodz� s�ucha� waszych pie�ni.Wy mnie uczcie, nim innych uczy� b�d� wzajem,Jakim si� te narody rz�dz� obyczajem,Jak bez praw i bez miecza w karbach przyrodzenia,�ywi si� ka�dy rodzaj, miesza i rozplenia; �Jak z krwi� ojc�w i matek urodziwych mlekiemSp�ywa cnota w potomk�w i krzewi si� z wiekiem; �Jak kres m�odocianej i dojrza�ej doby;Kiedy staro�� i smutne nadejd� choroby, �Sk�d sp�lne z lud�mi ��dze, potrzeby i wrogi,Sp�lne przygody, troski, pr�cz o przysz�o�� trwogi. �� Cz�owiek w stanie natury o liche sza�asyD�ugo chodzi� z srogiemi zwierz�ty w zapasy;S�abszy si��, a potrzeb naglony przewag�,Przeciw k�om i pazurom, pier� wystawia� nag�.Zagin��by od paszczy drapie�nego zwierza,Gdyby nie wci�gn�� z sob� s�abych do przymierza.Najpierwej pies si� zbli�y� do jego ustroni,I wdzi�czno�ci� g�aszcz�cej odpowiedzia� d�oni.Przy boku dobroczy�cy, bezpieczny od g�odu,Wypar� si� pokrewie�stwa okrutnego rodu;W odpornych i zaczepnych towarzysz kolejach,Ostrzegaj�cym g�osem ozwa� si� po kniejach;Wszed� w zawody z zwierz�ty i biegiem i moc�,A �owiec jedne chwyta�, drugie walczy� proc�.Tak b��dnego tu�acza, pot�ga uros�a �Wkr�tce mu owca runo na szat� przynios�a;Ko� nie wzdrygn�� si� kie�zna i pozna� strzemionaR�d gro�ny rogiem poda� z nektarem wymiona;A on � wodz�c przy sobie orszak r�norodny,Z unu�onego �owca, ju� pasterz swobodny,Przebywa� z nim d�browy nios�c krok dalekiZa grzbiety g�r, za puszcze i niezbrodne rzeki,Gdzie go wabi�a wiosna bez przerwy zielona,Gdzie grunt k�osy, gaj owoc, krzewy nios�y grona,Gdzie roz�o�yste d�by n�ci�y do ch�odu,A przez tward� ich kor� ciek�y krople miodu.Lecz kiedy tym korzy�ciom z gaj�w i ze stadaPozazdro�ci�a ��dza chciwego s�siada,Gdy walki, uko�czone z pokonanym zwierzem,Odnowi� musia� pasterz z napastnym pasterzem,Gdy ziemia, kt�r� pierwsza zrumieni�a zbrodnia,Wzdryginona, ja�owia�a pod stopa przechodnia,Niestety! ulec musia� dwojakiej potrzebie:Walczy� z lud�mi o ziemi�, a z ziemi� o siebie.Odt�d zamierzy� broni� nabytej dziedziny;Wsta�y warownie z chrustu i mieszkania z gliny;Przedar�a grunt motyka �upana ze ska�y,I pod siekier� z g�azu d�by si� zachwia�y;Bo jeszcze twardy kruszec kry�a ziemia w �onie.Lecz gdy i po ten �mia�e w g��b zapu�ci� d�onie,Zasapa� miech dysz�cy, j�kn�y kowad�a,Wzi�y posta� topory, i rozdarte rad�a;Uczu� jarzmo i st�kn�� w p�ugu w� leniwy,A przetarty o skib� �ysn�� lemiesz krzywy;Tak przymusi� do hojnych p�od�w grunt nie�yzny,I pierwszy zagon uczci� imieniem ojczyzny. �Odwieczni towarzysze ludzkiego plemienia,Wam pierwsza wdzi�czno��, pierwsze nale�� si� pienia,Bo czego wasza praca wydoby� nie zdo�a,Tam pr�ny trud rolnika i pot jego czo�a.Czyli chcesz krzepkie karki gi�� pod jarzmo twoje,Czy pieni�ce si� z wymion wyciska� napoje,Wcze�nie w dorodn� m�odzie� zamagaj zagrod�.Tu niech ci po d�browach rycz� cielce m�ode,Tam na b�oniach, pado�ach sto ja�owic pl�sa,I lekkiemi kopyty ros� z zi� otrz�sa;A pod dachem przyp�odek niedoros�y czekaA� wymiona u matek nabrz�kn� od mleka. �Niech widzi z odgniecionym karkiem w� roboczy,�e mu w stadzie wyrasta pomocnik ochoczy;Niech m�ode wychowanki pieszczot� uj�te,W �wie�ych zio�ach do ��obu znajduj� przyn�t�.Bo kt�ra z nich g�aszcz�cej nie do�wiadczy d�oni,Kiedy zostanie matk�, cisn�� wymion wzbroni;Od niech�tnej za sk�po nabia�u pop�ynie,A jeszcze kopi�c nog� wytr�ci naczynie.Cio�ka, z kt�rej ci matka wyro�nie nadobna,Z uk�adu i postaci do wo�u podobna,Gdy jej od pierwszej wiosny cztery minie lata,K�dzior czo�o okrywa, ogon piasek zmiata,Idzie w zalotnych skokach, g�adk� sier�ci� szkl�ca,Powietrze rogiem, trawy kopytem potr�ca,Z wysmuk�emi cielcami lubi chodzi� spo�em,Tego rogiem zaczepia, z tym si� spiera czo�em;Albo przodkuj�c trzodzie wabi rowiennice,Na kwieciste pado�y, na czyste krynice.Tam czy hasa na brzegach, czy si� k�pa� rada,Biega za jej �ladami ca�a m�odzie� stada,A ona ja uwodzi po g�rach, dolinach,To si� uka�e z dala, to ginie w krzewinach,To zn�w samotna rykiem po gajach si� zdradza;Jaka� ni� ��dza miota, jaka� nagli w�adza �A� ujrzy towarzysza przy zdysza�ym �onie;Z nim mi�a jej osobno��, powabne ustronie,Z nim paszy zapomina, i �r�de�, i trzody �Ju� dawno pasterz stado sp�dzi� do zagrody,Ju� z ci�kiemi wymiony napojone w zdroju,Rozchodz�c si� po chatach ryczy do wydoju;Ju� dorodne mleczarki na tr�jnogach siedz�,I przez �nie�ne pow�zki �nie�ny nektar cedz�,A t� jeszcze pod strzech� gospodyni wo�a,I pasterz b�onia, pola, obiega doko�a;Gdy ona gdzie� przy strudze traw� gniecie bokiem,I przez tajne manowce ledwie wraca zmrokiem.Nied�ugo porzuci towarzyszki ho�e,Ani swawolnych skok�w cielcom dopomo�e;Z powa�nemi matkami, w oci�a�ym stanie,Ta co wodzi�a trzod�, za trzod� zostanie. �Tak�, gdy ci w dziewi�tym miesi�cu p��d z�o�y,I sw� istot� now� istot� pomno�y,Piel�gnuj, ani �atwo wierz przes�dnych s�owu,�e pierwotne owoce trudne do wychowu.W liczbie twoje bogactwo; gdy� zamo�ny w trzody,Zawstydzisz sk�pe lata, i losu przygody. �Niedawno sroga wojna, i mordercze bojeW dziki step zamieni�y �yzne pola twoje,Ty sam odbieg�e� p�uga, i pola, i w�o�ci,Wyprz�g� twe wo�y z jarzma �o�dak bez lito�ci,I pogna� za obozem pod topory krwawe,Wo�a� zagon o lemiesz, role o upraw�.Niestety! do�wiadczy�e� przy daremnych skargach,�e czego� nie rozpleni�, nie znajdziesz na targach.Naigrawa�y si� z twojej niedoli s�siady,Pokazuj�c zatarte krwawej wojny �lady;Bo tam rycerz or�e na p�ugi przekowa�,I co wojna zabra�a, to pok�j odchowa�.A ty wiecznie ubogi, niem�dry po szkodzie,Chcesz ora�, a wyt�piasz oracz�w w zarodzie.Jeszcze ci� p��d drgaj�cy w �onie matki kryje,Przekupie� go na zdobycz liczy, bo ju� �yje;A zaledwie md�� warg� dotkn�� si� s�odyczy,Ju� ci za nim z t�sknoty n�dzna matka ryczy,Widz�c jak sp�tanego od r�ki oraczaNa �miertelny w�z t�ocz� pod rzezak siepacza.Je�li si� tak srogiego nie zrzeczesz zwyczaju,Pr�no Helweckie trzody przywabiasz do kraju;Daremnie z g�r Tyrolskich w� dla ciebie schodzi;Pod uci��liw� r�k� i on si� wyrodzi. �Niech cielec, nim w swobodzie pi�ciu lat doro�nie,W uciskaj�cym jarzmie nie st�ka �a�o�nie;Niech w niedobranej parze i nier�wnym kroku,Md�ego przy silnym wole nie wypr�a boku;Niech m�ode ja�owice, nim pora nadbie�y,Zdradnych zalot�w p�ochej nie znaj� m�odzie�y;Lecz na g�rach, pado�ach, strojnych wdzi�czn� kras�,Niech si� z dala od cielc�w z rann� zorz� pas�;Lub gdzie rzeka cieniste oblewa d�browy,Maj� w upa� i ust�p i nap�j gotowy.Tam natr�tnego brz�ku i b�k im oszcz�dzi,I ��d�em jadowita mucha nie pop�dzi,Ani obsi�d� roje za�artych szerszeni.Niech tem co trac� w polach, pod dachem si� tucz�:A ten r�d, dzi� zdrobnia�y, wzrostem i urod�,Wkr�tce celowa� b�dzie nad Panno�sk� trzod�. �Masz w kraju w�asne wzory. Obacz cielce �nie�ne,Co wypasaj� b�onia Dniestrowi pobrze�ne,Lub w nieprzejrzystych stepach brodz� przez pastwiska;Jarzmo im w czwartym roku pi�tna nie wyciska.St�d bujnych rog�w �uki podnosz� do g�ry,Jakby pokrewne by�y z �ubry albo tury.Nieraz z niemi przychodzie� na twych polach go�ci,Ale c� mu da� mo�esz w zamian pr�cz zazdro�ci?Na ich czele powa�nie idzie w�dz wspania�y,Tocz�c si� jak ogromny ob�om siwej ska�y,G�sty k�dzior pochmurne czo�o mu zakrywa,W grubych marszczkach podgardle do goleni sp�ywa;B�d� rogiem si� nastawia, b�d� krzywy zyz toczy,Pasterz zbrojny kosturem nie �mie zaj�� mu w oczy;Przyg�uszonym pomrukiem liczne wiedzie stada,I jak szeroka przestrze�, tak szeroko w�ada.Taki ho�e potomstwo zdo�a ci zapewn... [ Pobierz całość w formacie PDF ]