Zielke Mariusz - Twardzielka(1), ebooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]//-->Jak to możliwe, dziwna dziewczyno,że jesteś tak wieloma kobietamidla tylu ludzi?Sylvia Plath,Dzienniki 1950–1962Pewnego wieczoru wziąłem na kolana Piękno.I przekonałem się, że jest gorzkie.Arthur Rimbaud,Sezon w piekle. IluminacjePrologwrzesień,ubiegły rokZa Wolinem skręcili w prawo na Warnowo. Michał nie zareagował na nieśmiałe protestyprzyjaciół i zwolnił, podziwiając malowniczą okolicę. Wąska dróżka biegła pomiędzyżegnającymi już lato drzewami, ogromnymi połaciami brudnozielonych pól i pastwiskogrodzonych popękanymi belkami, z rzadka tylko pilnowanymi przez stare, czerwone murydomostw. Mimo końcówki września wciąż było ciepło i słonecznie. Otworzył szeroko okno,wdychając świeże powietrze, specyficzny zapach gospodarstw i zagród wymieszanyz wyczuwalnym z daleka dymem z palenisk, który szybko ustąpił mocnej woni sosen, bukówi dębów wspaniałej kniei, ciągnącej się kilometrami aż do nadmorskich piaszczystych plażniemal pustych w tym miejscu i o tej porze roku.– Ależ powietrze. To nie Warszawa, chłopcy.– Nad morzem wóda wchodzi mi jak mleko. Na co jesteśmy przygotowani, prawda,panowie? – Paweł podsunął mu pod nos butelkę single malta, zapakowaną w papierową torbę.Michał pomyślał, że picie z gwinta trzydziestoletniego bimbru po pięćset dolców za butelkętrzeba uznać za profanację, nawet jeśli ma się go całą skrzynkę w bagażniku i pewnośćdarmowego uzupełnienia zapasu w razie konieczności.– Prowadzę. – Odsunął ramię z butelką i zawołał do tyłu: – Budź się, młody!Artur, który w proteście przeciw zmianie trasy udawał, że śpi, westchnął głośnoi zażartował:– Już niedziela?Przyjaciele roześmiali się gromko. Rozumieli się bez słów. Każdy głupi żart, kaprys,problem. Byli najlepszymi przyjaciółmi, znali się niemal jak kochankowie. Trzy wspólne lataw Szkole Głównej Handlowej, rok na wymianie na Uniwersytecie w Sussex oraz wizyty nauczelniach w Chinach i Brazylii wzmocniły więzi przyjaźni i stanowiły solidny fundament naprzyszłość.– Dlaczego nie jedziemy przez Międzyzdroje? – zaprotestował Artur.– Chcesz spotkać mojego starego? – odparł Michał.Artur spojrzał w okno. Ojciec Michała nie przepadał za nim i chłopak chyba zdawał sobiez tego sprawę, choć udawał, że się tym nie przejmuje.– Aaa, zapomniałem. – Pokiwał głową. – Szkoda. Tamtejsze dziewczyny…– Powinieneś raczej spieszyć się do Grodna.Znów ten porozumiewawczy śmiech. Tak, powinniśmy spieszyć się do dziewczynz Grodna. Tam nie będzie żadnych niedopowiedzeń, niepotrzebnych fochów, min i wybiegów.Jasna, prosta sytuacja. Słono zapłacili za ogień, który ich czekał. Ale warto było.– Ciekawe, co tym razem przygotowała nam Sonia? – Paweł pociągnął porządny łykz butli. – Ją też bym chętnie przeleciał.– A kogo ty byś nie przeleciał – zadrwił Artur i klepnął przyjaciela w kark. – Pamiętasz tępaskudę z akademika?– To nie byłem ja…– No tak, zapomniałem, że po drugiej butelce przechodzisz w trzeci wymiar…Michał pokręcił głową z zadumą. Ktoś, kto wymyślił mu życie, naprawdę powiniendostać medal. Miał najwspanialszych przyjaciół na świecie, najpiękniejszą dziewczynę podsłońcem, świetnego staruszka z otwartym na wszystkie zachcianki portfelem, kasę i wielkąprzyszłość. Stała przed nim otworem, rozwierała ramiona, czekała na niego. Tyle dróg dowyboru. Tyle możliwości.Świetne życie.Jak to powiedziała ta wróżka w Chinach? „Czeka cię życie pełne wrażeń, tylko takie sięliczy”.Wrażenia.A tych dzisiejszego wieczoru nie zabraknie. Już Sonia się o to postara. Jeszcze nigdy sięna niej nie zawiedli. Dziewczyny zawsze spełniały wszystkie zachcianki, były piękne, niezwykłe,cudowne. I wcale nie przypominały kurewek. Normalne laski, tyle że z załadowanym domózgów odpowiednim oprogramowaniem. Żadnych narzekań, wykonywanie poleceń bezmrugnięcia okiem, wieczny uśmiech na pięknych buziach i sterczące cycki. Nie zmuszały się,były chętne i radośnie uczynne. Inicjatywa własna mile widziana, podobnie jak nieudawaneorgazmy. Miejcie z tego trochę przyjemności. Wasi klienci są tego warci. Są bogaci, zadbani,czyści, nawet jeśli starsi, to na szczycie drabiny społecznej. A z takimi jak Michał i jegoprzyjaciele… Sama przyjemność.Michał popatrzył po przyjaciołach. Smukłe, umięśnione, opalone ciała. Sympatycznetwarze nigdy niepoddane ekstremalnym próbom, które zostawiają rysy w oczach i charakterze.Silni, wspaniali, władczy. Przyszli panowie świata.Z takimi to naprawdę sama przyjemność.Nawet dla takich cudownych kobiet jak one.Gwiazdy. Były prawdziwymi gwiazdami.– Może dziś będę miał przyszłą królową sceny? – westchnął teatralnie Artur.– Dzieciaki ci nie uwierzą, jak opowiesz, kogo w młodości posuwałeś.– Nie zamierzam mieć dzieci.– Dzieci to tylko problemy, prawda, Hades?Hades, ksywka Michała od dnia, gdy zdobył tytuł króla nocy klubu Hades. Mimo żekojarzyła mu się tylko z dobrymi rzeczami, nie lubił jej. Może dlatego, że w przeciwieństwie doprzyjaciół był zadeklarowanym optymistą. Nawet gdy się waliło i paliło, on dostrzegał blasksłońca, światełko w mroku.„Nie poddawaj się, nie jesteś słabeuszem, zawsze walcz do końca” – tak mawiał jegoojciec.Hades. Naprawdę kiepska ksywka dla niego.Wtedy, tamtego wieczoru w Hadesie, poznał Łucję. Łucję o pięknym imieniu i jeszczewspanialszym ciele, włosach jak marzenie, rozkoszy wymalowanej na twarzy. Kobietę, z którąkażdy normalny facet… chciałby mieć dzieci.Tak, on zupełnie poważnie o tym myślał.Myślał o dzieciach z Łucją.– Co tam, Hades? Masz odpowiednie zabezpieczenie? – Artur pomachał mu paczkąprezerwatyw przed nosem. – Wszystkie kolory tęczy i na deser wielka czerń. Big Daddy, jakpseudonim tego słynnego boksera. Chciałbyś mieć taką pałę, co nie…?Nie słuchał ich. Wyłączył się. Mógłby teraz przymknąć oczy i byłby tylko on, wiatr,morsko-leśny zapach wczesnej jesieni, powoli wpadające w żółć i czerwień kolory liści…I Łucja. Jej wspaniała, roześmiana buzia. Ta jedyna. Ciekawe, jak zareagują przyjaciele, gdy imo tym powie? Gdy wyjawi, że w końcu się zdecydował. Że to właśnie ona, ta jedyna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]